Gdy kobieta się czegoś boi, gromadzi dużo czerni. To kolor ukrycia się, schowania za ubraniem

Czułość i Wolność

Wszyscy mieliśmy w ostatnich miesiącach problem z wyrażaniem siebie ubraniem. Dla większości z nas ten temat przestał istnieć.

Początkowo byliśmy w szoku. Kiedy tracisz grunt pod nogami, nie zastanawiasz się w czym ci będzie ładniej podczas katastrofy. Jednak bardzo szybko to odpuszczanie sobie zadziałało jak miecz obosieczny, bo nie myśląc o formie, w której funkcjonujesz, odbierasz sobie poczucie mocy i sprawczości. Chodzisz cały dzień w piżamie, przestajesz myć głowę, do tego jeszcze odpuszczasz ćwiczenia, potem zaczynasz unikać lustra, bo masz wyrzuty sumienia, i mamy równię pochyłą.

A chodzi o to, żeby sobie za bardzo nie odpuszczać – dla higieny psychicznej przede wszystkim – a jeśli już tak się zdarzy, to trzeba zebrać się z powrotem, gdy tylko minie pierwszy szok. Teraz mówimy o tym w kontekście pandemii, ale podobna sytuacja często zachodzi u kobiet po urodzeniu dziecka. To wielka zmiana w życiu kobiety, dawna tożsamość często rozpada się na kawałki i dopóki nie zostanie określona na nowo – tkwimy w pewnego rodzaju zawieszeniu osobowości. Nie bardzo wiadomo, kim jesteś i jak masz się ubrać, nagle ubrania w twojej szafie to już nie jesteś ty. Szczególnie ciężko jest osobom, które nigdy nie przywiązywały zbyt wielkiej wagi do swojego stylu. Większość z nas, tak czy inaczej, porusza się w obrębie jednej piątej swojej szafy. W pandemii okazało się, że z tych 20 proc. ruszamy jedną czwartą i na dodatek są to tzw. rzeczy po domu. Ludzie bardzo późno zorientowali się, że to, co na siebie wkładamy, naprawdę ma wpływ na naszą kreatywność, samopoczucie, wydajność.

„Jak cię widzą, tak cię piszą”?

Psycholog Michael Solomon wprowadził na podstawie swoich badań zasadę 7/11, co oznacza, że człowiek ocenia cię w 7 sekund, i to w 11 kategoriach, m.in. takich jak status społeczny, zawodowy, materialny, wykształcenie, orientacja seksualna, poglądy. To się dzieje na zupełnie nieuświadomionym poziomie, kiedy mózg szybko procesuje informacje przekazywane postawą, tembrem głosu, sposobem podania ręki czy właśnie tym, co komunikujesz swoim ubraniem. Strój jest odzwierciedleniem osobowości – więc jeśli wcześniej nie zastanawiałaś się zbytnio nad tym, co nosisz – dres pociągnie cię jeszcze głębiej w niewiedzę o sobie, a dodatkowo może odebrać ci poczucie sprawczości i własnej mocy w sytuacjach zawodowych i nie tylko.

Jak więc tym komunikatem sterować?

Najpierw trzeba wiedzieć, co się chce komunikować. My, Polki, mamy z tym sporo kłopotów. Kulturowo i społecznie jesteśmy mocno poograniczane, nauczone, że trzeba być miłą, grzeczną i nie kłócić się o swoje, więc non stop konstytuujemy się wobec opinii innych o nas. Kiedy proponuję czasem klientkom założenie czegoś odważniejszego, to słyszę obawę, że ktoś nas źle skomentuje. Polki boją się być widziane, bo to nie koresponduje ze skromnością wyniesioną z domu. I kompletnie nie wiedzą, co by chciały powiedzieć strojem, ani jaki komunikat wysyłają aktualnie. A ja, kiedy otwieram szafę moich klientek, dowiaduję się o nich wszystkiego.

Na przykład czego?

Dowiaduję się, czy kobieta próbuje schować się w swoich ubraniach i jeśli tak, to dlaczego. Zwykle gdy się czegoś boi gromadzi dużo czerni, bo poza światem mody to kolor ukrycia się, schowania za ubraniem. Widzę jej nawyki zakupowe, na przykład jeden sweterek kupiony w kilku wersjach mówi o obawie przed utratą bezpieczeństwa lub zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych. Ma potrzebę kontroli, jeśli szafa jest podejrzanie zbyt uporządkowana. I na drugim końcu skali, chaos w szafie to chaos w życiu. Dużo rzeczy z nieoderwanymi metkami to z kolei kompensowanie sobie jakichś braków emocjonalnych. Jeśli rozmiary są za małe, to znaczy, że kobieta ma rozchwiany obraz swojej osoby lub zbyt mocno przykręca sobie śrubę, i tak dalej... O każdej mojej klientce mogłabym napisać rozprawkę tylko po jednej wizycie w jej garderobie.

