Co widzisz pod domowym mikroskopem? Czuła rewolucja w domu

Czułość i Wolność

Jakiś czas temu Uniwersytety Harvard i Virginia przeprowadziły eksperyment. Zadaniem badanych było siedzieć przez piętnaście minut na krześle – bez telefonu, bez żadnego towarzystwa. Jedyne, co mogli zrobić, to… zaaplikować sobie elektrowstrząsy.

Pytani, czy będą chcieli to robić, mówili, że są wręcz gotowi zapłacić, żeby tego uniknąć. Kiedy jednak przyszło co do czego, okazało się, że dwie trzecie mężczyzn i co czwarta kobieta decydowało się na elektrowstrząsy.

Czego nie mogli wytrzymać, skoro woleli tę wątpliwą rozrywkę? Siebie samych. Bo nikogo innego tam nie było.

Nasz, za przeproszeniem, świat wewnętrzny nie przypomina wiosennej łąki. Choćbyś z niewysłowioną precyzją optymalizował swoje osiągi, choćby twój grafik był ciasny jak gorset, on cały czas tam jest. Jeśli nie wierzysz, wejdź do pokoju, usiądź na krześle, nastaw czasomierz w telefonie na piętnaście minut i połóż ten telefon dalej, niż sięga ręka.

Założę się, że przez te piętnaście minut poczujesz nudę, napięcie, niepokój, przyjemność, ulgę i potem znowu napięcie, może złość, smutek i parę innych rzeczy. Kiedy po piętnastu minutach wejdziesz do pokoju, w którym będzie twój partner czy partnerka, te wszystkie rzeczy dalej w tobie będą. Tyle że wtedy, kiedy z „pomocą” przychodzi drugi człowiek, możemy sobie zacząć opowiadać historię o tym, że to on jest źródłem wszelkich napięć i utarczek.

Pamiętam taki rysunek: dwóch facetów stoi naprzeciwko siebie; widać, że się kłócą. Na ziemi narysowana jest liczba – facet po prawej wyraźnie widzi szóstkę, facet po lewej – dziewiątkę. Dla każdego jest oczywiste, że ich kłótnia nie ma żadnego sensu i że każdy z nich ma swoją niekwestionowalną perspektywę. A jednak się zawzięli i jeden drugiemu do upadłego będzie tłumaczył, jak bardzo ten drugi się myli.

Intelektualnie prawda o tym, że każdy człowiek ma inny punkt widzenia – jest inny, ma inny los, inną osobowość, inne DNA, kto inny go trzymał w ramionach, kiedy był niemowlęciem i tak dalej – jest banałem.

Ale głęboka zgoda na to, że ktoś ma inaczej niż ja, zwłaszcza jeśli go go kocham, jest naprawdę trudna. Dlaczego te nożyczki tu leżą? No jak to gdzie mają być, w szufladzie górnej, obok rękawiczek! Telewizor mam wyłączyć? Czyli co, nie obchodzi cię, co się na świecie dzieje? Nie chcesz sałatki jarzynowej? Ale przecież zdrowa jest, co jest z tobą nie tak, że nie chcesz sałatki, każdy normalny człowiek je sałatkę jarzynową, popatrz na mnie, ja mam cały talerz!

Co tam Harvard i Virginia – kwarantanna! To dopiero jest eksperyment. Pod pandemicznym mikroskopem, jeśli tylko zechcemy się przypatrzeć, można zobaczyć dużo więcej: mała przestrzeń, my i nasi bliscy.

Co widać pod twoim? Jeśli wady innych i twoją absolutną niewinność, wyreguluj okular. Poobserwuj, co ty wnosisz do domu. Tak jak w równaniu matematycznym z kilkoma zmiennymi każda z nich wpływa na ostateczny wynik.

Poręczą, której możemy się uchwycić, kiedy już zorientujemy się, że niesiemy naszemu domowi nie tylko spokój, łagodność i miłość, są nasze wartości. Weź kartkę. Napisz na niej, w co wierzysz: trzy do pięciu najważniejszych dla ciebie rzeczy.

Zadanie, przyznasz, osobiste. I tylko jedna osoba może je wykonać. Kiedy pytam ciebie, co jest dla ciebie najważniejsze, nie pytam twojej mamy, taty, partnera ani partnerki. Nie pytam nauczycielek z twojej szkoły, księdza z twojej parafii, twojego szefa czy szefowej. Tylko ty znasz odpowiedź. Wszyscy oddychamy powietrzem gęstym od cudzych oczekiwań, powinności, stereotypów. Tym bardziej, wbrew temu smogowi, warto poszukać własnych odpowiedzi.

Jesteśmy zrobieni z warstw. Masz jakiś nastrój, jesteś wyspana albo nie, mniej lub bardziej zmęczony siedzeniem w domu. Masz też osobowość, nawyki, zwyczajowy sposób rozmawiania z bliskimi, ulubione tańce.

I masz wartości – to, co w samym rdzeniu, w sercu, głowie, brzuchu. Jesteśmy szczęśliwi – ze sobą i w naszych związkach – kiedy w nasze wtorki i czwartki, żyjemy zgodnie z tym, w co wierzymy.

