Gdy gdy umarł partner, w którego mieszkaniu żyły przez wiele lat, trafiły na ulicę. Pierwsze dni spędzały na ławce

Czułość i Wolność

Książkę „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce" zainspirowało pewne spotkanie.

Sylwia Góra*: Opowiadam o nim we wstępie książki. Problemy społeczne kobiet interesowały mnie już wcześniej, jednak to, że ten reportaż poświęciłam kryzysowi bezdomności kobiet, to wypadkowa spotkania na dworcu PKP.

Mamy pewne wyobrażenie na temat osoby w sytuacji bezdomności. Postrzegamy ją jako kogoś brudnego, kto brzydko pachnie. Starsza pani, którą wówczas spotkałam, absolutnie tak nie wyglądała. Wyróżniało ją co najwyżej kilka warstw ubrań, ale starsze osoby lubią ubierać się „na cebulkę". To nie była osoba, o której pomyślałoby się, że śpi na dworcu.

Po tym spotkaniu zaczęłam uważniej rozglądać się wokół. Kobiet w kryzysie bezdomności zaczęłam dostrzegać coraz więcej. Zastanawiałam się, czy jest nić, którą mogłabym połączyć wszystkie ich historie. Od początku czułam, że to inna bezdomność niż ta mężczyzn. To się potwierdziło, ale dziś wiem, że nie ma jednej, wspólnej opowieści. Ta książka pokazuje, że to wiele odmiennych historii. Są jednak pewne tropy, które je łączą, zwłaszcza powtarzający się problem przemocy seksualnej czy ekonomicznej.

Opowiadając te historie, oddajesz głos tym, których niemal nikt nie słucha, których się nie widzi albo nie chce widzieć. Nigdy nie ukrywałaś, że taka tematyka jest ci szczególnie bliska. Stąd twoja debiutancka książka „Ewa Kierska. Malarka melancholii".

– „Kobieta" jest dla mnie tematem – na książkę, esej, rozmowę. Często słyszę, że o kobietach piszę na siłę, że się uparłam, a przecież jest tyle interesujących tematów dotykających ogólnych problemów społecznych. Moim zdaniem głosu kobiet brakuje, bo przez lata nie były one do niego dopuszczane na większym forum. To dobry moment, żeby wreszcie dać im się wypowiedzieć.

Na pierwszą reporterską książkę wybrałaś sobie temat pełen sprzeczności, a do tego obrosły schematami. Jak przygotowywałaś się do spotkań ze swoimi bohaterkami?

Oczywiście nieco się bałam pierwszych spotkań, rozmów, tego, czy dam radę jako reporterka. Istotny był wybór sposobu prowadzenia rozmowy. Od razu odrzuciłam pomysł reportażu wcieleniowego. Ile bym wytrwała – kilka dni, tydzień? Albo jak mogłabym wracać potem do ciepłego domu, brać prysznic i noc spędzać we własnym łóżku? Byłoby to nie w porządku. Poza tym, gdy z kimś przebywasz w takich okolicznościach, rodzą się więzi – wspólnego doświadczenia, kryzysu, strachu. Jeszcze trudniej byłoby mi zachować obiektywizm. Choć ta kwestia jest akurat mocno dyskutowana, jeśli chodzi o literaturę faktu. Dlatego cieszą mnie pojawiające się w recenzjach uwagi, że: „reporterki w ogóle nie ma w tej książce". Nie chciałam opowiadać o swoich emocjach, od początku wiedziałam, że oddam głos moim bohaterkom.

Mamy wyobrażenie, że tych kobiet jest bardzo mało, że bezdomność to męski temat.

– Często czytałam na różnych forach, że kobiety bezdomne stanowią raptem kilka procent wszystkich osób w kryzysie bezdomności. To nieprawda, stanowią 16,4 proc. według oficjalnych statystyk. To naprawdę bardzo dużo. Mówimy o kraju, w którym – mimo różnych problemów społecznych i politycznych – żyje się w miarę dobrze. Nie dosięga nas kryzys humanitarny, nie toczy się u nas wojna, a mimo to mamy ponad 30 tys. osób bezdomnych. Oczywiście same statystyki także pozostawiają wiele do życzenia.

Przygotowując się do napisania tej książki, dobrze poznałaś te struktury.

