Dom rano - praca - dom wieczorem

Czułość i Wolność

Przed pandemią podział na świat dziecka i świat dorosłych był dość wyraźny. Po porannej nerwówce ze wstawaniem, szykowaniem, staniem w korkach i podrzucaniem dzieci do przedszkola czy szkoły w drodze do pracy, rozchodziliśmy się do swoich światów – dzieci nauki i zabawy, a dorośli zarabiania na życie. Siłą rzeczy byliśmy od siebie oderwani nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, gdy musieliśmy skupić się na tym, co robimy i z kim (zazwyczaj, poza oczywistymi wyjątkami, pracujemy jednak z dorosłymi). Zatem standardowe osiem godzin spędzaliśmy bez naszych dzieci, czasem myśląc o nich i czując tęsknotę, albo smutek, że spędzamy z nimi tak mało czasu.

Jest takie powiedzenie „Uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić”… Przyszła pandemia i nagle straciliśmy naszą „dorosłą przestrzeń”, bo musieliśmy zostać w domach.

Ta nowa rzeczywistość nas zaskoczyła. Przestawiliśmy się na pracę zdalną – komputer i telefon pochłaniały większość naszej uwagi w prywatnej dotąd przestrzeni. Półprzytomnie odpowiadaliśmy „yhm”, „aha” na coś, co mówiło do nas dziecko, a potem z zaskoczeniem i/lub przerażeniem odkrywaliśmy, na co się podobno zgodziliśmy. A potem afera, bo my w przekonaniu, że dzieci wykorzystują naszą nieuwagę, a dzieci w poczuciu krzywdy, bo znowu ich nie słuchamy. Spotkania na zoomie wpuściły kamerę do naszych domów i nagle porozrzucane wszędzie zabawki i bałagan to nie tylko moja sprawa, ale coś, przez pryzmat czego mogą patrzeć na mnie inni. Z kolei głośna muzyka czy nawet rozmowy naszych dzieci z przyjaciółmi przez telefon mogą nam zwyczajnie przeszkadzać skupić się na pracy. Trudniej nam więc na to wszystko machnąć ręką i awantura gotowa, bo dzieciom także trudno zrozumieć nagłe zmiany zasad i odebranie części prywatności.

Nasze światy zlały się w jednej wspólnej przestrzeni naszego domu. Do tej pory był on dla dzieci miejscem wspólnego życia z rodzicami, dlatego dziecko „wchodzi” nam do „pracy”, domagając się uwagi, czasu, atrakcji. Bo skoro jesteśmy w domu, to zachowujmy się jak w domu. Dziecko nie zna nas z pracy, gdzie pełnimy swoje role podwładnych, szefów, uczestników służbowych spotkań, pracowników z całą listą odpowiedzialności i obowiązków. Dla dzieci jesteśmy ich rodzicami, do których potrzebują się czasem przytulić, odezwać i od których oczekują zainteresowania. A my przecież jesteśmy w pracy, czyli w zupełnie innej roli. Mamy właśnie superważne spotkanie, musimy skończyć coś bardzo pilnego, skupić się, załatwić coś „na wczoraj” – po prostu nie ma nas w domu, przynajmniej psychicznie i emocjonalnie. Więc kiedy dziecko podchodzi, często zanim zdąży otworzyć usta, słyszy pełne napięcia: „nie teraz”, „jestem zajęty/a”, „idź się pobaw”. Kiedy przewróci się i płacze, czasem nie potrafimy powstrzymać irytacji i raczej ze zniecierpliwieniem niż z czułością naklejamy plasterek. Słysząc kłótnię dzieci, czasem nie wystarcza nam czasu i chęci, żeby wnikać, co się wydarzyło – po prostu każemy im być cicho. Nasza frustracja i napięcie rosną. My i nasze zasoby intelektualne i emocjonalne są przecież wtedy w pracy, a dzieci nas od niej odrywają. Zdarzyło wam się ocknąć około 16 i z paniką stwierdzić, że przecież nie zrobiliście obiadu, a na dodatek w lodówce pustka? I gdzie jest i co robi moje dziecko? Nagle wylogowuje nas z trybu „praca” i dostajemy brutalne przypomnienie, że cały czas w tle włączony mieliśmy tryb „dom”, który także pochłaniał naszą energię i pamięć operacyjną. Który też przecież jest dla nas tak ważny. Tylko praktycznie niewykonalne jest działanie w dwóch trybach jednocześnie… Wcześniej, kiedy my skupialiśmy się na pracy, przedszkole i szkoła zajmowały się dzieckiem i jego potrzebami. Teraz my rodzice musimy zaspokajać je wszystkie i czasem po prostu, nie dajemy rady. Dzieci mogą się więc czuć zagubione, może się pojawić u nich poczucie bycia nieważnym, odrzuconym i osamotnionym. A nam dorosłym może być przez te nasze reakcje głupio, przykro i zwyczajnie źle z pojawiającymi się od czasu do czasu wyrzutami sumienia.

Pytanie, czy my kończąc pracę, wracamy do normalności? Czy wyłączając komputer, nagle przechodzimy w tryb „dom” i stajemy się na powrót rodzicami? A może nasza głowa nadal jest gdzieś w planach, tabelkach, projektach? Czy potrafimy wymazać obraz tej – często wydającej się obcą – osoby, którą byliśmy dla dziecka przez ostatnie osiem godzin? Czy włącza nam się poczucie winy, a może złość na dziecko, że nie mogliśmy się skupić, bo ciągle zawracało nam czymś głowę?

