Do dzieła, siostry!

Czułość i Wolność

Trzy siostry: Iza, Kasia i Ela ze Studzianek i Czarnej Białostockiej na Podlasiu, zapragnęły, żeby w ich okolicy było tak jak kiedyś – że sąsiadka pomaga sąsiadce, że nie jest się anonimowym ani obojętnym. – Dzisiaj ci, którzy przeprowadzają się na wieś, praktycznie się nie znają – mówi Iza Zawadzka. – Postanowiłyśmy to zmienić i pięć lat temu zaczęłyśmy organizować warsztaty dla kobiet. Miały rozwijać zainteresowania, stwarzać możliwość próbowania nowych rzeczy, ale przede wszystkim spędzania razem czasu.

Najpierw były kijki. Dziewczyny poszukały instruktora nordic walking i na Facebooku zaprosiły sąsiadki na wspólny pięciokilometrowy spacer. Potem spotykały się na treningach obwodowych, razem też biegały. Jeszcze zanim w 2018 roku zarejestrowały się jako koło gospodyń wiejskich, wymyśliły nazwę – Szminką Malowane – by ludzie łatwiej je rozpoznawali. – Ciągle szukamy czegoś nowego – opowiada Ela Ostynowicz. – Zaprosiłyśmy fizjoterapeutkę, która miała wykład o wysiłkowym nietrzymaniu moczu. Po nim zebrałyśmy grupę kobiet i przez rok, dwa razy w tygodniu, wspólnie ćwiczyłyśmy mięśnie dna miednicy.

Próbowały też diet, a nawet poszły o krok dalej. – Zorganizowałyśmy projekt „Metamorfozy". Zebrała się grupa 21 kobiet, które chciały zrzucić parę kilo. Spotykałyśmy się co tydzień, był wykład (np. o wodzie, ruchu, roli snu), trening albo zajęcia taneczne. Odchudzałyśmy się pod okiem dietetyczki. Mierzyła nas i ważyła, a ta, która na koniec osiągnęła najlepsze efekty, wygrała bilet do teatru – opowiada Kasia Zawadzka.

Dziewczyny z KGW Szminką Malowane wiele robią też dla ducha. – Zaczęłyśmy od warsztatu „Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty twojego życia". Po nim uformowała się grupa wsparcia i z psychologiem, który to prowadził, spotykałyśmy się przez kolejne trzy lata, raz w miesiącu. Rozmawiałyśmy na przykład o pozytywnym egoizmie, jak sobie poradzić z nastolatką czy jak się motywować – opisuje Iza.

Ich sztandarowym projektem są sesje zdjęciowe. Za każdym razem wybierają inny temat przewodni (np. sesja rockowa, zimowa, perły Podlasia, walentynkowa). – Zawsze przychodzi kilkadziesiąt osób, ale wszystko idzie sprawnie, bo mamy system. Każdej uczestniczce przysługują trzy zdjęcia: portret, sylwetka i grupowe. Jeśli ktoś chce mieć dodatkowe ujęcia, musi stanąć na końcu kolejki – wyjaśnia Iza. Teraz dziewczyny zamierzają wydać kalendarz, bo sesji było już tyle, że mają do niego cały materiał.

Organizują też spotkania, które nazwały kobietoterapią – raz w miesiącu spotykają się na rozmowy. – Jest nas 30, to dziewczyny z okolicznych miejscowości. Za każdym razem spotykamy się u kogoś innego. Teraz koleżanka, która mieszka w lesie, zaprosiła nas na nocowanie w hamaku albo pod namiotem – cieszy się Kasia i dodaje: – To nie jest zamknięta grupa, ciągle pojawiają się nowe osoby.

– Jestem pod wrażeniem energii kobiet działających w KGW i innych organizacjach kobiecych na wsi – mówi Alina Kuźmina, redaktorka naczelna miesięcznika „Gospodyni" i wiceprezeska fundacji Polska Gospodyni, działającej na rzecz kobiet mieszkających na wsi. – Większość z nich pracuje zawodowo, a potem jeszcze znajduje czas, żeby spotkać się w kole, zaplanować działania. W mieście często odbiera się dziecko ze szkoły albo z zajęć dodatkowych i zajmuje swoimi sprawami. Na wsi lokalna społeczność jest bardziej zintegrowana.

W listopadzie 2018 roku weszła w życie ustawa, która dała kołom gospodyń wiejskich dużą samodzielność. Rejestrując się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zyskują osobowość prawną i mogą starać się o granty.

