Zawstydzane

Czułość i Wolność

Dziś przyjdzie ciocia Krysia – mówi matka, ale Magda nie reaguje. Nie przepada za ciotką. Matka ma kilka sióstr, ale tylko z Krystyną rywalizuje. Krystyna zawsze ma jednak przewagę: przede wszystkim ma męża, a matka Magdy wychowuje dwie córki samodzielnie. Krystynie się powodzi, a matce niekoniecznie – wiadomo, co dwie pensje, to nie jedna.

Krystyna jest z siebie zawsze zadowolona. I lubi pokazać, że jest lepsza. A skoro czuje się lepsza, daje sobie prawo, by wtrącać się w życie matki Magdy i w to, jak wychowuje córki. Potrafi komentować wygląd dziewczynek. Najczęściej dostaje się Magdzie. To dlatego, że nie jest małym dzieckiem, raczej większym niż inne sześciolatki – ma więcej ciała niż one. Bardziej się męczy, nie lubi ćwiczeń, zostaje zwykle z tyłu, za grupą.

Tego dnia ciotka Krystyna przychodzi z wujkiem. Siadają w kuchni: matka, Magda i wujostwo. Matka parzy herbatę. Ciotka, wskazując na Magdę, mówi:

– Nie mogę się nadziwić, że ona jest taka gruba.

Matka i Magda nie reagują.

– Jak to możliwe, że ona zrobiła się taka wielka – ciągnie ciotka i zwraca się do wujka: – No chodź, zobacz. Przecież dziecko nie powinno tak wyglądać.

Matka milczy. Magda chce zapaść się pod kuchenną podłogę. Ciotka mówi:

– Madziu, idź do salonu, przynieś gumkę z szuflady, taką do majtek, rozciągliwą. Musimy cię zmierzyć, to jest niemożliwe, że jesteś taka gruba. Zmierzymy grubość twojego uda i mojego, porównamy wielkość.

Magda patrzy na matkę, szuka w jej oczach ratunku, ale matka nie odpowiada. Dziewczynka idzie po długą gumkę. Myśli, że to niesprawiedliwe, bo guma się rozciąga, więc mogą ją oszukać, rozciągnąć gumę i powiedzieć, co będą chcieli. Mogą ją nawet tak naciągnąć, że wielkość uda ciotki i Magdy będzie taka sama. Magda podaje gumę, a ciotka z wujkiem mierzą szerokość jej ud.

– A nie mówiłam! – rzuca ciotka.

Od tamtej pory Magda nienawidzi swoich nóg. Chce nosić tylko długie spodnie, najlepiej szerokie. Nigdy nie wkłada spódnicy. Nie zdarza się jej odsłaniać ud nawet latem. W przedszkolu podczas czerwcowego występu matka wkłada jej rajstopy. Gdy Magda dojrzewa, przez lata nosi bojówki. Wstydzi się swojego ciała i myśli o tym wstydzie coraz częściej. Nie udaje się jej o tym porozmawiać z matką, chociaż próbuje. Ma do niej żal: wtedy, przy ciotce, czuła się porzucona. – Mierzenie gumą ud dziecka, by udowodnić, jakie jest grube, to tortura – wyznaje.

Matka nie chce o tym rozmawiać, mówi, że nic nie pamięta, że Magda przesadza. Sama też nie pokazuje przecież nóg, ma żylaki, a takie rzeczy się ukrywa. Tak jak duże uda.

Kiedy Magda dostaje miesiączki, matka wzrusza się, przytula ją chyba po raz pierwszy w życiu. Dziewczynka jest zaskoczona: matka nigdy się tak nie zachowuje. Magda wie, czym jest menstruacja, sporo czyta, wychowała się w kobiecym domu, ze starszą o osiem lat siostrą, podpaski leżą na wierzchu. Kiedy matka całuje 12-letnią Magdę, dziewczynka myśli, że teraz będą mogły normalnie rozmawiać, szczerze, jak kobieta z kobietą, że będą miały ze sobą lepsze porozumienie. Ale nie zmienia się nic. Matka nie słucha jej, nie wyjaśnia niczego, co dotyczy dojrzewania, rzuca tylko jakieś półsłówka: – Masz za duże brwi, musisz coś z nimi zrobić. Włosy rosną ci na całym ciele. Nie możesz tak wyglądać.

