Niektórym kobietom trudno zatrzymać się w procesie poprawiania siebie

Agnieszka najpierw widzi u kogoś nos, dopiero potem resztę twarzy i sylwetkę. Zanim zrobiła operację, uważała, by na zdjęciu nie ustawić się profilem, a jak przechodziła przez jezdnię, zasłaniała twarz włosami.
Pochodzi z małego miasta. W szkole nie słyszała negatywnych komentarzy, ale po lekcjach, na ulicy, już tak. Zdarzało się, że zaczepiali ją obcy. Mówili: „Baba Jaga”, „ale nos”, „kiedyś będziesz musiała sobie zrobić operację”. W wieku 16 lat podjęła decyzję, w wieku trzydziestu - wybrała chirurga.
Miała całkowitą korekcję, łącznie ze zwężeniem skrzydełek, nos łamany w czterech miejscach, usuwany garb. Operacja trwała około dwóch godzin, w pełnej narkozie. Potem przez tydzień nosiła gips. - Kiedy spojrzałam w lustro po jego ściągnięciu, zobaczyłam siebie taką, jaką zawsze powinnam być. To było tak, jakbym wróciła do domu. Jakby tamta twarz sprzed operacji nie była moja. Rozpłakałam się i uściskałam lekarza. Chirurdzy plastyczni usuwają ludziom z głowy zbędne rzeczy. Takie zabiegi wykonuje się często, żeby uleczyć duszę, a nie ciało - mówi.
Teraz Agnieszka na zdjęciach ustawia się chętniej profilem niż przodem, a w sklepach z odzieżą lubi przebieralnie z podwójnymi lustrami. - Jeśli coś nam nie odpowiada w naszym wyglądzie, mamy dwa wyjścia: albo to zaakceptować, albo poprawić. Czasem lepiej iść łatwiejszą drogą i odciążyć psychikę - stwierdza.
Wygląd z aplikacji
Zdaniem dr n. med. Anny Galęby, specjalistki medycyny estetycznej, osób takich jak Agnieszka, które usuwają tylko jeden defekt, coś, co przeszkadzało im przez całe życie, jest coraz mniej. - Teraz ktoś poprawi nos, za kilka miesięcy będzie chciał powiększyć piersi, potem skorygować sylwetkę - mówi i dodaje, że to samo dzieje się w medycynie estetycznej. - Kiedy piętnaście lat temu zaczynałam pracę w zawodzie, pacjentki przychodziły do gabinetu rzadziej i w konkretnym celu. Chciały poprawić wygląd skóry albo pozbyć się zmarszczek i dość szybko czuły satysfakcję. Teraz po zabiegu też są zadowolone, ale miesiąc później szukają nowych rzeczy, które chciałyby zmienić.
Najsilniej widać tę tendencję wśród kobiet poniżej 30. roku życia i takich pacjentek jest coraz więcej.
Ekspertka opowiada, że często przychodzą do jej gabinetu z jasną koncepcją. - Pokazują print screeny z Instagrama albo swoje fotografie przerobione z użyciem filtrów czy specjalnej aplikacji i mówią: „proszę sprawić, żebym tak wyglądała”. Czasem przyznają wprost, że są zmęczone ciągłym obrabianiem zdjęć - opowiada dr Anna Galęba. Jej zdaniem media społecznościowe mocno zmieniły postrzeganie siebie i podejście do starzenia się. - Dla dużej części pacjentek, które do mnie trafiają, czymś strasznym jest trzydziestka. To dla nich taka granica, jak dla mnie chyba siedemdziesiątka. Pamiętam 27-latkę, która usiadła w moim gabinecie, niezadowolona ze swojego wieku i wyglądu. Chwilę wcześniej minęła się w korytarzu z pełną energii pacjentką w szpilkach. Gdy powiedziałam jej, że tamta ma 78 lat, nie mogła uwierzyć. A dla mnie najbardziej uderzający był kontrast: radosna, pełna życia kobieta w starszym wieku i młoda, totalnie pozbawiona energii.
