Łatwo przekonać rodziców, by wysłali dziecko do pracy w służbie domowej. Potem okazuje się, jak wygląda prawda

Czułość i Wolność

Angela Benedicto łączy się ze mną zdalnie ze swojego biura w Mwanzie w Tanzanii. Zaczyna od złych wiadomości - WoteSawę, czyli organizację wspierającą osoby z doświadczeniem służby domowej, dotknęło zamrożenie funduszu pomocowego Stanów Zjednoczonych. Na szczęście, zanim ten tekst ujrzał światło dzienne, pomoc odmrożono.

To właśnie z tego funduszu WoteSawa dostaje jeden ze swoich największych grantów, pozwalający Benedicto i jej współpracownicom utrzymać aż trzy domy schronienia dla ofiar służby domowej. Prowadzenie takiej instytucji generuje spore koszty - osoby, którym organizacja pomaga, potrzebują często jedzenia, zakwaterowania, pomocy medycznej i prawnej. Część z kobiet pod skrzydłami WoteSawy to ciężarne zgwałcone przez pracodawców. Bez względu na to, jaka jest ich historia, wszystkie mają jedną uniwersalną potrzebę: usłyszeć, że już są bezpieczne i w dobrych rękach.

W lutym w trzech schroniskach WoteSawy mieszkały 64 osoby. Część z nich wróci do swoich rodzin, część, o których Benedicto mówi: „wrażliwe przypadki", będzie musiała tam jeszcze trochę zostać, m.in. w oczekiwaniu na zeznania w sądzie.

- Niektórzy mieszkają u nas przez tydzień, inni przez miesiąc, a jeszcze inni przez kilka lat. Uratowałyśmy np. siedmiolatkę, której matka i rodzeństwo nie żyją, więc nie może wrócić do rodziny. Jest z nami już trzy lata - mówi Angela Benedicto. Dodaje, że chociaż WoteSawa powstała, by wspierać osoby z doświadczeniem służby domowej, w jednym z trzech schronisk - w Kasulu - pomoc znajdują też ofiary handlu ludźmi i przemocy ze względu na płeć.

Chociaż w Tanzanii prawo pozwala pracować osobom po 14. roku życia, WoteSawa ratuje ze służby domowej także dzieci, nawet dziewięciolatki. Schroniska zaczęły działać w 2014 roku. Przez ostatnie osiem lat przewinęło się przez nie 1588 osób.

Ocalała sama pomaga

Angela Benedicto sama kiedyś pracowała w służbie domowej. Po śmierci rodziców to na nią spadła odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo. Opuściła więc swoją wioskę i udała się do miasta z nadzieją, że zarobi tam wystarczająco dużo, żeby wspierać braci i siostry.

Pracowała przez prawie pięć lat, zanim postanowiła, że czas coś zmienić. Miała wtedy mniej więcej 20 lat. Od czasu do czasu spotykała się z innymi młodymi dziewczynami, które były w takiej samej sytuacji jak ona. Z ich rozmów wynikało jedno: żadna z nich nie była zadowolona ze swojej pracy. Wszystkie doświadczały złego traktowania w domach pracodawców, ale żadna nie miała odwagi, by się temu przeciwstawić. Jeśli w jednym miejscu im się nie podobało, przenosiły się do innej rodziny, a tam napotykały podobne kłopoty.

Kiedy już kobieta zacznie pracę w służbie domowej, bardzo trudno jej znaleźć inne zatrudnienie, zwłaszcza że często nie skończyła szkoły średniej, a czasami nawet podstawowej. Gdy już przewinie się przez kilka domów i ma dość służby, ale chce pozostać w mieście, często kończy jako seksworkerka na ulicy. Benedicto ilustruje to tragiczną historią kobiety, która pracowała w służbie domowej, a potem jako prostytutka zaraziła się HIV i umarła.

Benedicto pomogła już setkom kobiet. Dalej nosi w sercu ich historie.

