Teściowa i ja

Czułość i Wolność

OLA: Jak spędzaliśmy u teściów weekend, szpileczki dostawałam co jakiś czas. Mówiła na przykład: „Niepotrzebnie tak wietrzycie pokój, przez to Antek choruje” albo „Moje dziecko nigdy by się do mnie tak niegrzecznie nie odezwało”. Każdy tego typu komentarz odczytywałam jako komunikat: jesteś złą matką.

JAGODA: Oczekuje, że Marek wciąż będzie na każde jej zawołanie. Sprzątanie samochodu, wymiana żarówek, malowanie, złożenie mebli – wszystko to robi mój mąż.

EWA: A moja teściowa Halina jest najlepsza na świecie. Człowiek myśli, że życie jest do dupy, jedzie do niej – i nagle na wszystko patrzy inaczej.

OLA, 39 LAT

Mieszkamy trzysta kilometrów od siebie, odwiedzaliśmy teściów kilka razy w roku. Kiedy ktoś zadzwonił podczas naszej wizyty, teściowa mówiła: „Marcin do nas przyjechał z Antkiem”. Dodawałam wtedy głośno: „Ja też!”. Raz zwróciłam jej uwagę, że to przykre. Przemilczała. Nie lubi konfrontacji. Nigdy nie było między nami otwartego konfliktu, rzucała zawsze jedno zdanie przesycone jadem i ucinała. Zwykle gdy odjeżdżaliśmy.

Bardzo przygotowywała się na nasz przyjazd. Pytała, na co mamy ochotę, piekła ulubione ciasto Antka. Był czas, że wycinała mi z gazet różne dobre rady: o odżywianiu, dietach, karmieniu dziecka. Potem pytała, czy korzystam. Nie wykazywałam entuzjazmu, więc z czasem przestała zbierać te wycinki.

Dla niej ważne jest, co ludzie powiedzą. Często komentuje zachowania innych. Kiedy zauważyła, że syn sąsiadki zaczął odwiedzać ją bez żony, od razu miała diagnozę: „W jego małżeństwie na pewno nie jest dobrze. Skończy się rozwodem”. Ciekawe, jaką ma teraz tezę na temat naszego związku, to znaczy mojego i jej syna. Ostatni raz byłam u teściów pięć lat temu, a z teściem raczej do nas nie przyjeżdżali. Ona nie lubi ruszać się z domu.

Nigdy nie umiałam się przełamać, żeby mówić do niej „mamo”. Ona z kolei nie umiała zdobyć się na szczerość. Kiedyś rozjaśniłam włosy. Widziałam, że jej się nie podoba, ale cały weekend myślała, jak mi to przekazać. W końcu powiedziała: „Moja koleżanka stwierdziła, że lepiej ci w ciemnych”.

Podczas jednej z naszych wizyt w mieszkaniu teściów zrobiło się tłoczno, bo odwiedzili ich znajomi, którzy byli przejazdem w okolicy. Po obiedzie poszliśmy z mężem na spacer, Antek chciał zostać. Wieczorem wybuchnął płaczem. Okazało się, że jak byliśmy na spacerze, teściowa zaczęła wieszać na mnie psy. Opowiadała znajomym, że zamykam się z książką w pokoju, że nie jem ze smakiem tego, co przygotuje, że za lekko ubieram Antka. To niby nie były rzeczy nie wiadomo jakiego kalibru, ale nie mogłam znieść, że mówiła to wszystko przy moim synu. Miał dziewięć lat, mocno to przeżył. Chciałam porozmawiać z teściową, ale mąż stwierdził, że sam to załatwi. Zamiótł pod dywan.

Po tej sytuacji jeszcze przez jakiś czas odwiedzałam teściów, ale relacje stawały się coraz chłodniejsze. I miałam coraz większy żal do męża, że nigdy za mną się nie wstawił. Nie dał w żaden sposób odczuć matce, że postąpiła nie tak. Teraz jeździ do teściów sam z Antkiem. Moje relacje z teściową to temat, o którym w domu już się nie rozmawia.

JAGODA, 30 LAT

Na początku myślałam: wow, ale z tej mojej przyszłej teściowej superbabka. Lubiłyśmy podobne książki i filmy, zdarzał nam się wspólny wypad do restauracji czy do kina. Ale potem zaczęło się psuć. Im dłużej byłam z partnerem, tym było gorzej. Po zaręczynach zaczęło się robić fatalnie.

