Mam jajniki, więc menstruuję. Chociaż kobietą nie jestem
Grzegorz: - Obserwuję, że większość osób podchodzi do menstruacji jako do czegoś, co związane jest z ich płcią, a nie ciałem.
Agnieszka Urazińska: No bo ciężko uniknąć takich skojarzeń.
- Fakt, przypisujemy menstruację kobietom. Niektóre osoby transpłciowe mają z miesiączką potężny problem. A ja to tłumaczę tak: mam oczy, więc patrzę, mam uszy, więc słyszę, mam jajniki – więc menstruuję. Choć mam na imię Grzegorz. Ale spójrz, z cielesnego punktu widzenia osoby przeżywają menstruację dlatego, że mają jajniki i pochwę, a nie dlatego, że są kobietami.
Zazwyczaj jedno idzie w parze z drugim.
- No ale są osoby – na przykład ja - u których odczuwanie własnej płci jest inne niż płeć przypisana nam po porodzie, na podstawie widocznych genitaliów.
Zdefiniowałeś mi transpłciowość?
- Jeśli nie zaczniemy od definicji, to cała reszta może być zbyt skomplikowana.
Nie irytuje cię, gdy musisz to ludziom tłumaczyć?
- Na ulicy nie musimy widzieć, co ktoś ma w gaciach, czy z kim chciałby spać. Wystarczy imię i wiedza, jak odmieniać czasowniki.
Ale o tych intymnych kwestiach też mówisz.
- Bo mam przekonanie, że nietolerancja często wynika z tego, że ludzie nie wiedzą. Czasem nie wiedzą, jak spytać, nie mają ochoty albo okazji. A jeśli nie wiedzą, to nie rozumieją. Z niezrozumienia wychodzą uprzedzenia. I wychodzi na to, że ktoś woli osoby transpłciowe uważać za dziwadła. Albo chcą nas „z tego” wyleczyć, choć są już twarde badania naukowe, które udowadniają, że tożsamości płciowej nie można zmienić. Podobnie jak orientacji. Jest nam przypisana – jak kolor oczu albo włosów. Edukacja jest ludziom bardzo potrzebna. Także w tym zakresie. Jestem na takim etapie swojego życia, że uwielbiam tłumaczyć.
Co na przykład?
- Skomplikowaną kwestię podążania za tożsamością płciową. Bo to nie jest oczywiste, że każda osoba transpłciowa dąży do tranzycji, czyli korekty płci. Decydują się na nią głównie ci, którzy odczuwają dysforię płciową – czyli cierpienie związane z tym, że cielesne atrybuty nie odpowiadają tożsamości. Na przykład piersi, których transmężczyzna może nie akceptować. Są jednak sytuacje, gdy wystarczy kuracja hormonalna, która sprawi, że obniży się głos, czy pojawi zarost, i osoba transpłciowa nie potrzebuje większej korekty. Jest też niebinarność, gdy osoba nie ma jednoznacznej tożsamości. Na przykład nie utożsamia się z żadną płcią. Albo płynnie przenika z jednej do drugiej, w zależności od sytuacji albo w różnym natężeniu. Wtedy wygląd, imię albo sposób mówienia o sobie mogą nie korespondować z tym, co społecznie akceptowalne.
Można się pogubić.
- Gubią się wszyscy. Nawet w naszym środowisku, osób transpłciowych, mamy problem ze zrozumieniem tych kwestii. Dlatego ja się wcale nie dziwię, że osoby cispłciowe - czyli te, u których nie ma sprzeczności między płcią przypisaną po narodzinach a tożsamością – mają potężny problem z ogarnięciem tematu. Nawet się specjalnie nie dziwię. Ty też miałaś mętlik przed rozmową ze mną?
Miałam wątpliwości dotyczące terminu transmężczyzna, ale głupio mi było pytać, więc sprawdziłam w necie.
- To nie jest wiedza powszechna. Ludziom często się myli, kim jest transmężczyzna, a kim transkobieta. No to wyjaśniam tak, żeby nie było wątpliwości. Po urodzinach przypisano mi płeć kobiecą na podstawie widocznych genitaliów. Ale nie po to robię sobie zastrzyki w tyłek z testosteronem, żeby ktokolwiek mówił o mnie określeniami, które dotyczą kobiet, dziewczyn. Jestem transmężczyzną. I odwrotnie. Ludzie boją się pytać, nie wiedzą, jak to robić. Niektóre osoby transpłciowe czują się zakłopotane i nie mają ochoty wciąż tłumaczyć się ze swoich intymnych spraw.
