Spis Kobiet. Dla większości Polek wygląd jest najważniejszą i najbardziej problematyczną sprawą

Czułość i Wolność

Co to jest Spis Kobiet?

M.W.T.: To badanie, którego pomysłodawczyniami były dziewczyny tworzące markę Wimin. Pracowałyśmy nad nim wspólnie przez kilka miesięcy. Chciałyśmy się dowiedzieć, z jakimi problemami borykają się kobiety w Polsce, co je najbardziej boli. W badaniu uwzględniłyśmy także osoby, które identyfikują się jako kobiety, i osoby niebinarne. Ankieta dotyczyła seksualności, zdrowia psychicznego, fizycznego i postrzegania własnego ciała.

Okazało się, że na te tematy ciągle wiemy za mało.

A.B.: Każda osoba, która wypełniła ankietę, wybierała jedną z organizacji prokobiecych, która otrzymywała od Wimin wsparcie. To ważne, bo miało jednocześnie przełożenie na konkretną pomoc.

M.W.T.: W ciągu niecałych trzech tygodni na naszą ankietę odpowiedziało ponad 1,6 tys. osób. To pokazuje, jak wielka jest potrzeba opowiadania o tym, co Polki boli, jak bardzo chcą poruszać tematy, które są stabuizowane, zepchnięte, przemilczane.

Co najbardziej uwiera Polki?

A.B.: Pytałyśmy o 20 różnych obszarów. Te, które Polki wskazywały jako najbardziej dotkliwe, to przemęczenie, problemy związane ze stresem, negatywna ocena własnego wyglądu, problemy z odżywianiem i dietą, nadmiar obowiązków, dyskomfort w czasie menstruacji, problemy z napięciem przedmiesiączkowym, z koncentracją, z zachowaniem kondycji fizycznej, ze snem i niezadowolenie z poziomu libido. To jest Top 10 problemów, z którymi zmagają się Polki. O niektórych wiedziałyśmy już wcześniej, przeprowadzałyśmy na ich temat wiele badań. Ale w pierwszej piątce znalazły się obszary, które trochę nas zaskoczyły.

Najgorszy dla Polek jest stres.

A.B.: 87 proc. kobiet zaznaczyło, że żyje w permanentnym stresie i doświadcza wzmożonego napięcia. To najczęstszy problem, tak naprawdę niezależny od wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia. Polki są zestresowane, a to wpływa na wszystko. Stres jest skorelowany z poczuciem przemęczenia, z nadmiarem obowiązków, z problemami z koncentracją, ze snem.

Ponad 50 proc. kobiet, które są zestresowane, doświadcza bardzo silnego zespołu napięcia przedmiesiączkowego. 65 proc. tych kobiet ma problemy z zapaleniem układu moczowego.

M.W.T.: Uderzające było dla nas to, że tylko co trzecia kobieta rozmawia o tych problemach ze specjalistą. Niewykluczone, że możliwość pójścia do psychiatry czy psychologa jest w tej chwili ekskluzywna, brakuje terminów, a prywatne wizyty są drogie. A może to po prostu taki standard, może myślimy, że przecież wszyscy jesteśmy przemęczeni, wszyscy są przepracowani, żyjemy w takich czasach, tak musi być.

To wszystko wiąże się także z innymi wynikami badań. Problem permanentnego stresu i zmęczenia dotyczy tak naprawdę wszystkich Polaków, nie tylko kobiet. Wypalenie zawodowe jest już na liście WHO jedną z chorób, ma swój oficjalny numer. W ubiegłym roku zapytano Polaków: „Czy skorzystałabyś/skorzystałbyś z L4 z powodu wypalenia zawodowego, gdybyś miała/miał taką możliwość?". Połowa deklarowała, że tak. To bardzo przykra diagnoza naszego społeczeństwa i nie wróży nam najlepiej w najbliższym czasie.

Co wywołuje stres u kobiet?

