Kocham męża, ale często przypominam sobie, jak to było, kiedy nikt nie mówił mi, co mam robić

Czułość i Wolność

W ramach akcji społecznej „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach", prowadzonej wspólnie przez Kulczyk Foundation z „Wysokimi Obcasami", realizujemy cykl „Koleżankujmy się".

Chcemy zachęcić kobiety do przełamywania wstydu, do szukania wsparcia i odpowiedzi na trudne i ważne dla nich pytania i problemy, które często nie przechodzą przez gardło nawet w rozmowie z bliskimi. Zależy nam, by pomóc Czytelniczkom przemóc się, zapytać i otrzymać ekspercką odpowiedź.

Nasza Czytelniczka ma problemy w małżeństwie: Mój mąż, od kiedy urodził się nasz syn, ciągle się wtrąca. A to w pielęgnację, a to w wychowanie, a to w karmienie. Każe mi kremować jego buźkę: "Przecież widzisz, jaka jest sucha". Myć często ręce: "Nie czujesz, jak śmierdzą?". Gotować takie obiadki, a nie inne: "Widzisz, on tego nie zje, nie smakuje mu to". Ubierać go cieplej: "Ubierz mu drugą warstwę". Od początku pokazuje mi też, gdzie leży kurz: "Chodź tutaj, widzisz te drzwi, jak one są pomazane i zakurzone?", "Tych szafek to od momentu przeprowadzki nie umyłaś".

Potem tłumaczy mi, że za dwa dni przecież wyjeżdżam do babci i nie mogę go samego ze sprzątaniem zostawić. A na koniec podkreśla, że pewnie i tak tego nie zrobię i że nie ma ode mnie żadnej pomocy i wsparcia. Mój mąż uważa, że poświęca nam wiele czasu. Ale tak naprawdę nigdy nie chodzimy na wspólne spacery. Często za to sprzątamy i "ogarniamy". Jemy zawsze w domu. Do drugiego dania - obowiązkowo z surówką - przynajmniej trzy razy w tygodniu musi być zupa. Poza tym mój mąż uważa, że zakazuję mu wychodzić z kumplami.

Ostatnio, gdy byłam z koleżankami na pizzy, czułam wyrzuty sumienia z tego powodu, że on siedzi sam w domu. Proponowałam później, aby następnym razem to on gdzieś wyszedł, ale powiedział, że nie ma na to czasu. Jestem mu wdzięczna, że pokazuje mi brudne lustro, pełen kosz z bielizną, niewyrzucone śmieci i zapchany zlew - nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Ale czasem przypominam sobie, jak to było, gdy nikt mi nie mówił, że jest mi zimno, że to, co mam na talerzu, jest niedobre, że za lekko się ubieram, że w pokoju wcale nie jest duszno.

Dobrosława Brzostowska: Bardzo dziękuję za Pani list. Jest on bardzo ważny, bo porusza kilka wyzwań, z którymi musi się mierzyć pewnie większość „młodych" rodziców. Brzmi w nim to, jak bardzo pojawienie się dziecka zmienia organizację życia w domu. Dochodzi tyle nowych obowiązków, a jednocześnie tyle nowych wymagań narzucanych samym sobie przez wizję siebie w roli rodzica, no i oczywiście presję społeczną.

W rodzicielstwie i małżeństwie nie można zapominać o własnych potrzebach

Widać też u Pani niepokój o relację między partnerami. Jak współdziałać w realizacji zadań, jak radzić sobie z napięciami, jak bardzo wzajemne wsparcie jest kluczowe dla mierzenia się z nimi. I to nie tylko w kwestii podziału zadań i odpowiedzialności, ale też tego, jak być nadal ze sobą, jak znaleźć czas dla związku, jak o niego zadbać - utrzymać i rozwijać. Wreszcie porusza Pani też niezwykle istotny temat własnych potrzeb, bo zdarza się nam zapominać, że bycie rodzicem nie oznacza konieczności rezygnacji z siebie, z dbania o siebie. Zwłaszcza że tylko zaopiekowana osoba może dobrze zadbać o kogoś innego.

