Karmienie bez wstydu i winy

Czym właściwie jest mleko matki?
Mleko to emulsja. Składa się z faz tłuszczowej i wodnej, obie te części są ze sobą zmieszane, ale się nie łączą. Dziecko potrzebuje ich obu, dlatego takie ważne jest to, ile czasu dziecko spędza przy piersi i żeby tego czasu sztucznie nie skracać. Najpierw mleko płynie łatwo i szybko, bo płynie głównie faza wodna, a potem dziecko pije głównie fazę tłuszczową, która jest gęstsza i bardziej lepka, więc klei się do kanalików i wypływa wolniej. Pijąc ją, dziecko musi się bardziej napracować. Mleko jest trochę podobne do dwufazowego płynu do makijażu, dwie warstwy mieszają się, ale nie łączą w pełni. Mleko zmienia się w trakcie karmienia, zależnie od wieku dziecka, stanu zdrowia i jego potrzeb w danym momencie. Reaguje na patogeny – jeśli dziecko jest chore, to mama w piersi produkuje składniki, które wspomagają walkę z infekcją.
Skąd jej organizm wie, co produkować?
Z codziennych kontaktów z dzieckiem, kiedy je całujemy w główkę i przytulamy czy wąchamy. Ale także z sygnałów, np. ze śliny dziecka. Po angielsku nazywa się to backwash. Kiedy przykładamy dziecko do piersi, odruch oksytocynowy wypycha mleko, następnie kanaliki się rozluźniają i zasysają do środka śladowe ilości tego, co jest w buzi dziecka, więc także jego ślinę. Piersi na tej podstawie odczytują potrzeby dziecka, np. czy dziecko nie będzie za chwilę chore.
Nie mamy jeszcze całkowitej wiedzy na temat składu i funkcji mleka, chociaż cały czas prowadzone są badania. Wiemy, że mleko dla starszego dziecka staje się coraz bardziej wartościowe pod kątem m.in. składników odpornościowych i tłuszczów. Więc starsze dziecko rzadziej pije mleko, ale nadal dostaje to, czego mu potrzeba. Takie badanie i wiele innych prowadzono, o ironio, w Polsce.
Dlaczego „o ironio”?
Bo wsparcie dla mam w Polsce jest obiektywnie słabe i mamy duże luki systemowe.
Dziewięć lat temu, gdy założyłam blog parentingowy, nie miałam problemów z laktacją, pisałam o początkach macierzyństwa i nagle zorientowałam się, ile kobiet dookoła mnie ma z tym problem, jakie panują uprzedzenia, a przede wszystkim jak duża jest samotność matek i brak wiedzy. Dostawałam mnóstwo wiadomości.
O co kobiety pytały?
Od spraw prostych, jak to, czy można jeść truskawki albo czy można karmić po rentgenie kolana…
A można?
Można. Piszą mamy, które mają padaczkę, przechodzą zabiegi czy skomplikowane operacje, mają migreny lub ugryzł je kleszcz. Są często zrozpaczone, bo usłyszały: „Albo się pani leczy, albo karmi”. To nie zawsze prawda. Często trzeba jedynie dobrać terapię kompatybilną z karmieniem piersią.
Mam przykład – antydepresanty. Wiem, że wiele kobiet nie wie, iż mając depresję poporodową, może się leczyć i nie rezygnować z karmienia.
Tak. A nieudane karmienie, przedwczesna rezygnacja z niej może jeszcze zwiększyć ryzyko depresji. Wiele matek bierze na siebie porażkę w karmieniu, podczas gdy to nie ich wina. Poza tym kiedy kobieta karmi, w jej organizmie jest wysoki poziom prolaktyny i oksytocyny. Te hormony są odpowiedzialne za lepsze samopoczucie. Gdy matka przestaje karmić, poziom tych hormonów spada. Przychodzi wtedy okres smutku. Przy depresji to uczucie może się pogłębiać. Karmienie to czynnik ochronny przed depresją poporodową, zmniejszający jej ryzyko, może łagodzić jej objawy i pomagać w terapii.
Jakie są inne wynikające z karmienia plusy dla mam?
Karmienie zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwór piersi, przy obciążeniu genetycznym zaleca się wręcz długie karmienie, nawet przez ponad trzy lata. Zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwory jajnika, trzonu macicy, tarczycy, zachorowania na cukrzycę typu 2, zmniejsza problemy z nadciśnieniem tętniczym i chorobami serca w okresie menopauzy.
A skąd się to mleko właściwie bierze?