A.B.:Ostatnio – doświadczenia pandemii, zdalnej pracy i edukacji. To był dla polskich kobiet ogromny wysiłek, bo bardzo dużo miały na głowie. Nie dość, że pracowały w trybie home office, to jeszcze musiały poradzić sobie z dziećmi, którym często brakowało motywacji, musiały je zmobilizować do zdalnej szkoły, zorganizować wszystko w przestrzeni swoich domów. Teraz sytuacja nie jest lepsza. Za naszą granicą toczy się wojna, mamy inflację, wszystko idzie w górę, żywność i paliwo osiągają gigantyczne ceny. Powodów do stresu nie brakuje.

M.W.T.: W tym wszystkim smutne jest także to, że nie jesteśmy dla siebie dobre. Nie dość, że brakuje kobiecej solidarności i siostrzeństwa, to nie jesteśmy też dobre dla siebie samych. Porównujemy się, oceniamy, jesteśmy wobec siebie bardzo krytyczne. Trzy na cztery kobiety surowo oceniają swój wygląd, są z niego niezadowolone. Dla trzech z tej czwórki wygląd jest najważniejszą, najbardziej problematyczną sprawą.

Negatywna ocena wyglądu jest w piątce najważniejszych problemów kobiet w naszym badaniu. To bardzo smutne.

Podobne refleksje miałyśmy po badaniu, które prowadziłyśmy z nastolatkami dla fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Wtedy pytałyśmy, jak korzystanie z mediów społecznościowych wpływa na postrzeganie swojego ciała.

Jakie były wyniki?

M.W.T.: Zatrważające. Jesteśmy przekonane, że krytyczne postrzeganie swojego wyglądu jest związane z tym, że dziewczynki i kobiety są bombardowane zdjęciami innych, w ich ocenie przepięknych kobiet, i to nie supermodelek, ale koleżanek, których może nie widują codziennie, ale które nie są dla nich abstrakcyjnymi osobami z internetu. Widzą, jak dobrze wyglądają, oceniają, że lepiej od nich, wobec tego czują się ze sobą źle. To wszystko koreluje ze stresem, bo ciągle jesteśmy pod presją, że tamta koleżanka wygląda tak dobrze, a przecież też ma dzieci, dom na głowie, pracuje, jak ona to robi, ja nie potrafię.

A.B.: W badaniu dla fundacji Dajemy Dzieciom Siłę co trzeci nastolatek powiedział, że chciałby wyglądać jak osoby, których profile odwiedza na social mediach, 22 proc. uważa, że wygląda na zdjęciach gorzej od swoich kolegów i koleżanek, a 27 proc. badanych, przeglądając profile na portalach społecznościowych, czuje presję, by poprawić swój wygląd.

To dotyczy tak naprawdę wszystkich, bo my, dorośli, też nie jesteśmy wobec tego zdystansowani. Spis Kobiet potwierdził, że wygląd jest dla kobiet niezwykle ważny. Tak ważny, że staje się realnym problemem. To coś, co absorbuje co rano polską kobietę, która musi pomyśleć, w co ma się ubrać, by nie było widać, jak „źle" wygląda, jak się umalować, by zakryć zmarszczkę, i głowi się, jak zrobić zabieg korygujący albo że ją na niego nie stać, więc wygląda słabo.

Bardzo to wszystko smutne.

A.B.: Są jednak i dobre wieści: z wiekiem przychodzi luz.

M.W.T.: Kobiety starsze niż 36 lat znacząco rzadziej wskazują problem z wyglądem jako swój najważniejszy. Częściej robią to kobiety w przedziale 22-29 lat, czyli takie – ktoś mógłby powiedzieć – które właściwie są w tym momencie życia, kiedy wyglądają najlepiej.