Coraz częściej demonstrowała, jak mocną ma pozycję w jego życiu. Mówiłam na przykład, że muszę zapisać Marka do lekarza, a ona na to, że wie, co dla niego najlepsze, i da mu tabletki. Raz powiedziała mi wprost: „Nigdy mnie nie zastąpisz”.

Miałam ciążę zagrożoną. Trafiłam do szpitala, a teściowa zadzwoniła do mnie i stwierdziła: „Jak poronisz, to nie ty pierwsza, nie ostatnia”.

Próbowała wymusić na nas, żebyśmy z nią zamieszkali. Zagroziła, że inaczej nie przepisze nam domu. Kategorycznie odmówiłam, bo nie poradziłabym sobie psychicznie.

Raz zadzwoniła, że źle się czuje, chciała, żeby natychmiast przyjechał. Był sam z dzieckiem, więc ściągnął mnie do domu, bo bał się, że matce coś się stanie. Musiałam rzucić wszystko i wracać.

Córka jest alergikiem, nie może jeść jaj, orzechów, czekolady. Ona uważa, że tę alergię sobie wymyśliłam, mimo że widziała wnuczkę w złym stanie.

Raz zwróciłam jej uwagę w towarzystwie, bo cały czas przekręcała imię mojego taty. Wsiadła wtedy na mnie przy wszystkich: „Jesteś niewychowana, chora psychicznie, a najgorsze jest to, że masz swoje zdanie”.

Teraz staram się jej unikać, nie wchodzę w żadne dyskusje. Mąż twierdzi, że dokładam, wymyślam, mama to dla niego świętość. Jedynie w przypadku alergii córki staje po mojej stronie. Moja mama miała wspaniałą teściową, zawsze sobie wyobrażałam, że moje relacje też tak będą wyglądać. Niestety, jest zupełnie inaczej.

EWA, 43 LATA

Moja teściowa Halina jest najlepsza na świecie. Mimo że formalnie już od 18 lat nie jest moją teściową.

Człowiek jedzie do niej, wchodzi się do kuchni i od razu czuć dobro. A potem jest pyszny obiad. Do tego deser. Same rarytasy.

Jej dom jest otwarty, ciepły. Jest oddana dzieciom, a mnie traktuje wciąż jak synową. Zawsze mi powtarza, że należę do rodziny.

Bywały różne nieporozumienia i momenty, w których nasze drogi się rozchodziły. Rozstałam się z Piotrem, jej synem, w 2002 roku. Zmarł rok później. Moje stosunki z Haliną wtedy się rozluźniły, przez pewien czas w ogóle nie rozmawiałyśmy. Ale nigdy nie była przeciwko mnie. Na każde święta wysyłała mojemu i Piotra synowi ciasteczka własnej roboty, bo wiedziała, że je uwielbia.

W tym roku zaprosiła mnie z nowym partnerem na wigilię. Moja rodzina go nie akceptuje, nie rozmawiamy ze sobą. Halina przyjęła Daniela z otwartymi ramionami, powiedziała, że nastawienie moich rodziców jest dla niej niepojęte. Bardzo pomogła mi w tym trudnym czasie.

Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Że jak powierzę jej tajemnicę, to zachowa ją dla siebie. Jak mam problem, jest mi źle i smutno, to przytuli i się ze mną popłacze. W jej kuchni czuję się bardzo bezpiecznie. Uwielbiamy ze sobą gadać. Nieraz zdarzało się, że siedziałyśmy do czwartej nad ranem. Jest dla mnie przykładem mamy, której nigdy nie miałam.

MAGDALENA, 36 LAT

Z Mateuszem byłam przez ponad sześć lat. Do ślubu nie doszło i nie była to moja decyzja. Myślę, że matki mojego eks. Kiedy go poznałam, nie mieli dobrych relacji. Wiele razy słyszałam, jak wydzierali się na siebie przez telefon, bywało, że chciał z nią zrywać kontakt. Miał wtedy do mnie pretensje, że jej bronię, a ja nie chciałam, żeby było, że przestali ze sobą rozmawiać przeze mnie.

