Bycie solo nie jest czymś, z czego musimy się tłumaczyć. Chcemy same spędzić święta czy wyjechać na urlop - nie ma w tym nic złego

Czułość i Wolność

Jak rozumieć pojęcie solo?

JOASIA: Solo jest dla nas pojęciem bardzo szerokim i nie chodzi tylko o bycie singielką. Mówimy o wszystkich dziewczynach – o tych, które są solo mamami, seniorkami, i tych, które są w związkach, ale chcą robić rzeczy solo – takich, które chcą znaleźć przestrzeń tylko dla siebie i np. samodzielnie podróżować. To jest dla nas bardzo znaczące, bo kobieta sama w podróży wzbudza emocje po każdej ze stron: po stronie świata, z którego wyjeżdża, i tego, do którego przyjeżdża. Bycie kobietą w związku czy mężatką z dziećmi, która podróżuje solo, jest nadal dosyć kontrowersyjne. To pojęcie znaczy dla nas wszystko to, co wiąże się z chęcią robienia czegoś samej niezależnie od swojej sytuacji prywatnej czy ekonomicznej.

Skąd pomysł na projekt Solo Jolo?

ANIA: Pomysł wziął się z wielogodzinnych rozmów o nas, o naszych wyjazdach, naszym życiu. Zrodził się też z wielu pytań, z którymi spotykałyśmy się bardzo często, gdy szykowałyśmy się do kolejnej wyprawy. Uznałyśmy, że dobrze stworzyć społeczność, w której mogłybyśmy wymieniać się wiedzą, doświadczeniem i wspierać. Uważamy, że wspieranie kobiet – bo z myślą o nich powstała ta przestrzeń – jest bardzo ważne. Możliwość skontaktowania kobiet, które dopiero zaczynają swoją przygodę w samodzielnych projektach, z tymi, które już mają w nich doświadczenia, jest inspirująca i wzmacniająca. Mój osobisty krąg kobiet jest w moim życiu nie do przecenienia.

Solo Jolo to grupa wsparcia, przestrzeń, która dodaje odwagi?

ANIA: Dokładnie. To ma być przestrzeń wzajemnej inspiracji, motywacji. Naszym celem jest również odczarowanie zjawiska czy stanu solo, czyli tej pojedynczości. Nie chcemy jej idealizować, ale zależy nam, by ją jednak odstygmatyzować, bo mamy poczucie, że jest związane z tym pewne społeczne odium.

JOASIA: Ważne, by mówić o byciu solo w ogóle. Bo w byciu samej nakładają się różne warstwy pojedynczości: społeczne, osobiste, finansowe. Zakładając tę inicjatywę, miałyśmy pomysł, by o tym mówić i zamieniać to w teksty, zjawiska, pytania, a potem spotkania i warsztaty. Chcemy to wszystko móc przełożyć, a może nawet zbiorowo przetrawić i przepracować.Najważniejsze jest tworzenie wspólnoty, kręgu, pokazując skalę zjawiska – jak wiele jest osób, które mają tak samo jak ja. W Polsce żyje solo około 30 proc. społeczeństwa.

Zaczęłyśmy w pandemii od zbierania i publikacji tekstów z wyjazdów solo i z doświadczeń kobiet, by inspirować i dodawać innym odwagi. Prowadzimy spotkania dla kobiet o podróżowaniu w pojedynkę. W styczniu zorganizowałyśmy debatę o singielkach z punktu widzenia badaczek, antropolożek, którymi jesteśmy.

Solo w powszechnym rozumieniu bywa stygmatyzujące. Jak odczarować to pojęcie?

JOASIA: Samotność bywa jeszcze bardziej stygmatyzująca. Tak to wygląda na poziomie języka. Nam chodzi o to, by nie wartościować. Bycie solo nie jest czymś, z czego musimy się tłumaczyć. Chcemy same spędzić święta czy wyjechać na urlop – nie ma w tym nic złego. Solo wcale nie oznacza, że jest ci smutno, że trzeba cię pocieszyć czy znaleźć ci towarzystwo. Jest to domyślnie wartościowany stan, bo np. gdy sama idziesz na wesele, to ludzi to zaciekawia, dziwi, każdy próbuje dotrzymać ci towarzystwa. Jakby z automatu nikt nie myśli o tym, że mogłaś tak wybrać, przyjść i dobrze się bawić.

ANIA: Właśnie dlatego dzielimy się historiami i doświadczeniami różnych kobiet i nas samych. Opowiadamy o tym, jak po wielkim miłosnym zawodzie nauczyłam się (i pokochałam!) sama chodzić do kina, a także o tym, jak Asia wyjechała w pojedynkę na roczne stypendium do Indonezji, nigdy wcześniej nie będąc w Azji – te opowieści obejmują pełne spektrum zaawansowania wyczynów w pojedynkę, wiążące się z tym trudności, wyzwania, ale i nagrody, takie jak satysfakcja, odkrycie nowych wrażeń czy podbudowane zaufanie do samej siebie. Ważne, by poczuć się ze swoim solo – choćby to właśnie miało być wyjście w pojedynkę do kina czy na kolację – wygodnie. Chcemy, by kobiety zaczęły inaczej patrzeć na bycie solo – że to jest taki stan jak każdy inny, a potrzeba bycia z kimś jest na równi z potrzebą bycia samej.