Daje jej pęsetę i dziewczynka ma sobie poradzić. Reguluje brwi nieudolnie, krzywo, zmiany są w zasadzie nieodwracalne.

Dopóki Magda się z domu nie wyprowadzi, wzrasta we wstydzie. Wiele czasu zajmie jej zaakceptowanie swojego ciała.

Jako dorosła osoba angażuje się w scenę BDSM. Zauważa, że większość bólu, którego pragnie, dotyczy nóg. – To ból zadawany sobie w celach terapeutycznych, by je poczuć – mówi. – Gdy go czuję, wiem, że to cierpienie skrzywdzonego, zawstydzonego dziecka.

Miną lata, zanim Magda zacznie ufać innym kobietom. Znajduje jednak w swoim otoczeniu takie, którym może powiedzieć o wstydzie. Włącza się w ruch ciałopozytywności, czuje, że to ją wzmacnia. Staje się też powierniczką innych. Kobiety chętnie jej się zwierzają, bo nie ocenia, nie krytykuje. I sprawia wrażenie wolnej. Taka chce się czuć. Kiedy ma miesiączkę, nie nosi podpasek, nie zakłada tamponów. Używa tylko ręcznika. Jest wtedy w domu, ma taką pracę, że może.

W czasie menstruacji chce poczuć swoje ciało, nie zamierza niczego tamować i hamować. Przestaje się siebie brzydzić.

Kiedyś na imprezie, podczas tańca, pierwszy raz czuje swoje nogi. Biegnie do toalety, zdejmuje spodnie, przygląda się nogom. Myśli: zabrałyście mnie w tyle pięknych miejsc, jak mogłam was tak nienawidzić?

Na widok krwi

Ola zaczyna krwawić tydzień przed 12. urodzinami. O miesiączce nie wie nic. Trudno uwierzyć, w końcu o menstruacji tyle się już mówi w mediach, jest też w reklamach.

W szkole była na ten temat pogadanka, lecz Ola nie poszła tego dnia na pierwszą lekcję. Przepłakała ją w domu, bo dzień wcześniej matka ostrzygła ją na chłopaka.

– Nie będziesz miała kłopotów z włosami, nie trzeba często myć i czesać – tłumaczy. Ola płacze, z krótkimi włosami nie chce już żyć, nie podoba się sobie. Bracia i matka nie rozumieją, czemu robi dramat, przecież dobrze wygląda, niech da spokój. W domu potrzeba rąk do pracy, a nie strojenia się przed lustrem.

Matka zawsze decyduje o jej ciele. Ola nie może nic powiedzieć. Nie wie już, co lubi, a czego nie. Nie wie też, które ubrania są jej, a które braci. Nosi za duże kurtki, za ciasne swetry lub ciuchy niedostosowane do pogody. Nigdy nie żali się, że coś ją uwiera, że drapie. Od małego bluzy, spodnie, nawet skarpety podaje jej matka. Kiedyś przebiera 11-letnią córkę przed próbą chóru na środku sali, przy wszystkich. Ola nie ma bluzki, jest naga, ale nie reaguje. Nie czuje przyzwolenia matki, że może się zakryć.

Chyba właśnie wtedy przestała czuć własne ciało. To matka miała czuć za nią. Nawet dziś (ma 23 lata), gdy ma obciąć włosy, myśli, co by powiedziała na ten temat matka.

W drugiej klasie mówi Oli:

– Powinnaś zasłaniać „to miejsce”. Pamiętaj, że jak nosisz spódniczki i nie wkładasz rajstop, to wszyscy chłopcy chcą zobaczyć, co masz między nogami.

Ola ma zasłaniać nie tylko to miejsce, ale najlepiej całe ciało. Dom jest religijny, panują w nim zasady. Nie rozmawia się o „tych sprawach”. Dlatego nie wie nic o menstruacji.

