To, że znowu dałam się nabrać, boli chyba bardziej niż samo rozstanie

Czułość i Wolność

W ramach akcji społecznej „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach", prowadzonej wspólnie przez Kulczyk Foundation z „Wysokimi Obcasami", realizujemy cykl „Koleżankujmy się".

Chcemy zachęcić kobiety do przełamywania wstydu, do szukania wsparcia i odpowiedzi na trudne i ważne dla nich pytania i problemy, które często nie przechodzą przez gardło nawet w rozmowie z bliskimi. Zależy nam, by pomóc Czytelniczkom przemóc się, zapytać i otrzymać ekspercką odpowiedź.

Nasza Czytelniczka rozstała się z partnerem: W ostatnich dniach dowiedziałam się, że jestem emocjonalna, ale boję się emocji, że on tak bardzo chciałby mi tyle rzeczy powiedzieć, ale "nie umie". Przeżywałam "co to z nami będzie?" przez osiem miesięcy. Płakałam nocami w poduszkę za każdym razem, gdy pokazywał, jak bardzo ma mnie gdzieś, wysłuchując od osób trzecich, jak to „tobie może mówić wszystko, ale kiedy wyjeżdżasz i tak robi swoje" tylko po to, żeby w końcu usłyszeć od niego samego: „i tak by nam nie wyszło".

Szczerze mówiąc, to chyba mi ulżyło. Kiedy napisał mi to, gdyż akurat nie było mnie w mieście, a zadzwonić najwidoczniej nie miał odwagi, to z całych tych cholernych ośmiu miesięcy to były chyba najlepsze słowa, jakie mogłam kiedykolwiek wnieść do swojej świadomości. Tylko żal mi siebie samej. Dlaczego? Być może dlatego, że po wcześniejszym związku obiecałam sobie, że "więcej sobie tego nie zrobię". I co? To, że znowu dałam się nabrać, boli chyba bardziej niż samo rozstanie. Pisząc to słowo, śmieję się sama do siebie.

Rozstanie? Rozstają się ludzie, którzy są ze sobą, a my? Nie potrafię znaleźć określenia, kim dla siebie właściwie byliśmy. Ulżyło mi. Spadł ten cały ciężar, który nosiłam w sobie, to całe poczucie winy, że każda kłótnia i każde nieporozumienie to moja wina. Kochałam go. Bardzo go kochałam, ale... Czuję się jakoś lepiej... Lżej mi ze sobą. Mogę się tylko cieszyć, że całkowicie nie zatraciłam się w nim, jak to miałam w zwyczaju w poprzednich związkach. Może to w ogóle nie było prawdziwe? Dlaczego na siłę zmieniamy się dla innych, a oni nas porzucają?

Monika Sroka-Ossowska: Dziękuję za tę przejmującą wiadomość, w której opisuje Pani swoją ostatnią relację i przemyślenia z nią związane. Zastanawia się Pani, co Państwa łączyło i czy to można było nazwać związkiem. Rozumiem, że z perspektywy czasu mogą się pojawić takie wątpliwości, gdy z większym dystansem podchodzi Pani do tego, co się wydarzyło, i może przeanalizować swoje odczucia.

Każdy z nas ma inną emocjonalność, której trzeba się nauczyć

Napisała Pani, że miała wrażenie, że były partner zwodził Panią i nie angażował się w związek, Pani natomiast bardzo na nim zależało i obwiniała się Pani za problemy w związku. Warto pamiętać, że wpływ i odpowiedzialność za to, jak kształtuje się relacja, mają obie strony. Każdy z nas wnosi do związku swoje odczucia, doświadczenia, schematy postrzegania i działania. Każdy z nas ma inną emocjonalność, której trzeba się nauczyć, a przede wszystkim trzeba ją poznać, zrozumieć i zaakceptować. Do tego potrzeba chęci, otwartości i zaangażowania w relację. Wiadomo, że to wymaga czasu, który trudno jest określić konkretnymi ramami, jednak kilka miesięcy bycia razem zdaje się czasem pozwalającym na to, chociażby w części.

Bycie razem jest sztuką, trudnym wyzwaniem, z którym mierzymy się każdego dnia. Motywacje do bycia w związku są różne, czasem od samego początku mogą skazywać go na niepowodzenie, szczególnie gdy mamy nieprzepracowane treści dotyczące nas samych albo poprzednich relacji.

Nie wiemy, co stało za zachowaniem byłego partnera, jednak sprawiał on Pani ból i unikał konfrontacji, pozostawiając Panią długo w niepewności. Pani natomiast wspomina o swojej tendencji do zbyt mocnego angażowania się w związki, „zatracania się" w nich. Może to świadczyć o jakiejś trudności w ustalaniu i pilnowaniu swoich granic, co w konsekwencji może być dla Pani raniące.