– W Polsce istnieje tzw. drabinka pomocowa. Jest ogrzewalnia, która działa przede wszystkim zimą. To jedyne miejsce, w którym osoby w kryzysie bezdomności mogą przebywać pod wpływem alkoholu czy innych środków. Potem mamy noclegownię. Działa podobnie, tylko tutaj wymagana jest trzeźwość. Potem jest schronisko dla osób bezdomnych, w którym ta trzeźwość jest absolutną podstawą. Co więcej, konieczny jest także dochód. W schroniskach pobierana jest bowiem opłata za pobyt. Jeśli ktoś nie ma dochodu – emerytury, renty, zasiłku – opłatę za pobyt powinna uregulować gmina ostatniego zameldowania danej osoby. Gdy gmina nie chce tego zrobić, a schronisko znajduje się w innej części kraju, mamy poważny problem. Dotyczy on zwłaszcza dużych miast. Na końcu jest upragnione mieszkanie, często treningowe, wspierane, a potem np. komunalne.

Kto pomagał ci w tym, żeby wejść w ten świat?

– Korzystałam przede wszystkim z pomocy streetworkerek i streetworkerów, ale też pracowniczek i pracowników najróżniejszych ośrodków. Moje bohaterki znały już te osoby, ufały im, więc mnie też było łatwiej.

Tych rozmów przeprowadziłaś kilkadziesiąt. Ile kobiet ci odmówiło?

– Z odmową spotkałam się zaledwie raz czy dwa. Kobiety zwykle chciały opowiedzieć o sobie. Myślę, że także dlatego, że wcześniej nikt ich nie pytał o to, co się stało, dlaczego znalazły się w takiej sytuacji. Miały potrzebę bycia wysłuchanymi. Tak mi się przynajmniej wydaje po blisko dwóch lat pracy nad tą książką.

Od czego zależy, czy trafisz do noclegowni czy np. mieszkania treningowego?

– To bardzo indywidualne sytuacje. Niektóre kobiety od razu trafiały do ośrodka. Tak jak jedna z moich bohaterek z Łodzi. Wcześniej prowadziła własną działalność gospodarczą. Popełniła błąd, zdawała sobie sprawę z tego, że wina leży po jej stronie i zaczęła spłacać wierzycieli. Chciała zrobić to jak najszybciej, zaczęła wszystko wyprzedawać. Dziś mówi, że mogła poczekać, dogadać się z komornikiem i spłacać zadłużenie ratalnie. Nie chciała również prosić rodziny o pomoc. Wstydziła się. Ten wstyd pojawia się w wielu opowieściach. Ona jednak wiedziała, że istnieje schronisko dla osób bezdomnych. Trafiła tutaj, a dzięki emeryturze mogła opłacać swój pobyt. Niemniej na wynajem mieszkania czy pokoju nie byłoby jej stać. Wiemy przecież, jakie są realia na rynku nieruchomości.

Są jednak kobiety, które nie miały pojęcia, jak wygląda system pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Gdy przyszedł komornik albo gdy umarł partner, w którego mieszkaniu żyły przez wiele lat, ale nie miały do niego praw, trafiały na ulicę. Te pierwsze dni czy tygodnie spędzały na ławce czy kartonie. Jedna z moich bohaterek spała na ławce i spotkała tam kolegę z czasów podstawówki, który także był osobą bezdomną. On ją zaprowadził do jednego z pustostanów w Warszawie. To był budynek w bardzo dobrym stanie. Osoby, które tam przebywały, „złożyły się" i wprawiły zamek do drzwi, bo w tym pustostanie one akurat były i dzięki temu mogły czuć się bezpieczniej. To oczywiście rzadkość.

A co z rodzinami tych kobiet? Nie każda z nich jest przecież samotna.

– Tak, wiele z nich ma swoje rodziny – rodziców, rodzeństwo czy dzieci, ale często nie utrzymują z nimi kontaktu. Z różnych powodów. Na przykład dlatego, że to te rodziny były powodem opuszczenia przez nie domu, który był przemocowy. Czasem po prostu się wstydzą, że są w takiej sytuacji. Oczywiście są też bohaterki, które mówią, że nie zawsze sprawdziły się jako matki, żony, córki, opowiadają o swoich błędach. Nie brakuje jednak opowieści, w których ten wątek jest pomijany. Przemilczenie go również jest jakimś rodzajem opowieści.

Dla nas wizja, że z dnia na dzień można trafić na ulicę, wydaje się abstrakcją. Jednego dnia siedzisz w swoim salonie, a drugiego śpisz w parku?

– A jednak tak bywa. To nie zawsze efekt złych decyzji. Takie sytuacje spotykały także osoby z zaburzeniami psychicznymi. Poznałam kilka takich historii, jednak najbardziej przeraża opowieść z Gdańska. Moja bohaterka mieszkała z matką i póki ta żyła, pilnowała, aby córka brała leki i funkcjonowała w miarę dobrze. Gdy matki zabrakło, kobieta przestała sobie radzić z codziennością – brać leki, opłacać rachunki i trafiła na ulicę. Spędziła na niej blisko 20 lat, zanim trafiła do programu „Housing First".

