Miało być: żyli długo i szczęśliwie. Jest: radź sobie teraz sama
W ramach akcji społecznej „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach", prowadzonej wspólnie przez Kulczyk Foundation z „Wysokimi Obcasami", realizujemy cykl „Koleżankujmy się".
Chcemy zachęcić kobiety do przełamywania wstydu, do szukania wsparcia i odpowiedzi na trudne i ważne dla nich pytania i problemy, które często nie przechodzą przez gardło nawet w rozmowie z bliskimi. Zależy nam, by pomóc Czytelniczkom przemóc się, zapytać i otrzymać ekspercką odpowiedź.
Nasza Czytelniczka próbuje poukładać sobie życie po rozwodzie: Mam 34 lata i jestem rozwódką. Mija rok, a ja nie potrafię się pozbierać i mam wrażenie, że stoję w miejscu. To nie jest kwestia tęsknoty, ale raczej brak porozumienia z samą sobą, wstyd, że nie dawałam z siebie wystarczająco dużo. Że dopiero teraz, gdy rozpętała się ogromna burza, otworzyłam swój umysł. Ale w nim jest chaos, nic nie jest poukładane.
A przecież dotąd zawsze żyłam według schematu, chociażby krótkiego planu, który realizowałam punkt po punkcie. Teraz stoję pośród wirujących myśli i jestem potwornie zagubiona. Nigdy nie żyłam sama – nie było takiej konieczności. Ale to nie była zdrowa zależność od drugiej osoby, tylko klosz. Nie wychylaj się, nie rób tego, po co ci to, żyj według reguł, stąpaj na paluszkach, żeby nie skrzywdzić, udawaj, kiedy to potrzebne, nawet kosztem samej siebie! Miało być: żyli długo i szczęśliwie. Jest: radź sobie teraz sama. Ty się śmiałeś, ja płakałam. Ty uciekałeś, ja czekałam. Ty się bawiłeś, ja zostawałam. Najbardziej cieszę się, że nigdy nie dotarłam do punktu: ty porzucałeś, ja błagałam. Tego bym sobie nie wybaczyła. Już nie ma planu, nie ma schematu, nie ma punktów. Szukam, błądzę. Może kiedyś uda mi się wejść na właściwą ścieżkę. Dlaczego po rozstaniu tracimy całkowicie wiarę w siebie? Przecież każda z nas zasługuje na szacunek!
Katarzyna Patykiewicz: W swoim liście zastanawia się Pani nad miotającymi Panią po rozstaniu emocjami i uczuciami. Pisze Pani, że to wydarzenie zmusiło Panią do zmiany utartych schematów i przyjrzenia się temu, jak do tej pory Pani funkcjonowała. Swoje dotychczasowe życie określiła Pani jako swego rodzaju „granie według czyichś zasad", gdzie raczej dostosowywała się Pani do czyichś oczekiwań, niż stawiała na swoje. Takie postępowanie może się wydawać w pewien sposób bezpieczne, bo niewywołujące konfliktów. Jednak, jak sama Pani obecnie tego doświadcza, jego koszty bywają dla nas na dłuższą metę trudne do udźwignięcia.
Trwanie w stanie zawieszenia rodzi niepokój
Jeśli dobrze zrozumiałam, w swoim związku doszła Pani właśnie do takiego punktu, gdzie powiedziała Pani „dość" i zdecydowała się zawalczyć o siebie. Otworzyła się Pani na siebie i swoje potrzeby, ale proces poznawania i rozumienia siebie może potrwać. Często mogą wracać dawne przyzwyczajenia i wyuczone reakcje, których niełatwo jest się pozbyć. Proszę być na siebie uważną, na to, co Pani czuje i czego tak naprawdę Pani chce. Jeśli to możliwe, proszę dawać sobie czas na zastanowienie przed podejmowaniem decyzji – zapytać siebie samej, czy to jest to, co chciałabym zrobić, jak chciałabym, żeby było.
Wyobrażam sobie, że ta sytuacja to dla Pani drastyczna zmiana, która mogła wzbudzić w Pani poczucie zagubienia i chaosu. Trwanie w takim stanie zawieszenia często sprawia, że możemy odczuwać niepokój, stres i zmęczenie sytuacją. Dlatego warto, aby nie była Pani w tym sama. Zastanawiam się, czy ma Pani kogoś, z kim może Pani porozmawiać o tym, jak się czuje i co przeżywa. Takie rozmowy mogą przynieść ulgę i pomóc uporządkować myśli. Spróbujmy też przez moment zobiektywizować przeżycie rozwodu, o ile w ogóle jest to możliwe.