I jak wtedy mówisz tym kobietom, co u nich nie działa? To przecież bardzo delikatna materia.

Ostatnio mówię o sobie, że jestem „psychostylistką”, bo w swojej pracy wykorzystuję coraz więcej narzędzi zapożyczonych z psychologii. Praca w procesie odkrywania swojego stylu zaczyna się od długiej rozmowy o potrzebach i pragnieniach. Analizujemy poczucie własnej wartości i wartości w ogóle. To ważne, bo rzadko kto dziś potrafi usiąść i zastanowić się, co jest dla niego ważne w życiu. Zazwyczaj z automatu przejmujemy wzorce wpojone nam przez rodziców, dziadków, czasem nasze środowisko. Bardzo trudno się od tego wyzwolić i zmienić narrację na „ja” – silna, kreatywna, wolna, skoro od zawsze ktoś nam mówił, jakie mamy być. Kiedy widzę w szafie grzeczność i strach, to zaczynamy pracować nad tym, czy to faktycznie jest osoba, którą ta kobieta chce być. Każda z nas jest jak cebulka – dopiero po zdjęciu po kolei każdej z warstw: ograniczających przekonań, blokujących wartości, nieswoich potrzeb, można dotrzeć do prawdziwej siebie.

Jak kobieta ma dojść do takich wniosków sama, bez pomocy doradcy?

Można zacząć od wartości właśnie – trzeba uzmysłowić sobie, co było dla nas istotne do tej pory, i pomyśleć, czy coś się w nas zmienia. Może to nie kariera, ale pasja jest dziś bardziej aktualna? Może nie wolność i niezależność, ale miłość i partnerstwo? I kiedy już spisze swoje nowe aktualne wartości, powinna zajrzeć do szafy i sprawdzić, co ta garderoba komunikuje światu, czy jest to spójne z tym, co właśnie napisała. Dam ci przykład mojej klientki. Niezależna kobieta po trzydziestce z udaną karierą zawodową. Niby wszystko jak trzeba, szafa całkiem spójna, ale zupełna blokada w wyrażaniu siebie. Jak się szybko okazało, dziewczyna pragnęła relacji uczuciowej, miłości, chciała założyć rodzinę, a w starych wartościach dominowała kariera, więc w szafie miała garnitury, sztywne marynarki i ubrania, które już nie pasowały do jej nowej wizji życia. Dlatego czuła się w tym wszystkim źle.

Dobrze, a jak te wartości mają przełożyć się na szafę?

Jeśli dziś dochodzisz do wniosku, że dla ciebie jest ważny rozwój, kariera, wysokie stanowisko, a w swojej szafie widzisz sportowe rzeczy, różowe bluzy, to te historie się rozmijają. I odwrotnie, gdy są tam same „twarde rzeczy” biznesowe, a ty marzysz o podróży dookoła świata, to też się w swojej szafie nie odnajdziesz. Żeby iść ze sobą do przodu, zgadzać się musi to, co w głowie, i to, co w szafie.

Ale jak ktoś pracuje w korporacji, to chyba nie znaczy, że nie może chcieć mieć rodziny?

Każda z nas jest zlepkiem kilku osobowości, bo pełnimy w życiu różne funkcje. Jesteśmy córką, matką, pracownikiem, szefem – to zupełnie odmiennie role. Warto wiedzieć, która z tych ról jest dominująca – nie która zabiera najwięcej czasu, tylko w której czujemy się najbardziej sobą w danym momencie życia. Co pasuje do mojej wizji mnie? Najtrudniej stanąć przed swoją szafą i spojrzeć na siebie cudzym okiem. Czy jest tam wolność, którą wpisałaś sobie w wartości, czy widzisz tu dziewczynę, która jest odważna, kreatywna? I to jest świetny punkt wyjścia do zmiany.

Jak jeszcze można sobie pomóc?

Zrobić przegląd tego, co nam się podoba. Przygotować wycinki czy tablicę na Pintereście, gdzie zbierzemy nie to, co wydaje się, że pasuje do nas, tylko to, co się nam podoba, co z nami rezonuje emocjonalnie. Kiedy mamy przed sobą swoje wartości i inspiracje, zazwyczaj od razu widać, że coś się nie zgadza w tym, co aktualnie nosimy. Czasem kobiety mówią mi, że kupiły coś, co zupełnie nie pasuje do reszty ich ubrań, nie umieją tego nosić, nie wiedzą, jak to połączyć z tym, co już mają w swojej szafie, ale też nie mogły się oprzeć zakupowi. I może ta rzecz jest właśnie jakąś oznaką rodzącej się w nich zmiany, choć kupiły ją pozornie irracjonalnie? Z mojego doświadczenia wynika, że strasznie boimy się eksperymentów, przymierzania rzeczy nie z naszej bajki. „Nie założę, bo to nie dla mnie”, słyszę – ale właśnie załóż, bo może się okaże, że czujesz się w tym świetnie i nagle widzisz w lustrze kogoś, kim chcesz być? Może kolor, który do tej pory odrzucałaś, nagle zmieni odcień twojej tęczówki? Wejdź do sklepów, które omijałaś, bo nie pasowały do twojej wizji, zmień długość spódnicy, sprawdzaj, bo wyobraźnia czasem tu nie sięga. Jak byłam mała, ubierałam płaskie papierowe laleczki w płaskie ubranka – to były moje pierwsze eksperymenty ze strojem. Dzisiaj możemy bawić się Keynote albo w Photoshopie, to uczy, że warto eksperymentować, i przynosi nową wiedzę o sobie. Od zmiany w myśleniu o sobie można zmienić całe swoje życie – swój sposób ubierania też!