A.B.: Największy dystans mają wobec siebie silverki, czyli kobiety po 55. roku życia. Nie przejmują się wyglądem ani problemami swoich dzieci, wreszcie mają czas na własne pasje, dbają o zdrowie, chcą być sprawne, a nie piękne dla kogoś. Kochają rośliny, swoje działki, są nimi zajęte. Silverki opowiadają o swoich problemach w zupełnie inny sposób, nie są zmartwione – one są wkurzone! „Czemu nie można znaleźć sensownych rzeczy o menopauzie? Dlaczego ciągle jest za mało na ten temat? Dlaczego nie pisze się prawdy? Kto wymyślił, że to »przekwitanie«?" – pytają. Chcą zmiany dyskursu o menopauzie.

M.W.T.: Kobiety, które wkraczają w okres menopauzy, w ogóle nie czują się kobietami przekwitającymi czy kobietami, które przemijają, bo „nie mogą już wydać na świat potomstwa". To wtedy zaczynają się dystansować wobec różnych problemów. U wielu z nich jest to skorelowane z uniezależnieniem się dzieci. Kobiety stają się wolne od konieczności zajmowania się synami czy córkami, odkrywają, że mogą zrobić wreszcie coś dla siebie, że mają do tego prawo.

To bardzo krzepiące.

Przed menopauzą boją się, że się zestarzeją – menopauza przychodzi i nie dzieje się nic. Często nadal są sprawne fizycznie, w sumie wyglądają lepiej, bo mają czas o siebie zadbać, są aktywne seksualnie.

Po menopauzie niektóre kobiety czasem się rozwodzą, zyskują wolność – wcześniej trzymała je rodzina, dzieci – niektóre podróżują, zajmują się sobą. Bardzo ciekawe jest to, że właśnie wtedy kobiety potrafią się „usiostrzyć".

Co to znaczy?

M.W.T.: Im starsze kobiety, tym bardziej podkreślają wartość kobiecych przyjaźni.

Dopiero w drugiej połowie życia wiele kobiet odkrywa, że największą wartością jest przyjaciółka. Partner jest OK, ale kobietę zrozumie tylko druga kobieta. Te, które miały przyjaciółki jeszcze z czasów szkolnych czy studenckich, opowiadały nam o nich z czułością.

A.B.: Przyjaciółki mobilizują do różnych rzeczy: „Chodź, pospacerujemy z kijkami", „Chodź, pojedziemy nad morze", „Idź do lekarza". To jedno z naszych badawczych marzeń – zgłębić menopauzę i oddać głos tym wszystkim kobietom. Wiemy na pewno, że wtedy u niektórych osób dzieci schodzą na dalszy plan. Już nie definiują się przez nie albo przez ich brak jak młodsze kobiety, które w pierwszym zdaniu o sobie potrafią powiedzieć: „Nie mam dzieci". Uważają, że to jest najważniejsze.

M.W.T.: Silverki o dzieciach wspominały w dziesiątym zdaniu, wcześniej pojawiały się przyjaciółka, działka, kot, pies. Bardziej akceptują siebie, swoje ciało, nie dokładają sobie do listy obowiązków „muszę zeszczupleć, bo idzie lato".

Tak dużo mówi się o ciałopozytywności, a wasze badanie pokazuje, że teoria mija się z rzeczywistością.

M.W.T.:Nastolatki mówią wprost: fatfobia ma się świetnie. Pytałyśmy: „Czy mogłabyś/mógłbyś się spotykać z grubą osobą?". Odpowiadały: „Wolałabym/wolałbym nie". To bardzo smutne. Mówią tak zarówno dziewczyny, jak i chłopcy.

A.B.: Deklaratywnie wszystkie jesteśmy ciałopozytywne, idea nam się podoba. „Podoba mi się, że ktoś jest ciałopozytywny, ja też bym chciała, ale jednak się popiłuję".

