Rozstaliśmy się po czterech latach związku. Teraz już wiem, że od początku do siebie nie pasowaliśmy

Czułość i Wolność

W ramach akcji społecznej „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach", prowadzonej wspólnie przez Kulczyk Foundation z „Wysokimi Obcasami", realizujemy cykl „Koleżankujmy się".

Chcemy zachęcić kobiety do przełamywania wstydu, do szukania wsparcia i odpowiedzi na trudne i ważne dla nich pytania i problemy, które często nie przechodzą przez gardło nawet w rozmowie z bliskimi. Zależy nam, by pomóc Czytelniczkom przemóc się, zapytać i otrzymać ekspercką odpowiedź.

Nasza Czytelniczka rozstała się z partnerem: Po każdej stracie, także miłości, musisz przeżyć żałobę. Czas leczy rany - mówią znajomi. A we mnie wszystko krzyczy - z gniewu, żalu, z tęsknoty. Za utraconym związkiem czy dawnym życiem? A może chodzi o niespełnione obietnice?

Rozstaliśmy się po czterech latach związku. Od początku do siebie nie pasowaliśmy. Teraz dopiero mogę to uczciwie przyznać. Wtedy też to czułam, ale wierzyłam, że miłość wystarczy. Bo w końcu mówił, że "zrobi dla mnie wszystko", choć nie zrobił nawet kawy rano.

Pracowałam nad sobą, poznawałam jego i jego muzyczne pasje, rozmawiałam, kłóciłam się. Próbowałam, bo naprawdę go pokochałam. Miałam nadzieję, że miłość potrafi zdziałać cuda, że wyjdzie poza swój świat, swój światopogląd, swoje przyzwyczajenia. Tak, liczyłam na to, że on - mężczyzna pięć lat młodszy - w końcu dojrzeje, zechce wziąć mnie mocno za rękę i powie: "Chcę, byś została moją żoną, żebyśmy założyli rodzinę".

W końcu przestałam czekać. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bezradna. Powiedziałam, żeby się wyprowadził. On już nawet nie walczył. Wcześniej powtarzał jak mantrę, że się stara. Pewnie to znacie, koleżanki. To staranie to było chyba po prostu bycie.

Czy to wystarczy? Mnie nie. Minęło niewiele czasu. Kocham go nadal, bo uczucie tak szybko się nie wypala. Strata niesie ze sobą nawet idealizację jego. Muszę go widywać, bo pracujemy w tej samej branży. Nie mam na to jednak ochoty. Jak sobie radzę? Przekonywał mnie, że jest "dojrzałym mężczyzną i kiedyś się oświadczy", a teraz nawet "cześć" nie przechodzi mu przez gardło. Mam żal do niego, a powinnam mieć do siebie, że pozwoliłam na to, żeby to trwało tyle lat. Dlaczego? Bo bałam się samotności? Bo mam 34 lata i nikt mnie nie zechce? Tak właśnie myślimy. Nie wiem jeszcze, co dalej.

Monika Sroka-Ossowska: Napisała Pani pełen emocji list, w którym dzieli się Pani z nami przemyśleniami dotyczącymi swojej ostatniej relacji. Domyślam się, że czuje się Pani rozczarowana i zraniona tym, jak zachował się były partner. Wiele Pani zainwestowała w ten związek i obietnice partnera budziły w Pani duże nadzieje, że jest przed Wami wspólna przyszłość. Tym większym zawodem mogło być dla Pani jego zachowanie i brak zaangażowania. Wyobrażam sobie, że decyzja o rozstaniu mogła być dla Pani bardzo bolesna, jednak doceniam, że zadbała Pani o siebie i swoje granice, nie godząc się na trwanie w związku, w którym Pani potrzeby nie były zaspokajane. Pisze Pani, ze nadal cierpi z powodu rozstania.

Stratę trzeba zaakceptować, aby odzyskać równowagę

Każdy z nas proces żałoby przechodzi inaczej, to kwestia indywidualna. Jedni radzą sobie sami, inni potrzebują pomocy specjalisty. Ważne jest, aby o tym mówić, by nie dusić w sobie tych trudnych, czasem sprzecznych emocji. Czas z pewnością pomaga, aby te silne emocje, których doświadczamy po stracie/rozstaniu, nieco osłabiły się. Jednak sam upływ czasu nie jest wystarczający, aby poradzić sobie ze stratą, trzeba ją zrozumieć i zaakceptować, aby odzyskać równowagę w życiu i znaleźć motywację do działania/rozwijania się/wchodzenia w nowe relacje.

W radzeniu sobie z rozpadem związku bardzo pomocne jest przeanalizowanie tego, jak ten związek wyglądał: jak ja się w nim czułam, czy moje potrzeby były zaspokojone, czy potrafiliśmy się ze sobą komunikować (a także konstruktywnie kłócić).

