Komplementy czy nieczułe słówka?

Czułość i Wolność

Karolina jako nastolatka miała poważne problemami z odżywianiem. Żeby się odchudzić, brała leki, które miały ograniczać łaknienie. Okazały się niezwykle skuteczne: jadła jednego kabanosa dziennie, nie czuła głodu i schudła 15 kg w dwa miesiące. Wreszcie zaczęła mieścić się w modne ubrania, bywać na imprezach, brylować w towarzystwie. Ale jej stan psychiczny i fizyczny gwałtownie się pogarszał. Zaczęła cierpieć na bezsenność, potem pojawiła się depresja. Paradoksalnie był to czas, kiedy usłyszała najwięcej komplementów w swoim życiu. Utwierdzały ją one w przekonaniu, że musi nadal brać te leki i nadal chudnąć. Nikt nie dostrzegał, co działo się za kulisami zmiany „na lepsze”. Dziewczyna w wieku 17 lat musiała skorzystać ze wsparcia psychiatry. Po odstawieniu leków, które w tej chwili już wycofano ze sprzedaży ze względu na skutki uboczne, z czasem przybrała na wadze nie 15, lecz 30 kg.

Cudnie chudniesz

Historia Karoliny pokazuje, że komplementy, zwłaszcza nieprzemyślane, często wywołują więcej szkody niż pożytku. Dlaczego? – Komplement jest oceną – mówi dr Anna Januszewicz, psycholog żywienia, kierowniczka Studiów Podyplomowych Psychodietetyka Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. – Już sam fakt, że jesteśmy oceniani, bywa bardzo stresujący. Nawet jeśli ktoś powie, że świetnie wyglądamy, dostajemy sygnał, że nasz wygląd podlega ocenie. A tym bardziej, jeśli powie: „O, schudłaś! Świetnie wyglądasz”. Sugeruje to, że wcześnie byliśmy grubsi, wyglądaliśmy gorzej.

Sytuacja robi się bardziej skomplikowana, kiedy nasze komplementy i komentarze dotyczące wyglądu, nawet te pozytywne, trafiają do osoby, która ma problemy z zaburzeniami odżywiania. – W takiej sytuacji komplement może być czynnikiem wzmacniającym zaburzenia. Te osoby dostają nagrodę za swoje niezdrowe zachowania. Niekoniecznie muszą być to komplementy. Wystarczą uwagi dotyczące ciała, nawet te wypowiedziane z troską. Na przykład: „Wyglądasz bardzo chudo, wręcz niezdrowo”. Osoba z zaburzeniem odżywiania usłyszy głównie to, co chce, czyli potwierdzenie, że wygląda chudo, a dla niej to efekt pożądany – wyjaśnia dr Januszewicz.

Komplementowanie ciała, zmiany wyglądu, chudnięcia bliskiej nam osoby często jest naturalnym odruchem. Szczególnie gdy wiemy, że ktoś zmaga się np. z nadwagą lub otyłością. Wydaje nam się wtedy, że dostrzeżenie utraty wagi będzie motywujące dla tej osoby, że w ten sposób wesprzemy ją w jej zmaganiach.

Zdaniem dr Januszewicz, owszem, jest grupa osób, którym takie komplementy nie przeszkadzają. Często nawet ich oczekują. Najczęściej jednak są to ludzie, którzy mają dystans do swojego wyglądu. – Ten, kto chce ukryć dodatkowe kilogramy i ma z nimi problem, prawdopodobnie nie będzie chciał słyszeć komentarzy na temat swojego ciała – tłumaczy psycholożka. W takiej sytuacji bardzo ważny jest dobór słów. – Staram się promować neutralne podejście do masy ciała i wyglądu, przynajmniej ze strony specjalistów. Chodzi o to, żebyśmy mówili o nadwadze i otyłości w kontekście medycznym. Ja sama nie pozwalam sobie na to, żeby moim pacjentkom mówić, jak wyglądają – wyjaśnia dr Januszewicz.