Słowo „samotność" jest negatywnie nacechowane. Chodzi bardziej o samotność czy samodzielność?

ANIA: Chcemy mówić o samodzielności, pojedynczości. Taka sfera emocji, którą nazywamy samotnością, jest tylko jedną z opcji. Można być solo i nie być samotną, ale też można być z kimś i odczuwać samotność. Nie stawiamy znaku równości między tymi słowami. Są one oczywiście ze sobą związane i mówimy też o momentach trudnych, kiedy pojedynczość wydaje się ciężarem. Takie momenty się zdarzają i to jest zupełnie normalne. Bycie w pojedynkę nie oznacza jednak, że trzeba nas żałować i życzyć nam towarzystwa.

JOASIA: Zauważyłam, że gdy jest mowa o samodzielnej podróży, np. rejsie solo, mówi się o „samotnej podróży". I to jest od razu wartościowane. Tymczasem to wcale nie oznacza, że kobieta pływająca samodzielnie po Atlantyku czuła się samotna. Może to był właśnie ten moment, kiedy była najmniej samotna w życiu.

Jak zaczęły się wasze samodzielne przygody? Zaczęło się od podróży?

ANIA: Od rozmów o podróżach zaczął tlić się ten projekt. U mnie zaczęło się od tego, że wyjeżdżałam sama. Czasem dołączałam do jakiejś większej grupy. Były również wyjazdy w pojedynkę po Polsce i związane z nimi trudności, jak np. wynajem kwatery na jedną noc dla jednej osoby w Łebie – to wcale nie było proste i wymagało tłumaczenia się.

Solo zaczęło występować też na innych poziomach, od samodzielnego prowadzenia własnej firmy po okresowe mieszkanie samej w domku pod lasem.

JOASIA: Zastanawiam się, skąd to się bierze: czy ma się „gen solo" – potrzeby i radości bycia ze sobą i celebrowania własnego towarzystwa – czy to rzecz nabyta? W moim przypadku jest to chyba coś, z czym się urodziłam. Śmieję się, że mam to po tatusiu, bo zauważam, jak odtwarzam pewne rzeczy, które robił dla siebie, dla swojej przyjemności. Ostatnio odkryłam pojęcie ambiwertyczności, czyli połączenia dwóch skrajnych postaw – z jednej strony potrzebuję być z ludźmi, ale równie silnie potrzebuję być sama ze sobą. Mam ogromną przyjemność z pójścia samej na koncert, do kina czy na spacer i wiąże się to ze specyficznym sposobem przeżywania tych doświadczeń. Nie wyobrażam sobie, by sobie odmówić czegoś tylko dlatego, że nie mam z kim tego zrobić.

Pandemia na pewno wiele zmieniła. Dla osób, które nagle zostały zamknięte ze wszystkimi członkami rodziny, nauczenie się znalezienia przestrzeni tylko dla siebie było czymś bardzo ważnym.

ANIA: Na początku pandemii była taka licytacja, kto ma gorzej: czy rodziny zamknięte na kupie, czy osoby żyjące w pojedynkę nagle zamknięte w domach same ze sobą. Wydaje mi się, że wszyscy na równi mieliśmy trudno. Gdy jesteśmy w związku, mamy większy problem z tym, by znaleźć przestrzeń tylko dla siebie. Warto jednak umieć znajdować tę przestrzeń, oddech, wytchnienie. Ważne, by pamiętać o tym, że niezależnie od tego, czy jesteśmy singielkami czy jesteśmy w związku, nadal jesteśmy oddzielnymi jednostkami. Wszyscy przecież jesteśmy pojedynczy.

Bycie w pojedynkę nas przeraża. Pytanie, które niemal zawsze powtarza się w kontekście samodzielnych podróży: „Nie boisz się?". Jak się z tym zmierzyć?

JOASIA: Jest kilka warstw strachu. Pierwsza jest logistyczna, związana z tym, że w czasie podróży wszystko, co jest związane z jej organizacją, spoczywa na nas samych. Musimy same poradzić sobie ze spóźnionym pociągiem, rozładowanym telefonem czy szukaniem noclegu. Drugą warstwą jest to, jak się czujesz sama ze sobą i czy będzie ci w tym dobrze. Sporym egzaminem w podróży bywają sytuacje kryzysowe.

ANIA: Strach jest częsty, gdy cokolwiek robimy same. I dotyczy to nie tylko podróży, ale też każdej innej płaszczyzny życia. Bo „sama" w powszechnym rozumienia oznacza „bez wsparcia". Ale te lęki można oswoić, znaleźć wytrychy i sposoby na to, by ze strachu nie rezygnować z czegoś, na co mamy ochotę. I my chcemy w tym pomagać.

