Taniec prowadzony mnie złamał. Ale tańczyłam dalej - w domu

Czułość i Wolność

Czy taniec jest specjalnie związany z kobiecością?

Taniec jest dla każdego. Kobietom na pewno umożliwia dotarcie do swojej mocy, do kobiecej energii.

To znaczy?

Pozwala dotknąć przyjemności, zmysłowości, delikatności i łagodności, gibkości i miękkości ciała. Jakby przepływała przez ciebie woda. Może być przeżyciem duchowym. I nie ma znaczenia, czy tańczy mężczyzna, czy kobieta – sama energia tańca ma moc transformacji, budzenia życia, energii – kobiecej i męskiej. Są różne odsłony tańca – taniec jako rytuał, jako medytacja, jako sztuka, jako sport. W każdej z tych odsłon jest w moim odczuciu potencjał na doświadczenie mocy kobiecości.

Co musi zajść, żeby się zrealizował?

Często to zależy od osoby, która otwiera przed nami dany obszar tańca. Jeżeli na przykład przygotowywany jest układ taneczny na konkurs czy dla publiczności, to w moim odczuciu ważne jest, jak tancerze są prowadzeni. Czy jest przestrzeń dla nich samych, na ich odczuwanie ruchu, czy jest to głównie dyrektywne. Ważne, czy tancerze mają możliwość kontaktu ze sobą i swoim ciałem, czy mają jedynie odtwarzać ruch, układ. Wtedy moc tańca nie będzie w pełni wykorzystana. Czasami taniec dla publiczności czy dla jurorów ma spełniać określone kryteria. Ma też jakoś – najlepiej ładnie – wyglądać.

Ma też rygor, nie jest przestrzenią swobodnej ekspresji czy czucia.

Składa się z konkretnych ruchów, kroków, fraz, układów. Ma konkretny cel. Musisz się podporządkować jego formie. Ma się komuś podobać lub szokować. Jest przewidywalny, ćwiczony, dopracowywany. I w tego typu tańcu jest oczywiście potencjał na odkrycie w sobie swojej kobiecej energii czy poczucie przepływu życia. Jednak to, czy to się stanie, zależy w dużej mierze od nauczyciela i jego podejścia do tańca, do siebie i innych ludzi, do życia w ogóle. Mnie osobiście taniec prowadzony złamał.

To znaczy?

Tańczyłam taniec współczesny. Pamiętam głównie nieszanowanie mnie i mojego ciała, ciągnięcie za kucyk, wbijanie kolan między łopatki i wyciąganie kręgosłupa, dociskanie do szpagatów. To są traumy, które na długo pozostają w ciele.

Brzmi jak nadużycie.

Teraz to wiem. Jako dziecko nie miałam takiej świadomości, nie wiedziałam też, że trzeba to zgłaszać, że tak nie powinno być. W pewnym momencie po prostu zbuntowałam się i uciekłam. A jak próbowałam wracać do tańca, napotykałam na wymagania: to ma być tak a tak, ma być taki a taki ruch. Ze stresu nie umiałam na gwizdek powtarzać kroków. Teraz wiem, że gdybym zagłębiła się w siebie, rozluźniła się i pozwoliła ciału odkrywać ruchy, to te kroki bym po prostu zatańczyła... Zdałam sobie sprawę z tego, że tańczenie układów dla samego odtworzenia ruchu to nie jest coś, co mi odpowiada. Nie jest zgodne z moją naturą.

Nie uciekłaś od tańca, lecz od sposobu, w jaki kazano ci tańczyć.

Tak. Tańczyłam dalej – spontanicznie, intuicyjnie, ale w zaciszu domowym, gdzie było intymnie, gdzie mogłam odkrywać ruchy i emocje, które im towarzyszą. I co bardzo ciekawe, taniec w swojej naturalnej odsłonie w bardzo bolesnym momencie mojego życia sam przyszedł do mnie i mnie wsparł. Ciało pomagało mi po prostu przejść przez ten trudny okres, przypominało mi o sobie i o swojej mocy. Odkrywałam coraz większą głębię i moc ruchu.

Jakiego?

Każdego. Oddechu, subtelnych ruchów w ciele, które wtedy w ogóle mogły być dostrzeżone. Bo ja tak cierpiałam, że wszystko było wyostrzone, każda subtelność w ciele. W normalnych warunkach pewnie bym na nie w ogóle nie zwróciła uwagi. A to one mnie wyprowadzały z traumy. Tańczyłam w domu, bo mój taniec nie był zrozumiały dla osób z zewnątrz – wyglądał jak trans. Niełatwo ludziom wytłumaczyć, że czasami człowiek po prostu tańczy całą duszą, że dusza porusza ciałem, że to ciało i jego ruch jest manifestacją energii.

Co to znaczy?

Że jesteś w połączeniu z energią życia, kreatywności. Ciało się zmienia, odczuwanie ciała również.

Ale ludzie się wstydzą tańca.