Ty nie masz problemu, że mówisz o sobie?
- Jestem na takim etapie, że edukowanie i tłumaczenie jest moją misją. Może kiedyś to się zmieni. Teraz robię to nie tylko dlatego, żeby nas większość zrozumiała. Głównym celem jest pomoc osobom transpłciowym. Sama widzisz, że zagadnienie jest skomplikowane, więc wyobraź sobie, że dotyczy ciebie. Nie wiesz, jak zdefiniować to, czego doświadczasz. Czujesz w sobie brak zgody. Boisz się, że to coś złego. Myślisz – coś ze mną nie tak. Taka osoba może się czuć bardzo wycofana, zagubiona. Gdy na dodatek doświadcza dysforii, może bardzo cierpieć. A wiedza o transpłciowości jest w Polsce bardzo niska. Nie mamy w szkołach edukacji seksualnej. Zdarza się, że gdy osoba transpłciowa się wyautuje, rodzice dzwonią po egzorcystę, żeby wypędził złego ducha.
Jak było u ciebie?
- Miałem dużo szczęścia, bo rodzice byli wspierający. Ale moja droga też była wyboista. Kiedy byłem w klasie maturalnej, na arenie politycznej pojawiła się Anna Grodzka. Czułem, że ta kwestia może mnie dotyczyć. Dużo czytałem. Artykuły podsuwałem też rodzicom i pytałem, co sądzą o takim zjawisku.
Przygotowywałeś ich?
- Skąd. Sam jeszcze nie wiedziałem. Ale przy okazji na pewno w jakiś sposób poszerzałem ich horyzonty. Postanowiłem dać sobie czas, przejść przez studia i później decydować. Wszedłem w hiperkobiecość – nosiłem sukienki, gorsety, ostry makijaż. Jedna biegła sądowa wpisała mi w opinii sądowej - która była potrzebna do uzgodnienia danych na drodze sądowej, tak aby były zgodne z tożsamością płciową - że to był okres, gdy wyglądałem jak Yennefer z Wiedźmina. Przeszedłem też okres transfobii, gdy jednocześnie kwestionowałem istnienie transpłciowości i krytykowałem osoby transpłciowe. Chciałem chyba wierzyć, że to jest wymysł internetu i że mnie nie dotyczy. Bardzo dobrze wiem, jak w takich sytuacjach potrzebne są rozmowy i zrozumienie tematu. Gdy powiedziałem rodzicom, że postanowiłem dokonać tranzycji, miałem 25 lat.
I postanowiłeś dostosować swój wygląd i dane do tożsamości płciowej.
- Tak właśnie powinno się to określać. Nie pytałem rodziców o zdanie, ja ich informowałem. Mama powiedziała później, że to trochę tak, jakby elementy układanki wreszcie się do siebie dopasowały. I jeszcze, że imię, które wybrałem, łatwiej jej będzie zaakceptować, bo też ma sporo „r”, tak jak to, które nosiłem od narodzin.
Jakie to było imię?
- Na to pytanie się nie odpowiada, to jest „dead name”. Zamykamy stary rozdział. Przypominanie tego imienia służy do podważania transpłciowości. Czasem ktoś używa go celowo, żeby obrazić osobę transpłciową.
Osoba – często powtarzasz to słowo. Gdy skontaktowałam się z Fundacją Tras Fuzja, bo szukałam bohatera rozmowy, powitał mnie komunikat „Witaj, osobo”.
- Kochamy to słowo. Nic nie narzuca, daje wolność.
Poczułeś się wolny, gdy zacząłeś podążać za swoją płcią?