- Pamiętam młodą dziewczynę, która powiedziała, że pracodawca chciał ją zgwałcić, a kiedy się sprzeciwiła, wyjął broń. Nie miała komu o tym powiedzieć. Kiedy mężczyzna, u którego pracujesz, chce zrobić ci krzywdę, jego partnerka w większości przypadków ci nie pomoże. Jako żona nie chce, żeby jej małżeństwo albo męża postrzegano w negatywny sposób, więc będzie troszczyć się przede wszystkim o wizerunek rodziny. Wiele dziewczyn odchodzi z pracy z powodu wykorzystywania seksualnego. W pewnym momencie zrozumiałam, że musimy zabrać głos - wspomina Benedicto.

Nie było łatwo. Lokalna społeczność nie przejmuje się losem osób pracujących w służbie domowej. Jak mówi założycielka WoteSawy, nie dostrzega się w nich wartościowych ludzi. W trosce o własne bezpieczeństwo wiele ofiar niewolniczej służby domowej nie może mówić publicznie o swoich doświadczeniach. Dlatego w 2012 roku Angela Benedicto założyła WoteSawę. Chciała pomagać kobietom w opowiadaniu ich historii i walczyć o zmianę. Zaczęła od współpracy z przedstawicielami rządu, lokalnymi patrolami i policją. Nieraz poświęcała własne bezpieczeństwo, żeby komuś pomóc. Na szczęście satysfakcja z każdej interwencji zakończonej sukcesem była na tyle duża, że rekompensowała wszystkie trudności. Benedicto wspomina jedną z nich.

- Patrol doniósł, że kobieta pracująca w służbie domowej została zgwałcona przez więcej niż dwóch mężczyzn po tym, gdy jej pracodawca oskarżył ją o kradzież pieniędzy. Jestem dumna, że w tej sprawie odniosłyśmy sukces. Mężczyźni, którzy ją skrzywdzili, poszli do więzienia na 30 lat - mówi założycielka WoteSawy.

Osoby ocalone ze służby domowej dzięki pomocy WoteSawy często decydują się podjąć kroki prawne przeciwko byłym pracodawcom. Sprawy kryminalne rozstrzyga sąd, cywilne - związane np. z odmową wypłaty wynagrodzenia - często kończą się ugodą.

Obecnie w Tanzanii nie obowiązuje prawo, które chroniłoby osoby pracujące w służbie domowej. Jest tylko ogólne prawo pracy, ale to nie wystarczy. WoteSawa wytrwale zabiega o to, żeby Tanzania ratyfikowała Konwencję nr 189 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącą pracowników domowych.

Obietnice lepszego życia

Wiele dzieci trafia do niewolniczej służby domowej za sprawą swoich rodzin. Matka, ojciec albo inny krewny współpracują z przemytnikami. Dlaczego? Najczęstszą przyczyną jest bieda. Trudna sytuacja ekonomiczna sprawia, że przemytnikom łatwiej przekonać rodziców do tego, żeby wysłali swoje dziecko z wioski na tereny miejskie. Łączy się z tym obietnica dobrego życia, porządnej pensji i comiesięcznego wysyłania pieniędzy rodzinie. Zdarzało się, że dzieci z niepełnosprawnościami były rekrutowane do przymusowej pracy w Kenii. Przemytnicy wcześniej okłamywali ich rodziców i składali fałszywą obietnicę, że ich dzieci otrzymają lepszą opiekę medyczną poza Tanzanią. Po przyjeździe na miejsce o opiece medycznej nie było jednak mowy. Angela Benedicto opowiedziała mi historię grupy dzieci, które przywieziono do Nairobi, po to by żebrały na ulicach. Na koniec każdego dnia przemytnicy zabierali im wszystko, co zebrały.

Zdarza się też, że do pracy w służbie domowej zachęcają rówieśnicy. Niektóre młode osoby ulegają ich namowom, żeby wyrwać się do miasta.