Wcześniej, jeśli chciały zdobyć pieniądze na swoje projekty, a nie działały jako stowarzyszenie, musiały prosić szefa lokalnego kółka rolniczego, by wystąpił o środki w ich imieniu. Teraz koła gospodyń co roku mogą ubiegać się o dotacje z ARiMR w wysokości od 3 do 5 tys. zł (w zależności od liczby członków). Pieniądze zdobyć nietrudno i dla wielu grup, które chciały działać w swoim środowisku, był to skuteczny bodziec, by się sformalizować. Obecnie mamy w Polsce 9837 KGW zarejestrowanych w Krajowym Rejestrze Kół Gospodyń Wiejskich.

Każdy może

W 2018 roku przed świętami Bożego Narodzenia do Doroty Karaś, administratorki Domu Kultury w Sterkowcu (pow. brzeski, woj. małopolskie), zadzwoniła koleżanka Maria. – Stwierdziła, że w naszej wsi nic się nie dzieje i że musimy zrobić jasełka. Znalazła scenariusz w internecie, a dla mnie wybrała rolę diablicy. Powiedziałam, że chętnie – opowiada Dorota.

Poprosiły burmistrza o udostępnienie sali do prób, potem obdzwoniły znajomych, żeby obsadzić role. Udało się zebrać 17 osób. – Na premierę przyszło około stu widzów. I po tym występie miałyśmy kolejnych chętnych, którzy chcieli dołączyć do naszej grupy – dodaje. – Przybraliśmy nazwę Każdy Może, a po kilku miesiącach postanowiliśmy zarejestrować się w Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa jako KGW Sterkowiec. Mamy 31 członków w wieku od 18 do 79 lat, w tym 10 mężczyzn.

Za pierwszą dotację z ARiMR (3 tys. zł) kupili nagłośnienie. Kolejną przeznaczyli m.in. na rzutnik, wystrój i kotary na scenę.

Po jasełkach wystawili jeszcze trzy baśnie i przedstawienie kabaretowe. Niektóre z tych spektakli grali po kilka razy, również na zaproszenie innych miejscowości. – Mamy zasadę, że jak ktoś nie chce samodzielnej roli, to jest w chórku – opowiada Dorota. – Tłumaczę im, że musimy być razem. I wiele osób się przełamuje. Wciągnęły się nawet te, które się zarzekały, że nigdy nie staną na scenie.

Ostatnie z przygotowanych przedstawień, ze względu na pandemię, już się nie odbyło. Ale zdążyli je nagrać i umieścić na Facebooku. A teraz, gdy przeciw COVID-19 zaszczepili się już prawie wszyscy z koła, wrócili do swoich cotygodniowych spotkań. – Nawet jeśli ktoś nie chce być aktorem, może przyjść o 18 do domu kultury i wypić z nami herbatę. Każdy ma w domu jakąś pracę, ale kiedy przychodzi wtorek, to wszystko się zostawia – mówi Dorota i przyznaje, że największą motywacją, by regularnie się spotykać, jest nowy scenariusz. – Kiedy kończymy jedno przedstawienie, od razu wymyślamy kolejne. Pewne osoby w ogóle nie przyjdą, bo uważają, że to pospolita rozrywka. A my doskonale się bawimy.

Pożyteczne i urocze

Martyna Tomsia przeprowadziła się do Wojnowic pod Wrocławiem siedem lat temu.

Kobiety takie jak ona, pracujące w dużym mieście, ale wybierające życie na wsi, stanowią tu główną siłę napędową większości inicjatyw.

Na urlopie macierzyńskim szukała dla siebie nowego zajęcia. – Chciałam zacząć działać z kobietami i w styczniu 2019 roku postanowiłam założyć koło gospodyń wiejskich – mówi. Rozwiesiła plakaty, umieściła informację na Facebooku i zaprosiła chętne na spotkanie. Zaczęły na drugi dzień, nazwały się Malinowymi Dziewczynami. – Maliny są pożyteczne, praktyczne, mają szerokie zastosowanie, a do tego są urocze – wyjaśnia.

