Nigdy nikt nie spytał mojego męża, jak godzi pracę i trójkę dzieci. Ani o to, czy bierze zwolnienie na chorą córkę

Czułość i Wolność

Nigdy nikt nie spytał mojego męża, jak godzi pracę i trójkę dzieci. „Jak pan znajduje czas na obowiązki domowe i jeszcze w tym wszystkim ma chwilę dla siebie? Na rower, na film, na książkę, spotkania? Jak pan to wszystko ogarnia?". Mnie pytają bardzo często.

To pokazuje, jak bardzo mocno - cały czas, w Polsce - ma się stereotyp rodzicielstwa, którego filarem jest matka. To ona powinna stawiać dzieci na pierwszym miejscu, mężczyzna nie zawsze musi. Jemu się więcej wybacza, jemu, gdy idzie z wózkiem, pielęgniarka przytrzyma drzwi w przychodni.

Nigdy nikt nie powiedział mojemu mężowi ani nie spytał, co robi, żeby dobrze wyglądać przy trójce dzieci, co robi, by trzymać „taką figurę".

Nigdy nie usłyszał w przychodni: „Tatuś, przegapiłeś szczepienie". Mnie się zdarzyło: „Mamusia się zgapiła". Żart, ale protekcjonalny.

Mój mąż nigdy nie usłyszał: „O rety, masz znowu chore dzieci? Bierzesz zwolnienie?".

Rzadko kiedy ktoś zwrócił mojemu mężowi uwagę, że jego dziecko robi coś nie tak - a jak już tę uwagę zwraca, nie robi tego tonem oceniającym, kategorycznym.

Ja usłyszałam kiedyś, że jestem za mało stanowcza. Że w pewnych sytuacjach trzeba krótko, kiedy dziecko nie chce zejść z placyku, trzeba powiedzieć mocno: „Idziemy". A ja o wszystko pytam. Że nie wolno dzieciom dać sobie wejść na głowę.

Staram się pytać. Pytanie to podstawa relacji partnerskiej, przeciwieństwo relacji władzy, nie wyobrażam sobie, bym ciągnęła gdzieś przyjaciółkę na siłę za rękę wbrew jej woli. Dlatego pytam, tłumaczę, wyjaśniam dzieciom, dlaczego już musimy pójść.

Nigdy nikt nie spytał mojego męża, dlaczego chciał mieć trójkę dzieci. Mnie pytają. Nie odpowiem, nie wiem. Wszystkie moje ciąże były zaplanowane, chciane, wyczekane. Chciałam stworzyć dzieciom dom, jakiego może nie miałam sama. Chciałam, żeby miały rodzeństwo, miały siebie. W trudniejszych chwilach, kiedy dojeżdża mnie moja tożsamość macierzyńska, myślę o wolności, jakiej już nie mam, i ciągłych deficytach (brak czasu, brak wolności, brak kasy itd.). Po drugiej stronie jest więź, jakiej nie miałam z nikim nigdy. Czasem ktoś mnie gdzieś zapyta (ale raczej nie mojego męża): po co ma się dzieci? Po nic. Dzieci są po nic. Dzieci nie są „po coś". Po prostu SĄ. W idealnym świecie dobrze, gdyby rodzice je kochali. Nie zawsze tak jest.

Znajome samodzielne matki opowiadają, że słyszą jeszcze więcej. Bo to one są obarczane odpowiedzialnością za dziecko. To je w pierwszej kolejności zaprasza się do szkoły na rozmowę. To one słyszą, że powinny stworzyć dziecku jak najlepsze warunki, bo rozwód to duże przeżycie dla córki czy syna.

To im niektórzy potrafią powiedzieć, że na pewno „kupiły sobie sukienkę z alimentów". To one słyszą – nie wprost - że nie mają prawa o siebie zadbać, nie powinny, dziecko przede wszystkim.

„Usłyszałam kiedyś od psycholożki, że powinnam sobie znaleźć mężczyznę, by w domu był pierwiastek męski" – opowiada moja znajoma.

Słyszą, „żeby wreszcie ułożyły sobie życie". Czy ich byli partnerzy, mężowie, na pewno słyszą to samo?

Matki, których dzieci wyprowadziły się z domu, mówią, że ludzie pytają je: „Nie żałujesz, że już ich nie ma? Nie masz syndromu pustego gniazda?".

Matki ciągle słyszą w Polsce więcej niż ojcowie. Ale zaznaczam, to nie jest tekst o ojcach. To tekst o oczekiwaniach społecznych. Jest wielu fantastycznych mężczyzn, którzy angażują się, dzielą obowiązkami, na których barkach spoczywają takie same prace domowe jak na barkach partnerki.

Ale nie tylko matki słyszą pytania o dzieci. Dostają je także niematki, kobiety bezdzietne. "Nie chciałaś mieć dzieci?", "Dlaczego nie masz dzieci?", "Kiedy zajdziesz w ciążę?". A podczas świąt: "Życzę ci, żebyś założyła wreszcie rodzinę".

Dyscyplinowanie kobiet nie ma końca.

Kiedy mój mąż po raz pierwszy wziął zwolnienie na dziecko, ktoś go spytał: „A żona nie może?". To jedyne, co usłyszał.

 

Autorka: Monika Tutak - Goll

Zdjęcie:unsplash.com

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 28 maja 2022 r.