Obietnice jednak szybko okazują się bez pokrycia. - Uważamy, że praca w służbie domowej w Tanzanii jest formą niewolnictwa. Większość dziewczyn, które ją wykonują, nie dostaje zapłaty do rąk własnych - ich pieniądze idą bezpośrednio do rodziny albo do agentów, którzy je zrekrutowali - mówi Benedicto. - Rodziny osób pracujących w służbie domowej nie mają z nimi żadnego kontaktu. Nie zdają więc sobie sprawy z tego, gdzie tak naprawdę wysłały swoje dziecko i z czym ono się mierzy. Warunki pracy bardzo często są zupełnie inne, niż się spodziewano. Zgodnie z tanzańskim prawem dziecko nie może pracować więcej niż sześć godzin dziennie. Nie powinno też pracować na nocnej zmianie. Te przepisy są jednak rzadko przestrzegane. To, czego pracodawcy oczekują od dziewczynek, też znacznie wykracza poza to, co ustalono. Benedicto podaje przykład młodych kobiet, które zrekrutowano do pracy kelnerek, a skończyło się na zmuszaniu ich do komercyjnego seksu.

- W służbie domowej dzieci często są zatrudniane na przykład jako nianie, ale okazuje się, że nie tylko zajmują się dziećmi pracodawcy, ale również dla niego gotują i sprzątają. Robią w domu wszystko - podkreśla założycielka WoteSawy. Tydzień przed naszym spotkaniem przeprowadzała rozmowy z dwiema nowymi podopiecznymi fundacji. Jedna z dziewczynek miała dziewięć lat, druga - dziesięć.

Ponieważ służba domowa odbywa się za zamkniętymi drzwiami, w prywatnych domach, trudno zauważyć ją z zewnątrz. To sprawia, że pracodawcy pozwalają sobie na wiele przekroczeń. Kiedy pojawia się konflikt, często kłamią, że dziecko jest członkiem ich rodziny, kuzynostwem. Dlatego WoteSawa współpracuje z lokalnymi władzami, które często jako pierwsze odbierają sygnały, że w tym, a tym domu może się dziać coś złego. Fundacja przeszkoliła lokalnych policjantów, m.in. w zakresie tego, jak rozpoznawać ofiary handlu ludźmi, pracy przymusowej albo gwałtu. Jedna z podpowiedzi, jakie wymienia Benedicto, to akcent - niektóre dzieci pracujące w służbie domowej są przywożone do Tanzanii z Burundi. Z tego, jak mówią, łatwo da się poznać, że nie są spokrewnione z rodziną, u której mieszkają.

WoteSawa stara się zwiększać świadomość na ten temat wśród lokalnej społeczności poprzez spotkania i kampanie w serwisach społecznościowych i lokalnych stacjach radiowych.

- Czasami ludzie dzwonią do nas i mówią, że podejrzewają, że u ich sąsiadów dochodzi do nadużyć. Same dla swojego bezpieczeństwa nie ruszamy na ratunek. Zabieramy ze sobą przedstawicieli lokalnych władz, a czasami, w szczególnych przypadkach, też policjantów, którzy mają doświadczenie w rozmowach z ofiarami i pomagają nam na miejscu - wyjaśnia Benedicto.

Walka z ubóstwem menstruacyjnym

O niesamowitej  historii i aktywizmie Benedicto opowiedziano w dokumencie CNN stworzonym we współpracy z Kulczyk Foundation. - Jesteśmy bardzo zadowolone, że ten film powstał. Po premierze skontaktowało się z nami wiele osób - mówi Benedicto.

Film zapoczątkował dłuższą współpracę WoteSawy z Kulczyk Foundation. - Wiele osób pracujących w służbie domowej jest w trudnej sytuacji finansowej, przez co trudno im kupować podpaski. Dlatego stworzyliśmy wspólny projekt, w ramach którego powstawały wielorazowe podpaski dla młodych kobiet. Fundacja zapewniła sprzęt, czyli maszyny do szycia, z których korzystamy do dziś. Nie tylko walczyłyśmy z ubóstwem menstruacyjnym, ale również organizowałyśmy lekcje szycia dla osób z przeszłością pracy w służbie domowej. Sprzedawałyśmy też podpaski wielorazowego użytku za przystępną cenę - mówi Benedicto.

