Czym jest wulwa?
W języku angielskim „vulva" (z łac.) to określenie na zewnętrzną część żeńskich genitaliów. Po polsku mówimy „srom", ale ponieważ kobiety (w tym i ja) z różnych przyczyn nie lubią tego słowa i od niego odchodzą, to coraz częściej spolszcza się jego pisownię.
A więc wulwa składa się m.in. ze wzgórka łonowego, dwóch warg sromowych zewnętrznych i dwóch wewnętrznych, łechtaczki oraz przedsionka pochwy.
Jak bardzo masaż wulwy różni się od masażu tantrycznego czy chociażby masażu krocza przeprowadzanego przed porodem?
Masaż, który wykonuję, czerpie z masażu tantrycznego i tao, ale też z mojego doświadczenia instruktorki treningu mięśni dna miednicy oraz douli, czyli towarzyszki kobiet w okresie okołoporodowym, podczas samego porodu i w połogu. Sposób masażu dostosowuję do osoby, która do mnie przychodzi, w zależności od sygnalizowanego przez nią problemu i potrzeb.
Natomiast tym, co najbardziej różni ten masaż od tantrycznego czy mapowania joni, jest brak wyłącznego ukierunkowania na punkt G. Celem nadrzędnym nie jest więc przyjemność seksualna.
Ale może nim być?
Przyjemność może się pojawić. Miałam klientki, które podczas masażu przeżyły orgazm, albo takie, które w jego trakcie były blisko przeżycia ekstazy, ale nie potrafiły lub nie chciały dojść przy mnie. Potem mówiły, że będąc w stanie głębokiego rozluźnienia po masażu, o wiele łatwiej i szybciej doprowadzały się same do orgazmu już w domu.
Ale jeśli przychodzi do mnie kobieta, którą boli blizna po nacięciu krocza podczas porodu, to zatrzymujemy się na tym etapie, nie wnikam w jej seksualność, jeśli ona tego nie chce.
Co jeszcze wyróżnia masaż wulwy?
W przeciwieństwie do masażu tantrycznego mój masaż nie odbywa się w ciszy. Cały czas pozostaję w kontakcie z osobą, którą masuję. Muszę mieć pewność, że czuje się komfortowo, że w trakcie seansu nie odczuwa bólu, że nie przekraczam niechcący jej granic. Potrzebuję na bieżąco wiedzieć, jak się czuje, ponieważ pod wpływem mojego dotyku może jej się na przykład przypomnieć trudne doświadczenie nadużycia seksualnego i warto się nad tym zatrzymać.
Podczas seansu tłumaczę krok po kroku: „Teraz dotknę mięśnia, który okala wejście do pochwy, możesz poczuć to i to, jeśli poczujesz coś innego, to od razu mi mów, bo to znaczy, że mięsień się napina". Ten dialog między nami jest więc bliższy dialogowi, który spotykamy na co dzień w gabinecie fizjoterapeuty uroginekologicznego.
Każde kolejne spotkanie z tą samą osobą jest też zawsze poprzedzone choćby krótką rozmową. O samopoczuciu, potrzebach, ewentualnych obawach oraz wszelkich odczuwanych dolegliwościach, zwłaszcza w obrębie miednicy.
Zdarza się, że spotkanie kończy się na samej rozmowie?
To, ile będzie trwała rozmowa poprzedzająca masaż, zależy przede wszystkim od osoby, która się do mnie zwraca o pomoc. Jedne spotkania mogą być w dużej mierze przegadane, a inne – poświęcone wyłącznie pracy z ciałem i dotykowi. Ponieważ spotkanie jest długie – całość trwa około dwóch i pół godziny – to dotychczas się nie zdarzyło, abyśmy poprzestały na samej rozmowie.
A jak wygląda sam masaż?
Po wstępnej rozmowie zapraszam klientkę do rozebrania się na tyle, na ile czuje się komfortowo, i do położenia na brzuchu na typowym stole do masażu. Oczywiście kobieta w ciąży kładzie się na boku, nie na brzuchu. Najczęściej klientka jest przykryta prześcieradłem lub ręcznikiem dla własnego komfortu, a ja masuję cały tył jej ciała. Następnie proszę o położenie się na plecach, żebym mogła wymasować cały przód, łącznie z twarzą, szczękami (to bardzo ważne, ponieważ napięte szczęki zwykle towarzyszą napiętym mięśniom dna miednicy), piersiami i brzuchem. Masuję przy użyciu oleju ryżowego.