Miesiączki dostaje na oazowym wyjeździe, na który jedzie z wujkiem i ciotką. Nie ma pojęcia, co się z nią dzieje. Nie myśli jednak, że to coś złego, czuje tylko, że musi to ukrywać. Wkłada w majtki papier toaletowy. Wstydzi się, uważa, że chyba powinna powiedzieć wujkowi i cioci, ale jak zacząć? Nic ją nie boli, więc wydaje się jej, że łatwiej będzie zatuszować sprawę. Ale zostawia ślady. W łazience kropelka krwi. Na ubraniu plama. Na krześle, na kanapie. Na podłodze.

Kiedy wyjazd dobiega końca, w świetlicy jest impreza dla obozowiczów. Wujek warczy na Olę. Ciotka jest zła. Siedzą jak struci.

– Czy coś się stało? – pyta Ola.

– Wszystko robisz nie tak! Nie mówisz tego, co trzeba, i nie robisz tego, co trzeba! – krzyczy wujek.

– Musimy porozmawiać – mówi ciotka. Są zirytowani, patrzą na Olę z góry. Czuje, że zepsuła im cały wyjazd.

Ciotka krzyczy: – Czy ty w ogóle wiesz, co się dzieje z twoim ciałem?!

Ola nie wie, co odpowiedzieć: jeśli powie, że nie ma pojęcia, nie będą zadowoleni, widzi to po ich reakcjach. Rzuca jakieś pierwsze lepsze medyczne określenie, które wpada jej do głowy. Nie jest w stanie sobie przypomnieć jakie, ale na pewno nie mówi „menstruacja”.

Wujek zaczyna chodzić szybko po pokoju w tę i z powrotem. Ciotka wyciąga z szuflady jej majtki, zaczyna liczyć: – Raz, dwa, trzy… pięć par brudnych majtek! Pięć par zakrwawionych! Czy ty wiesz, jak my się z tym czujemy? Jaki to dla nas dyskomfort? Czy ty wiesz, na co ty nas narażasz? Co musimy oglądać?

Ola milczy. Ciotka wyciąga z torby trzy podpaski, podaje jej. Koniec rozmowy.

W domu dziewczynka widzi w łazience paczkę podpasek. A więc ciotka już dzwoniła do mamy, mama wie. Ale nie rozmawia z nią. Nie pyta, jak się czuje. Mówi tylko:

– Jak zużyjesz, idź do kotłowni, spal w piecu, nie wrzucaj tu, żeby chłopcy nie zauważyli.

Ola ma dwóch braci i wie, że nie mogą się o tym dowiedzieć. Ale czasem matka bez żadnego zażenowania pyta Olę przy wszystkich: – Masz dziś okres czy nie?

– Po co to mówisz na cały dom? – pyta Ola.

Wstydzi się wtedy i wstydzą się bracia, że o tym słyszą. Matkę to śmieszy.

Ola zaczyna dojrzewać, rosną jej piersi, włosy pod pachami i na nogach. Inne dziewczynki mówią: – Już dawno powinnaś się depilować. W tym wieku trzeba!

Ale Ola czuje, że musi mieć pozwolenie matki. Ojca nie zapyta, jego zdanie w domu się nie liczy. Boi się jednak, że matka na nią nakrzyczy. Tyle pracy w domu, w polu, a ona zawraca głowę takimi duperelami.

Kiedy ma wyjechać na oazę, zbiera się na odwagę. Pyta cichutko (bo najczęściej mówi szeptem): – Mamo, mogę przed tym wyjazdem ogolić sobie nogi?

Spodziewa się, że matka zacznie zaraz wrzeszczeć. Ale ta zaśmiewa się tylko: – I co, może psiutę jeszcze też?

Ola nie depiluje nóg przez następne lata, w liceum nosi długie spodnie, na uroczystości szkolne wkłada dwie pary rajstop. Kiedyś znajduje w domu stare żyletki i usuwa włosy. Ma już dość.

Jest jedna bratnia dusza – to ciotka, do której zawsze może zadzwonić, poskarżyć się, wyżalić, porozmawiać. To ona dodaje jej sił i ją wspiera. To ona chwali Olę za to, że chce pójść na terapię. Bo nie radzi sobie z akceptacją własnego ciała. Bo w siebie nie wierzy.

Ola wyprowadza się do innego miasta, na studia. – Wracaj do domu – prosi matka.

