Podczas gdy mężczyzna "może pomóc", kobieta zawsze "musi zrobić". Odbarczanie kobiet powinno zacząć się w domu

Ze wszystkim badań wynika, że to na barkach kobiet spoczywa większość obowiązków domowych. Gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, czuwanie nad dziećmi i osobami, które wymagają pomocy i opieki. Ta praca jest niedoceniania, traktowana jak rodzaj świętego obowiązku, praca zawodowa zaś – jako dodatek, często – fanaberia. Tymczasem jasne jest – mówiła o tym zresztą prof. Elżbieta Korolczuk w rozmowie z „Wysokimi Obcasami" – że nie ma pracy produkcyjnej bez reprodukcyjnej. Czyli całej tej sfery domowej – opieki, karmienia, odrabiania lekcji, prowadzenia do lekarzy. I tysiąca innych czynności.
Widoczne na pierwszy rzut oka nierówności pogłębiły się w pandemii. Kobiety, i tak przeciążone obowiązkami domowymi i zawodowymi, odczuły wyraźne pogorszenie sytuacji w związku z pandemią koronawirusa. Z badań „Wpływ pandemii na perspektywy rozwoju zawodowego kobiet w biznesie" wynika, że aż 76 proc. Polek deklaruje, że pandemia wywarła negatywny wpływ na ich życie. Zaś 86 proc. pracujących na pełnym lub prawie pełnym etacie mówi, że zmiany wywołane pandemią miały negatywny wpływ na ich samopoczucie psychiczne. Ten sam wątek pojawia się w badaniach „Nieustraszona".
Równość i partnerstwo pojawiają się zwykle w sferze deklaracji. Mężczyźni mówią, że „pomagają". A tu nie chodzi o pomoc – chodzi o to, by ciężar domowych obowiązków rozkładał się po równo. Chodzi o poczucie, że to wspólna odpowiedzialność.
Szefowa Centrum Praw Kobiet Urszula Nowakowska we wstępie do poradnika „Równość zaczyna się w domu" zwracała uwagę, że źródłem przemocy jest najczęściej brak równości płci. Pisała: „Aby skutecznie przeciwdziałać przemocy, musimy sięgać do korzeni, odnajdywać jej przyczyny i przeciwstawić się dyskryminacji kobiet w różnych sferach życia: w tym również w domowej".
Podkreślała, że praca kobiet w domu jest niedoceniania i niezauważalna, zwracając jednocześnie uwagę na fakt, że wciąż sfera domowa jest domeną kobiecą, a publiczna – męska. A wynika to z głęboko zakorzenionych i świetnie trzymających się stereotypów stanowiących filar systemu, w którym żyjemy: głęboko patriarchalnego, opartego na przekonaniu, że podczas gdy mężczyzna może „pomóc", kobieta – zawsze musi. Dodatkowo praca w domu, cała sfera pracy reprodukcyjnej przypisana jest w jakiś oczywisty, nieulegający dyskusji sposób, kobietom. Ciężka, realna praca, która nie jest wynagradzana, a traktowana jako naturalny obowiązek, podczas gdy to ta praca umożliwia działanie gospodarki i stanowi jej ogromny element. Element niezbędny i kluczowy. Pamiętacie strajk kobiet na Islandii? No właśnie.
To dlatego CPK w swojej kampanii społecznej „Równość zaczyna się w domu" tak mocno kładło nacisk na to, by dbać o równy podział domowych obowiązków, podkreślając, że owa dbałość powinna dotyczyć i kobiet, i mężczyzn. „Ale róbmy to naprawdę, a nie tylko deklarujmy! Partnerski model związku i rodziny to taki, w którym partnerzy naprawdę dzielą się sprawiedliwie obowiązkami, a nie »pomagają« sobie" – pisały aktywistki.
To, że nasze wyobrażenie rozjeżdża się z rzeczywistością, widać choćby w badaniach CBOS, robionych systematycznie od wielu lat – mówimy, że jest partnersko, podczas gdy to „partnerstwo" to głównie „pomoc" w wyrzucaniu śmieci i wkładaniu naczyń do zmywarki. Dosłownie.
„W praktyce wypełnianie obowiązków domowych spoczywa w głównej mierze na kobietach – zarówno tych, które zdecydowały się poświęcić rodzinie, jak i tych, które równolegle pracują zawodowo"– mówił cytowany w poradniku CPK ówczesny RPO Adam Bodnar.
Ale my same też musimy o sobie zadbać. Pozbyć się poczucia, że musimy być superwomen, które tanecznym krokiem kroczą przez pole zawodowe, jednocześnie będąc perfekcyjnymi mamami, żonami, partnerkami i córkami. Wymagania, które mamy wobec siebie, przeszkadzają nam. Jednocześnie te, które stawiamy innymi – mężom, partnerom – są nieproporcjonalnie małe do tego, z czym się borykamy. Widać to w gabinetach psychologicznych, do których kobiety, owszem, czasem trafiają, ale zwykle już wtedy, kiedy są u kresu, a po drodze ogarnęły wszystkich członków rodziny.
„Potworne jest to, że często widzę, jak kobiety habituują objawy kryzysu psychicznego. Nie powinniśmy się przyzwyczajać do ciągłego napięcia, depresji, obniżonego nastroju, stanów lękowych – a kobiety mówią, że już się przyzwyczaiły. Przyzwyczaiły się do pędu, napięcia, obowiązków ponad siły i niezwracania na siebie uwagi" – mówiła mi w wywiadzie psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska.
Zacznijmy zwracać na siebie uwagę.