- Nasza współpraca z WoteSawą zaczęła się od filmu dokumentalnego Dominiki Kulczyk w ramach serii CNN Freedom Project, w której opowiadaliśmy historie o współczesnym niewolnictwie - mówi Joanna Maliszewska-Mazek z Kulczyk Foundation. - Zdjęcia opóźniły się przez pandemię, ale Angelę poznaliśmy już w 2019 roku i od początku byliśmy pod jej ogromnym wrażeniem. Sama doświadczyła niewolniczej pracy w służbie domowej i poświęciła całe swoje życie ratowaniu dziewczynek, które padają ofiarami handlu ludźmi, molestowania i pracy w nieludzkich warunkach. Edukuje swoje podopieczne, opowiada o prawach, jakie im przysługują. Ma wpływ na zmianę myślenia młodych dziewczyn w Tanzanii i jest prawdziwym wzorem do naśladowania w kwestii wyzwolenia się z niewolniczej służby i realizacji marzeń - opowiada Maliszewska-Mazek.

Jak podkreśla przedstawicielka fundacji, Angela Benedicto oprócz pracy na miejscu stara się również lobbować na rzecz zmiany tanzańskiego prawa. – Zazwyczaj, zanim podejmiemy współpracę z jakąkolwiek organizacją, jeździmy na wizje lokalne, patrzymy, jak ta organizacja funkcjonuje, rozmawiamy z różnymi jej beneficjentami. To, jak działa WoteSawa, zrobiło na nas ogromne wrażenie. Organizacje takie jak ta są w stanie z minimalnym wsparciem zrobić naprawdę dużo dobrego - mówi Maliszewska-Mazek.

W tamtym czasie Kulczyk Foundation prowadziła też intensywne działania w związku z ubóstwem menstruacyjnym. Udało się połączyć dwa cele. - Zakupiliśmy dla WoteSawy maszyny do szycia. Dziewczynki przeszły podstawowy kurs ich obsługi, w związku z czym nabyły nowe umiejętności, które pozwalają im znaleźć pracę, wyrwać się z kręgu ubóstwa. Jednocześnie wytworzyliśmy ok. 5 tys. wielorazowych podpasek, które dostarczyliśmy dotkniętym ubóstwem kobietom w Tanzanii. Mając podpaski, dziewczynki mogą w trakcie miesiączki swobodniej chodzić do szkoły, a kobiety - do pracy. To było wielotorowe wsparcie - mówi Maliszewska-Mazek. Dodaje, że dla Kulczyk Foundation ważne jest też budowanie świadomości, dlatego wraz z lokalnymi ekspertkami i ekspertami fundacja zorganizowała sesje edukacyjne na temat zdrowia reprodukcyjnego i menstruacyjnego, a także działania w lokalnych mediach.

Aktualnie Kulczyk Foundation kontynuuje działalność wokół zdrowia menstruacyjnego, skupiając się na projektach w Polsce. Właśnie trwa m.in. projekt Okresowe ABC, który jest pilotażem pod patronatem MEN i ma na celu zmianę systemową – bezpłatny dostęp do środków menstruacyjnych w szkołach. Co piątej polskiej uczennicy zdarzyło się opuścić lekcje przez brak podpaski. Prowadzone są także dwa projekty międzynarodowe - ekologiczne przedsiębiorstwo społeczne przeciwdziałające ubóstwu menstruacyjnemu w Nepalu oraz projekt infrastrukturalny w Kenii.

Redagowała Katarzyna Pawłowska

Autorka: Zuzanna Kuffel

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 28 marca 2025 r.