Każde rozstanie to kryzys
Pod względem przeżywanego stresu rozstanie umiejscawiane jest na drugim miejscu po śmierci małżonka. Dlaczego? Doświadczenie takie to załamanie linii życiowej. Wiąże nas to z koniecznością uczynienia symbolicznego pogrzebu pewnej wizji samego siebie, swoich planów, zadań życiowych, wizji przyszłości. W swoisty sposób mówimy „do widzenia" pewnemu wyobrażonemu, wybranemu kształtowi życia. Każde rozstanie to kryzys, który najczęściej zaczął się długo przed samym formalnym rozstaniem, jak również nie zniknie tuż po zakończeniu związku. Zadaje sobie Pani pytanie: Jak długo jeszcze? Ile mam błądzić i szukać? Nie ma prostej odpowiedzi.
Jest Pani podczas trudnego procesu redefiniowania siebie samej. Specjaliści starali się wyodrębnić pewne etapy tego, co się dzieje z nami podczas przechodzenia przez ten pełen niełatwych uczuć, bólu i tęsknoty czas. Popatrzmy, co może się dziać przez kolejne trzy fazy. Będą zapewne negatywne emocje związane z samym procesem rozstania. Mogą pojawić się lęk i poczucie winy, krzywdy, smutek, gniew, złość. To, jakie Pani zaobserwuje u siebie, w dużej mierze zależy od tego, co wydarzyło się w Pani związku, co spowodowało, że już nie istnieje. Ważne jest zaakceptowanie tego, że niezależnie, jak mocne będą owe uczucia, mają prawo się pojawić. Każdy z nas ma zasoby autoregulowania przeżywanych uczuć.
Kim jestem? Kim chcę być?
W drugim etapie popatrzy Pani na siebie i zastanowi się „Kim jestem? Kim chcę być?". W metaforyczny sposób napisze Pani ścieżkę swojego życia już bez osoby, która towarzyszyła Pani wcześniej. A potem dopiero pojawia się coś, co można chyba nazwać podsumowaniem, określeniem bilansu zysków i strat. To też moment, w którym już bardziej obiektywnie będzie mogła Pani spojrzeć na to, co dobrego wynikało dla Pani z byłego związku. Co wniósł w Pani życie? Oczywiście założenia przeżycia tychże etapów są „teoretyczne". Niestety nie każdemu udaje się dobrnąć do owego trzeciego stadium. Opisuje Pani, jak bardzo intensywne emocje Pani przeżywa, jak bardzo wciąż żywe w Pani jest to, co było i już minęło. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze tak być musi.
Kryzys może minąć, to tylko etap w Pani życiu, a nie całe Pani życie. Może Pani na nowo otworzyć się na samą siebie, na innych, na świat, na życie. Nie obarczając siebie nadmiernym poczuciem winy, ma Pani też szansę nauczyć się czegoś o sobie, czegoś, co oceni Pani w kategoriach „a tak już nie chcę". Rozstanie to rodzaj traumy, ale możemy powrócić z niego do pewnego rodzaju integracji wewnętrznej. Są osoby, które doświadczają posttraumatycznego wzrostu – innymi słowy, mądrzeją. Co nam może pomóc w tym procesie? Pomóc mogą niewymyślne rzeczy: zainteresowania, przyjaciele, pamiętnik i przede wszystkim czas! Warto pamiętać, że w razie potrzeby można sięgnąć po profesjonalną pomoc. Proszę pamiętać, że mamy w sobie zdolność rozwojową, zdolności, które rozkwitną w odpowiednim otoczeniu.
______
Czego potrzebujesz, by pozwolić sobie na czułość i wolność? Czego chciałabyś się dowiedzieć, a może wstydzisz się zadać to pytanie osobie, którą znasz? Co potrzebujesz skonsultować? Czy coś Cię niepokoi, albo masz intuicję, że coś jest ważne, ale nie znajdujesz jeszcze w sobie sposobów na rozwinięcie tej kwestii? Pisz do nas: pytanie@wysokieobcasy.pl lub bzurek@agora.pl z dopiskiem „Koleżankujmy się”
Opracowanie: Beata Żurek
Katarzyna Patykiewicz jest psycholożką, pracuje w zespole poradni psychologiczno-pedagogicznych w Bielsku-Białej. Związana Inicjatywą Obywatelską „Witaj", która zabiega o to, aby każdy bez względu na pochodzenie, kolor skóry czy wyznawaną religię czuł się w jej mieście jak u siebie.
Zdjęcie: pexels.com
Tekst opublikowany w ramach cyklu „Koleżankujmy się” w serwisie wysokieobcasy.pl
15 października 2021 r.