Teściowa nie akceptowała mnie od początku. Miała manię krytykowania. Jak zaprosiliśmy ją na obiad i zrobiłam kaczkę, to było: „O Jezu, jaka przypalona”, ciasto – „za mało słodkie”. Jak przychodziła do nas, trzęsły mi się ręce, gdy nalewałam herbatę. Modliłam się, żeby jej nie oblać. Kiedy to my byliśmy u niej z wizytą i chciałam wracać, bo robiło się późno, słyszałam: „A gdzie ty się spieszysz, przecież i tak nic nie robisz w domu”.

Oboje z Mateuszem pracowaliśmy, ale to ja zajmowałam się domem – sprzątałam, gotowałam. A ona i tak uważała mnie za złą synową. Najbardziej nie mogła znieść myśli, że nie będziemy mieć dzieci. Mam drugą grupę niepełnosprawności, lekarze powiedzieli, że nie powinnam zachodzić w ciążę ze względów zdrowotnych. Od początku dawałam partnerowi możliwość wycofania się z tego związku. Wielokrotnie mnie zapewniał, że nie zależy mu na zakładaniu rodziny, że kocha mnie i chce być ze mną. Od teściowej niejeden raz usłyszałam, że zmarnowałam mu życie.

Na ostatnią Wigilię kupiłam jej piękny wisiorek, ręcznie robiony. Przez trzy dni nie rozpakowała prezentu. Wszystkie inne obejrzała od razu.

Miała manię pytania, co ile kosztowało. Rozumiem, jeśli ktoś na przykład chce kupić stół i jest ciekawy, ile dał ktoś inny. Ale ona pytała o spodnie, skarpetki, cokolwiek. I zawsze był komentarz, że za drogo albo że trzeba było wybrać coś innego.

Prosiłam narzeczonego, żeby wstawił się za mną, ale stwierdził, że same musimy ułożyć sobie relacje. Kiedyś teściowa zaoferowała, że z materiału, który został nam po zasłonach, uszyje nam poszewki na poduszki. Ale mijały miesiące i nie było tematu. Tygodniami konstruowałam w głowie zdanie, jak ją najdelikatniej zapytać, czy mogę wziąć ten materiał z powrotem. W końcu się odważyłam, a ona miała potem o to pretensje przez pół roku.

Mateusz był uzależniony od komputera. Spędzał przy nim do 13 godzin dziennie. Robił się wtedy zły i agresywny. Teściowa nie widziała w tym nic złego. Mówiła: „A co on ma robić, jak przyjdzie do domu? Nie ma rodziny, dzieci, ty jesteś, jaka jesteś”.

Gdy były spotkania rodzinne w większym gronie, zdarzało mi się nie usłyszeć na swój temat nic złego. Ale za każdym razem, gdy widzieliśmy się z teściową, kalkulowałam, co powiedzieć, żeby się nie narazić, żeby brzmiało tak neutralnie, jak się tylko da.

Niedługo zanim się poznaliśmy, Mateusz kupił mieszkanie. Razem je wykańczaliśmy, bo było w stanie surowym. Planowaliśmy ślub, a ja – wzięcie kredytu, żeby zapłacić za wesele. Ale niespodziewanie nastąpił zwrot o 180 stopni. Narzeczony zacieśnił więzi z matką, a wobec mnie zaczął zachowywać się tak, jakby denerwował go każdy mój ruch. Jak przyniosłam mu herbatę, to była za gorąca, innym razem za zimna. Albo nie tu postawiłam. Któregoś dnia stwierdził, że chce się ze mną rozstać. Chciałam się z nim rozliczyć, bo kupiłam wiele rzeczy do tego mieszkania. Przesłał to rozliczenie mamie, a ona napisała, żeby nie oddawał mi ani grosza. Wciąż zastanawiam się nad pójściem z tym do sądu.

Zdecydowałam się opowiedzieć swoją historię, bo może jest więcej kobiet tkwiących w podobnej relacji. Może zobaczą ją u siebie i będą umiały w odpowiednim momencie postawić granicę.

KAROLINA, 32 LATA

W sylwestra bierzemy z partnerem ślub, ale nie sądzę, żeby teściowa wzięła to na poważnie.