- Wiele rzeczy zrozumiałem. Niektóre transpłciowe osoby wiedzą od dziecka, że ciało do nich nie pasuje. Inni pojmują to jako 40-latkowie. A ja zdałem sobie sprawę, dlaczego tak źle czułem się ze swoimi piersiami. Nie lubiłem, gdy ktoś ich dotykał. W sytuacjach intymnych ledwo potrafiłem to ukryć. Pamiętam, że pytałem nawet koleżanek, czy im to sprawia przyjemność. Śmiały się, że jestem chyba jedyną znaną im kobietą, która tego nie lubi. Teraz wiem, że to była dysforia płciowa. Bo ja kobietą nie byłem.
Ale menstruację miałeś.
- I to długo. Często jest tak, że gdy transmężczyzna zaczyna brać hormony, miesiączka zanika. Ja przyjmowałem je osiem miesięcy, a wciąż miałem menstruację. Wiem, że dla niektórych osób transpłciowych to jest potężny dyskomfort. Jak ci już mówiłem, ja tych problemów unikałem, bo tłumaczyłem sobie po prostu, że okres w żaden sposób nie definiuje mojej płci. Jest wynikiem tego, że posiadam określone narządy. I tyle. Z menstruacją osób transpłciowych są związane problemy, które mało komu przychodzą do głowy.
Pewnie chodzi o korzystanie z publicznych toalet.
- Z tym może się wiązać wiele problemów. To osoba transpłciowa decyduje, w którym momencie zmieni znaczek. Dochodzi do drastycznych sytuacji, gdy transmężczyzna zostanie „zdemaskowany” w męskiej toalecie i może doświadczyć agresji – wiem o skrajnych przypadkach, gdy dokonywano tzw. gwałtów naprawczych. Żeby w brutalny sposób udowodnić transmężczyźnie, że tak naprawdę jest kobietą. Takie sytuacje to skrajność, ale też trzeba o tym mówić. A na co dzień problemy mamy techniczne, czasem zabawne.
Jak zmienić tampon w męskiej toalecie?
- Żebyś wiedziała, jakie to wyzwanie! Pewnie nie zwracasz uwagi, że przy otwieraniu podpaski albo tamponu pojawia się charakterystyczny dźwięk. Jakby ktoś otwierał paczkę chipsów.
Albo prezerwatywy.
- Prawda. O tym nie pomyślałem. Za to, rzeczywiście, zdarzały się – i innym, i mnie także – takie momenty konsternacji, a później zdziwione spojrzenia innych facetów. Można oczywiście korzystać z kubeczka menstruacyjnego, ale weź taki umyj w publicznej męskiej toalecie. Do damskiej z męskim już wyglądem też by było ciężko wejść. Wiesz, jaki my z tym mamy największy problem?
Cispłciowi pojęcia nie mają, z czym się mierzycie?
- To też. I jest nas mniej. A zatem – i to właśnie ten problem – jesteśmy pomijani. W wielu aspektach. Także przy okazji menstruacji. A to nieprawda, że menstruują tylko kobiety. Transmężczyźni, transmężczyźni przed terapią hormonalną lub ci z niewyciętymi narządami wewnętrznymi, którzy przerwali terapię hormonalną testosteronem - z brodą, niskim głosem – wchodzą do męskiej toalety, żeby zmienić tampon. Wyobraź sobie, że jest spora grupa osób, które nie decydują się na wycięcie narządów wewnętrznych lub na operację na genitaliach i z różnych powodów przestają brać testosteron. U nich okres wraca. Mają wygląd mężczyzny, ale mogą zajść w ciążę. Wciąż menstruują. Menstruacja nie jest jedynym problemem osób transpłciowych, ale z tym akurat sporo można zrobić.
Nie traktować jej jak przywilej kobiet?
- No właśnie! Nie mówmy – jesteś kobietą, więc masz okres. Bo transmężczyźni też miesiączkują. Bo są kobiety bezpłodne i bez miesiączki. Albo po menopauzie. Utożsamiając uparcie kobiecość z menstruacją, robimy im przykrość.
Od czego byś zaczął?
- W Stanach Zjednoczonych była już chyba nawet reklama podpasek albo tamponów, gdzie oprócz kobiet był na plakacie mężczyzna. U nas na to jeszcze dużo za wcześnie. Ale może można się zastanowić nad słowem. Żeby nie traktować menstruacji jako coś wyłącznie kobiecego. To może ułatwić życie wielu osobom. A „osoba menstruująca” to nie brzmi źle, prawda?