W dużym uproszczeniu mleko produkowane jest częściowo w piersi „od zera” z tego, co dostarczy organizm, a częściowo jego składniki piersi pobierają z krwi. Komórki odpowiedzialne za produkcję mleka wydzielają je do pęcherzyków i tam mleko jest magazynowane do następnego karmienia. Produkcja mleka jest wymagająca dla organizmu – wymaga dodatkowej energii. Do szóstego miesiąca laktacji potrzebujemy dodatkowo ok. 500 kcal w naszej diecie, a po szóstym miesiącu karmienia – ok. 400 kcal.
Nie trzeba się bać, że ktoś ma za małe lub za duże piersi, żeby produkować mleko. Za wielkość piersi odpowiada tkanka tłuszczowa, a za produkcję – gruczołowa. Nie trzeba mieć obfitego biustu, żeby magazynować dużo mleka, ono powstaje wtedy, gdy dziecko jest przystawiane.
Niektóre kobiety, karmiąc, nie czują nic, inne czują ścisk lub ukłucie, a niektóre doznają negatywnych emocji, nieraz wręcz wstrętu, chętnie oderwałyby dziecko od piersi. Takie negatywne emocje mają nazwę – to D-MER. Ta reakcja po chwili mija i jeśli cierpimy z tego powodu, to najlepiej w momencie przystawiania policzyć do 60.
Są tacy, którzy uważają cię za radykałkę i mówią: „Bez przesady, niektóre dzieci były karmione butelką i żyją”.
Ależ ja byłam bardzo długo radykałką i biorę to na klatę. Nauczyłam się tonować swoje wypowiedzi. A co do „było tak czy siak i żyjemy”, to nie jest argument w dyskusji o żadnym zjawisku. Kiedyś dostawaliśmy wodę z cukrem jako noworodki i żyjemy, a o tym, że jest to niekorzystne dla dziecka, nie trzeba nikogo przekonywać.
Według czasopisma „The Lancet”, jeśli kobiety karmiłyby piersią w sposób optymalny (tj. zgodnie z wytycznymi WHO), to rocznie można by uniknąć ponad 800 tys. zgonów niemowląt. Śmierci spowodowanej nowotworem piersi mogłoby uniknąć blisko 20 tys. kobiet. Jeśli ktoś mówi, że karmienie piersią nie ma znaczenia, to według mnie jest po prostu ignorantem.
Żywienie ma dla dzieci ogromne znaczenie i możemy w nim dokonywać lepszych i gorszych wyborów. Niemowlęctwo, okres noworodkowy to czas najszybszych zmian i rozwoju dziecka – to jest krytyczny moment dla zdrowia dziecka.
Oczywiście nie znaczy to, że kobiety niekarmiące piersią zaniedbują żywieniowo dzieci. Mleko modyfikowane nie jest złym wyborem, nie przynosi ujmy rodzicielstwu. Jest potrzebnym dla wielu dzieci produktem. Ale to gorszy wybór w porównaniu z mlekiem matki i nie niesie dla dziecka takich samych korzyści jak mleko z piersi.
Jakie to korzyści?
Mniejsze ryzyko infekcji i powikłań po infekcjach: zachorowania na zapalenie ucha środkowego, infekcji układu pokarmowego, cukrzycy, nowotworów wieku dziecięcego, chorób metabolicznych. O blisko 25 proc. spada ryzyko otyłości nawet przy innych istniejących czynnikach jej sprzyjających. Oczywiście karmienie piersią to nie jest żadna gwarancja niezachwianego zdrowia i nieśmiertelności. To wyposażenie. Dzieci chorują bez względu na to, czym je karmimy. Ale dzieciom karmionym piersią dajemy „zestaw zmniejszonego ryzyka”.
To, jak wielkie znaczenie ma karmienie mlekiem ludzkim, widać u wcześniaków. Takie odżywianie sprawia, że mogą szybciej dogonić rówieśników urodzonych w terminie, spada ryzyko zachorowania na martwicze zapalenie jelit, lepiej rozwija się mięsień sercowy, mózg, jest mniejsze ryzyko retinopatii. W przypadku wcześniaków mleko ludzkie to lek. Dlatego banki mleka są taką ważną inicjatywą.
Jakie są te luki w systemie, które utrudniają karmienie?