Poczucie sprawczości
Alicja ma 35 lat. Z zabiegów medycyny estetycznej zaczęła korzystać w okolicach trzydziestki. - Stosując je profilaktycznie, mogę być lepszą wersją siebie. Botoks zlikwidował zmarszczki na czole i kurze łapki, skinbooster pod oczy sprawia, że wyglądam na wypoczętą nawet po 12 godzinach pracy, mezoterapią igłową wygładziłam twarz, a teraz wzięłam się za szyję i dekolt, by usunąć skutki uboczne wieloletniego opalania na solarium. Usta wypełniałam kwasem hialuronowym, miałam też lipolizę, czyli niwelowanie tkanki tłuszczowej z podbródka - wylicza i przyznaje, że medycyna estetyczna poprawia jej samopoczucie i podnosi samoocenę. - Akceptuję siebie, ale po zabiegach. Nie wiem, jakbym się czuła, gdybym ich nie robiła. Jestem fryzjerką, cały czas widzę się w lustrze.
33-letnia Julita też pracowała w branży beauty, gdy zaczęła korzystać z medycyny estetycznej. W wieku 29 lat zdecydowała się na powiększenie ust. - Nie miałam żadnego kompleksu na ich punkcie, były normalne, symetryczne, ale pomyślałam: „może będzie lepiej?”. I rzeczywiście było. Potem powtarzałam zabieg do momentu, aż efekt całkowicie mnie satysfakcjonował. - Po ustach przyszedł czas na wypełniacze. - Dolina łez, linie marionetki, kąciki ust, policzki, broda - wymienia. Potem botoks na kurze łapki i mezoterapia igłowa pod oczy. - Robiąc makijaż, nie jestem w stanie wszystkiego ukryć – stwierdza Julita i przyznaje, że nie akceptuje starzenia się. - Staram się nie dopuścić do tego, żeby się pojawiły zmarszczki. Chcę jak najdłużej wyglądać atrakcyjnie. Nie rozumiem stwierdzenia: „starzeć się z godnością”. Wolę starzeć się ładnie, estetycznie i świadomie.
Kasia ma 40 lat, z medycyny estetycznej korzysta od trzech. Bała się igły, bólu i sztuczności. Podczas pierwszego zabiegu - aplikacji wypełniaczy - zemdlała. Ale efekty jej się spodobały. - Miałam satysfakcję z takiej sprawczości. Walka z naturą: jeden-zero dla mnie - śmieje się. Dziś robi też mezoterapię igłową i botoks.
Dla Julity medycyna estetyczna to forma dbania o siebie. - Osoby żyjące w kulcie naturalności powiedzą, że każdy uśmiech jest piękny, bo kryje się za nim emocja. A ja uważam, że może być piękniejszy.
Kasia przyznaje, że do trzydziestki miała sporo kompleksów. Zastrzeżenia miała do twarzy, przede wszystkim do jej smutnego wyglądu, który - jak twierdzi - jest oznaką starzenia się. - Mam 40 lat, czuję się na 33. Nie akceptowałam tego, co widziałam w lustrze. Moja twarz to nie było to, co miałam w środku.
38-letnia Karolina o medycynie estetycznej pomyślała rok temu, przed urodzinami. - Nie miałam pomysłu na prezent, więc poprosiłam, żeby bliscy się złożyli i wymyśliłam, że powiększę sobie usta - mówi. Dzień później wysyła mi SMS-a: „Prawda jest taka, że chciałam odzyskać fizycznie i psychicznie stracony czas. Ponad dziesięć lat życia zmarnowałam na nieudane związki i uzależnienia, a potem na powrót do normalności i szczęścia. I chyba przed tymi urodzinami to mnie jakoś przygniotło”. Trzy miesiące po zrobieniu ust powiększyła piersi. - Nie jestem osobą, która stoi przed lustrem i nadmiernie analizuje swój wygląd, ale miałam wtedy fazę poprawiania siebie - przyznaje. Była też na wypełniaczach i mezoterapii, potem zaczęła się zastanawiać nad nićmi liftingującymi (na policzki), ale lekarka te ostatnie jej odradziła. Karolinie w medycynie estetycznej podoba się to, że od razu jest efekt. - Przy trójce dzieci nie mam czasu na siedzenie u kosmetyczki - mówi.