Kiedyś po całym dniu pracy, mogliśmy zatęsknić za sobą, opowiadać sobie, jak minął dzień i co się ciekawego wydarzyło, porozmawiać o koleżankach i kolegach. Sęk w tym, że dzieci też straciły swój świat – przedszkole, szkołę, przyjaciół i teraz my dorośli, chcąc nie chcąc, wypełniamy tę lukę. Z różnym powodzeniem. Nie zawsze możemy, chcemy lub potrafimy przecież bawić się przez osiem godzin z przedszkolakiem, wcielając się w smoki, jeźdźców smoków, łowców trolli czy wszystkie postacie z My Little Pony. Nie zastąpimy nastolatce grupy przyjaciół i imprezy z nimi.

Z drugiej strony dla naszych dzieci to też, może niezbyt przyjemna i wymuszona, ale okazja do nauki, że w życiu pełnimy różne role. Że mama, to nie tylko mama, a tata to nie tylko tata, ale i nauczyciel/ka, który/a tłumaczy swoim uczniom jakieś niezwykle skomplikowane wzory; specjalista/ka, który/a sprawnie prowadzi jakiś projekt i rozmawia z ludźmi z pracy o rzeczach, z których połowy dzieci nie rozumieją, lub szef/owa, którego/której w skupieniu słuchają pracownicy. Być może dzieci spojrzą na nas dzięki temu w trochę inny sposób? Jest szansa, że zrozumieją, że w życiu pełni się różne role. Może to dobra okazja, żeby z dziećmi porozmawiać o tym, jak trudne jest pełnienie różnych ról jednocześnie tak, żebyśmy byli zadowoleni z tego, jak to robimy? Odwołajmy się do wspólnych doświadczeń, np. że może być im przykro lub się mogą złościć, gdy w trakcie zabawy lub rozmowy z nimi zerkamy co jakiś czas na telefon, sprawdzamy lub odpisujemy na wiadomości. Dla nas z kolei denerwujące jest i wybuchamy, gdy przerywają nam rozmowę służbową lub wyrywają nas ze skupienia w trakcie pisania jakiegoś ważnego maila. Spędzamy przez to nad nim dwa razy więcej czasu, więc teoretycznie przeszkadzając nam, dziecko działa przeciwko sobie, bo w rezultacie mamy tego czasu jeszcze mniej. W sumie nawet dla dorosłego to może być skomplikowane, więc jak to wytłumaczyć dziecku, które czuje się wtedy odrzucone i smutne? Zawsze warto starać się o tym rozmawiać i tłumaczyć, że porozmawiacie lub zrobicie coś razem później, licząc, że dziecko w końcu będzie bardziej skłonne zaakceptować chwilową niedostępność rodzica. Być może jednak trzeba się będzie pogodzić z bezradnością w tej kwestii, bo dla dzieci istotne jest tu i teraz, więc trudno im poczekać na lepszy dla rodzica moment z podzieleniem się jakąś ekscytującą informacją albo wyrażeniem swojej emocji.

Możemy też pokazać, że czasem stajemy w sytuacji dylematu, gdy z jednej strony mamy ich potrzebę uwagi, a z drugiej zobowiązania zawodowe.

Może pojawić się frustrujące poczucie, że na obu polach – rodzicielstwa i pracy zawodowej – zawodzimy. Ale jest fizycznie i psychicznie niemożliwe, aby być wszędzie na 100% i nie zwariować, więc wystarczająco dobry jest po prostu najlepszy. I to nie tylko w czasie pandemii.

Jak zatem emocjonalnie zabezpieczyć dziecko? Możemy dać mu swój czas (tylko dla niego), uwagę i czułość. W sytuacji pracy w domu, znajdźmy chwilę, żeby oderwać wzrok od komputera i spojrzeć na dziecko, być z nim tu i teraz, przytulić, zapytać, jak się ma, potrzymać za rękę i patrzeć w oczy, słuchając jakiejś ważnej opowieści lub doceniając niezwykły rysunek. Pokazać, że je dostrzegamy i wyjaśnić, że to, co mówi, jest ważne i potrzebny jest na to moment i skupienie, jeśli w danym momencie rozmowa jest niemożliwa. Potem ustalić, kiedy będziemy mogli rozmawiać i dlaczego nie teraz. I dotrzymywać słowa.

Nasza praca jest ważna, zwłaszcza teraz, gdy nie jesteśmy pewni przyszłości i staramy się ze wszystkich sił, aby ją utrzymać. Jednak warto sobie przypomnieć, po co pracujemy. Czy jednym z powodów nie jest też dbanie o utrzymanie rodziny? Zakładamy, że dzieci to wiedzą i możemy odbierać ich zachowanie jako niewdzięczność dla naszych wysiłków. „Ja się tak staram, żyły sobie wypruwam, a ty…”, „muszę pracować, bo kredyt, życie, twoja edukacja, twoje zajęcia, twoje …”. Jednak czy dbanie o rodzinę oznacza tylko zapewnienie naszym dzieciom dóbr materialnych? Co w naszym i ich rozumieniu jest dla nich najlepsze? W pewnym badaniu zapytano o to dzieci i większość z nich na pytanie, czego najbardziej by chciała, odpowiedziała, że czasu z rodzicami. Więc może świat się nie zawali, jeśli czasem zrobimy sobie 5 minut przerwy na pobycie z dzieckiem? Zyskać możemy naprawdę sporo.

Nasze dzieci są ważne i starajmy się im to jak najczęściej mówić i okazywać.

Autorka: Anna Samsel, Kulczyk Foundation