Pamiętasz, jak kiedyś się umawiało z koleżankami na bieganie? Wieczorem, żeby czasem nikt nie widział? Teraz ludzie biegają po prostu i są szczęśliwi albo jest to neutralne. Tak samo może być z tańcem.

Ale na razie mam wrażenie, że myśmy od tego tańca jako manifestacji radości, samego siebie czy emocji, a nawet seksualności odeszli. Zniknęły potańcówki na wsi, gdzie młodzi się poznawali, a reszta się po prostu cieszyła, wyrzucała z siebie radość i smutki. Owe rytuały, gdzie ruchem czy tańcem wyrażało się nawet żałobę. Myśmy z tego wszystkiego zrezygnowali. Całe społeczeństwo jest wstrzymane w tej ekspresji ciała.

Ludzie, głównie siedząc, zatracają elastyczność w kręgosłupach, w całym ciele. Lub poddając się rygorom, przestają czuć swoje ciało. Bo nawet jak tańczysz, na przykład w obrębie narzuconych kroków, to może się zdarzyć, że się musisz od siebie odciąć. Bo chodzi o to, żebyś na przykład „dowiozła układ”. I jak się układ nauczycielowi czy trenerowi podoba, to go powtarzasz. Tak taniec przestaje być energią życia, a zaczyna być po prostu… reżimem.

Tak. Na jakimś poziomie człowiek wtedy po prostu wewnętrznie zamiera. Choć może tego wcale nie czuć.

To o jakim tańcu czy metodzie w ogóle mówisz? Intuicyjnym, pięciu rytmów, movement medicine, gaga…?

Nie chodzi mi o jedną konkretną metodę czy styl, ale raczej o podejście do eksploracji ruchu. Chodzi mi o taki taniec, który pozwala ci nawiązać kontakt ze sobą, intuicyjny, spontaniczny, naturalny. To znaczy, że zaczynasz słuchać swojego ciała, tego, jak ono chce lub nie chce się poruszyć. To nie ja z umysłu prowadzę ciało, lecz ciało prowadzi mnie. I to po prostu zmienia człowieka, bo zaczynamy docierać do swoich uczuć. Bywa, że wykonasz jakiś ruch i zaczynasz płakać, bo coś się stanie, np. rozpuści w ciele, albo coś się przypomni. W naturalnym tańcu i ruchu ważne są oddech i jego przepływ, odczucie naszego ciężaru na ziemi, bycie obecnym, uważnym, podążanie za ruchem, otwarcie się na siebie.

Ktoś, kto przychodzi na zajęcia z takiego tańca pierwszy raz, może być zdezorientowany.

Tak, może, bo jest inaczej. Tu jest wolność. Nic nie musisz na gwizdek, możesz coś zrobić inaczej niż zwykle.

Czy dla ciebie każdy taniec, który ma dyscyplinę, kroki, jest jakoś krzywdzący?

Nie! Raczej chodzi o nasze podejście do tych kroków i struktury. W moim odczuciu wszystkie rodzaje tańca są OK, jeśli jest przestrzeń dla mnie i na moje eksplorowanie ruchu. Powtarzanie i zgłębianie konkretnego ruchu bądź frazy z ciekawością, obserwowanie, jak te ruchy na mnie wpływają, jest niezwykle cenne dla poznania samej czy samego siebie. W tai-chi to może być przecież głęboką medytacją. Tak możesz tańczyć kizombę, tango, salsę, cokolwiek zapragniesz.

Są też tańce w kręgu (dziękczynne, mocy, weselne), które też mają swoją strukturę, a są bardzo wzmacniające na poziomie indywidualnym i grupowym. Nie jest tak, że jak coś ma kroki czy strukturę, to jest niewspierające. Chodzi tylko o to, że gdy ważniejsze jest to, jak ten taniec wygląda, czy jego strona techniczna, to moja uwaga skupia się na zewnątrz, nie na moim doświadczeniu, przeżyciu, na mnie. A taniec, w którym czuję połączenie ze swoim wnętrzem, skupia się na mnie i z tego powodu wzbogaca mnie, pozwala mi siebie poznawać, podążać za moimi pragnieniami, rozwijam się, zmieniam, wzbogacam, uzdrawiam.

To znaczy?

Zaczynam sobie uświadamiać, że mogę po prostu inaczej się ruszać, tańczyć i żyć.

A to odbywa się przez prostą rzecz: czucie ciała. W takim tańcu, o którym opowiadasz, ciało odzyskuje siebie. A dzięki temu również emocje.

Tak, wtedy zaczynamy czuć siebie, swoje ciało, swój oddech, ciężar, zakorzenienie, połączenie z ziemią. Jak oddajemy ciężar ziemi, zasilamy się. Gdy już tego doświadczymy, to możemy mieć dostęp do takich ruchów, które są bardzo kobiece, miękkie, kołyszące. Jeśli nie oddamy ciężaru, nie odpuścimy, to trudno znaleźć dostęp do miękkości, mocy kobiecości, która pochodzi z poddania.

