Kobieca samopomoc rzuca wyzwanie kryzysowi

Czułość i Wolność

Kobiety biznesu przywykły do życia w biegu, ciągłych spotkań z ludźmi i podejmowania nowych wyzwań. Samotność, brak kontaktów z innymi kobietami oraz przeciążenie obowiązkami związanymi z kryzysowym zarządzaniem firmą i domem – to największe problemy, które zgłaszały uczestniczki badania „Moja firma w dobie COVID-19”, przeprowadzonego przez Sieć Przedsiębiorczych Kobiet, która wspiera zarówno startuperki, jak i doświadczone inwestorki czy matki powracające na rynek pracy. – Nastąpił regres emancypacji, do której dochodziłyśmy latami. Z powodu epidemii oprócz pracy zawodowej mamy teraz na głowie równocześnie prowadzenie domu, zarządzanie zdalną edukacją dzieci i dbanie o dobrą atmosferę w rodzinie znajdującej się domowej izolacji. Trochę tego za dużo. W tak trudnej sytuacji warto szczególnie wspierać się nawzajem, dać innym trochę pozytywnej energii – mówi Katarzyna Wierzbowska, prezeska SPK.

Dlatego sama regularnie publikuje na Facebooku posty opatrzone hashtagiem #wspieramywsieci. Stara się w ten sposób docenić inicjatywy, które wnoszą coś pozytywnego w otaczającą nas koronawirusową rzeczywistość. Polecała w ten sposób m.in. darmową pomoc psychologiczną oferowaną przez terapeutów w ramach akcji „Dawka wsparcia”, online’owe treningi jogi i medytacji prowadzone przez Karolinę Murdzię, akcję „Książka na telefon”, w ramach której można robić zdalne zakupy w małych księgarniach, czy akcję studentek warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, zachęcających do odkrycia potencjału balkonów jako miejsc do realizowania swoich pasji.

Inspiracją dla akcji #wspieramywsieci były wyniki badania ukazujące, jak trudne dla kobiet pracujących na własny rachunek są czasy epidemii koronawirusa. „Każda z nas, która zamierza atakować szczyt, oprócz ekwipunku potrzebuje mieć przy sobie telefon z numerem do przyjaciela. Tak się dzieje i teraz, w tym trudnym czasie, jedną z najważniejszych i bezcennych rzeczy, jaką możemy sobie zaoferować, jest wsparcie i pomoc” – głosi manifest akcji.

– Zachęcamy panie, aby chwaliły się w mediach społecznościowych, że kupiły sukienkę u ulubionej projektantki, zamówiły do domu pizzę z ulubionej knajpki, a zamiast robić zakupy w wielkiej sieci, odwiedziły sklepik za rogiem. Sama robię to, kiedy tylko mogę – mówi Katarzyna.

Kołdra za poradę

Za najcenniejsze uważa promowanie innowacji wprowadzanych przez firmy w czasach kryzysu. – Mówienie o nich inspiruje inne przedsiębiorczynie do sięgania po innowacyjne rozwiązania, bo może właśnie dzięki nim przetrwają. A może nawet stworzą nowy produkt czy usługę, która zbuduje ich pozycję po wygaśnięciu pandemii? – zastanawia się Wierzbowska.

Innowacje często mają walor prospołeczny, bo w czasach koronakryzysu w ludziach rodzi się potrzeba pomagania innym. Tak było w przypadku Katii Roman-Trzaski, właścicielki Little Chef, szkoły gotowania dla dzieci. Kiedy w połowie marca musiała zawiesić zajęcia dla najmłodszych, błyskawicznie przestawiła się na gotowanie posiłków dla medyków, seniorów i bezdomnych. – Czujemy się odpowiedzialni za ludzi, których zatrudniamy, i miejsce, w którym działamy. Czujemy się odpowiedzialni też za tych, którzy ze względu na sytuację życiową nie mogą się izolować we własnych domach, i tych, którym nie ma kto pójść po zakupy – wyjaśniła Katia.