Jeśli kobieta jest chętna na masaż intymny, zakładam rękawiczki jednorazowe i stosuję specjalny olejek do masażu krocza oraz lubrykant na bazie wody. Masuję wzgórek łonowy i wargi zewnętrzne oraz wewnętrzne, pytając, czy kobieta odczuwa gdzieś ból, drętwienie lub cokolwiek, co ją niepokoi. Jeśli mam zgodę, to dotykam delikatnie okolicy łechtaczki i napletka łechtaczki – to zwykle bardzo erogenna strefa, ale może być też kojarzona z bólem i przekroczeniem, więc robię to za zgodą kobiety, czasem intuicyjnie, a czasem zgodnie z jej wytycznymi. Tu wspólnie sprawdzamy, jaki dotyk jest przyjemny i odprężający, a jaki drażniący lub bolesny. Dzięki temu sama kobieta może rozpoznać, co lubi, a czego nie.
Dalej przechodzę do okolicy wejścia do pochwy oraz krocza – jeśli krocze było szyte, to tu może być wyczuwalna pod palcami blizna. Rozmasowuję mięsień opuszkowo-gąbczasty, który zwiera wejście do pochwy i bywa bardzo boleśnie napięty, utrudniając lub całkowicie uniemożliwiając waginalne współżycie penetracyjne. Na koniec – jeśli mam zgodę – wsuwam palec głębiej do waginy, gdzie również mięśnie bywają napięte. W ten sposób mam już dostęp do mięśni dna miednicy i choć nie pracuję jak fizjoterapeutka uroginekologiczna, to mogę je rozmasować w celu ich zrelaksowania.
Gdy ta część masażu się kończy, upewniam się co do samopoczucia kobiety, sprawdzamy, czy nie został w jej ciele żaden ból lub napięcie oraz czy emocjonalnie czuje się dobrze i bezpiecznie.
Skoro masaż nie jest ukierunkowany jedynie na naszą seksualność, to kto może lub powinien z niego skorzystać?
Masuję wszystkie kobiety, bez względu na wiek, stan zdrowia, doświadczenia. Masuję też kobiety w zdrowej, czyli fizjologicznej ciąży, choć tu oczywiście masaż przebiega inaczej, ponieważ muszę dbać o to, żeby nie zaszkodzić i nie wywołać akcji skurczowej, za to od pewnego momentu ciąży możemy się skupić na nauce masażu krocza do porodu. W zasadzie nie ma żadnych przeciwwskazań do takiego masażu, miesiączka również nim nie jest.
Kobiety przychodzą do ciebie z już zdiagnozowanym problemem czy raczej przeważają osoby szukające odpowiedzi na pytanie: co mi jest?
Część kobiet przychodzi z bardzo jasno określonym problemem. Mówią na przykład, że mają bolesne współżycia, i to w bardzo konkretnej pozycji, i chcą się dowiedzieć, jak można to zmienić. Te osoby są bardzo świadome swojego ciała i chcą wspólnie pracować nad tym bólem. Ale są też takie, które mówią: „Nic nie wiem o swojej kobiecości, nie wiem, co lubię, nie umiem się nawet sama »tam« dotknąć". Te kobiety najczęściej czują, że nie mają ze swoją miednicą i miejscami intymnymi żadnej relacji, często nie doświadczyły w życiu ani jednego orgazmu, nie wiedzą, jak wygląda ich wulwa, chciałyby nauczyć się dotyku, który jest dla nich dobry, a nawet przyjemny.
Są też takie, których problem jest przede wszystkim natury medycznej: mają bolesne miesiączki, urodziły się z zespołem MRKH (wrodzony brak lub niedorozwój macicy i pochwy), cierpią z powodu pochwicy.
Jest też grupa kobiet, które są szczęśliwe ze swoim ciałem, nic im nie dolega, ale szukają sposobu na relaks, lubią być masowane, a nikt nigdy dotąd nie uwzględniał podczas seansu tych części ciała.
Najliczniejszą grupą moich klientek są jednak osoby, które próbują poradzić sobie z traumą po doświadczeniu przemocy i nadużyć seksualnych, kobiety, które mają za sobą dramatyczne porody, doświadczyły przemocy położniczej, które nie pogodziły się z tym, jak wygląda ich wulwa po porodzie. A traumy te bardzo mocno odkładają się w postaci napięć w ciele oraz „odcinają" kobiety od ich miednicy i seksualności.
Praca z takimi osobami jest najtrudniejsza?
Na pewno jest raczej długotrwała i powinna być kompleksowa. Przede wszystkim warto, by osoby, które doświadczyły przemocy seksualnej, przeszły klasyczną psychoterapię. W trakcie lub po zakończonej terapii te osoby często czują, że potrzebują jeszcze dodatkowo pracy z ciałem. Najczęściej mówią, że czują, iż ciało wciąż „trzyma" tę traumę i brakuje im momentu domknięcia procesu zdrowienia przez ciało. A on może przyjść m.in. właśnie dzięki masażowi.