Pierwszą akcją Malinowych Dziewczyn była wyprzedaż garażowa. Potem zaczęła się seria spotkań z zaproszonymi specjalistami: dietetykiem, wizażystką, kosmetyczką. Uczyły się też wyplatać makramy, robić łapacze snów i szydełkować. Martyna podkreśla, że udział w takich warsztatach zawsze jest darmowy i najczęściej mogą dołączyć również panie spoza koła. Prowadzący przyjeżdżają w ramach wolontariatu. – Posiłkujemy się znajomymi – mówi Martyna. – Członkinie naszego koła wykonują różne zawody. Mamy inżynierki, kucharkę, ja jestem project managerem, więc każda uruchamia swoją siatkę kontaktów.

Po przerwie wymuszonej pandemicznymi obostrzeniami wróciły ostatnio do spotkań w wiejskiej świetlicy, w której mają swoje pomieszczenie, i stworzyły domki dla pszczół. – W sieci znalazłyśmy instruktaż i zrobiłyśmy warsztaty DIY. Domki są w naszych ogródkach, już zasiedlone.

Marzeniem Martyny była różowa skrzyneczka w świetlicy. – Mój pomysł wsparła Magda, członkini koła działająca na rzecz środowisk kobiecych, i kupiła ją za własne pieniądze. Teraz panie z sąsiedniej wsi chcą umieścić taką samą w szkole. Wspieramy je, podpowiadamy, gdzie szukać środków – mówi.

Wymiana usług

Pierwszą inicjatywą KGW Gady (woj. warmińsko-mazurskie, pow. olsztyński) istniejącego od 2018 roku były warsztaty z położnymi ze szpitala w Olsztynie. W Dzień Kobiet przyjechały do Gad i mówiły o profilaktyce raka szyjki macicy. Można było zrobić cytologię i nauczyć się, jak ćwiczyć, by zapobiegać wysiłkowemu nietrzymaniu moczu. – Zaprosiłyśmy też zaprzyjaźnioną fotografkę i makijażystki, panie się malowały i brały udział w krótkiej sesji. Z Banku Żywności w Olsztynie pozyskałyśmy produkty, z których przygotowałyśmy poczęstunek. Była też część artystyczna – przyjechały solistki ze Studia Piosenki Metro w Olsztynie, które prowadzi moja znajoma – opowiada Ewa Piekarczyk, wiceprzewodnicząca koła. Dodaje, że tak działają zawsze – na zasadzie wzajemnej wymiany usług. Położne miały dotację na swoją akcję profilaktyczną, KGW Gady zapewniło im uczestniczki projektu.

Innym razem fundacja Be Creative z Lidzbarka Warmińskiego zrobiła w Gadach warsztaty eko. Młodsze dzieci dostały poczęstunek na jadalnych naczyniach, dowiedziały się, jak segregować śmieci, a dorośli wspólnie sprzątali wieś. Warunkiem było zebranie co najmniej 50 uczestników. To spore wyzwanie, bo wcześniej na podobne akcje przychodziły pojedyncze osoby. Członkowie koła (bo są w nim również panowie) postanowili połączyć ją z grillowaniem. Chętnych na „Grill & Clean" znalazło się wielu. – Młode organizacje nie zawsze mają taki potencjał, by same starać się o granty. Warto nawiązać współpracę z innymi, bo wspólnie można zrobić o wiele więcej – podkreśla Ewa.

Podobną zasadę wyznają Malinowe Dziewczyny i chętnie włączają się w inicjatywy realizowane przez innych. Kiedy firma z Oławy prowadziła akcję „Okulary dla Afryki", zbierały od mieszkańców całej gminy niepotrzebne szkła – korekcyjne i przeciwsłoneczne. Przekazały ponad 20 par. – Wychodzimy z założenia, że jeśli dziś zrobimy coś dla innych, to być może oni jutro przyłączą się do naszego projektu – mówi Martyna.

Wszystkie warsztaty, które organizuje KGW Szminką Malowane, są darmowe. Wyjątkiem były spotkania z psychologiem i ćwiczenia mięśni dna miednicy.

Pomysły na zajęcia im się nie kończą, a z pozyskaniem prowadzących nie mają problemu. Kasia: – Ciągle poznajemy nowych ludzi. Jak zaprosimy ratownika medycznego, żeby zrobił kurs pierwszej pomocy, to my mu potem pomożemy podczas pikniku charytatywnego.

Alina Kuźmina, fundacja Polska Gospodyni: – To kula śniegowa – im więcej robisz, tym więcej potrafisz, tym więcej masz kontaktów i międzyludzkich więzi. Samemu niewiele się da. Najlepiej nauczyć się pozyskiwać sprzymierzeńców.