Gdy zostajemy rodzicami, mamy z reguły wizję tego, jakimi rodzicami pragniemy być. Często kształtuje się ona na podstawie naszych własnych doświadczeń, zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Na pewno jakiś wpływ mają też oczekiwania społeczne czy obraz tej roli prezentowany w mediach.

Bardzo często rzeczywistość z naszą wizją się jednak rozmija, bo te idealne obrazy nie zakładały rosnącej góry prania, zlewu pełnego nieumytych naczyń, nieprzespanych nocy, pobieżnego odkurzenia podłogi, bo tylko na tyle tego czasu starczyło. Im bardziej nasza rzeczywistość oddala się od tej wizji, tym większe napięcie w nas narasta.

Ciągle pokutuje przekonanie, że to kobieta jest opiekunką domowego ogniska

Jasne, że chcielibyśmy, żeby wszystko było idealne dla naszego dziecka, dla partnera, dla nas. Niestety, doba ma tylko 24 godziny. Pani pisze dodatkowo o tym, że doświadcza presji wywieranej przez męża i jego oczekiwania wobec tego, jak Wasze życie z synkiem powinno wyglądać. To ważne, że mąż chce się angażować, że się interesuje i bierze na siebie odpowiedzialność. Jednak rozumiem, że forma, w jakiej to robi, bywa dla Pani trudna. Wynika to zapewne z wciąż jeszcze dominującego w naszym społeczeństwie przekonania, że to kobieta jest główną opiekunką domowego ogniska. Obserwuje się tu oczywiście zmiany - coraz częściej staramy się budować relacje partnerskie, współodpowiedzialność zarówno za kwestię finansową, jak i realizację obowiązków domowych i zaangażowanie w opiekę nad dziećmi.

Często jednak mężczyzna wciąż funkcjonuje w roli pomocnika, a kobieta jest głównym wykonawcą. Nie wiem, czy ustalili Państwo kiedykolwiek podział zadań, ale być może warto wykorzystać gotowość męża do zaangażowania się (pisze Pani, że często razem „ogarniacie") właśnie do stworzenia wspólnego planu zarządzania domem. Skoro dostrzega, że coś jest do zrobienia, może warto uświadomić mu, że jeżeli on się z tym zmierzy, Pani w tym czasie może się uporać z szeregiem innych koniecznych rzeczy.

Warto też się zastanowić, co jest najważniejsze w kontekście zadań do realizacji, a z czego można bez większej straty zrezygnować. Pomocne jest też określenie sobie, jaki stan (np. częstość wycierania kurzu, mycia okien itp.) jest wystarczający, czyli dobry, satysfakcjonujący, a niekoniecznie idealny. I jeżeli obie strony to akceptują, zastanowić się, jak możemy zadbać o to, żeby taki właśnie wystarczający, czyli satysfakcjonujący, poziom osiągnąć i utrzymać. A jeżeli zrobimy to razem, to automatycznie poczucie zaangażowania i współodpowiedzialność u obu stron powinny wzrosnąć.

Komunikowanie jest kluczowe

Czasem trudności pojawiają się też w obszarze samej komunikacji. Mówiąc coś, zdarza nam się nie zauważać, że to, co i jak mówimy, może być różnie odbierane przez drugą stronę. Nawet nie mając takich intencji, możemy naszymi słowami zranić lub zirytować odbiorcę. I odwrotnie - to, co i jak słyszymy, bywa raniące lub irytujące dla nas. Ważne jest, żeby sobie o tym mówić, choćby najprościej: „Kiedy tak do mnie mówisz/ tak robisz, to czuję złość". Warto też wyrazić od razu swoje oczekiwania co do tego, jak inaczej chcemy słyszeć ewentualne uwagi czy sugestie. Tym bardziej jeżeli ta trudna dla nas forma komunikatu staje się regułą. Dając znać o naszych uczuciach i naszej reakcji na to, co robi druga osoba, dajemy sobie szansę, że to się zmieni.

Komunikowanie się jest też kluczowe w dbałości o samą relację. Pisze Pani, że brakuje Pani wspólnego spędzania czasu, mąż natomiast uważa, że tego czasu i uwagi poświęca Wam dużo.

Rozumiem jednak, że Pani ma zupełnie inne wyobrażenie tego, jak ten wspólny czas można by wykorzystać. Potrzebuje Pani bycia razem, robienia czegoś razem, co wykracza poza realizację zadań i obowiązków. Mąż natomiast, wyobrażam sobie, jako priorytet postrzega zadbanie właśnie o to, co jest do zrobienia.

