Dowody rzeczowe

Czułość i Wolność

1. Kiedy pierwszy raz rzucił we mnie jakimś przedmiotem (chyba to był widelec), nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Ale potem zachowałam kilka owoców, którymi rzucił we mnie z całej siły, kiedy prosiłam go o zmianę zachowania wobec mnie (…). Stojąc za mną, sączył: „Ty kurwo", „Spierdalaj, szmato".

2. Sówka – to jest naszyjnik, który dostałam od narzeczonego. Nosiłam ją niemal przez cały czas, potem wisiała na oknie w moim pokoju, więc musiała widzieć wszystko. Jak mnie wyzywał, dręczył, gwałcił, dusił na podłodze do nieprzytomności. Może nawet miałam ją wtedy na szyi

3. Na wiadomość, że planuję wyjazd do innego miasta na imprezę artystyczną (proponuję, żebyśmy pojechali razem), mąż uderza mnie rękami po głowie, popycha. Upadam na podłogę. Zaczyna kopać mnie leżącą twardymi butami. Udaje mi się uciec. Mam całe ciało w siniakach.

Zasuszone jabłko, naszyjnik z sówką i czarne męskie buty to przedmioty przesłane przez kobiety wraz z krótkimi, anonimowymi opisami do tworzonego przez artystki Laurę Stašane i Janę Jacukę Muzeum Dowodów Rzeczowych – zbioru obiektów, które często jako jedyne widziały przemoc, ale na zawsze już pozostaną jej milczącymi świadkami.

Łotyszki poprosiły o nie przed wystawą – podobne urządziły w Rydze i Tallinie – którą przygotowywały w Warszawie przy okazji festiwalu Baltic Transfer organizowanego przez TR Warszawa. „Jeśli jakiś przedmiot kojarzy Wam się z przypadkami przemocy w rodzinie lub w związku, przekażcie go nam wraz z Waszą historią, a włączymy go do zbiorów Muzeum" – pisały. Dla ofiar to rzeczy o wielkim znaczeniu, dla policji czy sądu – bezużyteczne, bez szans, by zostały uznane za dowód w sprawie.

Niewinne pudełko zapałek

Poznały się dwa lata temu. Był to moment, kiedy Jacuka pracowała nad performance’em „Rutyna strachu", opowiadającym o przemocy, której doświadczyła w domu rodzinnym jako mała dziewczynka.

Zaprzyjaźniły się, spektakl dokończyły wspólnie. Po premierze odezwało się do nich wiele kobiet. – Pisały, że dobrze rozumieją, co mnie spotkało, bo mają za sobą podobne doświadczenia. Opowieści o biciu, psychicznym znęcaniu się czy wykorzystaniu seksualnym było mnóstwo. Zrozumiałyśmy, że Łotyszki, które ich doznają, nie mają przestrzeni, by podzielić się bólem, i że nie możemy ich z nim zostawić – opowiada Jana Jacuka.

Twórczynie musiały mieć jednak pewność, że forma opowiedzenia o nadużyciach da kobietom poczucie anonimowości i bezpieczeństwa. Dlatego postanowiły, że to przedmioty będą mówić w ich imieniu.

Laura Stašane: – Od samego początku idea była taka, by zebrać jak najwięcej głosów. Chciałyśmy pokazać, że przemoc to problem powszechny, ale milczenie wokół niego sprawia, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo. Poza tym wybrałyśmy rzeczy też ze względów praktycznych – łatwiej pracować i podróżować z setką przedmiotów niż z setką kobiet. Dzięki temu udało się żadnej historii nie pominąć.

Choć dla wielu kobiet nie było oczywiste, że ich opowieść się liczy.

– Niektóre mówiły nam: „Nie mogę być częścią projektu, bo nie doznawałam przemocy, mąż nigdy mnie nie bił. Tylko podduszał". Nie wiedziały, że to, co działo się w ich relacji, było przemocą, więc nie uznawały siebie za ofiary – opowiada Stašane.