– Nie wróciłam. Dałam jej namiary na terapeutkę. Była zaskoczona, ale poszła. Może nie będzie nigdy między nami dobrze, ale może będzie lepiej – mówi.

Wie, że matka nienawidzi swojej kobiecości. Tak ją wychował dziadek: chciał mieć synów, a rodziły się córki. Matka była nauczona, że jest wybrakowana. – Wiem, że została skrzywdzona, ale ja też jestem i muszę myśleć o sobie – wyznaje Ola.

Teraz uczy się pokonywać wstyd. Ma go w sobie jeszcze trochę. Wstydzi się, kiedy bluzka ma zbyt krótki rękaw. Czuje się wtedy odkryta, naga. Nie nosi dekoltów ani zbyt krótkich spódnic.

Ciągle poznaje swoje ciało. Wie już, że nie lubi podpasek, bo boi się, że coś przecieknie. Używa kubeczka, przy nim trzeba popracować z ciałem: nauczyć się go wkładać, rozkładać, sprawdzić, czy dobrze leży. W ten sposób Ola uczy się odzyskiwać kontrolę nad sobą. Lubi kubeczki, bo krew z kubeczka jest czysta, nie czuć jej tak jak na podpaskach. Podpaski nie najlepiej się jej kojarzą.

Za długo karmisz

Internista: – Dziecko ma już pół roku, powoli może pani zacząć myśleć o odstawianiu.

Psychiatra: – Nie przepiszę pani leków, musi pani odstawić dziecko. Ma rok, jest już duże.

Ginekolożka: – On ma już dwa lata, po co pani tyle karmi?

Ortopeda: – Pani karmi takie duże dziecko piersią? To ja nie dam pani maści, przeniknie do mleka.

O tym, że karmi za długo, słyszała milion razy. Od wielu lekarzy. Odkąd synek skończył pół roku, każdy z nich miał na ten temat swoje zdanie. Dlatego przestała im o tym mówić.

Słyszała, że karmić już nie powinna. Że robi to dla siebie. Gdzieś przeczytała, że kobiety, które karmią piersią trzyletnie dzieci, czerpią z tego przyjemność. Że seksualizują maluchy. I że powinna się wstydzić.

Ale Kaja wstydzić się nie zamierza. Starszego syna karmiła właśnie trzy lata. Zaszła w drugą ciążę i karmienia nie przerwała. Stasia skończyła karmić tydzień przed narodzinami Ignasia. Ginkolożce nie powiedziała o tym ani słowa.

– Wiem, co bym usłyszała. Gdyby ciąża była zagrożona, nie karmiłabym, to jasne. Ale była zdrowa. Pewnie, wolę mieć z lekarzem relację opartą na szczerości, ale nie chciałam znowu słyszeć, że karmię za długo. Pozwoliłam sobie zatrzymać to dla siebie. Nie miałam też ochoty na zmianę lekarki, nie było mi to na rękę – mówi.

Dlaczego zawstydza się kobiety, które długo karmią? Kaja uważa, że z niewiedzy. Nasze pokolenie opiera się w dużej mierze na tym, co usłyszy od starszych kobiet, z poprzedniego pokolenia, a wtedy karmiło się góra pół roku. Kaja czyta na ten temat wszystko. Uważa, że nawet niektórzy lekarze nie znają dokładnie zaleceń WHO.

Kaja nie daje się zawstydzić. Jej atutem jest wiedza i pewność siebie. Zdaje sobie jednak sprawę, że jest mnóstwo kobiet, które czują się zawstydzone, gdy słyszą: „Za długo karmisz, jak to wygląda?”. I rezygnują.

Dlatego je wspiera. Udziela się na forum laktacyjnym i walczy z poczuciem wstydu i winy, w które chce się wpędzić kobiety karmiące. Bo karmią za długo, bo za krótko. Bo publicznie odsłaniają pierś, zamiast znaleźć toaletę. Sama miała podobną sytuację. Siedziała kiedyś w centrum handlowym, karmiła małego.

– Proszę się zakryć! Tam jest toaleta i pokój dla matek – usłyszała.

Tylko że w pokoju na matek rozpyla się perfumy, by nie było czuć zostawianych tam pełnych pieluch. I jej syn płacze, zamiast jeść. Co komu przeszkadza, że usiądzie na ławce, co z tego, że mijają ją ludzie?