Kolejnym problemem jest to, że kobiety bardzo często są ofiarami przemocy ze strony mężczyzn. W którymś momencie, zwłaszcza gdy mają dzieci, mówią „dość" i uciekają. Zazwyczaj trafiają do ośrodków dla samotnych matek czy schronisk dla kobiet z dziećmi. Natomiast kobietom starszym częściej grozi epizod uliczny.

Są również kobiety, które doświadczały długotrwałej przemocy ekonomicznej. Są miejsca, gdzie nadal funkcjonuje model, że to mężczyzna pracuje i przynosi do domu pieniądze, a kobieta zajmuje się domem. Gdy dochodzi do tego np. alkoholizm partnera i brak pieniędzy na opłaty, to długi narastają, wchodzi komornik i często cała rodzina trafia na ulicę. Mam wrażenie, że mężczyźni lepiej sobie radzą w tej sytuacji. U kobiet pojawia się silniejszy wstyd, aby prosić o pomoc np. rodzinę.

Temat wstydu powraca, tu w połączeniu z mitem Matki Polki, która nie może nie podołać obowiązkom.

– Figura Matki Polki znów ma się świetnie. Ten obraz cały czas wraca, a wraz z nim wyobrażenie, że kobieta powinna zajmować się domem, być świetną żoną i matką, dziś ewentualnie może iść też do pracy, ale nigdy i na żadnym polu nie może zawodzić. To typ siłaczki, która zawsze musi dać radę. Nie ma społecznej zgody na to, żeby nie spełniała tych oczekiwań.

Gdy trafia na ulicę, staje się niewidzialna. Jest bardziej piętnowana niż mężczyźni. Kobiecie nie przystoi kryzys bezdomności, nie przystoi zmagać się z chorobą alkoholową.

– Wymagania w stosunku do kobiet są znacznie bardziej wyśrubowane. Społeczeństwo i państwo narzuca im pewne role. Jeśli one się w te ramy nie wpisują, wyrzuca się je poza nawias.

A czym się różni bezdomność kobiet od bezdomności mężczyzn?

– Kobiety narażone są na inny rodzaj przemocy. Przemoc fizyczna w stosunku do osób w kryzysie bezdomności czasami jest nagłaśniana, jednak nie mówi się o przemocy seksualnej. Dzieje się tak dlatego, że kobiety, które jej doświadczają, prawie nigdy tego nie zgłaszają. Wiemy, jak traktowane są osoby doświadczające przemocy seksualnej w Polsce. Dodajmy do tego kobietę, która może nie wygląda najlepiej, nie ma czystych ubrań, jest np. pod wpływem alkoholu. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak zostanie potraktowana na komisariacie.

Żadna z moich bohaterek nie powiedziała mi wprost, że doświadczyła takiej przemocy. Nie mówią o tym nawet osobom, które im pomagają. Częściej zdradzają to koleżance, która także jest w kryzysie bezdomności. Dzięki tej powierniczce problem trafia dalej i streetworkerzy wiedzą, jaki ma zasięg. Dotyczy on wszystkich miast. To temat tabu. I nadal to kobiety czują wstyd, a nie sprawcy przemocy, gwałciciele.

Efektem gwałtu może być też ciąża. W przypadku kobiet żyjących na ulicy związane z tym ryzyko jest większe.

– Tak, czasami wynikiem gwałtu jest ciąża, ale oczywiście nie zawsze. To kolejny problem systemowy, który nie ma rozwiązania. Kobiecie można zaproponować pójście do domu samotnej matki, ale ona nie musi się zgodzić, a nikt nie może jej do tego zmusić.

Zdarza się, że taka kobieta jest uzależniona od alkoholu czy innych używek. Dziecko może urodzić się z licznymi wadami i tak najczęściej się dzieje. Gdy uzależnienie jest głębokie, taka kobieta sama sobie nie poradzi. Nie oczekujemy, że prezes banku walczący z chorobą alkoholową odstawi trunki z dnia na dzień. Mówimy o terapii, długotrwałym procesie, wsparciu. Nie wymagajmy więc od bezdomnej kobiety, że sama przejdzie taką zmianę. To hipokryzja.

 

 

Sylwia Góra – kulturoznawczyni, literaturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, animatorka kultury, współorganizatorka Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj!, miłośniczka literatury pisanej przez kobiety oraz biografii nieznanych i zapomnianych artystek. Autorka książek: „Ewa Kierska. Malarka melancholii" i „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce". Ostatnia z nich ukazała się w kwietniu tego roku nakładem wydawnictwa Marginesy.

Autorka: Zuzanna Suliga

Zdjęcie: pexels.com

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 18 czerwca 2022 r.