Na poziomie przepisów wszystko jest super: szkoły rodzenia, położna środowiskowa z przychodni, sześć wizyt po porodzie, w tym opieka laktacyjna. Brzmi dobrze, ale tylko w teorii. Kobietom brakuje wiedzy. Mało kto przekazuje im informacje na temat fizjologii. Martwią się, że mleko nie tryska im z piersi w pierwszych dniach życia dziecka, a to normalne, że nie tryska. Martwią się, że dziecko w pierwszych dniach traci na wadze, a to przecież też normalne, fizjologiczne spadki w pierwszych dniach mogą sięgać nawet 10 proc. wagi urodzeniowej. Stresują się, że dziecko płacze, budzi się w nocy, myślą, że to z głodu. Mało jest inicjatyw, które by je przygotowały na te normalne sytuacje. Wiele trudnych zachowań mamy tłumaczą swoim mlekiem i jakimiś swoimi niedostatkami.
W 2016 r., jak wynikało z raportu kontroli NIK, już w drugiej-trzeciej dobie życia dziecka 43 proc. niemowląt było dokarmiane sztucznym mlekiem. To biologicznie niemożliwe, byśmy miały aż takie problemy z wykarmieniem dzieci piersią. Nasz gatunek by tego nie przetrwał. To może świadczyć o nadużywaniu mleka sztucznego w żywieniu noworodków na poziomie systemu ochrony zdrowia. Brakuje wsparcia bliskich, personelu, wiedzy własnej, pewności siebie. Trzeba wielkiej pracy, by nabrać pewności siebie, kiedy nie dostajemy pozytywnego wzmocnienia z zewnątrz.
A da się odbudować tę pewność siebie?
Jeśli dostanie się wsparcie kogoś, kto ma choćby podstawową wiedzę. Np. partner zamiast mówić: „Nie masz mleka, to idę po puszkę, po co się męczysz”, dzwoni po doradcę laktacyjnego. Ale musi wiedzieć, że jest taka możliwość. Niestety, usługi konsultantów laktacyjnych nie są refundowane. Zdarza się, że nasza położna środowiskowa ma certyfikat i pomaga w ramach wizyty patronażowej. Położne się dokształcają, ale czasem nie mają na to czasu albo środków, bo kursy są drogie. Znam mnóstwo położnych, które mają ogromną wiedzę, ale też takie, które tej wiedzy nie mają.
Czasem położna to pierwsza osoba, która w mamę zwątpi.
Nie chcę generalizować, ale niestety, znam położne, które położyły niejedno karmienie hasłem typu „z takich piersi nic nie będzie”. Niejedna mama dostała butelkę sztucznego mleka, bo przecież „sobie nie radzi”. Byłoby też dobrze, gdyby w placówkach ochrony zdrowia kobietom nie wciskano ulotek reklamowych mleka sztucznego czy butelek. Żeby nie musiały już w ciąży się zastanawiać, czy może im nie wyjść, i wątpić w siebie.
A to nie jest dobre wyjście awaryjne – w razie gdyby mi nie wyszło?
Ale przecież mleko jest w każdym sklepie, na każdym rogu. Jak karmienie nie wyjdzie, to nie ma żadnego problemu, żeby kupić sztuczne mleko. Po co więc taki marketing w szpitalu?
Mleko sztuczne dla dziecka powinno być wybierane z lekarzem, nie z ulotki. Powinno być dobrane do wieku dziecka i sytuacji ekonomicznej rodziny. Sztuczne mleko jest bardzo drogie, w mojej opinii za drogie. Puszka kosztuje od 30 do 70 zł. A pamiętajmy, że mleko modyfikowane ma skład standaryzowany, więc naprawdę nie musimy wydawać pieniędzy na najdroższe mleko na rynku, tańsze opcje też zapewnią to, czego dziecko od tego produktu potrzebuje. Reklamowanie rodzicom np. w placówce ochrony zdrowia bardzo drogiego mleka modyfikowanego bez znajomości sytuacji ekonomicznej rodziny jest wątpliwe etycznie. Karmienie mlekiem modyfikowanym obciąża budżet domowy i jest to wydatek na 12 miesięcy. Karmienie piersią jest tańsze, bardziej ekonomiczne i przyjazne Ziemi pod kątem ekologii – o tym też trzeba mówić.
Jakie są mity dotyczące karmienia?
Jednym z moich ulubionych jest ten, że nie powinno się karmić w nocy, bo jelita dziecka muszą odpocząć i nocne karmienie powoduje kolki. A jelita, jak również płuca, nerki, wątroba i serce, nie odpoczywają, tylko pełnią swoją funkcję cały czas. To mit z czasów PRL. Ale są też nowe. Kilka lat temu powstał mem, że w czasie karmienia nie można jeść arbuza, bo sok kapie dziecku na główkę i ona się potem klei. To był internetowy żarcik. Efekt jest taki, że kobiety piszą do mnie i pytają, czy mogą jeść arbuza, bo gdzieś przeczytały, że nie wolno.
A czy mamy wpływ na nasze mleko?
