Iryna Ciłyk, reżyserka z Kijowa: Fakt, że mój 11-letni syn zachowuje się jak dorosły, łamie mi serce

Czułość i Wolność

Gdzie jesteś?

30 kilometrów od Kijowa, w domu rodziców mojej przyjaciółki. Przenieśliśmy się tu w kilka rodzin zaraz po ataku. To surrealistyczna sytuacja – dom jest duży, urządzony pięknymi meblami, na ścianach wiszą obrazy, po domu biegają psy i koty. Wiosna wybuchła tu tak nagle, świeci słońce. Ta scenografia daje wrażenie, jakby wojny nie było, a jednocześnie ciągle słyszymy odgłosy rakiet, systemu obrony powietrznej i to przypomina nam o rzeczywistości.

Złapałaś mnie w trudnym momencie. Dziesięć minut temu zobaczyłam relację, jak lekarze i paramedycy próbują ocalić życie małej dziewczynki w Mariupolu, a ona umiera na naszych oczach. Nie mogę się po tym pozbierać. Takich dowodów zbrodni wojennych jest wiele, ale czasami jakiś jeden film sprawia, że nagle człowiek się załamuje. Ale potem trzeba się uspokoić, być silnym. Odsuwam więc na razie myśl o tym, jak wielkiej zbiorowej traumy właśnie doznajemy.

Czy czujecie się bezpieczni?

Myślę, że nikt w Ukrainie nie czuje się dziś bezpieczny. Czy ktokolwiek na świecie może dzisiaj powiedzieć, że jest bezpieczny? Nie wiemy, jak skończy się ta wojna. Mamy poczucie, że wygrywamy, że świat nas wspiera, ale mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznym człowiekiem, którego otaczają miliony ślepych ludzi i który szantażuje cały świat bronią nuklearną.

Dwa dni temu rosyjski pocisk uderzył w terminal naftowy, który jest 20 kilometrów stąd. Przez okno widzieliśmy ogień, nie umiałam ocenić, czy jest dla nas zagrożeniem. Gdy siedzieliśmy z synem w korytarzu mieszkania w Kijowie i słuchaliśmy dźwięku rakiet Grad, to było przerażające. Syn udawał, że się niczym nie przejmuje, ale kiedy usłyszał odgłosy wybuchów gdzieś blisko, wpadł w panikę.

Co zabrałaś ze sobą, uciekając?

Syna, kota, laptop, dokumenty, trochę gotówki, kilka T-shirtów, dżinsy na zmianę. Niedawno kupiliśmy pierwsze własne mieszkanie. Wcześniej przez wiele lat mieszkaliśmy w wynajmowanych, raczej małych i brzydkich miejscach. Patrzyłam na swoje książki, obrazki na ścianach, bibeloty. Na te rzeczy, które są ważne dla mnie, a których nie da się zapakować do małej walizki, z którą uciekasz. Kiedyś napisałam zresztą o tym wiersz – o rzeczach, których nie da się tam zmieścić i musisz je zostawić. Ja wiem, że to są tylko rzeczy, ale one tworzą nasz świat.

Mój mąż wyjechał, by zgłosić się do wojska. Uznałam, że samej będzie mi ciężko. Nawet w sprawach tak prozaicznych jak wyjście po zakupy. Jak mogłabym zostawić syna samego w domu? A wziąć go ze sobą na te zakupy? Decyzja o przeniesieniu się tutaj była dobra, bo jesteśmy otoczeni ludźmi, w tej chwili jest tu ośmioro dzieci. Porównuję swoją sytuację z sytuacją przyjaciół, którzy zostali w Kijowie i ukrywają się z dziećmi w schronach, i widzę, że nasza sytuacja jest dużo spokojniejsza. I dobrze w tych okolicznościach móc oprzeć się na czyimś ramieniu.

Twój mąż Artem Czech jest pisarzem [w Polsce ukazało się kilka jego książek, m.in. „Punkt zerowy", nominowana do Nagrody Kapuścińskiego relacja z wojny na wschodzie Ukrainy]. Czym była dla niego decyzja, by pójść walczyć?

Artem jest człowiekiem pokojowym, ale kiedy wojna przychodzi do twojego kraju, nie można uchylać się od odpowiedzialności, trzeba go bronić. Każdy, kto ma tę możliwość – kobieta czy mężczyzna – musi teraz to robić, nikt tego za nas nie zrobi.

Mąż już wcześniej walczył, był żołnierzem ukraińskiej armii w roku 2015, spędził półtora roku na froncie w Donbasie. To było bardzo trudne doświadczenie dla naszej rodziny. Wrócił z wojny poturbowany psychicznie, długo dochodził do siebie. A i tak uważał, że ma szczęście, bo inni weterani doświadczyli straszliwszych rzeczy, zostali z potworną traumą. To loteria, nie wiadomo, jakie przeżycia będą twoim udziałem. Wiele razy mówił, że już nigdy nie chciałby powtórzyć tamtego doświadczenia. Ale mamy, co mamy.

