Wypnij pierś jak bokserka

Czułość i Wolność

Mówią, że mowa ciała bywa ważniejsza niż słowa.

– Zwróć uwagę, że gdy przywódca stada lub plemienia konfrontował się z innym przywódcą, to prezentowali swoje ciała, starali się wyglądać na wyższych i silniejszych. Mierzyli się wzrokiem. Dziś mamy ringi bokserskie – zanim nastąpi walka, jest pojedynek wzrokowy. Zawodnicy patrzą na siebie twardo, by udowodnić, który jest ważniejszy. Takie pojedynki są też na salach sądowych, w polityce, w czasie ważnych negocjacji. Trzeba ciało przygotować, żeby nam służyło, a nie przeszkadzało. I my, kobiety, mamy szczególnie dużo pracy na tym polu.

Dlaczego akurat kobiety?

– A dlatego, że gdy dochodzi do konfrontacji, kobiety najczęściej spuszczają oczy. Taki mamy nawyk skromności, takie wychowanie. I przegrywamy. Bo kto pierwszy spuszcza wzrok, ten jest uznawany za słabszego. Nie jesteśmy przygotowane na to, żeby mierzyć się, udowadniać swoją siłę. Oczywiście od tej reguły są wyjątki. Często kobiety sukcesu, twarde, zdecydowane, wytrenowały sobie te umiejętności. Dlatego radzę – ćwiczcie się pilnie w sile spojrzenia.

Odważne spojrzenie może się przydać nie tylko w negocjacjach.

– Przydaje codziennie. Sprawia, że dziewczyna czy kobieta odbierana jest jako zdecydowana i pewna siebie, a nie pasywna. Łatwiej jej przekonać do swoich racji i osiągnąć cel. Wzrokiem możemy też szybko i skutecznie okazać dezaprobatę. Wyobraź sobie, że ktoś w towarzystwie, często mężczyzna, opowiada niewybredny dowcip. Mrużysz oczy, ściągasz brwi lub podnosisz je w górę. Wystarczy jedna chwila, żeby każdy zrozumiał, że nie aprobujesz takich dowcipów. To jest sygnał wyemitowany przez ciało dużo szybciej niż jakikolwiek komunikat werbalny.

Tylko spojrzenie mamy słabsze?

– Nie tylko. W porównaniu z mężczyznami jesteśmy zwykle niższe i drobniejsze. Mężczyźni – szersi w ramionach, wyżsi – mają po prostu przewagę przestrzenną. Rzadko która kobiet ją wytrzyma. Jak myślisz, co robimy?

Kulimy się?

– Tak. A dla mężczyzny to informacja: boi się, pewnie jest nieprzygotowana, jest słabsza, gorsza. Dlatego powinnyśmy pracować nad tym, aby się prostować, świadomie organizować przestrzeń wokół siebie. Silna kobieta jest wyprostowana. Nie jestem wielką zwolenniczką konfrontacji, lepiej próbować się dogadać, ale powinnyśmy pracować nad językiem ciała, żeby sobie pomóc. Są sytuacje, nierzadko biznesowe, że konfrontacja jest konieczna, a czasem nawet uzdrawia relacje.

Ale przecież wiele z nas wychowano na sympatyczne i ze spuszczonym wzrokiem.

– Kobiety często przenoszą pewne zachowania z dzieciństwa. Na przykład te z dużym biustem, które wcześnie zaczęły dojrzewać, miały problem z akceptacją siebie. Wyglądały inaczej niż rówieśniczki, nie chciały się wyróżniać, więc się garbiły, kuliły, chowały biust. Nawyk często pozostaje i jest nieuświadomiony w dorosłości. Siedem na dziesięć moich klientek cechuje właśnie taka postawa. Tu apel do rodziców! Mówcie dziewczynkom, żeby chodziły prosto, dumne, że wszystko jest w porządku, nie ma powodu do wstydu. W ogóle budowanie silnej kobiety zaczyna się w domu, we wczesnym dzieciństwie, a potem w okresie dojrzewania.

Mogę pomóc córce lepiej zrozumieć ciało?