Jestem z Igorem od czterech lat. Jego matkę poznałam spontanicznie, wpadliśmy do niej podczas przejażdżki motorem. Było miło. Przez długi czas miałyśmy poprawne stosunki. Teściowa mieszka na wsi, ma swój ogródek. Zadzwoniła do mnie w wakacje, spytała, co słychać. Chlapnęłam, że wstąpiłam na rynek po truskawki. A ona na to: „Jak was stać, żeby kupować za osiem złotych, to już wasza sprawa”. Chyba poczuła się urażona, że nie wzięłam od niej.

Bardzo często zapraszałam teściową i jej partnera na kawę, ale nigdy nie umieli się określić, kiedy wpadną. Ona lubiła robić naloty. Raz czy dwa się zdarzyło, że przyjechali, a nas nie było w domu. W końcu Igor wymusił na nich podanie konkretnej pory, umówiliśmy się na 17. Szykujemy się, ja mam świeżo pomalowane paznokcie, nagle wchodzą bez pukania. O 16.30. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Jaja siebie robicie?”. Wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciasto, pożartowaliśmy. Jak odjechali, przestali się odzywać.

Wylałam wtedy teściowej swoje żale na Messengerze. Napisałam, że przykro mi, że nigdy nie przyjęli zaproszenia na święta, że szkoda, że karzą wnuka. Ona stwierdziła, że nic ze mną nie będzie sobie wyjaśniać.

Ustaliła z Igorem, że przyjedzie do nas w kolejną niedzielę. Dzień przed napisał do niej, żeby potwierdzić. Cisza. Postanowiliśmy więc wybrać się na spacer, bo była piękna pogoda. Wracając, zobaczyliśmy odjeżdżające sprzed bloku auto. Wysłała mu wiadomość: „Zrobiłeś to, żeby mnie poniżyć”. A potem poszła cała litania na mnie: że jestem wredna, że jego poprzednia dziewczyna była lepsza. Odpisał wtedy: „Jesteś podła”, i ją zablokował. Dzwoniła, nie odbierał. Mam szczęście, bo zawsze stał po mojej stronie.

Ale mimo że mocno zabolało mnie to, co napisała, wciąż chciałam, żeby było dobrze. Stwierdziłam, że mnie nie musi lubić, ale dobrze, żeby Adaś miał babcię. Namówiłam Igora, żeby sam z nim do niej pojechał. Podobno znów zaczęła się litania na mój temat. Jestem w stanie puścić to wszystko w niepamięć. Jedynym warunkiem jest, żeby teściowa mnie przeprosiła. Ale wiemy, że tego nie zrobi.

IWONA, 28 LAT

Kiedy teściowa dowiedziała się, że jej syn znalazł sobie kobietę z dwójką małych dzieci, nie była zachwycona. Dopiero pół roku po tym, jak zaczęliśmy się spotykać, zaprosiła nas do siebie. Miała być też siostra Piotra ze swoją rodziną. Do tej pory mam dreszcze, jak pomyślę o tej wizycie. Spodziewałam się grobowych min i że każdy będzie mnie lustrował. Martwiłam się, jak dzieci będą się zachowywać. Wszystkie moje obawy okazały się niesłuszne. Teściowa od razu w drzwiach powitała nas serdecznym uśmiechem, a moim dzieciom wręczyła czekoladki i spytała: „Będę mogła być waszą babcią?”. Przy stole nie było żadnego skrępowania, wszyscy dbali o dobrą atmosferę, nikt nie zadawał pytań, które mogłyby wprawić mnie w zakłopotanie.

Mieszkaliśmy w innych miejscowościach, ale na tyle blisko, żeby często się odwiedzać. Teściowa pracuje za granicą, trzy miesiące jest tam, a trzy na miejscu. Kiedy tylko była w domu, zapraszała nas do siebie na obiad, na herbatę. Moje dzieci rzeczywiście zaczęła traktować jak swoje własne wnuki.

Jak kończyliśmy z Piotrem budowę domu, teściowie zaproponowali, żebyśmy wprowadzili się do nich i zaoszczędzili na wynajmie mieszkania. Przez te pół roku pod jednym dachem nie mieliśmy ani jednego zgrzytu. Dbałam o to, żeby nie tworzyć sytuacji, w których teściowa mogłaby być niezadowolona. Cały czas z tyłu głowy miałam myśl, że to ich dom i musimy przestrzegać panujących w nim zasad. Przykład? Teściowej nie podobało się, jak układam naczynia w zmywarce, więc ustaliłyśmy, że będę je wstawiać do zlewu. Przez cały czas budowy rodzice Piotra pilnowali moich dzieci. Były dni, że widziałam je rano i potem dopiero przed snem, a oni ogarniali całą resztę. Przecież nie musieli, mogli powiedzieć: „Zawieź je do swojej matki”. Moje dzieci uwielbiają dziadków. Babcia robi najlepszy rosół i najpyszniejsze naleśniki.