M.W.T.: To, co przynoszą nasze badania i rozmowy z ludźmi, to rozbieżność ścieżki emocjonalnej i racjonalnej. Na poziomie racjonalnym wszystkie osoby są świadome tego, że obraz w mediach społecznościowych jest wyidealizowany, że ludzie robią 50 selfików, zanim je wrzucą do sieci, że żyjemy w czasach przedziwnej autokreacji, nieustannego tworzenia fasady, wizji samego siebie. A umiejętność zracjonalizowania tego nie odłącza kobiet od negatywnych emocji, które to wszystko wywołuje. Świadomość tego, że moja koleżanka stanęła w słońcu i 50 razy zrobiła dziubek, nie wyklucza faktu, że czuję się teraz beznadziejnie ze sobą, bo tak nie wyglądam. I to jest najgorsze: nie umiemy sobie z tymi emocjami poradzić.

I nie rozmawiamy o swoich kompleksach.

M.W.T.: Nie przyznajemy się do nich. Tak jak nie rozmawiamy o zdrowiu psychicznym, bo boimy się stygmatyzacji, tak samo nie rozmawiamy o seksualności. Cztery na dziesięć kobiet deklaruje, że ma problemy związane z libido, 42 proc. nie rozmawia na ten temat absolutnie z nikim. Stąd nie wiadomo: czy problem z libido jest skorelowany ze stresem? Czy to stres go wywołuje? A może problem z libido wywołuje stres? A może to tak naprawdę mniejsze lub większe libido niż libido partnera i już ten fakt uznawany jest za problematyczny? Na pewno za tym stwierdzeniem kryje się wiele odpowiedzi. Wydaje się, że ten obszar może nam dawać najwięcej radości z życia, przyjemności, możliwości odstresowania właśnie, a okazuje się, że jest to sfera, która staje się poważnym problemem.

Tak jak wiele kobiet nie konsultuje swoich problemów ze zmęczeniem, dobrostanem psychicznym, tak chodzenie do seksuologa to już jest totalna nisza, przekroczenie granicy.

Takiej granicy, która dla wielu kobiet jest zbyt trudna. 40 proc. kobiet korzysta z porad internetowych. 23 proc. ze specjalisty, a 20 proc. rozmawia z bliskimi osobami.

A.B.: O ile kobiety są gotowe, by mówić o menopauzie, o tyle nie są, by mówić o problemach z libido. Mam wrażenie, że dziewczyny o tym ze sobą nie rozmawiają. Temat seksu jest tabu. To może też wynikać z tego, że żyjemy w społeczeństwie sukcesu i nie mówimy ludziom, kiedy coś nam nie wychodzi, coś się nie udaje. A do tego jesteśmy wychowywane w kulturze wstydu związanego z seksem. Bo to zbyt intymne, osobiste, zbyt prywatne, by z koleżankami na kolacji rozmawiać, czy masz orgazmy.

W pierwszej piątce kobiecych problemów jest menstruacja – dyskomfort związany z miesiączką. U 75 proc. kobiet okres wiąże właśnie z dyskomfortem.

A.B.: Kobiety w Polsce czują się osamotnione wobec problemu dyskomfortu związanego z menstruacją. 52 proc. uważa, że brakuje wsparcia merytorycznego, a aż 62 proc. – że brakuje usług i rozwiązań. Problem dyskomfortu przed menstruacją i w jej trakcie jest skorelowany z problemami ze snem. Wtedy poza realnym bólem kobiety odczuwają również zmęczenie, spadek koncentracji i inne konsekwencje niedoboru snu.

Niestety, niektóre Polki – a jest ich, jak widać z badania, całkiem sporo – muszą raz w miesiącu przez kilka dni zagryzać zęby, by w ogóle funkcjonować. Bo dla nich menstruacja wiąże się z fizycznym bólem. Co miesiąc biorą na przysłowiową klatę wszystko, co jest do zrobienia, niezależnie od tego, czy są w formie, czy też nie. Bo nie mogą sobie pozwolić na to, by mieć wolne. Sama wizja tego, że menstruacja nadchodzi, generuje stres.

Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że nawet jeśli bardzo źle się czujesz, boli cię brzuch, nawet jeśli weźmiesz zwolnienie, to raczej nie przyznasz się w pracy, że to z powodu okresu, bo pomyślą: wydziwia.