– Możesz i powinnaś pracować nad tym, żeby była pewna siebie. Wtedy tę pewność będzie widać w jej wyprostowanej postawie, podniesionej głowie, pewnym spojrzeniu. Niech śpiewa, bierze udział w konkursach, niech osiąga sukcesy. A nawet jeśli sukcesu nie będzie, twoja w tym rola, żeby porażkę obrócić w osiągnięcie. Kiedy córka się martwi, że pomyliła się w wierszyku, powinna usłyszeć: „Byłaś fantastyczna, najodważniejsza w naszej rodzinie. Jesteśmy z ciebie z tatą bardzo dumni”. Niech dziewczynka nigdy w życiu nie usłyszy: „nie dasz rady”, „znów się nie udało”. Kiedy w uszach będzie jej brzmiało: „jesteś dzielna”, „jesteś odważna”, „warto spróbować”, to się przełoży na całe życie. Da jej pewność i zadowolenie z siebie, które będą promieniowały na jej relacje z rówieśnikami, kontakty międzypłciowe, naukę i pracę.

Wystarczy mi dziesięć minut, żeby w grupie dziesięciu dorosłych kobiet wskazać te, które od dzieciństwa słyszały: „jesteś super”. I te, którym podcinano skrzydła.

Mamy świadomość, jakie to ciało jest ważne?

– Mam wrażenie, że wciąż wiele osób nie docenia mowy ciała, choć organizowane są szkolenia i coraz więcej mówi się na ten temat. Na szczęście, bo to przecież najbardziej uniwersalna komunikacja, która towarzyszy nam od zarania dziejów. Najpierw była postawa, a później głos, słowo. Dlatego nie tylko od tego, co mówimy, ale także co mówi nasze ciało, zależy sukces – w czasie prezentacji, podczas rozmowy o pracę, w czasie spotkań ze znajomymi. Język gestyczny, mimika, tembr głosu – to wszystko sprawia, jak jesteśmy odbierani. Już starożytna retoryka stworzyła cały katalog znaków, które pomagają nam skutecznie przyciągać uwagę i efektywnie występować przed publicznością.

Te znaki się nie zestarzały?

– A skąd. Zachowaj postawę otwartą, zwracaj się do ludzi, nawiąż kontakt wzrokowy. To wszystko jest aktualne i bardzo ważne.

Łatwo ci mówić. Ale jak to wcielić w życie?

– Trzeba sobie uświadomić, jak pracuje nasze ciało – jakie wykonujemy gesty, jak stoimy czy siedzimy, jakimi gestami wspieramy to, co mówimy. Ważne też, czy ciało współgra z treścią naszych słów. To bardzo istotne, bo wtedy jesteśmy wiarygodni.

Naprawdę warto poświęcić czas, żeby zobaczyć siebie z boku, jak się zachowujemy i jak zachowuje się nasze ciało. Możemy odkryć reakcje, których byśmy się po sobie nie spodziewali.

Jakie na przykład?

– Wielu z nas nie wie, że nie umie utrzymać kontaktu wzrokowego. Często moi klienci dostrzegają dopiero na nagraniu, że patrzą uparcie w sufit albo na podłogę zamiast na tych, do których mówią. Albo że wykonują nerwowe ruchy – manipulują trzymanym w ręku przedmiotem, np. długopisem. Albo nerwowo potrząsają głową. Czasem garbią się i kulą. Czasem wiercą. Albo w pozycji siedzącej na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze. Tylko ta jedna noga buja się jakoś nerwowo.

To niech się buja. Niech mówca sobie patrzy w sufit. Nie może?

– Może. Ale musi się liczyć z tym, że kiepsko wypadnie w czasie prezentacji, że nie przyciągnie uwagi, nie zainteresuje swoją wypowiedzią, nie przekona do swoich racji. Nerwowymi ruchami może wręcz rozproszyć uwagę lub skierować ją nie tam, gdzie trzeba. Przede wszystkim takie zachowanie mówi: jestem niepewny tego, co mówię i robię. Od sposobu, w jaki się zachowujemy, może zależeć, czy uda nam się uzyskać czyjeś poparcie, czy damy radę sprzedać produkt albo otrzymać pracę. Czasem ktoś jest świetnym fachowcem, sprzedaje doskonały produkt, a mimo to klient wybiera gorszy produkt, pracodawca decyduje się zatrudnić mniej kompetentnego pracownika. I za tymi wyborami stoi nie tylko jakość czy merytoryczna kompetencja, ale sposób, w jaki zostały one zaprezentowane.

A gdy już wiem, jakie błędy popełniam, co mi doradzisz?