Czy mieliśmy z partnerem zbliżone wyobrażenie związku, rodziny, wspólnego życia, w tym także rozwoju zawodowego, czy związek ten był perspektywiczny, czy pozwalał mi się rozwijać (na różnych płaszczyznach), a przede wszystkim, czy wraz z partnerem mieliśmy wspólne bądź bardzo zbliżone wartości, którymi kierujemy się w życiu i oczekiwania wobec wspólnego życia - te ostatnie są bazą do tworzenia satysfakcjonującego związku.

Każdy kryzys niesie z sobą szansy na zmiany

Pani słowa: „Od początku do siebie nie pasowaliśmy - teraz dopiero mogę to uczciwie przyznać" świadczą o tym, że najprawdopodobniej było pomiędzy Wami tak dużo różnic, że w dłuższej perspektywie ten związek raczej nie miał możliwości trwać – tak byście oboje byli zadowoleni. Nie bez znaczenia jest kwestia dojrzałości, a właściwie niedojrzałości partnera, o której Pani pisze.

Każdy z nas ma inny poziom dojrzałości emocjonalno-społecznej, jeśli pomiędzy partnerami jest duża dysproporcja w natężeniu tej cechy, to jest to czynnik ryzyka dla trwałości związku.

Warto jest pamiętać, że każdy kryzys, a takim jest rozpad związku, niesie też ze sobą szansę na zmiany, na coś pozytywnego, choć w początkowym okresie może to nie być tak oczywiste. Zachęcam jednak Panią, aby zastanowić się nad tym, czy z rozstania z partnerem wypłynęło dla Pani coś pozytywnego, choćby to, że nie frustruje się Pani z powodu niespełnionych przez niego obietnic? Może zakończenie związku pozwoli Pani obecnie bardziej skupić się na sobie, na rozwijaniu zainteresowań, karierze zawodowej, pogłębianiu relacji z przyjaciółmi?

Obawa przed samotnością, o której Pani pisze, jest zrozumiała. Często jest powodem, że ludzie miesiącami czy latami tkwią w toksycznych czy niesatysfakcjonujących związkach. Konieczność zaadaptowania się do nowych warunków życia (bez partnera, samej w domu) wymaga czasu. Pomocne może być przeorganizowanie pewnych spraw/zwyczajów życia codziennego, które nie były możliwe w trakcie trwania związku.

W mniejszym stopniu to poczucie samotności odczuwają osoby, które mają tzw. wsparcie społeczne (rodzina, przyjaciele, znajomi). A więc ważne, aby mieć wokół siebie życzliwe osoby, z którymi można spędzać czas, które nas wysłuchają, zrozumieją i dadzą wsparcie. To ważne, aby szczególnie w sytuacjach kryzysowych nie zostawać samemu, aby rozmawiać o tym, jak się czujemy. Takie rozmowy mogą przynieść ulgę i pomóc uporządkować swoje myśli i odczucia.

Po rozstaniu często pojawia się poczucie bycia gorszym

Dobrze, gdy rozstanie skłania nas do chwili autorefleksji. Z jednej strony warto jest zastanowić się, jakie moje cechy/zachowania pozytywnie, a jakie negatywnie wpływały na ten związek, tak aby wyciągnąć konstruktywne wnioski do przyszłych relacji. Z drugiej strony warto też spojrzeć na samą siebie, co o sobie myślę, jakie jest moje poczucie własnej wartości, jakie są moje mocne strony i zasoby - tak by się wzmocnić, by mieć większą siłę i motywację do dalszego działania.

Jest to szczególnie ważne, bo po rozstaniu często pojawia się poczucie bycia gorszym/niewartym czasu/uwagi, nieatrakcyjnym itp., a takie schematy myślowe wpływają negatywnie na odzyskiwanie równowagi i budowanie nowej jakości życia. Biorąc pod uwagę słowa, które Pani napisała: „Bo mam 34 lata i nikt mnie nie zechce?" myślę, że jest to szczególnie istotne. Warto próbować, pomocne w tym może być także specjalistyczne wsparcie psychologiczne. Trzymam kciuki za Panią!

______

Czego potrzebujesz, by pozwolić sobie na czułość i wolność? Czego chciałabyś się dowiedzieć, a może wstydzisz się zadać to pytanie osobie, którą znasz? Co potrzebujesz skonsultować? Czy coś Cię niepokoi, albo masz intuicję, że coś jest ważne, ale nie znajdujesz jeszcze w sobie sposobów na rozwinięcie tej kwestii? Pisz do nas: pytanie@wysokieobcasy.pl lub bzurek@agora.pl z dopiskiem „Koleżankujmy się”

Opracowanie: Beata Żurek 

Monika Sroka-Ossowska jest psychologiem, mediatorem i terapeutą. Pomaga także pacjentom na platformie Avigon.pl.

Zdjęcie: pexels.com

Tekst opublikowany w ramach cyklu „Koleżankujmy się” w serwisie wysokieobcasy.pl

15 listopada 2021 r.