Czy jesteś z nim w kontakcie?

Tak. Wiem, że tak wiele osób zgłosiło się do armii, że jeszcze jest w „poczekalni".

Wasz syn ma 11 lat. Jak mu to tłumaczysz?

Być może to był błąd, ale od samego początku nasz syn wie właściwie wszystko o tym, co się dzieje w Ukrainie. Od momentu, gdy wybuchła rewolucja godności w 2013 roku, śledzi wiadomości. Był zawsze tym bardzo zainteresowany, a my nie próbowaliśmy niczego przed nim ukrywać. Po jakimś czasie dopiero zdałam sobie sprawę, że te wiadomości są dla niego głęboko traumatyzujące. W pewnej chwili zaczął się chronić, wypierając rzeczywistość. Udawał, że wojna go nie interesuje. Kilka dni temu jego zachowanie się zmieniło, zauważyłam, że zachowuje się jak dorosły człowiek, i łamie mi to serce. Mówi jak dorosły, sprawdza wiadomości jak my wszyscy. Nie mogę go ochronić przed tymi informacjami, ma już prawie 12 lat, ma smartfon i nieustannie odbiera wiadomości od swoich przyjaciół, którzy siedzą w schronach w Kijowie, i martwi się, że my siedzimy w spokojnym domu, podczas gdy oni ukrywają się w piwnicach. Jak mam go uspokajać?

Twój film „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza" – dokument, który wygrał w Sundance i na naszym festiwalu Docs Against Gravity – to opowieść o rodzinie mieszkającej na pierwszej linii frontu w Donbasie. Anna, samotna matka, stara się stworzyć bezpieczny dom dla czwórki swoich dzieci. Wojna zdaje mi się szczególnie niesprawiedliwa, gdy myślę o dzieciach.

W Donbasie zobaczyłam coś strasznego – to, jak szybko dzieci wojny przyzwyczajają się do rzeczywistości wojennej. Najpierw kręciłam tam film, a potem jeszcze prowadziłam przez kilka lat warsztaty filmowe dla dzieci i młodzieży. Widziałam, jak wojna weszła im w krew, stała się ich codzienną rutyną. Dzieci bardzo dobrze potrafiły rozpoznać, który odgłos rakiety czy ostrzeliwania jest niebezpieczny, a który nie i można się dalej bawić. Znały reguły tej wojennej gry. To one uczyły dorosłych, którzy przyjechali z bezpiecznego wtedy Kijowa, jak się zachować w razie niebezpieczeństwa, jak się ukryć. Całe to pokolenie jest dotknięte wojną.

Przeżywamy tę wojnę w Europie tak, jakbyśmy zapomnieli, że nie zaczęła się tydzień temu, ale że trwa już osiem lat.

Tak, ale szerze mówiąc, wielu Ukraińców próbowało przez te lata ukrywać przed sobą tę prawdę, próbowali żyć normalnym życiem, nie interesowały ich wiadomości z Donbasu. Teraz sytuacja się zmieniła. Nikt już nie może udawać, że ta wojna go nie dotyczy. Każdy z nas się zmienił. Ja również to czuję. Zajmowałam się wojną w Donbasie, jeździłam tam wiele razy, ale dopiero teraz naprawdę rozumiem uchodźców, matki i ojców, którzy musieli chronić swoje dzieci, którzy czuli bezsilność, tracili nadzieję. Trudno wejść w czyjeś buty, zrozumieć to, jeśli nie jest się w tej sytuacji.

Czy czujesz teraz potrzebę filmowania?

Jako filmowczyni mam teraz ogromne poczucie winy, ponieważ od ataku nie nakręciłam ani jednego kadru. Nawet nie umiem powiedzieć dlaczego. Przez ostatnie trzy miesiące pracowałam nad nowym projektem, filmowym esejem o naturze lęku. To miał być film o moim pokoleniu, które żyje z zestawem survivalowym (emergency bag) w plecaku. Ludziach, którzy nieustannie się boją. Żyjemy w strachu każdego dnia, w każdej minucie, to ma wpływ na różne decyzje życiowe. Wiele moich przyjaciółek i ja sama planowałyśmy urodzić jeszcze dzieci – pierwsze dziecko lub kolejne – kiedy wojna się skończy. Mam 39 lat i chciałam mieć drugie dziecko, ale najpierw porwała nas rewolucja godności, Majdan, potem wybuchła wojna i mój mąż został żołnierzem. Zbyt wiele przeszkód stało na naszej drodze. I znów stoi.

Na Facebooku opublikowałaś list od swojej rosyjskiej kuzynki. Pisała do ciebie, że wojna jest straszna, ale cóż na nią może poradzić zwykły człowiek.