Rzeczy są nieodłącznymi elementami historii. Umieszczenie na wystawie przedmiotów nadesłanych przez ofiary nadużyć pozwoliło, zdaniem twórczyń, nadać im nowe znaczenie i wartość. – Widzisz pudełko zapałek, jakie większość z nas ma w domu – mówi Laura. – Nagle czytasz, że wsadzanie zapałki w zamek było sposobem przemocowego ojca na zamknięcie ze sobą dzieci, gdy wyrzucał ich matkę z domu w podartej koszuli na klatkę.

Przez zapałki nie mogła włożyć klucza i wrócić do środka. To, że leżą w Muzeum Dowodów Rzeczowych, powoduje, że patrzysz na nie zupełnie innym okiem. Przestają być po prostu niewinnym pudełkiem zapałek.

Osiem bez cenzury

Zdjęcia do polskiej edycji MDR wykonały Agata Grzybowska i Małgorzata Białobrzycka. Przedmioty można było oglądać w prywatnym mieszkaniu w Warszawie – w mieszkaniu, bo to, co łączy historie przemocy, to właśnie dom. Większość opowieści dotyczyła relacji rodzinnych i partnerskich, twórczynie zdecydowały, że przestrzeń prywatna lepiej odda sedno problemu niż umieszczenie przesłanych obiektów w muzeum czy pracowni.

– Te przedmioty – opowiada Laura Stašane – towarzyszą kobietom w codziennym życiu, w domu, przestrzeni, w której toczy się codzienne życie, a równolegle z nim trwa przemoc. Te dwie sfery są ze sobą mocno związane, nieodłączne. Miejscem wystawy chciałyśmy to podkreślić.

W tej nietypowej kolekcji, na którą składają się przedmioty wysłane pomysłodawczyniom wystawy przez Polki, Finki i Łotyszki, są te bezpośrednio związane z aktem przemocy, której doznały: noże, nożyczki, tłuczek do mięsa czy potłuczone filiżanki – jak ta, którą przekazała kobieta będąca 20 lat po ślubie. Gdy zeszła na kawę do kuchni, gdzie mąż jadł śniadanie, najpierw zamknęła okno, bo było jej zimno. Usłyszała wtedy: „Co robisz, kurwo". Podobnych zdań padło wtedy kilka, aż mężczyzna rzucił w nią z całej siły kubkiem z herbatą.

Są też i te mniej oczywiste, np. smycz dla psa, którego jedna z kobiet zaadoptowała na początku studiów. Wydawało się jej, że Soja boi się mężczyzn. Ale z czasem się okazało, że przeraża ją tylko jeden – partner kobiety, który potrafił podczas kłótni kopnąć suczkę tak mocno, że przelatywała na drugi koniec pokoju.

Jest też kępka włosów od kobiety, która jako dziewczynka była szarpana za włosy przez macochę za najdrobniejsze przewinienie, choćby niewstawienie wody w czajniku. Ta, zaplatając później dziecku warkocze, pytała, skąd ma te łyse miejsca na głowie.

Jana Jacuka: – Wiele wyborów było dla nas zaskoczeniem. Nie narzucałyśmy, jaki przedmiot najlepiej wysłać, chciałyśmy, żeby kobiety same zdecydowały, który jest dla nich ważny i co chcą przez niego powiedzieć. Nie miałyśmy oczekiwań, więc każdy przyjmowałyśmy z ekscytacją. Jeśli któraś z kobiet poprosiła, by w jej imieniu przemówiła łza, przygotowałyśmy ją na wystawę. Jeśli dla którejś symbolem przemocy miała być cyfra osiem, bo wiąże się na wiele sposobów z jej relacją, dołączałyśmy cyfrę osiem, świadome, że dziewczyna do dziś na jej widok dostaje ataków paniki. Żadnej z nadesłanych rzeczy nie cenzurowałyśmy.