I znów ważne jest to, żebyście sobie o tym mówili i słyszeli siebie nawzajem, czyli upewniali się, że dobrze zrozumieliście to, co zostało powiedziane przez drugą osobę. W psychoterapii często wykorzystuje się do tego parafrazę, czyli najprościej: powtórzenie tego, co się usłyszało, własnymi słowami, żeby upewnić się, że się właściwie wychwyciło intencję. Warto zaprosić partnera do rozmowy o wzajemnych oczekiwaniach, bo to absolutnie normalne, że mamy różne potrzeby i priorytety. Zawsze jednak, jeżeli jest ku temu wola obu stron, można znaleźć rozwiązania, które dadzą każdemu to, co dla niego ważne. Kluczowe jednak, żeby u obojga partnerów pojawiła się otwartość na wzajemne potrzeby i gotowość do zaangażowania się w ich realizację albo przynajmniej dania na nie przestrzeni partnerowi. W przeciwnym bowiem razie coraz trudniej będzie się porozumieć i znaleźć satysfakcje z bycia razem.

Przyzwolenie na działanie w zgodzie ze sobą

Jednak, żeby móc rozmawiać z partnerem o swoich potrzebach, trzeba przede wszystkim dać sobie prawo do tego, że ma się własne odczucia, emocje i potrzeby. Cieszę się, że w końcówce swojego listu właśnie to Pani robi. Zwraca Pani uwagę, że jako dorosła osoba potrafi Pani doskonale określić swoje samopoczucie fizyczne i psychiczne, a także zadbać o siebie w tym zakresie. Najlepszym specjalistą od naszych własnych emocji i potrzeb siłą rzeczy jesteśmy my sami. I to normalne, jeżeli doświadczamy różnych emocji, również złości, kiedy ktoś próbuje decydować, jak się czujemy czy powinniśmy się czuć i co byłoby dla nas najlepsze.

O tym też dobrze byłoby porozmawiać z partnerem. Można docenić troskę z jego strony, ale też warto zwolnić go z odpowiedzialności za nas w tym zakresie. To samo dotyczy wyborów.

Pisze Pani o wyrzutach sumienia, że mąż „siedzi sam w domu", ale jest to jego świadoma decyzja. Z kolei Pani czuje, że dla własnej higieny psychicznej potrzebuje spotkania z koleżankami, i za tą potrzebą Pani podąża. To zdrowe i ważne, żeby dać sobie przyzwolenie na działanie w zgodzie ze sobą, z własnymi emocjami i oczekiwaniami. Pracując z klientkami w gabinecie, zdarza mi się słyszeć przekazy, z jakimi się mierzą: „Mama nie może chorować", „Mama nie może odpoczywać". A przecież, stając się mamą, nie przestajemy być człowiekiem, kobietą, partnerką, przyjaciółką, często czynną zawodowo, i w każdej z tych ról mamy prawo dbać o siebie i realizować się równie satysfakcjonująco jak w roli matki.

______

Czego potrzebujesz, by pozwolić sobie na czułość i wolność? Czego chciałabyś się dowiedzieć, a może wstydzisz się zadać to pytanie osobie, którą znasz? Co potrzebujesz skonsultować? Czy coś Cię niepokoi, albo masz intuicję, że coś jest ważne, ale nie znajdujesz jeszcze w sobie sposobów na rozwinięcie tej kwestii? Pisz do nas: pytanie@wysokieobcasy.pl lub bzurek@agora.pl z dopiskiem „Koleżankujmy się”

Opracowanie: Beata Żurek 

Dobrosława Brzostowska jest psycholożką, psychoterapeutką. Pracuje z osobami, którym trudno jest poradzić sobie z silnymi emocjami, lęk utrudnia podjęcie działania, a negatywne myśli nie dają się wyrzucić z głowy. Prowadzi praktykę psychologiczną w gabinecie oraz online na platformie Avigon.pl

Tekst opublikowany w ramach cyklu „Koleżankujmy się” w serwisie wysokieobcasy.pl 26 listopada 2021 r.

Zdjęcie: pexels.com