Jeśli mamy problem z komentarzami innych na temat naszego wyglądu, już podczas własnej pracy z ciałem i kompleksami ważne, żeby rozliczać się nie z tego, jak wyglądamy i w które dżinsy się mieścimy, lecz z tego, jakie mamy wyniki badań, czy przy aktualnej wadze czujemy się dobrze i jaka jest nasza ogólna sprawność. Niestety, jak zauważa dr Januszewicz, takie rozwiązanie byłoby idealne, ale trudne do zrealizowania. – Kult wyglądu jest silnie zakorzeniony w naszej kulturze. Bardzo trudno uwolnić się spod jego wpływu. Co ciekawe, być może właśnie dlatego mamy mniej otyłych kobiet w społeczeństwie niż mężczyzn? To oczywiście bardzo ostrożny wniosek, bo przyczyny różnic między kobietami a mężczyznami są wieloaspektowe. Można przypuszczać, że kobiety przez większą koncentrację na wyglądzie bardziej się pilnują.

Ten paradoksalnie pozytywny efekt kulturowej presji idealnego wyglądu dotyczy jednak prawdopodobnie tylko tej grupy kobiet, które nawet jeśli czują presję otoczenia, potrafią sobie z nią poradzić. – W przypadku osób, które są wrażliwe i były wielokrotnie zawstydzane ze względu na wygląd, komentarze na temat ciała wyraźnie szkodzą – podkreśla dr Januszewicz. – Kiedy słucham ludzi, z którymi pracuję, i czytam badania, jasno widzę, że to, co daje nam siłę do walki o zdrowie i lepsze życie, to nie są emocje negatywne, niska samoocena, słabe poczucie skuteczności, brak wsparcia i stres. Dlatego plakatom z napisami „Nie żryj!” na przystankach mówię absolutne „nie”!

Jak w takim razie wspierać bliskie osoby w ich walce z ciałem bez komentowania wyglądu i niezręcznych komplementów? – Jeśli mamy do czynienia z osobami, które są kompletnie niezmotywowane, to zamiast komentować ich wygląd, powinniśmy poszukać wspólnych korzyści ze zmiany. Psychologowie radzą wręcz, żeby to były krótkoterminowe korzyści – radzi psycholożka. – Osobiście, kiedy chcę kogoś z mojej rodziny zachęcić do czegoś zdrowego, to kombinuję, co moglibyśmy zrobić razem, i mówię, że to jest przyjemne, a nie, że za pół roku dzięki temu będzie chudsza czy chudszy. Możemy też razem gotować wspólnie zdrowe danie, zamiast komentować, co niezdrowego je ktoś inny – radzi dr Januszewicz. I dodaje: – Natomiast jeśli ktoś widzi korzyści z dbania o siebie i nie trzeba mu tego tłumaczyć (a powiedzmy sobie szczerze, większość ludzi, którzy mają problemy z wyglądem, właśnie tak czuje), to często są to osoby, które sobie po prostu nie radzą psychicznie. Być może trzeba je wesprzeć w szukaniu specjalistycznej pomocy i zmianie przekonań co do tego, jak powinna wyglądać zdrowa dieta.

Całe życie na plaży?