Za żadne skarby

Twórczynie wystawy podkreślają, że głównym celem Muzeum Dowodów Rzeczowych było przełamanie milczenia na temat przemocy domowej, które niestety w Łotwie trzyma się mocno i wciąż uważane jest za „złoto". Tam rozmowy na ten temat nie są żadną oczywistością, a zdaniem wielu problem powinien zostać rozwiązany w rodzinie.

Jana: – Kiedy zaprosiłyśmy kobiety do udziału w wystawie, wiele z nich było zszokowanych, że tyle ich znajomych ma za sobą podobne doświadczenia, mówiły: „O matko, ciebie też to spotkało?". A tabu powoduje, że jesteśmy z tym, co nas dotyka, osamotnione, mamy poczucie, że skoro nikt głośno o biciu nie mówi, my też nie powinnyśmy.

Laura: – W naszym kraju statystycznie co trzecia kobieta choć raz w życiu doświadczyła jakiegoś rodzaju przemocy, gdzie więc są? Nie znamy ofiar, nie ma ich w debacie. Zwykle, jeśli już podejmuje się temat w mediach, głos zabierają specjaliści, kobiety rzadko mają okazję mówić same za siebie.

Dlatego Łotyszki, pracując nad wystawą, miały obawę, że będą ją oglądać przede wszystkim ofiary – w rozmowie z nami obie starają się używać zwrotu, który coraz częściej pojawia się w debacie w Stanach: ocalałe. Co je jednak pozytywnie zaskoczyło, we wszystkich trzech miastach przychodziło zarówno wiele par, jak i mężczyzn. Jeden z nich, znajomy Jany, zajrzał na wystawę po koleżeńsku. Ale oglądanie dowodów rzeczowych nim wstrząsnęło. – Zrozumiał, że on sam zrobił coś złego dziewczynie, z którą kiedyś był. Nigdy dotąd nie myślał, że to była przemoc, ale na wystawie to do niego dotarło, trząsł się, kiedy z nami rozmawiał. „Nie wiedziałem, że ją tym skrzywdziłem", powtarzał, aż postanowił ją odnaleźć i ją przeprosić. Chodziło o wywarcie presji, by zrobiła aborcję – opowiada Jana.

Inny mężczyzna przychodził na wystawę w Rydze codziennie przez trzy dni. Artystki zakładały, że to sprawca. Ale gdy podszedł do nich, żeby porozmawiać, okazało się, że jako dziecko był molestowany przez bliską osobę. Zobaczyły inną perspektywę. Laura: – Ciągle jesteśmy w Łotwie tradycyjnym społeczeństwem, w którym mężczyzna za żadne skarby nie powie, że spotkało go coś podobnego. Tak zrozumiałyśmy, że wystawa to okazja, by przemówili też i oni. A jeśli kobiety wstydzą się tego, co je spotkało, to jak bardzo w patriarchalnym porządku muszą wstydzić się nasi ojcowie, bracia, przyjaciele?

Ten sam schemat

Mężczyzna, który doświadczył molestowania, przysłał twórczyniom swoją historię na organizowany przy okazji wystaw maraton czytania. Zależało mu, by opowieść została przeczytana, bo jak mówił, skutki przemocy są tak samo traumatyczne bez względu na płeć.

Maratony w każdym kraju wyglądały nieco inaczej. W Rydze 18 kobiet czytało historie przemocy przed 24 godziny bez przerwy. Twórczynie chciały w ten sposób poświęcić jeden dzień na „przełamywanie ciszy", jak mówi Jana. Transmisja z wydarzenia była prowadzona też online, kto chciał, mógł dołączyć w każdej chwili. A żeby było bezpiecznie, opowieści kobiet czytane były także przez te, które nie doświadczyły przemocy. Uczestniczki zamieniały się zapisanymi historiami, co zapewniało im wzajemnie ochronę i uniemożliwiało identyfikację. W sali były matki, siostry czy koleżanki mogące wesprzeć ofiary swoją obecnością, mówić w ich imieniu. Jacuka: – Zaprosiłyśmy je też dlatego, że skoro o naszych doświadczeniach powinnyśmy więcej mówić, by się lepiej wspierać, częściej powinnyśmy siebie też wzajemnie słuchać.