Dziewczyny z KGW TeraMiśki, działającego w okolicach Białowieży, śmieją się, że mają sto pomysłów na minutę. Pierwszym była joga, od niej zaczynały swoje cotygodniowe spotkania. Potem wspólnie robiły regionalne nalewki i naturalne kosmetyki. A kiedy zaprzyjaźniony pszczelarz w ramach warsztatów, na które pozyskały dotację, opowiedział im o hodowli pszczół, zaczęły produkować świece. Dwie z członkiń TeraMiśków założyły własne pasieki.

Z pszczołami związany jest też ich najnowszy pomysł – TorBee’śki, czyli nasączone woskiem bawełniane torebki do przechowywania żywności. Szyje je Hania.  – Wykonanie jednej torebki zajmuje około 40 minut. Bawełnę trzeba nasączyć woskiem, wysuszyć, przygotować formę i zeszyć. Jeśli na tkaninie pozostanie zbyt dużo wosku, maszyna nie będzie szyła – tłumaczy.

Hania odpowiada za produkcję, Karina, która jest graficzką, wymyśliła nazwę i zaprojektowała opakowanie.

Większość kobiet z KGW Szklana (woj. małopolskie, pow. proszowicki) pracuje zawodowo, ale dodatkowo prowadzi gospodarstwa, bo w okolicy są żyzne gleby. Postanowiły to wykorzystać i stworzyły własną markę – Szklaną Wekę. Działają pod szyldem KGW, które założyły w 2018 roku. – W Szklanej wcześniej było koło, które prowadziły nasze babcie. Odszukałyśmy ich receptury, dodałyśmy kilka rzeczy od siebie i opracowałyśmy cztery przepiśniki: „Słodkości", „Potrawy", „Przetwory" i „Zioła" – opowiada Regina Musiał, przewodnicząca koła.

Ich dwa flagowe produkty związane są z tradycją. – Nasza gmina słynie z upraw ogórków, a w okolicy jest dąb Kościuszko, pod którym odpoczywał Tadeusz Kościuszko w drodze na bitwę pod Racławicami, więc mamy kiszone ogórki z liściem dębu – wyjaśnia. – Przywróciłyśmy też dawny lokalny specjał – „skoczną paprykę" z Proszowic – we współdziałaniu z Pierwszym Oficjalnym Fanklubem Kamila Stocha w Proszowicach. Wspólnie kibicujemy, fanklub wspiera nas też w promocji papryki, tworzymy zestawy kibica z przetworów i gadżetów.

W asortymencie Szklanej Weki jest też dżem z zielonych pomidorów, wiosną był boom na konfiturę z fiołka wonnego, a wielu klientów zyskały dzięki „czosnkowi jak masełko", bo ludzie nie wierzyli, że tak może smakować, i jeden drugiemu dawał na spróbowanie.

Wieść o produktach KGW Szklana rozniosła się nie tylko w regionie, ale też w całej Polsce. Koło prowadzi profile w mediach społecznościowych, a własne wyroby sprzedaje głównie przez internet. Odzywają się też sklepy, chcąc włączyć jego ofertę do swojego asortymentu.

Dlaczego zamiast po prostu założyć firmę, dziewczyny zdecydowały się funkcjonować jako KGW? – Koło jest dla nas synonimem przywiązania do tradycji, daje wiarygodność, stanowi gwarancję jakości – mówi Regina. – Zależy nam, żeby mieć na siebie pomysł, coś, co nas spaja, identyfikuje i wyróżnia.

Miód Maliny

W Kurianach (woj. podlaskie, powiat białostocki) niecałe trzy lata temu razem postanowiło działać 15 kobiet. Zarejestrowały KGW, nazwały się Miód Maliny i zaczęły budować własną markę. – Chciałyśmy stworzyć się od zera – mówi członkini koła Ewelina Abramowicz. Na swój flagowy produkt wybrały konfiturę z malin, a wypromowały ją w mediach społecznościowych tak skutecznie, że odezwał się jeden z producentów sosów, proponując połączenie smaków. – Rozmowy wciąż trwają. Zanim rozpoczniemy taką współpracę, chcemy mieć pewność, że jesteśmy dobrze przygotowane – mówi Anna Gorustowicz, przewodnicząca KGW Miód Maliny i sołtyska Kurian.

