Moje pokolenie wychowano na wzorcu oschłego ojca. Nikt nam nie pokazał, jak się przytula i mówi o emocjach

Czułość i Wolność

Z badań wynika, że 13 proc. Polaków żałuje rodzicielstwa. To dużo, a liczba jest pewnie jeszcze większa, tylko ludzie nie chcą się przyznawać.

W dużej mierze to jeden z powodów, dla których ta książka powstała: mamy zbyt dużo lukru wokół rodzicielstwa, a prawda jest taka, że zderzenie z faktem zostania rodzicem i samo rodzicielstwo jest brutalne i bolesne. Rodzą się frustracje, depresje, bywa, że rozpadają związki. Myślę, że ta liczba jest o wiele wyższa niż 13 proc., tylko to jest ogromne tabu. Owszem, rodzicielstwo bywa piękne i radosne, ale jest też piekielnie trudne. Chciałem te rozterki, trudy i frustracje, które nam jako rodzicom towarzyszą, trochę obśmiać, poklepać czytelników po ramieniu, powiedzieć: spokojnie, wiem, że jest ciężko, jedziemy na tym samym wózku.

Mówisz o tabu. To kraj matki Polki, w którym na wątpliwości – oficjalnie – nie ma miejsca.

Wkurza mnie, że nikt nie przyzna: owszem, dzieci są wspaniałe, ale... No i na to „ale" nie ma miejsca. Mam dzieci i koniec. A przecież wszyscy, którzy mają dzieci, wiedzą, że tak nie jest.

Kiedy urodziła się Gałganica – jak nazywasz swoją córkę – co okazało się najtrudniejsze?

Oczekiwaliśmy snopu światła z nieba: że będzie cudownie, przecież mamy dziecko, jesteśmy mamą i tatą! A nikt nam nie dał instrukcji obsługi. Wracasz do domu totalnie zagubiony, nikt właściwie ci nie mówi, co masz robić, za to otacza cię cała masa nieszczerości i dobrych rad. Ja jestem świetną matką, a ty? No, to radź sobie. I ci doradcy rodzinni, którzy wiedzą wszystko najlepiej. W połączeniu z faktem, że na początku dziecko trzeba po prostu obsługiwać, bo to nie jest wcale mała, słodka postać, która się przytula i daje miłość, mamy gotowy przepis na frustrację – a jeszcze dodajmy do tego totalne zmęczenie. Zderzenie moich wyobrażeń o bajce bycia tatą z całkowitą, obezwładniającą prozaicznością życia i orką, którą jest wchodzenie w tę rolę, było bardzo trudne. Myślę, że jest trudne dla wielu osób. I oczywiście inaczej przebiega u kobiet i u mężczyzn.

Mało też mówi się o tym, że związek się zmienia, kiedy pojawia się dziecko. Często ta zmiana jest druzgocąca.

W związek wkracza trzecia osoba, która przejmuje świat. Zresztą widać to doskonale, paradoksalnie, nie po liczbie par, które rozpadają się krótko po narodzinach dziecka, choć i takich jest sporo, ale tych, które się rozstają, kiedy dzieci są dorosłe. Ludzie mówią sobie: OK, dzieci odchowane, już nie musimy być ze sobą „dla dobra dzieci". My też mieliśmy trudności, żeby poukładać swoją relację na nowo. Ja też wiedziałem od początku, że chcę być ojcem naprawdę, a nie na selfie na Facebooku czy Instagramie, a wiadomo, że mały człowiek nie bierze jeńców.

No właśnie, selfie na Instagramie i szkodliwe złudzenie, że macierzyństwo – szerzej: rodzicielstwo – to jakiś modny dodatek do życia, dominuje w medialnym dyskursie wokół tego tematu.

Kiedy widzę te idealne selfie i matki rzygające tęczą, ręce mi opadają. Pokaż mi matkę noworodka albo niemowlaka – ale też starszego dziecka – która ma czas, żeby zrobić sobie idealny makijaż i kilkanaście zdjęć. To nie jest naturalne. Moja żona mówiła mi, że marzy o tym, żeby zjeść letni posiłek. Właśnie letni – nie gorący na szybko, nie zimny.

Matka Polka, próbując poradzić sobie z presją, przeistacza się w instamatkę. A ojciec?

A ojciec, właśnie! Występuje w roli profesora, który wszystko wie lepiej, jest mędrcem. To, jaka jest w Polsce tradycja i jakie oczekiwania, utrudnia życie wszystkim: ojcom odmawia prawa do bycia tatą, mamie – do szukania wsparcia. Tego ostatniego zresztą odmawia obojgu, bo jak to, nie radzicie sobie? Ja dwoje dzieci wychowałam, sama, po wojnie, pieniędzy nie było, a ojciec wiecznie w pracy. I ty mi mówisz, że rady nie dajesz? Nie narzekaj! A ja chcę powiedzieć, że możesz narzekać, możesz powiedzieć, że nie dajesz rady, że masz dość wszystkiego, bo rodzicielstwo wyczerpuje.

Dotknąłeś bardzo ważnego wątku: tego ojca wiecznie nieobecnego, w pracy, niedostępnego. To jest wyraźny stygmat naszego pokolenia i wcześniejszych. Skutkuje tym, że o ile kobiety zaczynają powoli – bardzo powoli – mówić, co naprawdę czują, o tyle ojcowie zdają się kompletnie zagubieni.