Kiedyś zdarzyło się jej karmić na cmentarzu. Przyjechała na grób dziadka, synek miał zaledwie dwa miesiące. Chciało mu się pić. Usiadła na ławce, wysunęła pierś. Takiego oburzenia jeszcze nie widziała. – W takim miejscu! To bezwstydne! – mówili ludzie.

– Jest głodne – odpowiedziała.

– Nikt nie powie w ten sposób rodzicom, którzy dali dziecku pić z butelki. Oburza ich widok kawałka piersi – mówi Kaja.

Wiele kobiet wstydzi się karmienia, bo wstydzą się nagości. Że ktoś zobaczy odrobinę biustu, że nie będzie czuł się z tym komfortowo. Trudno radzić innym matkom: „Nie wstydź się”, to praca na lata.

Kiedy Kaja zaczęła czuć się pewniej ze swoim ciałem? Gdy zaczęła uprawiać sport. Wcześniej wydawało się jej, że ciało ma brzydkie, sponiewierane, trochę go nie lubiła, a trochę się go wstydziła. Zaczęła chodzić na taekwondo. Zauważyła, że jej ciało może być silne, elastyczne, że potrafi wiele. Nabrała do niego szacunku. Drugim przełomowym momentem był poród. Inaczej zaczęła na siebie patrzeć. Wcześniej na plażę chodziła tylko w kostiumach jednoczęściowych, by zasłaniać brzuch. Po porodzie brzuch ma cały w rozstępach, a na plażę wkłada bikini, uznaje, że brzuch nie jest powodem do wstydu.

Ten poród przestawił jej coś w głowie. Wie, że jest wyjątkiem, wiele kobiet po porodzie czuje się źle ze swoimi ciałami. Ale ona poczuła się wolna. W sali poporodowej wietrzyła krocze nawet wtedy, gdy do koleżanki z łóżka obok przychodził ktoś z rodziny. Odciągała pokarm, bo tak było trzeba.

Ma duże wsparcie w rodzinie: matka akceptuje w pełni jej decyzje. Może nie jest entuzjastką wieloletniego karmienia, nie mówi: „O, jakie to piękne!”, ale szanuje jej wybór. Teściowa wszystkim się chwali, że jej synowa przez trzy lata karmiła jedno dziecko i karmi teraz drugie. Dzięki temu Kai łatwiej znieść to, co słyszy na zewnątrz, bo przynajmniej nie musi walczyć z rodziną.

Żałują, że są kobietami

Z badań wyszło jej tak: jako społeczeństwo kompletnie nie wiemy, co przeżywają dojrzewające dziewczynki i z jakim wstydem zmagają się od dziecka. Myślimy, że mamy 2020 rok i niemożliwe, by istniały nastolatki, które nie wiedzą, czym jest miesiączka. Nic bardziej mylnego.

Marta Majchrzak, psycholożka społeczna z Herstories.pl, zaczęła prowadzić projekty, które dotyczą niepełnoletnich kobiet, ich dojrzewania i menstruacji. Najbardziej wstrząsnęła nią rozmowa z 14-latkami, które powiedziały, że kiedy mają okres, to żałują, że są kobietami. Jest im trudno wtedy nie zazdrościć mężczyznom, bo są tak obolałe, tak zawstydzone i tak często upokorzone fizjologią, że jej nie cierpią.

– Ładnych parę lat zajmuje dziewczynom zaakceptowanie faktu, że mają okres, że to naturalne. Te najmłodsze nie są z tym pogodzone – wyjaśnia Marta Majchrzak. – To pokazuje tylko, jak ogromną krzywdę robimy dzieciom, wprowadzając to nieszczęsne wychowanie do życia w rodzinie tak późno, to po pierwsze. Po drugie, ono nie może być zideologizowane, a jest.

Jedna z dziewczynek wyznała badaczce: na WDŻ katechetka powiedziała, że używanie tamponów jest grzeszne, bo grzeszne jest dotykanie się wewnątrz. I że wszystkie intrawaginalne środki psują życie, utrudniają zajście w ciążę i urodzenie dziecka.