Kiedy ostatnio w Supraślu na festiwalu Polska od Kuchni zapytano je, dlaczego nie mają strojów ludowych, wybuchnęły śmiechem. – Nie chcemy się przebierać, tylko kreować swój wizerunek – twierdzi Ewelina. – Jesteśmy dumne z malinowych szpilek i koszulek z naszym logotypem.

Agnieszka: – Naszym marzeniem jest zakup „malinobusa", którym mogłybyśmy jeździć na kiermasze, festyny czy konkursy.

Karina z TeraMiśków przyznaje, że rozpoznawalność marki jest bardzo ważna, również w przypadku kół gospodyń wiejskich.

– Można mieć świetny produkt, ale nic z tego, jeśli ludzie o nim nie usłyszą. Dlatego dbamy o opakowania, pokazujemy swoje logo, działamy w mediach społecznościowych.

KGW Malinowe Dziewczyny na swoją działalność zarabiało m.in. poprzez sport. – W świetlicy wiejskiej organizowałyśmy pilates, jogę i zumbę, chodziłyśmy też z kijkami. Każde zajęcia prowadziły profesjonalne instruktorki, które przyjeżdżały do Wojnowic. Mieszkańcy kupowali karnety i w ten sposób pozyskiwałyśmy dochód dla naszego koła – mówi Martyna. Z kolei na festynach czy wyprzedażach garażowych sprzedawały naturalne kosmetyki: mydła glicerynowe, sole do kąpieli i cukry malinowe.

TeraMiśki przekonują, że warto mieć szeroki wachlarz działań, bo wtedy łatwiej prezentować koło. – Na jarmarki świąteczne produkujemy świece, na koncerty czy festiwale – kosmetyki, a na wydarzenia sportowe Ula piecze swojego popisowego marcinka, czyli regionalne ciasto według przepisu wywodzącego się z czasów carskich – wylicza Ania.

– Nie lepimy pierogów, z zasady też nie gotujemy ani nie pieczemy – podkreśla Martyna. – Wyjątkiem są specjalne okazje. Na 101. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości przygotowałyśmy 101 babeczek, a na licytację na rzecz schroniska dla zwierząt przeznaczyłyśmy nasz popisowy deser – malinową chmurkę.

KGW Szminką Malowane gotuje niewiele, a jeśli już, to charytatywnie albo w poszukiwaniu nowych smaków. Gdy dziewczyny robią warsztaty kulinarne, przygotowują sushi albo potrawy z dyni.

Członkowie KGW Sterkowiec skupiają się na teatrze, ale na Małopolski Festiwal Smaku w Brzesku przygotowali 1,5 tys. porcji jedzenia, m.in. trzy rodzaje zup i wędliny. Zarobione pieniądze przeznaczyli na działalność swojej grupy.

Czy przy tak ograniczonej działalności kulinarnej koła określenie „gospodyni" w nazwie nie jest trochę krzywdzące? Alina Kuźmina: – Moim zdaniem ono nabierze nowego znaczenia. Gospodarz kojarzy się z kimś, kto wszystko ogarnia, gospodyni – z kobietą biegającą ze ścierką i lepiącą pierogi. Ale tak nie musi być, to kwestia postrzegania. Gospodyni to w moim rozumieniu osoba o wysokich kompetencjach decyzyjnych, pozostająca na równi z gospodarzem.

Dla innych

Wszystkie moje rozmówczynie angażują się charytatywnie. Miód Maliny pomagały m.in. zbierać pieniądze na leczenie chorych dzieci, piekły też ciasta dla pacjentów onkologii dziecięcej w Białymstoku, włączyły się w zbiórkę dla schroniska dla zwierząt. Kiedy tej wiosny była akcja wspólnego sprzątania wsi, zebrały 140 worków śmieci.

KGW Szminką Malowane włącza się w dobroczynne pikniki, sprzedaje swoje ciasta na kiermaszach. – Staramy się wspierać wszystkich, którzy zwrócą się do nas o pomoc, ale skupiamy się na mieszkańcach okolicy – zaznacza Iza.

Koła gospodyń wiejskich działają też na rzecz lokalnych społeczności. Mieszkanki Biskupic (woj. wielkopolskie, pow. koniński) nie są formalnie kołem gospodyń wiejskich. Od sześciu lat działają jako stowarzyszenie Koło Kobiet. Pomogły pozyskać środki na modernizację otoczenia strażnicy OSP, a potem brały udział w pracach. Pomagały też przy remoncie obiektu. Dla miejscowej szkoły zdobyły dotację i za 30 tys. zł urządziły w niej pracownię biologiczno-geograficzną.