Już widzę, jak wielu osobom brzmi to zdanie…

Kobieta jak się poddaje, to po prostu odpuszcza. To coś innego niż potulność, uległość, oddanie władzy nad sobą, pozwolenie na to, żeby nad sobą panować. Poddanie kobiety to też odpuszczenie w ciele napięć, rozluźnienie, powierzenie się sobie i życiu. Zawierzenie. Właśnie z tego poddania, odpuszczenia czerpie siły. Bo gdy odpuszczasz, to w pewnym sensie poddajesz się, ale to nie znaczy, że nie masz swojej mocy. Dopiero wtedy, gdy nie jesteś w tej siłującej się sile, zaczynasz się ładować.

Rozumiem miękkość i przepływ, ale przecież mamy też genialne african dances, w których ładujemy się od ziemi – uderzając w nią stopami, czując mocno miednicę – i one nie są o puszczaniu, łagodności, lecz o seksualności, sensualności, sile.

A widzisz, tu chodzi o to, że ta miękkość, wrażliwość i lekkość wcale nie musi być słaba. Może mieć wielką moc. Ale żeby mieć faktyczną siłę do uderzenia stopami o ziemię i żeby z tego uderzenia wygenerowała się jeszcze większa moc, potrzebne jest rozluźnienie. Poddanie się to właśnie nietrzymanie, puszczanie, rozluźnienie. A tylko z rozluźnienia idzie prawdziwa siła, która może dużo.

Pokażę ci.

(Kasia opiera się o ścianę dłońmi. Na chwilę puszcza siłę w łokciach i dzięki temu mocniej się odpycha. Potem odpycha się rękami o sztywnych łokciach, trzymających ciągle napięcie i widać, że to nie ma takiej siły)

Żebym mogła mieć siłę do odepchnięcia się, muszę odpuścić ciężar. To jest energia życia, a w niej mogę odnaleźć i poczuć kobiecość. Umysł tego może nie chwyta, ale ciało tak. Gdy zaczyna się tego doświadczać, napięcie ustępuje. Zaczyna się zmiana wzorca ruchu, wzorca zachowania, myślenia. Zmiana życia.

To przekłada się również na seksualność, która jest naszą mocą. Jak puszcza się ciało, zaczyna się czuć więcej przyjemności.

Seksualność i taniec się łączą: i to, i to daje energię do życia.

Seks przypomina taniec.

Bo z niego wynika. Zacznijmy od tego, że energia seksualna to nie jest tylko spotkanie intymne dwóch osób i „uprawianie seksu”, tylko przede wszystkim spotkanie. Przeżywanie życia. Napęd do tworzenia. Podekscytowanie, dostęp do emocji, do czucia ciała – to wszystko seks i to wszystko taniec. Każdy krok jest tańcem. Taniec, ruch jako naturalna ekspresja ciała jest też dostępem do zdrowia.

W jaki sposób?

Jak czuję, że coś mi się dzieje w kręgosłupie, to się ruszam. Bo ruch odpuszcza napięcie. Ustawiam sobie kręgi, żeby mi było dobrze. Jeżeli tego nie zrobię i nie zadbam teraz o to, to z biegiem czasu ciało mi zesztywnieje. Niestety, nie wykorzystujemy ich tak często, jak byśmy mogły - głupio jest się porozciągać w tramwaju, ludzie będą patrzeć. A przecież my to robimy dla zdrowia! Również psychicznego. Bo jak odkryję, jak się chcę ruszać, to będę wiedziała, jak pragnę żyć.

Jest akcja, która nazywa się „One milion women rise”, gdzie kobiety wytańczaja bunt i wolność. Oglądałam ostatnio film, w którym kobiety, wybierając taniec uznawany przez mężczyzn za prymitywny i wulgarny, obnażają ich bufonadę i pokazują swoje wyzwolenie. W moim odczuciu poprzez taniec wyrażamy emocje, które czujemy głęboko. Ruch może być sposobem na odzyskanie mocy w życiu i świecie. Jest komunikacją bez słów. Taka manifestacja niezależnie od tego, czy pozwala sobie na nią kobieta, czy mężczyzna, jest lecząca. Bo jak energia życiowa zaczyna dochodzić do głosu, to manifestuje się w ciele. I jeśli sobie na to pozwolimy, daje wyzwolenie. Dzięki temu możemy stanąć w swojej mocy i czerpać z niej.

Kasią Nowak-Kawałowską rozmawia Aga Kozak

  • Kasia Nowak-Kawałowska - towarzyszka w konfliktach, rozstaniach, rozwodach, coachka, mediatorka. Z wykształcenia akademickiego prawniczka, tłumaczka, nauczycielka języków obcych. W swojej pracy korzysta w szczególności z podejścia Zen Coachingu, Terapii Tańcem i Ruchem, Laban Bartenieff Movement System.

Tekst opublikowany w serwisie wysokieobcasy.pl 26 września 2020 r.