Pieniądze na przygotowywanie zup zbiera za pośrednictwem portalu zrzutka.pl. Do dzisiaj zebrała już ponad 50 tys. zł i wydała ponad 6,3 tys. porcji zupy, której każdego dnia trzeba ugotować 50 litrów. Zamiast poddać się kryzysowi, stworzyła nowy model biznesowy. Nie tylko nie zwalnia pracowników, ale też musiała zatrudnić nowe osoby, które dowożą zupę do odbiorców. Dodatkowo o działaniach Little Chef usłyszało wiele osób, które teraz postrzegają tę firmę jako wrażliwą i odpowiedzialną społecznie. Magdalena Kot, właścicielka firmy My Alpaca, produkującej ekskluzywną pościel, też zajęła się działalnością wymierzoną w wirusa – zaczęła szyć maseczki. Pościel, którą wcześniej sprzedawała głównie do firm, teraz zaczęła oferować także konsumentom indywidualnym. Zmieniła również system rozliczeń. Z mentorką z zakresu finansów, z którą podjęła współpracę jeszcze przed pandemią, rozliczyła się w barterze, płacąc za usługi kołdrą. – Niektórzy widzą w tym degradację i cofnięcie się w rozwoju ekonomicznym. Ja uważam, że to innowacja – chwali Wierzbowska.

Tęskniąc za kontaktami w damskim gronie i wzajemnym wsparciem, kobiety zaczęły się same organizować. Umawiają się na spotkania na Zoomie, żeby wytyczyć sobie wspólnie cele i udzielić wzajemnie rad. – Nie chodzi tylko o rady związane z przedsiębiorczością: jak ratować firmę, jak ciąć koszty. Dla mnie ważne są też wskazówki, jak ogarnąć codzienność, np. co zrobić dzieciom na obiad, bo przez dwa miesiące codziennego gotowania w domu pomysły na smaczne dania znaleźć coraz trudniej – mówi Wierzbowska. Coraz więcej internautek zaczęło oferować innym konkretne wsparcie: bezpłatnie, w preferencyjnych cenach albo w barterze. Bardziej doświadczone przedsiębiorczynie ogłaszają np., że przeznaczą dziesięć godzin tygodniowo na darmowy mentoring dla tych początkujących. Inne proszą o wsparcie np. w zakresie e-commerce, w zamian oferując pomoc w tworzeniu marki.

Elwira Urbańczyk, właścicielka firmy turystycznej Make Break, zorganizowała wirtualną wycieczkę do hotelu na Zanzibarze, należącego do Joanny Frenkiel. Współpraca z pewnością zaprocentuje, kiedy będzie można swobodnie podróżować.

Statystyki mówią, że koronawirusowy kryzys bardziej dotyka kobiety niż mężczyzn. Nie chodzi tylko o dodatkowe obowiązki, które spadły na ich głowy, ale także o to, że obecnie znacznie lepiej radzą sobie firmy z silnym komponentem technologicznym. A wśród nich te kobiece stanowią mniejszość. Dlatego tak ważne jest, aby kobiety śmiało wchodziły w świat nowych technologii i oferowały swoje usługi online. – Kryzys wytrąca nas z utartych szlaków i zmusza do szukania czegoś nowego, tworzenia innowacji, uczenia się nowych rzeczy – mówi Wierzbowska.

Pomaganie buduje odporność psychiczną

To także czas erupcji pomysłów i działań zainicjowanych przez kobiety, które inne kobiety promują i podchwytują. Tworzy się alternatywna rzeczywistość, w której odradza się handel wymienny, bezinteresowna pomoc nie jest frajerstwem, a życzliwość procentuje bardziej niż pieniądze. – To bardzo buduje wspólnotowość i jest odpowiedzią na siostrzeńskie potrzeby. Zanika myślenie biznesowe, ważniejsze jest to, żeby wyciągnąć do siebie pomocną dłoń. Fantastyczne jest to, że budujemy dzisiaj coś z potrzeby chwili, nie myśląc o tym, że nam się to kiedyś przyda. Ale te relacje w przyszłości zaowocują – mówi Wierzbowska.

Anna Radzikowska, doradczyni biznesowa i coach, wierzy w terapeutyczną moc pomagania innym. Dlatego już w pierwszych dniach lockdownu uruchomiła bezpłatne online’owe sesje wsparcia dla kobiet. – Zadziałał we mnie instynkt. W środę byłam jeszcze w pracy, miałam umówione sesje, a od czwartku siedziałam w domu. Pomyślałam, że ludzie zaczną teraz wariować, że będą potrzebować wsparcia – opowiada. – Dlatego zaoferowałam na Facebooku sesje interwencyjne dla kobiet.