– Zagospodarowujemy duży teren zwany Kamieńcem – mówi Regina Musiał z KGW Szklana. – Staramy się pozyskiwać środki, by stworzyć tam miejsce rekreacji. Na razie powstało boisko.

Martyna z KGW Malinowe Dziewczyny: – Naszą najnowszą inicjatywą są Skarby Wojnowic. Na Facebooku opisujemy, jak można wykorzystać dobrodziejstwa lasu, który mamy w pobliżu. Było już np. o syropie z sosny, teraz mamy zaplanowany post dotyczący ekologicznych nawozów z pokrzyw.

KGW Budy Brodzkie (woj. świętokrzyskie, pow. starachowicki) organizuje Dzień Sąsiada, rajdy rowerowe, majówki i kino plenerowe. – Za dotację z ARiMR kupiliśmy rzutnik, ekran i nagłośnienie. Prosimy któregoś z mieszkańców, żeby udostępnił swoją łąkę, rozstawiamy leżaki pożyczone z gminnego centrum kultury i wspólnie oglądamy filmy – opowiada założycielka koła Aneta Kutera.

KGW Gady w zeszłe wakacje zorganizowało letnie warsztaty dla najmłodszych. – Zbyt duża odległość dzieli nas od miasta, by nasze dzieci mogły skorzystać z półkolonii. Postanowiłyśmy więc zrobić coś na miejscu. Były dwie grupy. Maluchy miały zajęcia od 8 do 16, starsze dzieci – od 10 do 14. Bałyśmy się, że nastolatki nie będą chciały przychodzić, a one zazdrościły tym młodszym, że mogą siedzieć dłużej – śmieje się Ewa.

Rzeczniczki historii

Większość członkiń KGW Miód Maliny w Kurianach mieszka od kilku lat. – Wciąż osiedlają się nowi, nasza wieś się rozwija. Chcemy poznawać i przybliżać innym historię – mówi Agnieszka Malec, która napisała projekt „Kuriany wczoraj i dziś. Wspólnie tworzymy malinową historię" i pozyskała dla koła pieniądze na jego realizację.

– Zorganizowałyśmy spotkanie międzypokoleniowe, podczas którego starsi opowiadali, jak żyło się tu kiedyś. Potem dali nam swoje zdjęcia, do części dotarłyśmy same, teraz chcemy zrobić wystawę w świetlicy wiejskiej. Zamierzamy też prowadzić kronikę Kurian.

– Często to właśnie dzięki kobietom napływowym wieś znowu zaczyna nabierać energii w działaniu. Wielokrotnie podejmują również inicjatywy wskrzeszające lokalną historię. Dla mnie to bardzo ważny aspekt ich aktywności – podkreśla Alina Kuźmina z fundacji Polska Gospodyni.

Regina Musiał, KGW Szklana: – Nasze koło w 2019 roku przygotowało monografię dotyczącą historii Szklanej, która była prezentowana m.in. na Małopolskich Targach Książki.

Szczelna siatka

Martyna nigdy nie liczyła, ile czasu poświęca na działalność w kole. – Cały czas nim żyję, wszystko się dzieje 24/7. Rozmawiam z ludźmi, wciąż pojawiają się nowe pomysły – mówi. – Aktywność w KGW przyniosła mi przyjaźnie, których się nie spodziewałam. Mam na kogo liczyć.

Oliwia, TeraMiśki: – Dla mnie nadrzędną wartością koła jest siostrzeństwo. Rodzą się cudowne rzeczy, które nie powstałyby bez wzajemnego wsparcia, inspiracji i motywacji. Koła gospodyń wiejskich pokazują, że kobiety są siłą napędową życia społecznego w małych ośrodkach.

Czasami muszą uodpornić się na krytykę. – Niektórzy mówią, że zamiast siedzieć w domu i wychowywać dzieci, robimy sobie babskie spotkania. Ale my jesteśmy po trzyletnim kursie z psychologiem i wiemy, że nie dogodzimy całemu światu – stwierdza Iza ze Szminką Malowane.

 

 

Autorka: Izabela O’Sullivan

Na zdjęciu: Koło Gospodyń Wiejskich Miód Maliny

Fotografka: Kamila Masajło

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 3 lipca 2021 r.