– Takie zachowania powinny być nagłośnione i ukarane – mówi Majchrzak.

Jako badaczka miała okazję rozmawiać z paroma ekspertkami, które zajmują się tematem kobiecości. Zapytała, kiedy według nich pojawia się u dziewczynek wstyd związany z cielesnością. Wszystkie wskazywały dziesiąty rok życia.

– Kiedy albo dziewczynkom z twojej klasy urosły piersi, a tobie nie, więc się wstydzisz, że jesteś płaska. Albo tobie już rosną, masz większe sutki i też się krępujesz. Dziesiąty rok to jest taki moment w życiu dziewczynek, gdy masz przechlapane, bo zawsze odstajesz, zawsze się wstydzisz, a o tym wstydzie mówi się bardzo mało. Bardzo wcześnie w naszym dzieciństwie pojawia się dystans do własnego ciała – że nas zawodzi, że jest inne, niż oczekiwaliśmy. Chłopcy mają pod tym względem trochę łatwiej. Także dlatego, że w tym tradycyjnym postrzeganiu kobiecości nie mieści się sprawność fizyczna, dziewczynkom na tym często mniej zależy, o ile nie pochodzą z domu, w którym wysiłek fizyczny jest ważny. Mógłby być źródłem zadowolenia, że ciało jest sprawne – wyjaśnia.

Dziesięciolatki orientują się, że stają się powoli kobietami, w związku z tym zaczynają mieć radar bardziej nastawiony na to, czym jest kobiecość, jak tę kobiecość realizować, jakie są jej wzorce. Otoczenie zdwaja wysiłki, by je odpowiednio ukierunkowywać – najczęściej podsuwany wzorzec to ten tradycyjny: powinnaś ładnie wyglądać, pachnieć, nie bekać, nie mówić zbyt głośno.

– Ruch ciałopozytywny działa świetnie na starsze dziewczyny, już obyte z internetem, o małych dzieciach się zapomina – tłumaczy psycholożka.

Bardzo wiele dziewczynek jest zawstydzonych tym, że są niewystarczające jako kobiety. Nie dość, że nie rozumieją, co się z nimi dzieje, to jeszcze mają poczucie, że w stawaniu się kobietami są beznadziejne, że im nie wychodzi, wstydzą się przed sobą, przed chłopakami, wszystkie siebie obserwują i zawsze się porównują. Jak dbasz za bardzo o wygląd, możesz zostać oceniona jako „pusta”, jak nie dbasz – jesteś „zapuszczona”.

– Jak tego słuchałam, miałam wrażenie, że mówimy o jakimś labiryncie bez wyjścia, że do którychkolwiek drzwi byś zapukała, to dostaniesz patelnią. Od koleżanki, od chłopaka, od siebie samej, od matki. Gra w kobiecość to gra, w której bez przerwy przegrywasz. Dlatego te młode dziewczyny uczą się, że najbezpieczniej jest się nie wyróżniać – tłumaczy Marta Majchrzak. – Jak słyszę opowieści o wstydzie od kobiet, które wchodzą w dorosłość, to wiem, że to opowieść o cierpieniu. Zarówno psychicznym, jak i fizycznym. To cierpienie związane jest tylko z tym, że jesteśmy kobietami.

W kanalizowaniu tych emocji nie pomogą ani dom, ani szkoła. Rodzice z dziećmi o dojrzewaniu nie rozmawiają wcale albo niewiele.

Oczywiście są matki, które mówią córkom: „Celebruj swoją kobiecość, celebruj swój biust, pokaż, jaki masz potencjał”, ale to także może krępować dziewczynki. Zarówno w środowiskach tradycyjnych, jak i tych tak zwanych progresywnych brakuje wysłuchania dziecka, zainteresowania się tym, co ono czuje, przyjęcia jego wstydu, zapewnienia, że wstyd jest naturalny, kiedy się dorasta.

