Od pierwszego wejrzenia

Ile czasu potrzebujemy, żeby ocenić inną osobę?
Zależy, o jakiej ocenie mówimy. Jeśli psycholog ma wydać opinię na temat dziecka, to zajmuje mu to dużo czasu, bo jest związane z pewnym protokołem. A w życiu codziennym? Cóż, ułamków sekund.
Niewiele.
A ile czasu zajmuje pani spojrzenie na kogoś i stwierdzenie: kura domowa, głupia blondynka, nieudacznik, zła matka... To szybki proces, bo my oceniamy ludzi automatycznie.
To jest niezależne od nas?
Uruchomienie procesu stereotypizowania tak. Widzimy kogoś i do głowy wskakuje nam myśl, która jest już w jakiś sposób wartościująca. I można powiedzieć, że tak było od zarania dziejów, bo stereotypy i procesy oceniania towarzyszą nam od początku historii człowieka. Można sądzić, że są produktem ubocznym tworzenia grup społecznych, czyli jak mówi Yuval Harari, najważniejszego wynalazku ewolucyjnego Homo sapiens.
Funkcjonowanie w każdej grupie społecznej opiera się na rozpoznaniu przynależności do niej. Wystarczy spojrzeć na niemowlęta, które bardzo szybko zaczynają odróżniać twarz kobiecą od męskiej, potem tworzyć grupy: mama, tata, czyli my, i reszta, czyli obcy. Prawdopodobnie szybka ocena była bardzo przydatna w sensie ewolucyjnym, bo pomagała przetrwać. Ludzie, używając stereotypów, potrafili szybko zdefiniować obcego, być może niebezpiecznego.
No ale przecież sposób, w jaki kogoś ocenimy, nie bierze się znikąd.
To wypadkowa różnych czynników. Przede wszystkim nasz umysł jest tak skonstruowany, że automatycznie kategoryzuje innych ludzi. Robi to na podstawie wyrazistych cech: płeć, rasa, wiek, i mniej wyrazistych, gdy np. mówimy o kategoryzowaniu według orientacji seksualnej czy religii. Taka automatyzacja pozwala zaoszczędzić zasoby poznawcze, bo umysł nie jest w stanie przetworzyć wszystkich informacji. Często musi korzystać z uproszczeń, rutyny, automatyzmów. Te narzędzia są wygodne i szybkie, a refleksyjne przetwarzanie informacji wymaga czasu i wysiłku. W przypadku stereotypów dostajemy gotowy wzorzec i jesteśmy zwolnieni z analizowania informacji.
A to, jak opisujemy daną grupę, czyli treść stereotypu, jest przekazywane kulturowo, powtarzane i odtwarzane z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna, z matki na córkę z dość małymi modyfikacjami.
To brzmi, jakbyśmy byli bezwolnymi ofiarami wdrukowanych schematów.
W pewnym stopniu jesteśmy – na etapie uruchomienia stereotypu i wypełnienia go treścią. Bo my nie mamy wpływu na to, że np. atrakcyjne blondynki albo łysych, umięśnionych mężczyzn definiuje się jako mało inteligentnych. I trudno w ogóle odciąć się od tego stereotypu, bo nawet jeśli np. pani jako matka będzie chciała bardzo uniknąć wydawania ocen, przekazywania stereotypów dzieciom, to niestety, to się pani nie uda.
W przekazywaniu stereotypów biorą udział reklamy, billboardy, bajki, książeczki, filmy. I taki prosty, łatwo dostępny przekaz, który nasz umysł już zna, sprzedaje się najlepiej. Jak u Barei, zgodnie z prawem inżyniera Mamonia, najbardziej lubimy piosenki, które już znamy.
Powiedziała pani, że nawet jeśli chciałabym uniknąć powielania stereotypów, to się nie uda. Dlaczego?
Bo pani ma je wdrukowane, wykształcone w procesie społecznego uczenia się i chcąc nie chcąc przekazuje je pani dalej. A dzieci uczą się przez naśladowanie. Naśladują grupę, do której chcą przynależeć, osoby, które są im bliskie, bo to buduje wspólnotę, sympatię, pozytywne więzi.
Idzie pani na spacer z dzieckiem i widzi pani osobę w kryzysie bezdomności. Stara się pani nie oceniać tego człowieka, ale wystarczy moment, krótki grymas wstrętu, gest odrazy, automatyczne cofnięcie się, zaciśnięcie ręki dziecka, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy. Dzieci są doskonałymi radarami i bardzo szybko i bezkrytycznie rejestrują tę reakcję, a następnie dobudowują do niej całą historię, wykształcają już pewną ocenę osoby bezdomnej. To czasami odbywa się całkowicie nieświadomie.