Okresem wzmożonego body shamingu i oceniania innych ze względu na wygląd jest lato. Trwa właśnie sezon wakacyjny znany przez kobiety jako horror pod hasłem „sezon bikini”. Zgodnie z kampaniami reklamowymi na „sezon bikini” trzeba być gotowym na czas – branża fit i modowa wyznaczają nam deadline. Kto w miesiąc nie wbił się w najmodniejszy kostium, ten ma poczucie porażki. Choć brzmi to śmiesznie, mimo wszystko wiele osób podczas urlopu – okresu stricte związanego z wypoczynkiem – stresuje się swoim wyglądem, boi się nieprzychylnych komentarzy i woli ukrywać się pod luźnymi ubraniami, bo czuje, że nie zasłuży na takie komplementy, o jakich marzy. Pytana o to, jak sobie z tym radzić, dr Januszewicz odpowiada: – Proponuję jechać w góry – mówi ze śmiechem. – Nieraz już doradzałam pacjentkom, żeby po prostu nie jechały na plażę, jeśli się tego boją. To trudne, bo całe nasze ciało, ze wszystkimi jego zaletami i wadami, jest wyeksponowane i podlega ocenie. Bardzo często, kiedy pytam pacjentki zmagające się z obsesją na punkcie wagi, czego się boją, mówią, że tego, że ktoś zobaczy ich brzuch na plaży. Zdarza się, że akceptują się na co dzień, ale ta plaża co rok je przeraża. Próbuję im wtedy uświadomić, ile dni w skali roku spędzają na plaży, i pytam: „Czy ty podporządkowujesz całe swoje życie temu, żeby przez tydzień pokazać się dobrze na plaży?”. W takiej sytuacji wypracowuje się też oczywiście z pacjentką większą akceptację ciała i odpowiedniego dystansu do sytuacji jego pokazywania. Ale to nie jest łatwa ani przynosząca szybkie rezultaty praca, dlatego doraźnie sprawdza się rezygnacja z plaży. Jeśli ktoś nie czuje się dobrze w kostiumie kąpielowym, to dlaczego musi stawiać na taką formę wypoczynku?

W łóżku z kompleksem

Seks i relacja z partnerem lub partnerką to sfera życia, w której rozmów o ciele i wyglądzie nie da się uniknąć. – Tymczasem kobieta i seksualność to jest zawsze wstyd. Nie spotkałem mężczyzny, który kiedy kobieta przestaje mieć ochotę na seks, pomyślałby: „Kurczę, to pewnie przez to, że ostatnio urósł mi brzuch” albo „Może przeszkadza jej moja owłosiona klatka piersiowa?”. W odwrotnej sytuacji pierwszą rzeczą, o której pomyśli kobieta, będzie: „Mam cellulit, zestarzałam się, nie podobam mu się, mam obwisłe piersi, po ciąży nie wróciłam do formy” – mówi Michał Pozdał, psychoterapeuta, seksuolog, wykładowca Uniwersytetu SWPS i założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach.

Do tego w relacji pomiędzy partnerami pojawiają się często wypowiedzi, które mogą znacząco wpłynąć na samoocenę jednej ze stron. „Jest za co złapać”, „Facet nie pies, na kości nie poleci”, „A może zaczęłabyś robić przysiady?” – tego typu nieczułych zwrotów jest cała masa. – Od pań, z którymi pracuję, słyszę, że szczególnie przykrym dla nich momentem jest komentowanie przez partnerów wyglądu innych kobiet, które natychmiast stają się dla nich punktem odniesienia – mówi Pozdał. Tematem, z którym mierzy się codziennie w gabinecie, jest oglądanie pornografii przez mężczyzn. – Wiele kobiet o tym wie i zwraca uwagę na to, jak się od nich różnią. To też znacznie wpływa na ogólne zawstydzenie własnym ciałem.

Seksuolog zwraca jednak uwagę, że przekonanie kobiet o tym, że partner wykonuje gesty albo mówi słowa, które są zawstydzające, może być adekwatne, ale nie zawsze. – Miałem przykład ze swojego gabinetu. Pan mówił pani, że „dobrze wygląda”, a u niej w rodzinie było tak, że ilekroć ona przytyła, jej mama czy babcia mówiły: „No, dobrze wyglądasz”. Przez to miała cały czas wrażenie, że partner daje jej do zrozumienia, że mocno przybrała na wadze – wyjaśnia.