Czasami pojawia się poczucie „bycia razem, ale osobno"

Ważna jest też „wizja związku", a więc nasze potrzeby, wyobrażenia i możliwości, którymi dysponujemy do ich zaspokojenia. Być może u Państwa były one różne i dlatego pojawiło się poczucie „bycia razem, ale osobno". Te różnice, szczególnie jeśli są duże i w bardzo istotnych dla nas aspektach, utrudniają zaangażowanie się w związek, a to zaangażowanie jest niezbędnym elementem budowania długotrwałej relacji, motywowania się do podejmowania wysiłków i dbania o siebie nawzajem.

W budowaniu i funkcjonowaniu związku poza odczuwanymi emocjami kluczowe są też szacunek, zaufanie i dobra komunikacja.

Z wiadomości wynika, że niestety w Państwa relacji te elementy nie były obecne. Zrozumiała więc może być Pani ulga po zakończeniu tego związku, bo faktycznie stan napięcia i niepewności, jaki towarzyszył Pani w tej relacji, mógł doprowadzić Panią do psychicznego wyczerpania. Oczywiście nie jest tak, że uczucia, które żywiła Pani do tego mężczyzny, znikną z dnia na dzień, jednak to, że już teraz przygląda się Pani temu, co się wydarzyło, i ma świadomość, że nie było to dla Pani dobre, to krok w kierunku szukania możliwości, aby sobie pomóc i nie dopuszczać do podobnych sytuacji w przyszłości.

Dopasowywanie się do siebie nie oznacza podporządkowania

Ważny również był poruszony przez Panią wątek zmieniania się dla innych. Warto zadać sobie pytanie, czy o to chodzi w związku, aby na siłę zmieniać się dla drugiej osoby? Jeśli tak miałoby być, to z kim właściwie ta osoba by była: ze mną realną czy z jego idealną wersją kobiety? Czy dobrze czuję się, gdy gram, zakładam maski, robię coś wbrew sobie, aby przypodobać się komuś? Zazwyczaj odpowiedź na te pytania brzmi: nie. Jak długo potrafię pomijać swoje potrzeby? I zasadnicze pytanie: Po co ja właściwie to robię? Próba odpowiedzi na te pytania może pomóc lepiej zrozumieć sens bycia razem.

Oczywiście, gdy jesteśmy w związku, dopasowujemy się do siebie, idziemy na pewne kompromisy, ale to nie jest równoznaczne z podporządkowywaniem się oczekiwaniom drugiej strony i pomijaniem własnego „ja". Rozstania, nawet te oczekiwane czy przynoszące dla nas pozytywne konsekwencje, oddziałują na nas emocjonalnie, bo są zmianą, a zmiany wymagają czasu na zaadaptowanie się do nowych okoliczności i możliwości.

Warto przyjrzeć się swoim potrzebom

Ważne jest, aby tak jak Pani, mówić o swoich emocjach, wewnętrznych rozterkach, starać się zrozumieć, jak wyglądała ta relacja, dlaczego tak wyglądała, jakich zachowań unikać, aby tym samym budować głębsze, bardziej satysfakcjonujące relacje. Być może warto przyjrzeć się sobie, swoim potrzebom, emocjom, mocnym i słabszym stronom, aby zminimalizować ewentualne straty emocjonalne wynikające z wchodzenia w relacje partnerskie.

Wzmacniające mogą być rozmowy z bliskimi, a przede wszystkim specjalistyczne wsparcie psychologiczne, dzięki któremu można spojrzeć na kwestie siebie w związku z szerszej perspektywy. Podczas terapii mogłaby się Pani zastanowić nad rozwiązaniami, które pomogłyby Pani lepiej sobie radzić z podobnymi wyzwaniami w przyszłości. Mam nadzieję, że moja odpowiedź okaże się pomocna. Pozdrawiam serdecznie.

______

Czego potrzebujesz, by pozwolić sobie na czułość i wolność? Czego chciałabyś się dowiedzieć, a może wstydzisz się zadać to pytanie osobie, którą znasz? Co potrzebujesz skonsultować? Czy coś Cię niepokoi, albo masz intuicję, że coś jest ważne, ale nie znajdujesz jeszcze w sobie sposobów na rozwinięcie tej kwestii? Pisz do nas: pytanie@wysokieobcasy.pl lub bzurek@agora.pl z dopiskiem „Koleżankujmy się”

Opracowanie: Beata Żurek 

Monika Sroka-Ossowska jest psychologiem, mediatorem i terapeutą. Pomaga także on-line indywidualnym pacjentom na platformie Avigon.pl.

Zdjęcie: pexels.com

Tekst opublikowany w ramach cyklu „Koleżankujmy się” w serwisie wysokieobcasy.pl

8 listopada 2021 r.