Nie spodziewała się, że aż tyle osób się do niej odezwie. Na początku zgłaszały się kobiety pełne obaw o przyszłość. Były wśród nich osoby w kwarantannie, którym nie wolno się było z nikim spotykać. Były też emigrantki z dylematem: wracać do kraju czy pozostać za granicą. Później tematy zaczęły się kręcić wokół spraw zawodowych. Kobiety chciały rozmawiać o tym, co zrobić, jeśli zostaną zwolnione, ale też jak pracować zdalnie, żeby nie oszaleć. – Teraz, niestety, kontaktuje się ze mną sporo kobiet na krawędzi wypalenia zawodowego. Ograniczone kontakty społeczne powodują, że widoczne stają się różne złe rzeczy, które w naszym życiu się działy. Dochodzą tak mocno do świadomości, bo kobiety, które wcześniej jakoś sobie radziły, nagle uzmysławiają sobie, że życie sprzed epidemii nie było dla nich dobre i że nie chcą już do niego wracać. Jednocześnie są tak zmęczone, że nie wiedzą, co dalej ze sobą zrobić – mówi Radzikowska.

Z niektórymi z tych osób spotkała się online już kilka razy, bo jednorazowa sesja im nie wystarczy. – Bardzo potrzebują bezpiecznego miejsca do podzielenia się najskrytszymi emocjami czy wypłakania się. Ale ja robię te sesje także trochę po to, by ratować siebie. Sama uczę studentów, że jednym z kluczowych sposobów na budowanie odporności psychicznej jest pomaganie innym. Nie uświadamiałam sobie tego na początku, ale teraz wiem, że zrobiłam coś, co także mnie daje siłę, by zderzyć się z trudami obecnej sytuacji – mówi Radzikowska.

Dlatego chętnie pomaga też na innych polach, m.in. udzielając bezpłatnych konsultacji w ramach akcji Career Angels, porad dla studentów i absolwentów Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej czy goszcząc na zdalnych lekcjach dla uczniów podstawówki. Ola Budzyńska, w sieci znana jako Pani Swojego Czasu, prowadzi kursy internetowe, blog oraz Klub PSC, które pomagają kobietom organizować codzienność, budować biznes i realizować marzenia. Podkreśla, że kobiety zawsze miały potrzebę korzystania z wzajemnego wsparcia, ale w czasie epidemii wybrzmiewa ona jeszcze bardziej. – Często spotykam kobiety, które chciałyby zacząć pracę na własny rachunek, ale rodzina i znajomi mówią im, że to nie wypali. W czasie epidemii te osoby mają dodatkowy argument, bo sytuacja jest niepewna, nadchodzi spowolnienie gospodarcze. Dlatego teraz kobiety jeszcze bardziej szukają wsparcia w grupach, których członkinie pokazują im, że sukces jest możliwy – mówi Budzyńska.

Łatwiej działać we wspólnocie

Najmocniej wsparcia poszukują kobiety, które już miały realizować swój pomysł, gdy nagle świat stanął wskutek pandemii. Teraz zastanawiają się, czy jest sens brnąć w to dalej czy może lepiej poczekać. Drugą grupą poszukującą wsparcia są osoby, które prowadzą biznes offline i muszą go szybko wprowadzić do sieci albo się przekwalifikować. Budzyńska z radością obserwuje, że wiele przedsiębiorczyń, które mają duże zasięgi online, chętnie promuje te początkujące. One same też nie siedzą z założonymi rękami. W jednej z grup Klubu PSC założyły wątek, w którym chwalą się swoimi biznesami i reklamują swoje usługi. – Dużo łatwiej działać, gdy jest się członkinią jakiejś wspólnoty, ma się wokół siebie życzliwych ludzi – mówi. – W świecie realnym rzadko mamy w swoim otoczeniu osoby znające się na branży, w którą zamierzamy wejść. Najbliżsi, ze zwykłej troski, ostrzegają, że nam się nie uda. Ale opinii naszej rodziny czy sąsiadów nie można traktować jako badania rynku. Do tego potrzebne są osoby, które są naszą grupą docelową. A te łatwiej znaleźć w internetowych wspólnotach niż w najbliższym otoczeniu.

Autorka: Magdalena Warchala

Grafika: Marta Frej

Tekst ukazał się w „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” z 20 czerwca 2020 r.