Alicja chętnie czyta o nowych zabiegach, często też słyszy o nich od swoich klientek w salonie fryzjerskim. - Gdy myślałam o niciach liftingujących, moja pani doktor powiedziała, że to nie dla młodych dziewczyn. Odradziła mi też laser frakcyjny, a zamiast ostrzyknięcia policzków botoksem zaproponowała zabieg z retinolu - opowiada. Czasem Alicja pyta podczas wizyty w gabinecie, co jeszcze mogłaby zrobić. - Kiedy na twarzy nie zostało już nic, zajęłam się szyją i dekoltem. Przypuszczam, że za jakiś czas zacznę ostrzykiwać dłonie, bo po nich szybko widać oznaki starzenia się - planuje. Wyprostowała też zęby, bo uważa, że jak się pracuje w usługach, ładny uśmiech jest ważny.
Więcej i więcej
Dr Anna Galęba nie podaje konkretnych kwot, bo na przykład cena za wypełnianie twarzy zależy od indywidualnych potrzeb. Jak mówi, „wyprowadzenie” pacjentki, czyli seria pierwszych zabiegów, które pozwolą uzyskać pożądany rezultat, kosztuje zwykle kilka tysięcy złotych. Potem się je powtarza, by podtrzymać efekty. To już dużo niższe kwoty i rzadsze wizyty w gabinecie. - Medycyna estetyczna jest dziś bardziej przystępna niż kiedyś. Korzystają z niej nie tylko osoby zamożne i o wysokim statusie społecznym - podkreśla.
Alicja: - Jak mam do wyboru nowe buty albo botoks, to zdecydowanie wybiorę zabieg. Kiedy spotykam znajomych i mówią: „W ogóle się nie zmieniasz”, to dla mnie największy komplement. Gdybym zaczęła robić botoks po czterdziestce, byłoby za późno. Wtedy już na pewno byłoby widać, że korzystam z medycyny estetycznej.
Kobiety zaczynają dziś sięgać po tego typu zabiegi dużo wcześniej niż kiedyś. Moje rozmówczynie nie należą do grona najmłodszych pacjentek. Pierwsze wizyty w gabinecie mają miejsce przed trzydziestką, ale zdarzają się bardziej ekstremalne przypadki. - Nigdy nie zapomnę 22-latki, która przyszła do mojego gabinetu z długą listą już przebytych zabiegów: Fraxel (laser frakcyjny), HIFU (zabieg liftingujący i modelujący, ostrzykiwanie osoczem bogatopłytkowym, botoks i wypełniacze. Wszystko w celu odmłodzenia. W takim wieku stosuje się krem - mówi dr Anna Galęba. Jeśli widzi, że komuś niepotrzebny jest kolejny zabieg, odmawia jego wykonania, w zamian proponując na przykład peeling chemiczny. Wiele pacjentek takiego podejścia nie akceptuje. Wychodzą niezadowolone, trzaskając drzwiami. Niektóre po kilku miesiącach wracają, gotowe posłuchać rad, część idzie gdzie indziej.
Chęć poprawiania wyglądu może wiązać się z mniejszą akceptacją dla procesu starzenia się, ale bardzo często wpływa na nią sytuacja osobista lub zawodowa.