Niewielki, głównie dotyczący tłuszczów i ich jakości oraz kilku witamin. Powinnyśmy jeść oliwę z oliwek, orzechy, awokado, ryby, owoce morza. Ale jeśli wpadniemy czasem na frytki i burgera, to nic się nie stanie mleku. Chodzi o dobry standard na co dzień. Straszenie mam kolkami, narzucanie diety typu gotowana pierś z kurczaka i ryż też się przyczynia do wczesnego zakończenia karmienia. Mamy mogą jeść prawie wszystko, nawet groch i kapustę. To nie ma wpływu na kolki. Jedyne ograniczenia to albo alergia kobiety na dany produkt, albo stwierdzona (nie domniemana) alergia dziecka. Na kolki może pomóc czas, nieraz probiotyk. Dieta mamy i ziółka tego nie leczą. I znowu wspomnę o tym, że brakuje odpowiedniej edukacji. Mamy często nie wiedzą, że kolki mijają albo jak się w ogóle objawiają. Albo tego, że w czwartym miesiącu karmienia laktacja się zmienia, produkcja jest bardziej stabilna, piersi mogą się już tak widocznie nie napełniać, a dziecko może być bardziej mobilne, wiercić się i sprawiać wrażenie zdenerwowanego karmieniem. Uważam też, że kobiety ciągle, zdecydowanie za często, winy za to, że dziecko zachowuje się tak, a nie inaczej, budzi się czy płacze, szukają w sobie. No i nie doceniamy jednak znaczenia wsparcia rodziny i tego, jak karmienie przebiegało u naszych mam i jaki mają one do niego stosunek.
Laktacyjna historia rodziny?
Tak. Pokolenia kobiet wpływają na nas i nasze decyzje. Jeśli słyszymy od mamy zdania: „Masz za chude mleko, tak jak ja miałam” albo „Ja ciebie karmiłam butelką i żyjesz” i inne zniechęcające komunikaty, to ryzyko, że nie będziemy karmić piersią, rośnie. A zdolność do produkowania mleka i karmienia nie są dziedziczne! Historia naszej mamy nie jest naszą.
A to nie jest tak, że instynktownie powinnyśmy wiedzieć, jak się karmi?
Nie, bo nie jesteśmy stworzeni jedynie z instynktu, ale na nasze działania składają się też społeczne czynniki, które nas otaczają. Kiedyś kobiety widziały, jak inne kobiety karmią, bo żyliśmy bliżej rodziny. Dziś często nasze mamy i rodziny mieszkają na drugim końcu Polski albo świata. Wiele kobiet nie ma dobrej relacji z mamą lub niesie przez całe życie traumy związane z tą relacją. Ich instynkt może być przez to stłumiony. Jeśli mama doświadczyła w dzieciństwie molestowania albo była ofiarą przemocy domowej, alkoholizmu, to instynkt może nie wystarczyć. Dlatego dobrze, że jest np. grupa wsparcia „Pozytywnie o porodzie”, gdzie kobiety mogą przeczytać pozytywne relacje rodzicielskie, porodowe, karmieniowe.
Karmienie jest dla nas naturalne, bo jesteśmy ssakami, ale to nie znaczy, że to wystarczy. Wielu kobietom nie przyjdzie ono łatwo.
A mówi się, że to takie proste.
Taka jest powszechna narracja, ale to, że coś jest naturalne, nie oznacza, że będziemy umiały to robić od razu. To jest coś, czego się uczymy, zarówno mama, jak i dziecko. Praca, jaką muszą obydwoje wykonać. Praca – czyli wysiłek i czas. Tymczasem kobiety, jeśli karmienie nie przychodzi im łatwo, myślą, że coś na pewno z nimi jest nie tak. Chcę to dobitnie powiedzieć: jeżeli chciałaś karmić, a nie udało się to tak, jak planowałaś, to zanim obarczysz się porażką laktacyjną, rozejrzyj się, czego nie dostałaś od osób, które cię otaczały – od ochrony zdrowia, rodziny i środowiska.
Jakie są powody, dla których kobieta może nie karmić piersią?
W kwestii fizjologicznej: nierozwinięty gruczoł, chociaż nawet częściowo rozwinięty będzie produkował jakąś ilość mleka i o to warto też powalczyć, infekcja HIV, opryszczka sutka, aktywna gruźlica, niektóre leki w terapii nowotworowej. Bywa, że kobiety po prostu nie chcą karmić, bo mają traumatyczne doświadczenia albo nie jest to dla nich istotne. Czasem przystawianie może być emocjonalnie trudne do zniesienia np. w sytuacji doświadczenia molestowania lub gwałtu. I podkreślam, każdy powód jest tak samo ważny, zarówno ten fizjologiczny, jak i ten emocjonalny. Czasem mamy mówią: „Skończyłam karmić, bo mam za słaby pokarm”, a za tym kryją się inne, osobiste powody, i ma do tego prawo, nikomu nie musi tłumaczyć się z karmienia ani niekarmienia.