Myślę, że mamy ogromny kryzys ojcostwa, bo u nas pokutuje przekonanie, że – jak śpiewała Alicja Majewska – „męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać". To jest wierutna bzdura. Wzorzec mojego pokolenia jest taki: muszę być macho, oschły, niedostępny, karcący. I teraz ja, tak wychowany – i setki tysięcy facetów – wkraczam w ojcostwo, które wymaga emocji, zaangażowania…? Przecież my jesteśmy tym totalnie rozwaleni, bo nikt nam nie pokazał, jak to się robi! I wiesz, kobiety mają łatwiej, bo się napatrzyły na mamy, babcie, prababcie może, a my? Jak mamy przytulać, całować, mówić o emocjach i je okazywać? Więc wcale się nie dziwię, że tak wielu ojców ma poczucie, że nie potrafi, że to ich przerasta, że nie podołają. Bo niby jest wszędzie ten trend „angażuj ojca", ale to często się ogranicza do paru fotek na Facebooku, bo ten biedny facet kompletnie nie wie, jak to się robi. Chce być tatą na medal, tylko czuje się zagubiony. Ja o tę odznakę obecnego, czułego taty walczę od dziewięciu lat i powiem ci, że jest piekielnie trudno.

To szersze zjawisko – kryzys męskości, o którym kilka lat temu zaczął pisać prof. Philip Zimbardo.

Jak się urodziło moje dziecko, to następnego dnia miałem nockę w radiu. Nikt nie pytał, było jasne: żona urodziła, jest z dzieckiem, a ty, chłopie, zasuwaj do pracy. To nasze tacierzyństwo jest traktowane po macoszemu. Przykład: z mojego otoczenia nikt nie wykorzystał urlopu tacierzyńskiego. Ja też nie! Bo mamy być zdobywcami, żołnierzami, siłaczami. Obawiamy się, że jeśli wyrazimy emocje, to ktoś uzna, iż nie jesteśmy wystarczająco „męscy". Tylko że ta definicja męskości się zdezaktualizowała, a nowej nie ma. Ten maczyzm to jest cholerne piętno. Wydaje mi się, że to nasze pokolenie jest najbardziej zagubionym od kilkuset lat. Bo jeszcze nie tam, ale już nie tu. To, do cholery, gdzie?! Kobiety idą po swoje, z czego bardzo się cieszę, ale faceci zostają gdzieś z tyłu. W dodatku jak sobie nie radzą, to nie bardzo mają komu powiedzieć, bo przecież kumpel nie pyta, co słychać, żeby naprawdę usłyszeć, że ostatnio rozpłakałeś się ze zmęczenia. Nie, on pyta, by usłyszeć, że jest w porządku. Dlatego żaden facet, choćby przypalany rozgrzanym żelazem, nie przyzna, że jest przerażony ojcostwem.

Bo mężczyzna „ma". Ma postawić dom, zasadzić drzewo, spłodzić syna. Ale o wychowaniu tego syna już mowy nie ma.

Mój syn zapytał kiedyś: „Tato, a czy ty płaczesz? Bo ja nigdy nie widziałem".

Co odpowiedziałeś?

Że płaczę. A co, miałem mu powiedzieć, że chłopaki nie płaczą? To jest absurd. Ten etos męskości przechodzi rewolucję. I rozwiązaniem nie jest bycie instatatą.

Znowu: stereotypy. Czyli tak naprawdę patriarchat, który szkodzi wszystkim.

Trzeba go zrzucić, zdeptać i głęboko zakopać. Kobiety i mężczyźni idą w tym samym kierunku i myślę, że w 2022 roku powinno być to już oczywiste dla wszystkich. Krzywdzi kobiety, bo nie pozwala im dzielić się obowiązkami i odpowiedzialnością, i mężczyzn, bo boją się, że nie podołają. A przecież na początku wszyscy mamy to samo, zerowe, doświadczenia. Mimo to pamiętam karcące spojrzenie żony, kiedy przewijałem córkę. My wszyscy mamy to wdrukowane.

I jeszcze to, co się gdzieś tam czai – rodzaj wyższości wobec ludzi bezdzietnych. Bo ty dzieci nie masz, to życia nie znasz.

Pytania typu „a dlaczego nie masz dzieci?" czy „a kiedy planujesz?" powinny być zakazane. To jest karygodne pytanie. Mojemu życiu dzieci nadają sens, pewnie wielu rodziców powie to samo, ale na odnalezienie sensu w życiu jest milion pięćset tysięcy sposobów. Ale wiesz co? Ja mam taką teorię, że w tej wyższości, o której mówisz, kryje się zazdrość. Może podświadomie chcemy się, my, rodzice, mścić na bezdzietnych, że oni wszystko mogą, a my jesteśmy między bajką i glutem. I mam nadzieję, że to też gdzieś, żartem, w mojej książce wybrzmiewa. Ale przede wszystkim chcę powiedzieć innym ojcom: dasz radę, stary.

       

 

Kamil Baleja – dziennikarz radiowy i telewizyjny, konferansjer. Autor książki „Tato, no weź. Kupa i inne radości tacierzyństwa". Prywatnie mąż i tata

Kamil Baleja
„Tato, no weź. Kupa i inne radości z tacierzyństwa", wyd. Agora

Autorka: Anna J. Dudek

Zdjęcia: Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 18 czerwca 2022 r.