- Mam pacjentki, które zostawili mężowie. Część chce się odmłodzić, by wyglądać lepiej niż ta nowa partnerka albo żeby odzyskać swojego eks. Takie osoby często trudno zatrzymać w procesie poprawiania siebie - opowiada dr Galęba. - Powtarzam im: „Jeśli liczycie, że poprawiając wygląd, zmienicie swoje życie, możecie czuć się mocno rozgoryczone, gdy tak się nie stanie. Róbcie to dla siebie, nie dla innych”.
Są kobiety, które z zabiegów medycyny estetycznej korzystają z powodu koleżanek. Albo chcą wyglądać lepiej niż one, albo to od nich usłyszały, że powinny o siebie zadbać. - Przyszła do mnie 27-letnia dziewczyna. Przepiękna. Stwierdziła, że musi coś ze sobą zrobić, bo wygląda nieatrakcyjnie. Tak powtarzały jej koleżanki. Pierwsze, co jej poleciłam, to je zmienić. Widziała zmarszczki i niedoskonałości, których nie miała.
Do gabinetów medycyny estetycznej przychodzi się też ze względów zawodowych. - Ludzie biznesu, również panowie, chcą wyglądać poważnie, ale młodziej. Korzystają zwykle z botoksu i wypełniaczy. To zabiegi, które można wykonać nawet w trakcie przerwy w pracy, bo trwają kilkanaście minut. Z tego powodu czasem nazywamy je lunchowymi – wyjaśnia dr Anna Galęba. - Wiele jest też nauczycielek. Twierdzą, że uczniowie potrafią mówić na temat ich wyglądu straszne rzeczy. A teraz, podczas pracy online, jest większa skłonność do wygładzania zmarszczek czy w ogóle poprawiania twarzy, bo przy spotkaniach wideo cały czas widzimy siebie w podglądzie kamerki i analizujemy defekty.
Hipokryzja
Kasia ostatnio po 13 latach zmieniła pracę. Okazało się, że jej nowi współpracownicy są sporo młodsi. - To, że dzięki medycynie estetycznej nie wyglądam na swój wiek, dodaje mi pewności siebie. Wygląd jest ważną częścią mojego wizerunku - twierdzi. - Kiedy koleżanki z pracy dowiedziały się, ile mam lat, mocno się zdziwiły. - Również w gronie prywatnym jej młodszy wygląd nie umknął uwagi koleżanek. Kiedy powiedziała, że korzysta z medycyny estetycznej, jedna wydawała się zdegustowana, ale inna przyznała, że też miała takie zabiegi. Kasię najbardziej oburza hipokryzja. - Jak ktoś mówi: „Ładnie wyglądasz”, to często się odpowiada: „Dzięki, biegam, zdrowo jem i się wysypiam”. A ja mówię: „Dziękuję, bardzo się staram”. Gdyby spytali: „A co robisz, że tak wyglądasz?”, tobym powiedziała. - Według Kasi część kobiet ma problem z przyznaniem się do korzystania z medycyny estetycznej, bo nie chcą wyjść na puste albo sprawiać wrażenia, że uroda jest dla nich ważna. - A jest i tracimy ją z wiekiem. Niepotrzebnie jest to owiane złą sławą - stwierdza. - Skoro farbujemy włosy, nakładamy hybrydy, wykonujemy makijaż permanentny, to czemu nie powiemy, że robimy zastrzyk wzmacniający wygląd skóry?
Dr Anna Galęba: - Pacjenci na ogół przyznają się jedynie do mezoterapii, osocza bogatopłytkowego i laserów, bo to jest akceptowane przez społeczeństwo. A ja powtarzam: nie można mieć 40 lat i żadnych zmarszczek, nie korzystając z pełnej gamy zabiegów medycyny estetycznej.