Niby stosunek do karmienia naturalnego w Polsce jest pozytywny, a jednak kobiety spotykają się z komentarzami, że się „obnoszą z karmieniem”. Internet pełen jest komentarzy o nabrzmiałych, odkrytych piersiach ociekających mlekiem i kobietach, które perfidnie wystawiają „cycka”, pokazują go z dumą, szczują nim. Gdzie są te kobiety? Chodzę po ulicach miast i ich szukam – i jest ich strasznie mało. Są komentarze, w których porównuje się karmienie do defekacji, ejakulacji lub stosunku płciowego. „Jak to takie naturalne, to srajmy w restauracji”, czytam. Oczywiście możemy tego bezpośrednio nie usłyszeć, ale w wypowiedziach „anonimowych internautów” widać, ile takich uprzedzeń funkcjonuje.
Widzę też dużo seksizmu i strachu przed normalnym wyglądem kobiecego ciała. Piersi są dobre, jeśli reklamują samochody, bieliznę. Piersi są OK, jeśli to krągła, brzoskwiniowa, gładka pierś w malutkim bikini. I to tyle. Pierś większa od główki dziecka, pierś z żyłkami od karmienia, pierś twarda od mleka, pierś, która nie trzyma się w miejscu, jak zdejmiemy biustonosz, szeroka brodawka – to już jest tabu. A piersi są różne i to jest normalne. Przy karmieniu zwykle widzimy normalną pierś kobiecą, a nie efekt pracy Photoshopa, i to budzi lęk, bo jest to widok nowy i nieznany.
Wstydzimy się własnej fizjologii?
Pamiętam, że kiedy byłam młoda, słowo „laktacja” było dla mnie czymś tajemniczym. W moim domu mówiło się o karmieniu piersią, nie używało się słowa „laktacja”. Pierwszy raz to słowo usłyszałam, kiedy młoda mama w kolejce w aptece przede mną poprosiła o wkładki laktacyjne, a ja wtedy jeszcze nic nie wiedziałam o rodzicielstwie i karmieniu piersią i zastanawiałam się, gdzie ona sobie wkłada te wkładki. Wydawało mi się to bardzo wstydliwym zakupem. Niewiedza jest najgorszym, co może nas spotkać, więc o fizjologii trzeba mówić. Trzeba też normalizować obraz kobiecego ciała w społeczeństwie. Nasze ciała są piękne bez Photoshopa i bez filtra wygładzającego cellulit. Uważam, że bez normalizacji wyglądu ciała ludzkiego, bez szeroko pojętego ruchu ciałopozytywności może nas przerażać moment zderzenia z naszą naturą i tym, co jest normalne.
Na koniec powiedz, kiedy karmienie się kończy i jak.
O zakończeniu karmienia decyduje mama. Często pada sugestia, że późne karmienie jest patologiczne, że zaspokaja matkę seksualnie, że to wręcz trąci pedofilią. To pokazuje, z jaką niewiedzą à propos naszej fizjologii i norm mamy do czynienia. Dzieci same, bez ingerencji najczęściej odstawiają się między drugim a czwartym rokiem życia, jeśli mama nie zrobi tego wcześniej ze swoich powodów. I to jest norma biologiczna. Mało tego – mogą odstawić się później i to też jest norma. Jeżeli przyjmiemy model czysto biologiczny, to dzieci mogą pić mleko mamy nawet i sześć lat, ale tak jak mówiłyśmy wcześniej, żyjemy w świecie, w którym nie tylko biologia ma znaczenie, ale i czynniki społeczne. Obecnie już nie karmimy jako gatunek tak długo, oprócz np. niektórych plemion afrykańskich lub plemion koczowniczych z rejonów Azji Środkowej czy Północnej. Ale nawet jakbyśmy tak karmili dzieci częściej w społeczeństwie rozwiniętym, to nadal nie stanowi to dewiacji, a mleko ma cały czas wartość odżywczą.
Chcesz karmić trzy dni, to jest OK, chcesz karmić trzy miesiące – OK, chcesz karmić trzy lata, to też jest OK.
A jak nie chcesz karmić?
To też jest OK. Karmienie nie jest obowiązkowe, nie musimy karmić piersią. Warto karmić piersią, ale nie trzeba. Ja do tego zachęcam.