No dobrze. Zakładam, że strach jestem w stanie opanować. To od czego zacząć?

JOASIA: Ja się najmniej boję wtedy, gdy jestem najlepiej przygotowana. Myślę, że jest to zasada dotycząca wszystkiego, co robimy w życiu. Zanim gdzieś pojadę, uruchamiam wyobraźnię i wyobrażam sobie wszystkie możliwe scenariusze. Obmyślam np. plan, co zrobić, gdy ucieknie mi ostatni pociąg, zastanawiam się, co jeśli nie będę miała zasięgu, itd. Żeby nie stresować się rozładowanym telefonem, zawsze mam w plecaku drugi naładowany albo powerbank. Trzeba znaleźć czas, by na spokojnie przećwiczyć w myślach wszystkie te rzeczy, których się boisz. Jeśli natomiast nie jesteś pewna, czy odpowiada ci twoje własne towarzystwo, nie rzucaj się na głęboką wodę, tylko zamiast tego pójdź sama do kina, do knajpy albo na spacer do lasu, wyjedź na jeden dzień i sprawdź, jak się z tym czujesz.

ANIA: Najważniejsze, żeby nie robić nic na siłę. Z drugiej strony z jakimś poziomem dyskomfortu trzeba się liczyć. Warto zaczynać od poziomu, na którym niewiele ryzykujesz – kino, koncert, kolacja w restauracji. To wymaga znajomości siebie: warto zastanowić się np., czy chcemy być w miejscu, w którym będziemy bez zasięgu, czy zależy nam na tym, by wyjechać gdzieś bardzo daleko, a jeśli tak, to jaki kraj jest przyjazny dla kobiet. Rozważenie tego typu pytań na pewno pomaga zminimalizować strach i dyskomfort.

A co z krytykiem, który nagle się pojawia i mówi nam: „A po co ci to?".

ANIA: To trochę ten przypadek, kiedy np. rodzice martwią się, jak chcemy wyjechać gdzieś same. Ci krytycy wypowiadają się przez pryzmat własnych lęków, przyzwyczajeń czy przekonań. Warto mieć tego świadomość i zaakceptować to, że nasze wybory nie zawsze będą się spotykać z aprobatą.

JOASIA: Myślę, że warto zdać sobie sprawę, że nie mamy wpływu na wątpliwości czy też krytykę ze strony innych ludzi. To jest ich ocena rzeczywistości, nie nasza. Zawsze będą ludzie, dla których będzie niejasne, po co cokolwiek robimy.

ANIA: Jeszcze u innych będą to rzeczy, które ich „bolą", bo chcieliby się z nimi zmierzyć, ale z różnych powodów nie mogą. Te pytania „a po co?", „a dlaczego nie robimy tego tak jak inni?" mogą wynikać z tęsknoty za wolnością, niezależnością. To są właściwie pytania, które oni zadają sami sobie, nie nam.

Co solo najbardziej wam dało?

JOASIA: Dużo wzmocnienia. Bardzo się rozwinęłam, bo bardzo dużo się nauczyłam zarówno w warstwie organizacyjno-praktycznej, jak i emocjonalnej. To trochę tak, jakby skończyć kolejne studia, tym razem z życia – jak sobie radzić. Każdemu z nas przytrafiają się sytuacje bycia solo, choćby najbardziej prozaiczne.

ANIA: Ja cały czas liczę, że to początek przygody Solo Jolo, ale dla mnie ważne jest to, że mogę o tym rozmawiać z różnymi dziewczynami. Ważny jest każdy pojedynczy komunikat o tym, że komuś ten nasz projekt coś dał: zainspirował, wzmocnił, przypomniał, pokazał drogę, jest ważny.

Jako dziewczynki byłyśmy bardziej wychowywane do tego, by myśleć o innych, a nie o sobie. Wydaje mi się, że przypominanie o tym, że możemy, potrafimy i mamy być dla siebie ważne, że nasze potrzeby czy marzenia są istotne, jest priorytetowe. Dlatego znajduję siłę, by rozwijać Solo Jolo.

 

 

Anna Kluczyk – założycielka i właścicielka marki Nepalove. Zawodowo zajmuje się kreowaniem nowych marek i produktów, e-commerce. Solo przedsiębiorczyni, solo działkowczyni, solo vanliferka. Współzałożycielka inicjatywy dla kobiet Solo Jolo

Joanna Kozera – kuratorka, artystka, badaczka społeczna, autorka i koordynatorka projektów na przecięciu sztuki, animacji i działań społecznych. Organizatorka podróży i mikrowypraw. Współzałożycielka inicjatywy dla kobiet Solo Jolo

Autorka: Aleksandra Mijakoska-Siemion

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 16 kwietnia 2022 r.