Zdaniem Alicji wiele osób jest negatywnie nastawionych do tego typu zabiegów, bo jedyne, z czym im się kojarzą, to napompowane usta czy pośladki dziewczyn z Instagrama. - Niektóre koleżanki pytają, po co robię ten botoks, bo przecież zmarszczki są OK. Inne twierdzą, że w wieku 50-60 lat będę źle wyglądać. A ja się wtedy śmieję pod nosem: „to zobaczymy wtedy, jak staniemy obok siebie” - mówi. Kiedy na ślubie ktoś jej powiedział, że świetnie wygląda, odparła: „Dziękuję, mam dobrego lekarza”. - Nie zamierzam czekać z dbaniem o siebie do pięćdziesiątki. Chcę być ładna teraz i dobrze czuć się ze sobą. Gdybym nie mogła korzystać z zabiegów medycyny estetycznej, nosiłabym kapelusze z dużym rondem albo czapkę z daszkiem i okulary.
Julita opowiada: - Siedziałyśmy u znajomej, piłyśmy kawę i rozmawiałyśmy, która by sobie jaki zabieg zrobiła. Byłam już wtedy po wypełniaczu ust. Moja przyjaciółka stwierdziła, że też by sobie chętnie powiększyła. Na to znajoma, która nie robiła nawet makijażu i wyznawała zasadę, że wszystko musi pozostać naturalne, spytała, czy chcemy być plastikami. Odpowiedziałyśmy, że tak, i temat się urwał. A potem się okazało, że ta, co krytykowała, też sobie wypełniła usta. I jeszcze namówiła na ten zabieg swoją mamę.
- Środowisko, status społeczny, wielkość miasta nie mają znaczenia - wszyscy korzystają z zabiegów medycyny estetycznej - twierdzi dr Anna Galęba. - Tylko w mniejszych miejscowościach ludzie bardziej się z tym ukrywają. Nie chcą, żeby wiedzieli sąsiedzi, koleżanki z pracy, a nawet najbliżsi.
Lusterko powiększające
Wszystkie moje rozmówczynie przyznają, że od dobrego wyglądu można się uzależnić. - Kiedy widzę, że jakiś efekt zanika, że skóra wraca do stanu wyjściowego, od razu chcę iść do pani doktor. Ale to nie jest tylko w mojej głowie, bo jak pytam osoby z najbliższego grona, jak wyglądam, to też przyznają, że po zabiegu było lepiej - podkreśla Julita. Rozmawiamy prawie rok od jej ostatniej wizyty w gabinecie medycyny estetycznej. - Teraz czuję się sfrustrowana. Już rano, robiąc makijaż, mam gorsze samopoczucie. Mogę być wyspana, a i tak wyglądam na zmęczoną. Po wypełniaczach moja twarz prezentuje się świetnie, a to przekłada się na dobry nastrój i na relacje z innymi. Jestem bardziej otwarta, więcej się uśmiecham.
Kasia: - Botoks trzyma u mnie przez trzy miesiące, ale nie mam tak, że muszę od razu się umówić na powtórzenie zabiegu. Drugi zrobiłam po roku. Trochę traktuję to jak maseczkę bankietową. Jak jest jakaś duża impreza, to nie idę do fryzjera, nie maluję się, tylko inwestuję w buty, nową sukienkę i w twarz. - Podkreśla, że najważniejsze jest dla niej, by wyglądać na odprężoną, młodszą niż metrykalnie. Ustawiła sobie jednak granice i nie chce zmieniać zbyt wiele. - Kiedyś chciałam zrobić operację nosa, teraz już nie, bo to bym nie była ja.
Alicja nie miałaby oporów przed silniejszą ingerencją. - Nie mam nic przeciwko chirurgii plastycznej. Jeśli zaczną mi opadać powieki, na pewno je sobie podniosę. Zastanowię się też nad biustem, bo teraz się odchudzam i nie wiem, jak będzie wyglądał za jakiś czas - mówi. Jedną operację plastyczną ma zresztą za sobą. Skorygowała bliznę po wyrostku. - Była okropna, zaczynała się i kończyła dziurą. Mimo że była schowana pod ubraniem, cały czas ją widziałam. Ta nowa jest zdecydowanie lepsza.