Majchrzak mówi, że kluczowe jest zajęcie się chłopcami i dziewczynkami w taki sposób, by się nawzajem szanowali i rozumieli. Chłopcy powinni nauczyć się jak najwięcej o dziewczynkach i odwrotnie. Ale to wymaga zmian systemowych. – Od mam i babć słyszę czasem, że im wstyd, bo nie do końca sobie poradziły z dobrym przygotowaniem dziecka do lubienia siebie, życia po swojemu, że przez nie ich córka, wnuczka się wstydzi, a w dorosłości trudno ten wstyd pokonać – dodaje. – Słyszę to zarówno od kobiet tzw. progresywnych, jak i tradycyjnych. To je łączy: wszyscy by chcieli, żeby dzieci były szczęśliwe.

Jak „to” nazwać?

Maja zdała sobie sprawę, że w domu rodzinnym nigdy nie miała cipki. Miała tyłek, który określał wszystko. A skoro jej cipka nie nosiła nazwy, nie istniała. W domu się o niej po prostu nie mówiło. Kiedyś przy partnerze powiedziała na tę część ciała „tyłek” i bardzo się zdziwił. – Co? Przecież to nie jest tyłek! – zareagował. Maja wiedziała, że biologicznie to co innego, ale nie miała na to określenia. Albo wstydziła się go użyć.

Z nazewnictwem ma problem do dziś. Cipka jest zdrobnieniem, brzmi infantylnie. Stara się oswoić to słowo, ale to nie jest dla niej naturalne. Są słowa, które bardziej jej się podobają, ale nie są dla niej naturalne.

– Skoro w dzieciństwie nie mówiłam „na dwór”, to nadal tak nie powiem. Więc jeśli coś tak neutralnego jest dla mnie nie do przeskoczenia, to co dopiero słowo „cipka” – mówi.

Podoba się jej „joni”, ale nie wyobraża sobie, że będąc w łóżku z partnerem, powie: „Joni mnie boli”. Nie brzmi to naturalnie.

– Nie mam słowa, którego mogłabym bez zażenowania użyć, tak jak mówię, że boli mnie głowa – wyznaje.

Maja wcale nie pochodzi z purytańskiej rodziny, ale o takich rzeczach po prostu się nie mówiło. Poza tym, że jest płaska – to słyszała dosyć często. Biust zaczął jej rosnąć późno, dzieciaki z klasy się tego śmiały: „Klatka wklęśnięta!”, „Z przodu plecy, z tyłu plecy, Bóg cię stworzył dla hecy!”. Kiedyś przed koncertem w szkole muzycznej przymierzała sukienkę po starszej siostrze. Okazało się, że sukienka na niej wisi. Matka z siostrą rzuciły: – Za płaska jesteś.

I to zostało jej w głowie. Do dziś ma ten problem, że dużo rzeczy na nią nie pasuje, wiszą na poziomie biustu, pod pachami, przez co źle wygląda w ubraniach. Ale teraz jest dorosła, już wie, że to nie z nią jest coś nie tak, tylko producenci ubrań nie uwzględniają jej w rozmiarówce.

Ten wstyd z powodu małych piersi udało się jej przełamać. Po domu chodzi nago. Do pracy zaczęła przychodzić bez stanika, bo noszenie jakiegokolwiek uwierało. Na początku była skrępowana, bo ciuchy źle na niej leżały. Teraz nie nosi biustonoszy w ogóle. I myśli, że sytuacja z pandemią dobrze zrobiła wielu kobietom. Ma znajome, które zupełnie zrezygnowały z noszenia staników albo przerzuciły się na sportowe modele.

Maja nie czuję się przez mały biust mniej kobieca, nie ma problemu z tym, co sobie ktoś pomyśli. Tak samo z włosami na ciele. Przez długie lata chodziła na wosk, potem przestała. Kiedyś była na spotkaniu ze znajomymi, grali w planszówki. Gdy wygrała i w geście zwycięstwa podniosła ręce do góry, znajomy zaniemówił. Pod jej pachami zobaczył włosy. – Niech się chłopaki dowiedzą, że dziewczyny mają włosy pod pachami – mówi Maja. – W tym roku byłam w stanie włożyć krótką spódnicę, choć miałam niewydepilowane nogi. Jeśli ktoś ma z tym problem, trudno. Ja się nie zamierzam wstydzić.

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione

 Monika Tutak-Goll

Grafika: Marta Frej

Tekst opublikowany w serwisie wysokieobcasy.pl 24 października 2020 r.