Chudnące pożądanie

Co nie znaczy, że nie zdarza się tak, że wygląd bądź jego zmiana znacznie wpływa na pożycie seksualne. Zmiana masy ciała, co ciekawe, nawet częściej schudnięcie, może wpłynąć na pożądanie w związku. Mówienie o problemie w takiej sytuacji w sposób delikatny jest bardzo trudne. Szczególnie jeśli partnerka ma głębokie przekonanie, że partner nią pogardza, od zawsze mu się nie podoba i w każdej chwili może ją rzucić. – Spotkałem się z takimi sytuacjami, kiedy mężczyźni mówią: „Kochanie, ja naprawdę uwielbiam twoje uda, ale jeśli to jest dla ciebie taki problem, to może ci jakoś pomóc z tym cellulitem? Są różne zabiegi, może mógłbym dać ci taki prezent?”. Jeśli na taki komunikat, usłyszymy w odpowiedzi: „Aha, to jednak nie podobają ci się moje uda”, i partnerka będzie się zachowywać, jakby w końcu miała dowód na to, że mężczyzna jej nie akceptuje, konieczna może być jednak terapia, a nie umiejętnie wyważone komplementy – mówi Pozdał. Jak podkreśla, czym innym jest przekonywanie o uwielbieniu ciała osoby, która nieco kokietuje, ale wie, że jest atrakcyjna, i oczekuje wzmacniania tego przekonania, a czym innym rozmowa z osobą, która autentycznie myśli o sobie źle.

Jak wspierać bliską osobę, która ma poważny problem z własnym wyglądem? – Powiedzmy, że nasza partnerka jest przekonana, że jest najbrzydszą osobą na świecie. Najpierw muszę przestać zaprzeczać temu, co ona mówi. Powiedzieć w zamian: „Dla mnie wyglądasz pięknie. Rozumiem, że ty myślisz o sobie inaczej, ale moim zdaniem tak nie jest”. Wydaje się, że to banalny zabieg, ale dzięki temu osoba z problemem może dostrzec, że ktoś ma inną perspektywę – podpowiada seksuolog.

Może się zdarzyć, że podczas gdy jedna strona związku mierzy się w głowie z kompleksami i wykrzywionym obrazem własnego ciała, druga często i głośno komentuje wygląd partnerki lub partnera ze szczerym uwielbieniem. Jeśli nie zdaje sobie sprawy z problemów ukochanej osoby, nieświadomie w sytuacji intymnej ciągle porusza temat drażliwy, np. wspomniane uda. – Dobrze jest dopytywać, jeżeli zauważamy jakieś napięcie związane z cielesnością. Powiedzmy: „Widzę, że jak komentuję twoje uda, to dziwnie się zachowujesz, czy to jest dla ciebie OK?”. Jeśli partnerka poprosi, aby przestać komentować ten fragment ciała, to warto na to przystać, ale nie zostawiajmy tematu na zawsze – mówi Pozdał. Jak podkreśla, po drugiej stronie też jest osoba, która ma swoje potrzeby – jeśli mówienie o swoim uwielbieniu dla ciała partnera lub partnerki jest dla niej ważne, powinniśmy szukać wspólnego rozwiązania.

To, jakie będzie to rozwiązanie, zależy wyłącznie od naszej inwencji. Niektórzy stosują słynne gaszenie światła, zakrywanie się, pozostawanie w ubraniach podczas seksu, zakrywanie oczu. Seksuolog podkreśla jednak, że to rozwiązania dobre dla osób, które mierzą się z tymczasowym kryzysem, na przykład ze względu na nagłą zmianę wyglądu po chorobie czy porodzie. Należy uważać, żeby takie rozwiązanie nie wpisało się na stałe w nasz związek, bo może doprowadzić do jego rozpadu. – Miałem do czynienia z parami, w których on nie może wejść do łazienki, kiedy ona jest naga, chyba że leży w wannie pod grubą warstwą piany. Albo z inną parą, która jest od 10 lat razem, ale on nigdy nie widział jej całej nagiej. Często druga strona bardzo chciałaby móc widzieć, dotykać i pieścić ciało partnerki albo partnera i jest to dla nich ważne – dodaje Pozdał. Zwraca także uwagę, że wprowadzone rozwiązania nie mogą pogłębiać dotychczasowych lęków. – Jeśli chodzi o osoby, które mają problem z własnym ciałem, to bardzo często ich potrzeba poczucia kontroli jest wzmożona, co towarzyszy dużemu lękowi. Takie rozwiązanie jak zasłanianie oczu może spowodować nasilenie tego lęku i nie pozwoli się rozluźnić osobie z kompleksami.