A co powiesz o szafie kapsułowej?

Ostatnio to bardzo modne i wiele osób kompletuje garderobę według tego klucza, ale potem się okazuje, że coś nie działa, bo dziewczyny mylą pojęcia. Szafa kapsułowa nie oznacza, że ma być minimalistycznie i w kolorze beżu/szarości/czerni/bieli. Chodzi o to, żeby było mało rzeczy, które są ze sobą kompatybilne. Które można wszystkie ze sobą zestawiać na wiele sposobów, uzyskując nową jakość. Natomiast może tam być 15 kolorów czy wzorów. Przy 12 dobrze dobranych rzeczach możesz osiągnąć kilkadziesiąt setów.

Taka baza to rozwiązanie dla każdej kobiety?

Sama koncepcja ograniczenia posiadania konkretnej liczby rzeczy, pogrupowania ubrań jest dla każdego, bo wprowadza porządek i ułatwia codzienne życie. Jest idealnym rozwiązaniem dla dziewczyn, które się spieszą, nie lubią tracić czasu na układanie zestawów i stylizowanie się to dla nich męka. Wolą mieć konkret. Pamiętajmy, że nie dla wszystkich ubrania to przyjemność. Te osoby mogą dzięki kapsule z zamkniętymi oczami sięgnąć po gorę/dół i wszystko zagra ze sobą i tak. Chodzi o to, żeby używać 90 proc. swojej szafy, a nie 20 proc.

A czy taka metoda nie działa najlepiej, kiedy nosi się do pracy dress code?

Jestem zwolenniczką wyróżnienia w obrębie jednej szafy trzech kapsuł: pod kątem praca/casual/wyjście. Większości osób wystarczą 2–3 zestawy ubrań w każdej sekcji. Fajnie, gdyby ubrania były dobrane tak, żeby można było też mieszać je między sobą, np. do pracowej marynarki założyć sexy spódnicę.

Porozmawiajmy teraz o tym, czy trendy są dla nas jakoś pomocne.

Z doświadczenia wiem, że styl nie jest przypięty do trendów, dla większości z nas trendy po prostu nie mają większego znaczenia i nie o to chodzi w stylu. Moda zmienia się co sezon albo i kilka razy w sezonie, żadna z nas nie ma czasu, żeby tak drobiazgowo śledzić, czy obcas ma być teraz w szpic, czy w kwadrat. Trendy wymuszają na nas pewne decyzje, które dla zapracowanych kobiet nie są priorytetem. Nie da się oczywiście całkowicie ich ignorować, bo kroje czy formy ubrań ewoluują, ale nie można na to reagować histerycznie. Nie kupujmy na siłę tego, co wszyscy.

A co sądzisz o takich poradach typu: nie noś poprzecznych pasów, bo pogrubiają, nie noś szpilek, jak jesteś bardzo wysoka...

To są łatwe do połknięcia banały, które nie działają. Nie ma ogólnych zasad, które można zastosować do każdego. Jedna dziewczyna o rozmiarze 42 będzie wyglądała w pasach fatalnie, a inna świetnie. To są bardzo indywidualne sprawy, więc przestrzegam przed stosowaniem się do takich zaleceń. Nie da się przełożyć na siebie tego, co sprawdza się u innych, w stosunku 1:1.

Jak jest w takim razie z autorytetami w sprawach mody? Czy powinno się na kimś wzorować?

Większość kobiet, z którymi pracuję, prawie nie korzysta z Instagrama i nie jest na bieżąco z tym, kto jest obecnie na czasie. Jeśli już powołują się na czyjś styl, zwykle nie są to inspiracje z Polski i nie są to modelki czy młode influencerki, ale raczej dojrzałe, świadome siebie kobiety, które czują się ze sobą dobrze i umieją to ubrać w autentyczny styl. Mówi się, że koniec ery influencerów jest na horyzoncie, i faktycznie, teraz chcemy czegoś prawdziwego. Wszędzie, także w przekazie modowym, szukamy jakościowych treści.

 

Magdalena Kacalak rozmawia z Sylwią Antoszkiewicz

  • Sylwia Antoszkiewicz - doradczyni wizerunku, projektantka i stylistka.

Wywiad opublikowany na wysokieobcasy.pl 26 grudnia 2020 r.