Kiedy teściowa jest za granicą, dzwonię do niej częściej niż jej syn. A jak przyjeżdża do domu, to siedzimy i gadamy godzinami. Możemy się sobie wyżalić i razem się pośmiać. Nie zawsze się zgadzamy, ale nasze relacje oparte są na wzajemnym szacunku. Gdy jej się z czegoś zwierzę, mam pewność, że to zostanie między nami. Ostatnio złapałam się na tym, że jak mam jakiś problem, to jadę do mamy, obgaduję go z nią, a potem z teściową.

Rozmawiałyśmy kiedyś o tym, że dwie kobiety kochające tego samego mężczyznę nie powinny rywalizować. Doszłyśmy do wniosku, że ona zawsze będzie tylko matką Piotra, a ja tylko jego partnerką. I tak jest dobrze.

Raz tylko, na samym początku, mnie ostrzegła: „Zostaniesz moim wrogiem, jak skrzywdzisz Piotra”. Nie spodobało mi się to, ale potem zrozumiałam, że mówi z pozycji troszczącej się matki. Do mnie teraz też zwraca się: „dziecko”, „córciu”. Moja teściowa ma na imię Ewa i 90 procent jej wagi to dobre serce. O niej trzeba pisać w gazetach.

MAJA, 40 LAT

Poznałam teściową ponad cztery lata temu, półtora miesiąca po tym, jak zaczęłam spotykać się z Zofką. W parach nieheteronormatywnych nie zawsze jest oczywiste, że rodzice wiedzą o związku. U nas nie było ukrywania ani udawania – od początku klarowna sytuacja. Obie byłyśmy już po wielu latach innych relacji i przyzwyczajania do nich rodziców.

Mieszkamy w Warszawie, teściowie – w Bydgoszczy. Po raz pierwszy odwiedziłyśmy ich w drodze na żagle. Czekali z jedzeniem, winem, byli odświętnie ubrani i przejęci. Nasze relacje od początku były bardzo pozytywne.

Teściowa jest emerytowaną lekarką. Zna się na literaturze, sztuce, interesuje ją świat. Ma dystans i poczucie humoru. I nie ingeruje w nasze życie. Zawsze zachęcała swoje dzieci do nowych wyzwań i niezależności.

Zofka pracuje na uczelni, robi habilitację. Teściowa cieszy się ze wszystkich jej sukcesów, ale mnie też okazuje dumę i wsparcie, na przykład wtedy, gdy dostanę awans.

Nie wiem, na ile relacje z teściową różnią się, gdy spoiwem jest kobieta, a nie mężczyzna. U nas nigdy nie było rywalizacji.

Zwracam się do teściowej po imieniu, tak zaproponowała. Widujemy się kilka razy w roku. Atmosfera jest zawsze luźna, często siedzimy do późna, rozmawiamy, pijemy wino. Ale nie ma presji, że musimy spędzać razem sto procent czasu. Teściowa czasem lubi na chwilę odejść, pobyć sama. Dla mnie to zupełnie w porządku.

Zofka jest weganką, ja nie jem mięsa. Zawsze gdy przyjeżdżamy, lodówka jest pełna produktów wege, chociaż teściowa gotuje tradycyjnie.

Mama Zofki to moja druga teściowa. Z poprzednią też miałam dobre relacje, ale na zupełnie innej stopie. Były bliższe i bardziej koleżeńskie. Może wynikało to z mniejszej różnicy wieku, bo gdy ją poznałam, była lekko po czterdziestce. Często się zdarzało, że moja partnerka szła spać, a ja zostawałam z jej rodzicami do późna i gadaliśmy. Z mamą Zofki ta relacja jest inna, bardziej chyba traktuję ją jak teściową.

 

 

Autorka: Izabela O'Sullivan

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 15 stycznia 2022 r.