Mam w Petersburgu rodzinę, którą bardzo lubiłam. Przez ostatnie osiem lat unikaliśmy mówienia o polityce, bo to było zbyt trudne. Ale już nie mogę się tak zachowywać. W chwilach, gdy udaje mi się zachować chłodny umysł, wiem, że ci ludzie również są ofiarami Putina, który przez lata budował wokół siebie królestwo krzywych luster. Wielu ludzi nabrał, a wielu ludzi jest naprawdę ślepych.

Ale dziś trudno mi zachować chłodny umysł. Dziś czuję, że próby dialogu są ważne, ważny też jest dystans, i kiedy Rosjanie zabijają ludzi w Ukrainie każdego dnia, zabijają dzieci… to ciężko mi… Przepraszam, nie śpię od kilku dni, trudno mi znaleźć odpowiednie słowa.

Moja kuzynka to dobra osoba, ale żyje w zupełnie innej rzeczywistości i nie rozumie, gdy próbuję jej tłumaczyć naszą rzeczywistość. W jej liście najgorsze dla mnie było zdanie: „Nie chcę rozmawiać o polityce. To tragedia, ale co możemy my, zwykli ludzie, zrobić?". To jest wielka różnica między nami. My próbujemy coś zrobić, gdy widzimy niesprawiedliwość – wychodzimy na ulice, organizujemy Majdan, walczymy o prawo do wolności. Rosjanie są jacyś inni, nie wiem dlaczego – czy zostali tak złamani?

Dziś cała Ukraina jest Majdanem. Kiedy jesteśmy razem, czujemy moc. Widzę ludzi, którzy odkładają na bok różnice poglądów, bo wierzą, że teraz jest czas bronić kraju razem. To był wielki błąd Putina – miał nadzieję na blitzkrieg, wyobraził sobie, że wsadzi rosyjskich polityków do władzy w naszych miastach. Może zdobyć nasze miasta, ale jak chce utrzymać w nich władzę? Przecież cały kraj zmienia się właśnie w armię. Tutaj każdy czuje, że ma moc stawiania oporu. I mamy, wreszcie, wsparcie Europy. Byliśmy bardzo samotni i rozczarowani przez ostatnie osiem lat, czuliśmy się porzuceni przez Zachód. To się zmieniło. Dostaję bardzo dużo prywatnych wiadomości, propozycji pomocy od ludzi, których ledwo znam. To dla nas wszystkich wielka lekcja, że powinniśmy się wspierać, razem zwalczać zło.

Nie chcę snuć jakichś optymistycznych scenariuszy. Nie chcę jeszcze fantazjować, że wszystko skończy się dobrze, by nie czuć potem wielkiego bólu, jeśli nam się nie uda. Ale jednocześnie wiem, że Ukraina jest wolna, że nie mamy wyboru i będziemy walczyć do końca. Właśnie dlatego, że wierzymy w wolność i radość życia.

Wołodymyr Zełenski wyrasta na bohatera. Głosowałaś na niego?

Nie. Byłam wobec niego bardzo sceptyczna. Ale podoba mi się to, jak dziś się zachowuje i jak podejmuje wyzwania. Jestem z niego dumna. Ale jednocześnie nie popadam w euforię. To aktor i myślę, że podobna mu się jego nowa rola. Myślę, że zdał sobie sprawę, że to wielka rola. Jeśli będzie ją nadal tak grał jak teraz – zachowa prodemokratyczny, proeuropejski kurs – będę go całkowicie wspierać.

Powiedziałaś, że nie śpisz od początku wojny...

Przez ostatni miesiąc miałam kłopoty ze snem. Ale tej nocy, kiedy wybuchła wojna, spałam spokojnie. Miałam dziwny sen: byłam w Moskwie, chodziłam po zupełnie pustych ulicach, próbowałam znaleźć jakichś ludzi, ale nikogo nie było. O 7 rano obudził mnie mąż. Powiedział: „Irka, wybuchła wojna. Bombardują Kijów, Charków, Mariupol". Nie mogłam w to uwierzyć. Słuchałam całe życie opowieści mojej mamy i babci o tym, jak druga wojna światowa przyszła do Kijowa, o pierwszym dniu bombardowania w 1941 roku. Babcia i mama nocowały wtedy u przyjaciół i dzięki temu przeżyły, bo na ich mieszkanie spadła bomba. Opowieści babci z okupacji Kijowa to były dla mnie zawsze historie z jakiegoś innego świata. Coś z przeszłości, co nigdy nie może się powtórzyć.

IRYNA CIŁYK (IRYNA TSILYK) jest ukraińską reżyserką dokumentalną, jej film „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza" o rodzinie w Donbasie został nagrodzony na wielu festiwalach światowych, m.in. w Sundance. Był również zwycięzcą polskiego festiwalu Docs Against Gravity, można go zobaczyć na VOD TVP. Mąż Iryny – Artem Czech – jest znanym ukraińskim pisarzem, jego książki są dostępne po polsku. Ich syn ma 11 lat

Autorka: Paulina Reiter

Zdjęcia: archiwum prywatne

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 12 marca 2022 r.