Nikt na swojej kartce nie napisze, że wierzy w agresję, niecierpliwość i nierówność. A jednak – zobaczmy, jak nasze idee spotykają się z naszą codziennością.

Zrobiłam to ćwiczenie. Na pierwszym miejscu napisałam „szacunek”. Wierzę w szacunek rozumiany jako zgoda na drugiego człowieka i jego ode mnie odmienność. Ale czy kiedy piąty raz mówię nastoletniemu synowi, żeby się ubrał, bo mnie jest zimno, jestem wierna tej swojej kartce?

Napisałam też „wolność”. Czy nie sprzeniewierzyłam się temu, kiedy w kłótni mój mąż powiedział, że nie chce o czymś rozmawiać, a ja go naciskałam, żeby jednak rozmawiał? Napisałam „otwartość” – ale czy kiedy zmilczam coś, co jest dla mnie ważne, albo mówię opłotkami – czy jestem otwarta?

Oczywiście najłatwiej jest rozliczać innych: nasze ego karmi się fast foodem poczucia, że jesteśmy od nich fajniejsi. Tyle że żadna zmiana na lepsze w naszym życiu od tego się nie zacznie. Dopóki wierzę, że jestem ofiarą wad innych ludzi, nie stawiam przed sobą żadnego zadania, ale też pozbawiam się wpływu.

Susan Scott, autorka wartej przeczytania, szczególnie teraz, książki „Odważne rozmowy”, pisze w niej, że kiedy brakuje nam czegoś w relacji, warto samemu to dać.

Dać to, na co sami czekamy – nakarmić drugiego tym, czego sami jesteśmy głodni. Chcesz być wysłuchany? Posłuchaj. Chcesz więcej zrozumienia? Spróbuj zrozumieć. Chcesz więcej rozmowy wprost? Powiedz wprost.

Nie będzie lepszego czasu, żeby przyjrzeć się sobie, naszym związkom i temu, co w nie wnosimy. Jaka jest codzienna jakość naszego bycia razem? Jak to wygląda teraz, kiedy wszystko widać jak na dłoni, w większym stężeniu niż w czasie przedpandemicznym? Popatrz na swój dom, popatrz na swój związek. Czy jest polem, na którym wydarza się to, co napisałaś na swojej kartce?

Jeśli była na niej „równość” – sprawdź. Kto przygotowuje posiłki? Kto po nich sprząta? Kto woła ludzi do stołu? Kto pamięta o urodzinach i przypomina innym? Kto trzyma kasę? Kto pamięta o rachunkach? Kto pyta, no i co my teraz zrobimy, a kto odpowiada? Kto zawozi samochód do przeglądu? Kto pamięta, kiedy kończy się przegląd? Jeśli na środku podłogi leży pudło po kupionych online po zawrotnej cenie maseczkach, kto je podniesie? Kto pomaga dziecku w nauce? Kto z nim gada, kiedy dało ciała albo kiedy jest smutne? Kto zauważa, że jest smutne? Jeśli wydarza się kłótnia, kto doprowadza do tego, że wracacie do zgody? Kto daje psu wodę do miski? Kto pamięta, że jutro jest odbiór śmieci wielkogabarytowych? Kto pierwszy wie, że zmywarka się zepsuła, kto ją naprawia albo wzywa fachowca?

Zadałam akurat takie pytania, mogłam zadać inne. Wyobrażam sobie, że odpowiedzi powinny jakoś odzwierciedlać wiarę w równość – jeśli w nią wierzysz. Tak samo z innymi rzeczami z twojej kartki. Włóż ją do kieszeni i noś przy sobie. Obstawiam, że co najmniej parę razy w ciągu dzisiejszego dnia poczujesz ją wtedy, kiedy trzeba.

Jesteśmy mocni w gębie. Nasze makro jest łatwiejsze niż mikro. Łatwiej krzyczeć na demonstracjach i oburzać się na obłudę polityków na kanapie przed telewizorem, niż mozolnie wyplatać tkankę swojej codzienności, razem z tymi, których kochamy. Jak jest w naszych domach? Wolność? Równość? Demokracja?

Gdyby się okazało, że coś w tej sprawie zostało jeszcze do zrobienia, zawsze pozostaje rewolucyjny koncept rozmowy: tym razem dwa krzesła i trochę dłużej niż piętnaście minut z harwardzkiego eksperymentu. Czego potrzebujesz ode mnie, mój kochany? Jak ci jest w tej kwarantannie, miła?

Co możemy zrobić, żeby nam było lepiej razem, nie tylko teraz, ale i wtedy, kiedy wrócimy do tego, co nazywaliśmy sobie normalnym życiem?

Autorka: Natalia de Barbaro

  • Psycholożka i trenerka, prowadzi warsztaty dla kobiet „Własny pokój” oraz szkolenia z komunikacji i przywództwa dla firmy House of Skills. Wydała dwa tomiki wierszy – „Ciemnia” i „Tkanka”.

Grafika: Marta Frej

Artykuł ukazał się w „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” z 18-19 kwietnia 2020 r.