– Samoobserwacja dostarcza cennych wskazówek, z czym trzeba popracować. Drugim krokiem powinna być praca nad sobą. Każdy z nas ma w domu lustro. Trzeba przed nim stanąć i obserwować się w akcji. A potem próbować samodzielnie się korygować albo poprosić o pomoc specjalistę. To nic dziwnego i nienormalnego, że popełniamy błędy. Na palcach rąk mogę policzyć osoby, które spotkałam na swojej ponaddwudziestoletniej drodze zawodowej i które były absolutnie gotowe do wystąpień publicznych. Tacy ludzie czują się na scenie prezentacji jak ryby w wodzie, ponieważ mają naturalne umiejętności i określone cechy osobowości. To urodzeni mówcy. Jednak pozostali pewnych zasad mogą się nauczyć, oswoić stresujące dla większości z nas wystąpienia publiczne. Już starożytni to wiedzieli. Dwa tysiące lat temu Cyceron powiedział: „Poetą się rodzisz, mówcą się stajesz”.

Nie ma ludzi niewyuczalnych?

– Spotkałam wiele razy osoby, które mówiły, że wystąpienia publiczne nie są dla nich. Po pewnym czasie wypadały świetnie, ponieważ ciężko na ten sukces zapracowały. Nigdy nie obiecuję, że z każdego zrobię Marka Kondrata czy Danutę Stenkę, ale dzięki pracy można dużo osiągnąć. Ileż razy jest tak, że ktoś niespodziewanie dla siebie samego stanął przed wyzwaniem, że musi reprezentować firmę, zespół, wypowiadać się w imieniu prezesa czy zarządu spółki. Czasem trzeba udzielić wywiadu. Jednej osobie przygotowanie zajmuje kilka tygodni, bo jest zdolna i zdeterminowana. Dostaje kilka wskazówek, poznaje kilka zasad i postęp widać bardzo szybko. A czasami praca z własnym ciałem, głosem, sposobem komunikacji, językiem zajmuje lata. Jednak warto ten trud podjąć. Kompetencje komunikacyjne zabieramy ze sobą do każdej podejmowanej pracy, o podniesieniu atrakcyjności towarzyskiej nie wspomnę.

Teoria teorią, ale jak przyjdzie stres, to człowiek języka w gębie zapomina. A co dopiero zapanować nad nogą i się nie garbić.

– Często się zdarza, że mój klient zapewnia: dobrze wiem, co i jak chcę powiedzieć. A gdy proszę, żeby to zrobił, zaczyna się jąkać, brakuje słów, płynności. Podczas tej warsztatowej rozmowy komfortowo siedzimy sobie przy kawie i wcale się „nie stresujemy”, a i tak sytuacja wyzwala u mówiącego pewne napięcie związane z moją oceną, i co ważniejsze, słuchaniem samego siebie.

Bywa i tak, że ktoś jest świetnie przygotowany merytoryczne, znakomicie zna swoją zawodową dziedzinę, ale nie jest gotów, by mówić do publiczności. Zaczyna robić nerwowe gesty, nie panuje nad głosem, zapomina synonimów, traci poczucie humoru, a czasem także traci wątek. Niestety, zdarza się, że zwycięża stres. Najpierw atakuje ciało, czujemy dyskomfort, głos drży, a sprawność intelektualna się obniża. Na tremę są różne sposoby. Systemowo trzeba wyeliminować ryzyko związane z wystąpieniami publicznymi.

Od czego zacząć?

– Pomaga przekonanie, że jesteśmy świetnie przygotowani. Oswajamy też nasze wystąpienie, jeśli doskonale wiemy, co i do kogo będziemy mówić. Warto jednak pamiętać, że nawet gdybyśmy nauczyli się tekstu na pamięć, w momencie stresu ta pamięć może zawodzić. Przyda się ściąga, a w głowie schemat wystąpienia, nazywany strukturą.

Koniecznie trzeba wcześniej poćwiczyć. Przedpolem może być własny pokój, wystąpienie przed bliskimi. Świadomość, że umiem materiał, że mam na wszelki wypadek dwa pendrive’y, gdyby pierwszy nie odpalił, dodaje pewności siebie. Czasem podczas próby warto ubrać się w strój, w którym będziemy występować. Miałam już sytuacje, że klient nagle decydował się przesunąć guzik marynarki albo klientka stwierdziła, że buty absolutnie nie pasują odcieniem do reszty kreacji i kończyło się zakupem nowej pary szpilek. Dlatego do tej próby stroju namawiam szczególnie kobiety, bo może się okazać, że ubranie jest niewygodne, w zbyt krótkiej lub ciasnej spódnicy czujemy się niekomfortowo. W końcu podczas wystąpienia trzeba oddychać, a do tego potrzebna jest przepona.