Profesorowie Bogusława Błoch i Dariusz Doliński przeprowadzili bardzo ciekawe badanie w szkole. Powiedzieli dzieciom o pewnej fikcyjnej grupie społecznej. Nadali jej etykietkę, bo to jest potrzebne w procesie stereotypizacji, i dodali jedną krótką negatywną wzmiankę o tej grupie. Po jakimś czasie znowu spotkali się z tymi dziećmi, by sprawdzić, co mówią o tej grupie społecznej. Okazało się, że na bazie tej niewielkiej negatywnej wzmianki dobudowały całą historię. Ona została nadmuchana przez ich umysły, luki w niej zostały uzupełnione kolejnymi informacjami zgodnymi ze schematami, które powielamy od wieków. Tak działa nasz umysł. On buduje historie, uzupełnia luki nawet kosztem mijania się z prawdą. Powstaje stereotyp, a za nim idą ocena, emocje, zachowanie.
I nie możemy z tym walczyć?
Możemy starać się nie oceniać, ale to wymaga dużego wysiłku. W zdecydowanej większości będziemy jednak działać według schematów, które można sprowadzić do dwóch wymiarów. Susan Fiske, amerykańska feministka, psycholożka społeczna zajmująca się stereotypami, wyodrębnia dwa wymiary, które opisują treść stereotypów – ciepło (warmth) i kompetencja (competence).
Co to oznacza?
Weźmy najprostszy stereotyp kury domowej. Jak ją oceniamy? Miła, ciepła, pomocna, troskliwa. Ona jest wysoko opisywana w wymiarze ciepła, ale jednocześnie ludzie myślą, że jest niekompetentna, mało przedsiębiorcza i ambitna, głupia. W ślad za tą oceną idą emocje wobec kury domowej – wzbudza politowanie. Inaczej będziemy oceniać bizneswoman – jako inteligentną, ambitną, ale jednocześnie pozbawioną skrupułów i ciepła. Takiej osobie będziemy zazdrościć.
Te wymiary zawsze się wykluczają?
Tak, choć są grupy oceniane nisko w obu wymiarach, np. osoby zażywające narkotyki czy w kryzysie bezdomności.
A są osoby oceniane wysoko w obu wymiarach?
Jeśli oceniamy innych, to raczej nie. Wysoka ocena w obu wymiarach jest zarezerwowana tylko dla jednej grupy społecznej: naszej własnej, tej, z którą się silnie utożsamiamy. Jeśli więc pani pracuje zawodowo, ale jednocześnie wychowuje dzieci, to będzie pani oceniać pracujące matki jako inteligentne i ciepłe jednocześnie. Jeżeli oczywiście ceni pani przynależność do tej grupy. Inni ludzie, posługując się stereotypem, będą oceniać pracujące matki raczej jako mało inteligentne.
Dość niesprawiedliwe.
Ale takie są właśnie stereotypy: bezlitosne, ukierunkowane w jedną albo drugą stronę i generujące mnóstwo błędów w ocenach innych. Oczywiście to niejedyne błędy poznawcze. Weźmy podstawowy błąd atrybucji. Polega on na tym, że jak myślimy o cudzych porażkach, np. porażkach cudzych dzieci, to sądzimy, że wynika to z ich stałych cech. Jeśli dziecko sąsiadki dostanie jedynkę w szkole, to uważamy, że jest nieukiem, że jest po prostu mało inteligentne. Ale jeśli naszemu dziecku zdarzy się porażka, to przypisujemy ją czynnikom zewnętrznym. Nie wyspało się, miało gorszy dzień, ktoś mu sprawił przykrość.
Błąd atrybucji skłania nas do osądów, które utrudniają znalezienie prawdziwych przyczyn zachowań obserwowanych u ludzi.
Co ciekawe, jak myślimy o sobie i swoich sukcesach, to działa to odwrotnie do porażek. To znaczy sukcesy przypisujemy swoim wewnętrznym cechom i talentom i rzadko myślimy, że nam się udało, bo mieliśmy szczęście.
Czy sposób, w jaki oceniamy innych, nie zmienia się w zależności od kontekstu społecznego, politycznego, gospodarczego? Przecież o kurze domowej dziś myślimy inaczej, niż oceniano kobiety niepracujące 40-50 lat temu.