M.W.T.: I to jest temat braku kobiecej solidarności i siostrzeństwa. „Bo ja przecież daję radę". Kobiety oceniają siebie nawzajem według własnych doświadczeń. Są osoby, które funkcjonują podczas menstruacji bez problemu, nie potrzebują środków przeciwbólowych, a są takie, dla których jest to problem. Co trzecia kobieta w naszym badaniu uważała, że dyskomfort związany z menstruacją to jej główny problem ze zdrowiem. Czyli możemy wnioskować, że w przypadku tych kobiet wiąże się to z realnym, fizycznym cierpieniem. Dochodzi do tego poważny problem tabuizacji – według badań Kulczyk Foundation 30 proc. Polek odczuwa zawstydzenie z powodu menstruacji. Nic zresztą dziwnego, skoro połowa badanych mężczyzn uważała rozmowy o miesiączce w miejscu pracy za niestosowne. To zahacza o temat urlopów menstruacyjnych – uważam, że powinnyśmy mieć do nich prawo, mieć prawo nie przyjść do pracy, gdy czujemy się źle. Natomiast z drugiej strony pojawia się pytanie, czy takie rozwiązanie nie jest rozwiązaniem dyskryminującym. Jeśli dążymy do równouprawnienia, to może żadna z płci nie powinna uzyskiwać szczególnych przywilejów i tak naprawdę chodzi o prawa pracownicze, o prawa każdego człowieka, który czuje się słabo i nie powinien w takiej sytuacji stawać przed koniecznością pójścia do pracy? To złożony temat.

A.B.: Wkraczamy także w problem zaufania społecznego. Czy po wprowadzeniu urlopów menstruacyjnych nie będzie dochodziło do nadużyć? Znamy organizacje, firmy, w których są już takie urlopy. W zaprzyjaźnionej z nami fundacji Centrum Cyfrowe pracowniczki i szefowe wprowadziły ten rodzaj urlopu, jest to wynik wspólnej umowy, którą między sobą zawarły, umowy opartej na zaufaniu, uczciwości, byciu dla siebie w porządku.

Co jest receptą na te problemy?

A.B.: Opowiadanie o nich, czyli normalizacja. Widać po tych ankietach, że kobiety mają ochotę mówić o wszystkim, co do tej pory było uznawane za tabu. Chcą poruszać tematy związane z menstruacją, menopauzą, z libido. Wszystko, co nie jest przepracowane, głośno wypowiedziane, nie jest uznane za problem wielu – działa na niekorzyść takiej narracji. Świadomość, że nie jestem jedyna, nie tylko ja mam takie problemy, naprawdę bardzo otwiera. Bo daje przestrzeń do wymiany doświadczeń. To jest ten moment, żeby o tym mówić i zachęcać do głośnego mówienia.

M.W.T.: Bardzo ważne jest tworzenie przestrzeni, w której kobiety mogą się spotkać i porozmawiać. Ta przestrzeń musi być jednak bezpieczna. To może być nawet grupa na Facebooku, gdzie moderatorka czuwa nad bezpieczeństwem członkiń. Jest już wiele takich grup, co pokazuje, jak wielka jest potrzeba siostrzeńskiej wymiany doświadczeń i mówienia o tym, jak się czujemy, czego doświadczyłyśmy.

 

ANNA BUCHNER – doktor nauk społecznych, socjolożka, antropolożka. Współtwórczyni grupy badawczo-projektowej Ciekawość, członkini Centrum Humanistyki Cyfrowej IBL PAN oraz Komitetu Dialogu Społecznego przy Krajowej Izbie Gospodarczej. Uczestniczyła w ogólnopolskich i międzynarodowych projektach badawczych badających m.in. kompetencje cyfrowe, komunikację naukową w humanistyce i naukach społecznych, instytucje kultury, nowe media, edukację, kanony piękna, style życia i religijność Polaków.

Autorka: Monika Tutak - Goll

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 25 czerwca 2022 r.