Serdecznie polecam też jeszcze jedną moją metodę. Przed ważnym wystąpieniem skup się na sukcesach, nie porażkach. Zamiast się katować wspomnieniem: „Zaciąłem się na tej prezentacji w Białymstoku, i to było straszne”, lepiej przywołać wspomnienia w stylu: „W Paryżu mówiłam jak z nut”. Pamięć sukcesu poprawia samopoczucie.

A wiesz, co jest najfajniejsze? Że wystąpienia mogą się nam spodobać. Choć tak stresują, z czasem uzależniają. Często od dramatycznych pierwszych spotkań, gdy człowiek się jąkał, pocił i nie wiedział, co zrobić z rękami, dochodzimy do wystąpień, w czasie których opanowany mówca stopniuje napięcie, a ciało i głos pomagają mu, a nie przeszkadzają. Pracowałam z wybitnym lekarzem, który miewa prezentacje na całym świecie. Gdyby miał napisać wykład, byłby to wykład doskonały. Ale gdy mówił, zacinał się, używał dźwięków redundantnych, gubił myśl. Cieszę się, że mój lekarz, moja prawniczka, ekonomistka, prezeska robią wspaniałe postępy.

Często się zdarza, że mowa ciała pozbawia kogoś ważnej szansy?

– Bardzo często ferujemy wyroki na podstawie jednego sygnału. A przecież mowa ciała to język, zespół sygnałów powiązanych jakimiś regułami. Nie powinniśmy się koncentrować na jednym znaku, ale często tak robimy. I okazuje się, że ktoś zestresowany nie patrzy nam w oczy, więc uznajemy, że to osoba, której nie warto zaufać. Albo siedzi ze skrzyżowanymi nogami, więc oceniamy, że na pewno nie będzie umiał współpracować, choć to świetny fachowiec.

Tu się pojawia odwieczne pytanie – co jest ważniejsze, zawartość czy opakowanie.

– Opakowanie, czyli to, jak się prezentujemy, a zawartość, czyli kompetencje, doświadczenie, wiedza. Jesteśmy mistrzyniami, jeśli chodzi o opakowanie w kontaktach towarzyskich. Ta sama zasada obowiązuje w biznesie. Warto przygotować opakowanie adekwatnie do okoliczności. Jeśli na spotkanie zarządu wpadnę w plażowej sukni, to mogę poczuć się gorzej, niż gdybym była ubrana stosownie. Stosowność dodaje pewności. W pewnych okolicznościach biznesowych nawet pasek od zegarka, spodni i buty powinny współgrać, a wysokość obcasa kobiecego buta musi być ściśle określona. Oczywiście zawartość jest kluczowa, ale musi być dobrze opakowana, aby została doceniona. A my mamy wtedy poczucie wpływu na rzeczywistość. Czy nie o to chodzi w komunikacji?

Pandemia w tym nie pomaga.

– Skutki izolacji będą widoczne przez kolejne lata. Będziemy mieć coraz więcej lęków w kontaktach społecznych i problemów w relacjach międzyludzkich. Gdy jesteśmy razem, uczymy się siebie wzajemnie, oswajamy się. A teraz jesteśmy odgrodzeni szklaną szybą. Przyzwyczajamy się do życia online, zaczynamy je z czasem lubić, bo wydaje się wygodne. Ale odbieramy mniej sygnałów, nie słyszymy niuansów w głosie. Uboższa jest mowa ciała, inaczej budujemy zdania. Są coraz krótsze, ograniczone do przekazywania informacji. Umyka nam rozmowa. Na zebraniu online nie widzisz np., że kolega poirytowany rusza nogą, bo on ma tę nogę pod stołem, a ty widzisz tylko jego twarz i grę na tej twarzy.

Albo czarny prostokąt.

– Świat staje się coraz mniej realny, a to sztuczne i szkodliwe. Nie wytwarza się swoista energia, jak wtedy, gdy ciało rezonuje z drugim ciałem, możemy się dotknąć, poczuć ciepło dłoni. Dochodzi do sytuacji, gdy każdy jest niezależnym atomem. Atomizujemy nasze relacje międzyludzkie. Pogłębia się izolacja. Czasem, gdy ktoś jest smutny, wystarczy przytulić. Spróbuj to zrobić online! Brakuje nam dotyku, tracimy swobodę obserwacji. Będziemy mieli ze sobą dużo pracy. Mam nadzieję, że to są straty do nadrobienia.

Urszula Kuleta – trenerka wystąpień publicznych i skutecznej komunikacji

Autorka: Agnieszka Urazińska

Tekst ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” 25 września 2021 r.