Po wystawie i czytaniu tekstów Łotyszki dostały wiele podziękowań, szczególnie od kobiet, które przysłały im obiekty na wystawę. Dla niektórych był to pierwszy raz, kiedy ujawniły swoją historię. Jana: – Wiele z nich mówiło, że było to dla nich doświadczenie terapeutyczne. Jedna z kobiet, które przekazały nam przedmioty, powiedziała, że pozbywając się tej rzeczy z domu, zamyka pewien etap, może być już spokojna. Inna – że dzięki temu, iż zobaczyła przedmioty innych kobiet, nie czuje się tak źle z tym, co ją spotkało. Wie, że nie jest jedyna.

– Ciekawe też – dodaje Stašane – że choć wystawy organizowałyśmy w trzech odległych od siebie miejscach Europy, wyraźnie widziałyśmy, że mechanizmy przemocy wszędzie są takie same. Ofiary czują się winne, wstydzą się mówić, a jak wynika z ich historii, sprawcy w wielu przypadkach powtarzają ten sam argument na swoją obronę: biłem, bo mnie prowokowałaś.

Broszura na pamiątkę

Wiele osób pytało artystki, dlaczego łączą sztukę ze społeczną tematyką, mało tego – tak drastyczną. Ale jak wyjaśnia Laura Stašane, po pierwsze, tematem sztuki może być wszystko i każdy twórca decyduje sam, bez ograniczeń. Po drugie, to dobry moment, żeby się zastanowić, jak poprzez sztukę można pomóc.

Poza tym, co zauważyły Łotyszki, fakt, że temat przemocy włożony zostaje w artystyczne ramy, tworzy bezpieczną przestrzeń dla osób, której jej doświadczyły. Choćby dla anonimowej kobiety, która w Warszawie niby od niechcenia wzięła leżącą w mieszkaniu broszurę z informacjami, gdzie ofiara przemocy domowej może udać się po pomoc. Laura: – Mógł to być dla niej pretekst: skoro broszura jest elementem wystawy, nikt nie posądzi jej o bycie ofiarą, może przecież zabrać ją jako pamiątkę.

Po trzecie, wystawa ma szansę przyciągnąć widza, który być może poza przestrzenią muzealną na temat przemocy nie zwróciłby uwagi. Jacuka: – A jeśli opuszczając wystawę, wyjdzie z wrażeniem artystycznym, ale i większą wiedzą, jest nadzieja, że gdy w przyszłości zetknie się z tematem, odpowiednio zareaguje.

Muzeum Dowodów Rzeczowych w ostatnich miesiącach otrzymało zaproszenia do kolejnych miast Europy, ale organizowanie wystaw skutecznie ogranicza pandemia. Nie znaczy to, że to koniec projektu. Twórczynie właśnie zdigitalizowały przedmioty. Można je obejrzeć na stronie www.evidencemuseum.com, ale i dosyłać własne.

Więcej informacji na stronie fundacji Feminoteka

Zdjęcia powstałe we współpracy z Muzeum Dowodów Rzeczowych są częścią działań Feminoteki przy okazji ogólnopolskiej kampanii „16 dni działań przeciwko przemocy ze względu na płeć", która zaczyna się 25 listopada i kończy 10 grudnia.

Jeśli potrzebujesz pomocy, zadzwoń:

• Feminoteka 888 88 33 88

• Niebieska Linia 800 120 002

 

 

Autorka: Paula Szewczyk

Zdjęcia z wystawy dokumentalnej 'Physical Evidence Museum'

Fot. Małgorzata Białobrzycka i Agata Grzybowska

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 25 listopada 2021 r.