Atrakcyjność tkwi w głowie

Tymczasem może się okazać, że zapalenie światła w sypialni na przekór własnym kompleksom może być zbawienne dla relacji z ciałem w naszym związku. W filmie „Jestem taka piękna!” bohaterka grana przez komiczkę Amy Schumer w wyniku urazu głowy nagle, mimo kilku nadprogramowych kilogramów, jest przekonana, że wygląda jak supermodelka. Wbrew temu, jak zachowuje się większość kobiet o jej wyglądzie, paraduje nago, aby uwieść zszokowanego partnera, i uporczywie zapala światło w sypialni podczas seksu. Zdaniem Michała Pozdała ta scena doskonale pokazuje, że choć wygląd dla wielu osób jest ważny, to ważniejsze jest jednak nasze własne przekonanie o swojej atrakcyjności. – To się zawsze sprawdza – inni ludzie też uwierzą w tę atrakcyjność i ją zobaczą. Osoby, które odbiegają od standardów narzucanych przez media, a mają przekonanie, że mimo wszystko wyglądają świetnie i są w kontakcie ze swoją seksualną energią, przyciągają – mówi seksuolog. I dodaje: – Kiedy mamy przekonanie o jakimś defekcie swojego ciała, to niewerbalnie mówimy o nim ludziom. Uczymy się go ukrywać i zawstydzać siebie samych. I niestety najczęściej to kobiety zawstydzają siebie same. Byłem kiedyś na przedstawieniu w teatrze. Nagle na scenę z impetem wchodzi przepiękna aktorka w bardzo krótkiej mini. Na widowni dało się słyszeć westchnienie mężczyzn. Tymczasem w przerwie usłyszałem, jak kobieta mówi do męża: „Z takimi udami ona nie powinna nosić takich spódniczek”.

Jeśli trafią na podatny grunt, zawstydzające komentarze dotyczące wyglądu wsiąkają w nas od dziecka i przekładają się na późniejszą relację z ciałem. Pozdał zwraca uwagę, że chociaż za body shaming obwiniamy media i show-biznes, to kiedy kobiety przychodzą do jego gabinetu, nie narzekają na wizerunki kobiet w reklamach czy Kim Kardashian, ale na konkretne osoby z najbliższego otoczenia, które nie wykazały się odpowiednią wrażliwością. – Mówią o rodzicach, o przekazach w rodzinie. Na przykład matka, która nakładała mojej pacjentce róż na policzki, kiedy ta miała siedem lat, i mówiła: „Jesteś blada jak truposz”. Albo inna kobieta, która w młodości była w kółko krytykowana przez rodziców za to, jak wygląda, ile je i jak się zachowuje, jako dorosła kobieta, jadąc do domu na święta, czuła, jak z każdym kilometrem przybywa jej kilogramów – mówi. Zdaniem seksuologa bardzo ważna część edukacji seksualnej dotyczącej akceptacji swojego ciała zaczyna się już w najmłodszych latach w domu. – Kiedy oglądamy razem z dziećmi telewizję i pada hasło: „Ta aktorka to jest stare próchno, nie powinna się już pokazywać w telewizji”, to jest edukacja seksualna dotycząca cielesności. Dzieci, które to słyszą, chłoną taki właśnie przekaz na temat ciała i wyglądu, szczególnie dziewczynki w okresie dorastania – dodaje. Jak podkreśla Michał Pozdał, dotyczy to nie tylko dziewczynek: – Chłopcy również uczą się tego, jak powinna wyglądać idealna kobieta, na podstawie wypowiedzi matek o wyglądzie ich i innych kobiet. Mówiąc o wyglądzie przy własnych dzieciach, mamy realny wpływ na stosunek do cielesności przyszłych pokoleń.

Autorka: Katarzyna Seiler

Tekst ukazał się w „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” z 25 lipca 2020 r.