Nie, ten sam stereotyp funkcjonuje dziś i funkcjonował wtedy, ale 40 lat temu nie było nad tym refleksji, a stereotypowe podejście było widać w sposobie traktowania kobiet. My w ogóle często nie zdajemy sobie sprawy z naszego stosunku do pewnych grup, ale widać to w zachowaniu. Żeby nie urazić nikogo, podam swój przykład. SWPS jest na warszawskiej Pradze, gdzie mieszka sporo osób pochodzenia romskiego. I jeśli do autobusu, którym jadę, wsiada Rom, to możliwe, że ja się odsunę. Ponieważ w społeczeństwie funkcjonuje stereotyp Roma jako złodzieja, to nawet nie zauważę, że zrobię krok w tył, i sobie tego nie uświadomię.
I to się nie zmieni, nawet jeśli najlepszymi studentami na roku będą Romowie?
Nie. Te automatyzmy się nie zmieniają, dopóki ja ich nie zauważę i nie zacznę kontrolować. Czyli jeśli siedzę w komisji egzaminacyjnej i do sali wchodzi student pochodzenia romskiego, to mogę zrobić dwie rzeczy: bezrefleksyjnie użyć stereotypu i automatycznie skazać go na niższą ocenę albo skupić się na tej konkretnej osobie i ocenić ją na podstawie indywidualnych umiejętności. Ale to jest niezwykle wysiłkowy proces dla naszego umysłu. Wymaga dużych zasobów poznawczych, autorefleksji, sprawności umysłowej.
A my lubimy działać na skróty...
I sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że ocena często nawet nie odbywa się na etapie świadomości. Czyli nieświadomie oceniamy i to potem kieruje naszym zachowaniem. Takie działanie widać często w firmach, które dyskryminują kobiety.
Jak to?
A zna pani szefa, który otwarcie przyzna, że dyskryminuje kobiety, oferując im niższe wynagrodzenie i stanowisko?
Nie.
Bo to nie odbywa się w ten sposób, że szef siedzi i świadomie podejmuje decyzję: „Oto jest kobieta, ona jest głupia, dam jej niższą pensję”. Stereotyp, że kobieta ma niższe kompetencje, może nie pojawić się w świadomym osądzie, ale ona otrzyma mniejsze wynagrodzenie.
Kobiety są bardziej narażone na oceny niż mężczyźni?
Nie, obie płcie są poddane podobnej presji, ale w innych obszarach. Mężczyźni może nawet większej, bo nie przykłada się aż takiej wagi np. do oceny kompetencji mężczyzny, który idzie na urlop tacierzyński. A on w oczach pracodawcy też traci.
Myślę zresztą, że stereotypy są najgroźniejsze, gdy dotyczą grup i mniejszości, które nie są realnie chronione.
LGBT?
Na przykład. Bo to jest grupa, która nie jest chroniona, a jest oceniana jeszcze w trzecim wymiarze, którego nie wyodrębnia Susan Fiske, ale o którym mówi Bogdan Wojciszke. Mianowicie osoby nieheteroseksualne są oceniane jako grupa niemoralna i wszystkie zachowania niemoralne są im przypisywane, jak choćby okrutnie niesprawiedliwy stygmat geja jako pedofila. Ten stereotyp szerzy się jak zaraza.
Ale co gorsza, on uruchamia się także wśród samych osób LGBT. W Stanach Zjednoczonych Élisabeth Bosson i jej zespół przeprowadzili badanie nad tym zjawiskiem. Prosili homoseksualnych mężczyzn o krótką zabawę z dziećmi. Sam fakt interakcji z dzieckiem uruchamiał negatywny stereotyp homoseksualnego mężczyzny w głowach badanych. I choć ci mężczyźni wiedzieli, że nie są niebezpieczni, to jednocześnie mieli świadomość, że są oceniani jako zagrażający. Więc uruchamiało się w nich myślenie, że muszą uważać, zachować dystans, być ostrożni.
Niestety, każdy z nas należy do jakiejś grupy ocenianej stereotypowo. I czasami sami włączamy stereotypy na swój temat. Jadę samochodem, popełnię błąd i myślę sama o sobie, że jeżdżę „jak blondynka”.
To zjawisko zagrożenia stereotypem zostało po raz pierwszy pokazane przez amerykańskich psychologów Steele’a i Aronsona na studentach afroamerykańskich, którzy są oceniani jako mniej inteligentni. Okazało się, że gdy ten stereotyp pojawi się w ich głowach, to oni gorzej wypadają na testach. A jeśli nikt nie przypomni im stereotypu, to osiągają wyniki podobne do białych studentów.
To wydaje się takie proste! Wystarczy, że nie będziemy mówić dziewczynkom, że są gorsze z przedmiotów ścisłych, i będą osiągać lepsze wyniki?
Ciekawą rzecz pani poruszyła, bo pojawiły się właśnie nowe badania na ten temat, które wymagają jeszcze dodatkowych analiz, ale płyną z nich interesujące wnioski.