Julita też nie wyklucza, że rozszerzy gamę zabiegów. - Chirurgia plastyczna jak najbardziej, ale na razie nie pozwala mi na to sytuacja finansowa. Chętnie zrobiłabym liposukcję brzucha, bo mam taką budowę, że żadna dieta ani ćwiczenia nie działają - wyznaje. - To nie fanaberia, wydaje mi się, że jedynie chirurgia plastyczna mogłaby mi pomóc.
Dr Anna Galęba przyznaje, że jak pacjentki się zmieniają i ładnieją, to chcą coraz więcej. Często musi je hamować. - Myślę, że z zabiegami można się zapędzić tak samo, jak w przypadku odchudzania. Osoby chorujące na anoreksję nie widzą, że są coraz chudsze. Tutaj korzysta się z kolejnych zabiegów i pacjenci nie mają wrażenia, że przesadzają. Dlatego zawsze im powtarzam, że stoję na straży.
Czerwona lampka zapala jej się zawsze, gdy kobiety mówią o lusterku powiększającym. – Zdarza się, że wyciągają z torebki nie lusterka, ale lustra. Potrafią przeglądać się w nich podczas rozmowy ze mną.
Ekspertka twierdzi, że co najmniej u 10 proc. jej pacjentek można mówić o dysmorfofobii, czyli zaburzeniu postrzeganie własnego ciała. Wiążę się ono z lękiem przed niedoskonałościami urody, często niedostrzeganymi przez innych. Osoby z dysmorfofobią zawsze znajdą w sobie coś do poprawy. - Często dysmorfofobia powstaje z biegiem czasu. Pacjentki wykonują kolejne zabiegi i mimo że coraz lepiej wyglądają, ich zadowolenie maleje. Dotyka to głównie młodych dziewczyn, do 30. roku życia. Te starsze, po pięćdziesiątce, czasem też się rozpędzą, ale łatwiej je przystopować, coś im wytłumaczyć. Młodsze częściej się obrażają albo szukają innej osoby, która wykona u nich zabieg, który chcą. - Dr Anna Galęba przyznaje jednak, że kiedyś postawiła błędną diagnozę. Nie chciała przyjąć pacjentki, tylko odesłać ją do psychologa, bo była przekonana, że ma dysmorfofobię, a z czasem wyszło na jaw, że powodem jej nienaturalnego wyglądu było coś zupełnie innego. - Wyglądała bardzo źle. Miała 72 lata i wszystkiego za dużo. Okazało się, że była bardzo zamożna i ktoś to wykorzystał. Siadała na fotelu i mówiła: „Proszę robić, co pan/pani uważa za właściwe”. Kończyło się na bardzo dużych sumach. Przebudowywanie jej wyglądu zajęło mi kilka miesięcy, ale było warto - opowiada dr Anna Galęba. Takich przypadków, gdy kobiety z przerysowanymi twarzami trafiają do jej gabinetu, ma znacznie więcej. To głównie młode dziewczyny. - Najgorsze jest to, że te, co przedobrzą, zwykle wcale nie chcą cofnąć efektów. Nie widzą, że wyglądają źle i nienaturalnie.
Alicja twierdzi, że może w przyszłości zaakceptuje jakąś zmarszczkę. - Jak będę miała 60 lat, nie będę się wygładzać na żelazko. Ale dzisiaj zmarszczki mnie przerażają.
Dr Anna Galęba: - Kiedy pytam młode pacjentki, które ciągle szukają nowych zabiegów, co zrobią, jak będą miały 60 lat, odpowiadają, że wykonają pełny lifting twarzy u chirurga plastycznego albo że na razie o tym nie myślą, bo wtedy na pewno medycyna estetyczna będzie miała nowe rzeczy do zaoferowania.