Otóż dwaj badacze, Stoet i Geary, analizowali wyniki gimnazjalistów w badaniach PISA i sprawdzali, jakie wyniki w testach matematycznych osiągają uczniowie w krajach o różnym podejściu do polityki równościowej. Okazało się, że w krajach skandynawskich, w których ogromną wagę przykłada się do tej polityki, gdzie uczniowie sami wybierają przedmioty, wcale dziewczynki nie wypadają lepiej. Postawili hipotezę, że być może odpowiedzialne są za to stereotypy, które mimo braku dyskryminacji wychodzą na jaw innymi kanałami i hasają do woli, powodując, że dziewczynki, kierując się nimi, nie interesują się przedmiotami ścisłymi.
Jednocześnie w krajach postsocjalistycznych wyniki testów matematycznych u chłopców i dziewczynek wypadają podobnie, być może dlatego, że bardziej odczuwalna jest presja ekonomiczna, która ogranicza działanie stereotypów. Dziewczynki kierują się w mniejszym stopniu przy wyborze kierunku studiów zainteresowaniami, a w większym rachunkiem ekonomicznym. Wybierają przedmioty ścisłe, bo to się opłaca, więc stereotypy słabiej mogą tutaj działać.
Czyli jest szansa, że je zwalczymy?
Nie sądzę. Będą zawsze. Tak skonstruowany jest nasz umysł. Zresztą mechanizm, na którym bazują stereotypy, czasami jest korzystny.
Kiedy tak rozmawiamy, to nie widzę żadnych korzyści.
Stereotyp to rodzaj schematu. Dzięki schematom, wchodząc do nowego pomieszczenia, wiemy, na czym usiąść, bo schemat krzesła pozwala nam odnaleźć odpowiedni mebel, nawet jeśli on wygląda bardzo designersko i ma trzy nogi. Sam stereotyp nie szkodzi, bo to pewna konstrukcja poznawcza. Szkodzą ludzie, którzy tych stereotypów używają w ocenach i pozwalają im sterować swoim zachowaniem. Oczywiście są pewne korzyści, bo stereotypy służą też budowaniu pozytywnego wizerunku własnej grupy społecznej, budowaniu jej spójności. Stereotypy upraszczają świat, ale niekiedy nadmiernie.
Dlatego chodzi nie o to, żeby zwalczać stereotypy, ale by walczyć z ocenianiem siebie nawzajem na podstawie tych automatycznych myśli. Żeby walczyć z aplikowaniem tych utartych schematów w naszym życiu. Żeby mieć świadomość ich istnienia i potrafić je zatrzymać przed podjęciem działania. Temu często służą procedury. W aplikacjach do pracy w Stanach Zjednoczonych często nie definiuje się płci. Anegdotycznie opowiada się o Filharmonii Wiedeńskiej, w której długo nie przyjmowano kobiet, gdyż rzekomo miały niższe kompetencje niż mężczyźni, ale gdy zaczęto stosować procedurę przesłuchań za kotarą, kobiety pojawiły się w zespole. Wciąż budzą kontrowersje, ale są zatrudniane.
Procedury można wykorzystać w życiu zawodowym, trudniej to zrobić w życiu osobistym, w relacjach między ludźmi.
To wymaga sporej pracy, zrozumienia mechanizmów własnego umysłu i uczenia się samoświadomości. Też dystansu do siebie i przyznania przed sobą, że zdarza nam się używać stereotypów. A z drugiej strony uznania, że tak, inni też używają stereotypów z różnych powodów, często niezbyt świadomie, i oceniają nas. Przykładowo: kobieta będąca matką i jednocześnie pracująca zawsze w którymś momencie zostanie oceniona, dostanie łatkę karierowiczki poświęcającej dzieci albo „stukniętej” mamusi. To nie jest przyjemne, ale tak długo jak taka ocena nie pociąga za sobą agresji czy łamania prawa, jak w przypadku choćby osób czarnych czy LGBT, te oceny trzeba ignorować i robić swoje. I przyjąć, że nasz umysł nie jest doskonały, ma wady, a wśród nich właśnie skłonność do pójścia na łatwiznę.
Z dr Sylwią Bedyńską rozmawia Dominika Wantuch
Grafika: Arkadiusz Hapka
- Dr Sylwia Bedyńska – psycholog, dyrektor Instytutu Podstaw Psychologii na Uniwersytecie SWPS, pracuje w Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi. Bada zagrożenie stereotypem, czyli to, jak negatywne etykietowanie zdolności członków grupy wpływa na ich rzeczywiste osiągnięcia i funkcjonowanie społeczne. .
Wywiad ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” z 19 września 2020 r.