Ale nie tylko doświadczenie traumy, która napięła ciało, wymaga cierpliwej pracy. Także niektóre medyczne dysfunkcje, jak na przykład pochwica. Pamiętam klientkę, z którą pracowałam przez wiele miesięcy, bo kiedy pierwszy raz do mnie przyszła, do jej pochwy mogłyśmy wprowadzić zaledwie opuszek palca, tak bardzo zaciśnięte były jej mięśnie. Po kilku miesiącach udało nam się wprowadzić cały palec. To wielki sukces! Oczywiście w przypadku pochwicy sam masaż także nie wystarczy, równolegle taka pacjentka powinna być prowadzona przez fizjoterapeutkę uroginekologiczną, często również warto rozważyć klasyczną psychoterapię lub konsultację z seksuolożką.
Zresztą zawsze jeśli źródłem problemu są dysfunkcje natury medycznej, terapia powinna być prowadzona co najmniej dwutorowo. Sam masaż byłby niewystarczający, nie poradzimy sobie w ten sposób chociażby z bolesnymi miesiączkami, jeśli ich przyczyna tkwi w nieleczonej endometriozie. Tak jak nie pomoże ci masaż pleców, jeśli ból jest spowodowany kolką nerkową.
Przychodzą też kobiety w trakcie menopauzy lub po niej?
Jak dotąd nie masowałam kobiety po sześćdziesiątce, 50+ to górna granica wiekowa. Ale jedna z moich klientek opowiedziała o masażu swojej babci, która po wysłuchaniu drobiazgowej relacji poprosiła wnuczkę o umówienie na seans. Jeszcze się w moim gabinecie nie pojawiła, ale liczę na to, że będą przychodzić i starsze kobiety.
Co im może taki masaż przynieść?
Przede wszystkim może być ciekawym doświadczeniem rozwijającym ich seksualność. Wyobrażam sobie, że dla kobiety wychowanej w zupełnie innych czasach i w innym podejściu do ciała może być to wzbogacające przeżycie. Pamiętajmy też, że kobiety, które rodziły w czasach PRL-u, mają prawo mieć realną traumę po tym zdarzeniu – nie bez powodu nazywamy te czasy „betonowym położnictwem" – tak więc może to być też dla nich element odzyskiwania tego doświadczenia.
Z innej strony patrząc – ponieważ jestem też instruktorką treningu mięśni dna miednicy, jestem odpowiednią osobą do rozmowy, gdy kobieta zmaga się z nietrzymaniem moczu, co może się zdarzać osobie w wieku okołomenopauzalnym i nie powinno być tematem tabu, tylko zwykłym obszarem do rozmowy o tym, jak zmienić nawyki i jak samej sobie pomóc, bo być może żadna operacja nie będzie potrzebna.
Z jeszcze innej strony – w okresie menopauzy spada ilość wydzielanych estrogenów w organizmie, co negatywnie wpływa na błonę śluzową waginy, która robi się cieńsza, suchsza i bardziej podatna na otarcia i mikrourazy, przez co współżycie zaczyna być bolesne. Regularny (auto)masaż będzie wpływał pozytywnie na tkankę, która będzie lepiej ukrwiona, odżywiona i wilgotniejsza. Zatem można powiedzieć, że taki masaż w przypadku kobiety w wieku okołomenopauzalnym będzie profilaktyką bolesnego współżycia. Same plusy!
Wstyd bywa dominującym uczuciem w twoim gabinecie?
Kobiety, które do mnie przychodzą, są świadome tego, na jaki masaż przyszły. Wiedzą, że będziemy pracować na całym ciele, od czubka głowy aż po strefy intymne, o ile zechcą. Ale ważne jest, aby pamiętały, że mogą zawsze powiedzieć: „Jestem gotowa się rozebrać, ale jeszcze nie jestem gotowa, aby mnie tam masować". Osoba masująca – w tym wypadku ja – musi taką deklarację uszanować i jest to też element wspólnej pracy, to kobieta wyznacza mi granice, w których się poruszam. Od pierwszego spotkania podkreślam, że nie pracujemy pod przymusem, że można przyjść kilka razy i powoli się otwierać. Są kobiety, które dopiero po kilku spotkaniach się rozbiorą, a po kilku następnych pozwolą się dotknąć. Nie wolno przyspieszać tego procesu.
Trzeba też pamiętać, że nasze potrzeby się zmieniają, choćby w zależności od momentu cyklu, nastroju i wrażliwości ciała na dotyk. Dlatego nawet jeśli ostatnim razem stała klientka chciała masażu wulwy, to tym razem ponownie zapytam ją o zgodę, bo dziś ma prawo nie mieć ochoty na taki dotyk.
W moim gabinecie dużo rozmawiamy o skrępowaniu, dlatego też, jak już wspomniałam wcześniej, nie pracuję w ciszy. Rozmawiam z klientką także po to, aby dotknąć tego wstydu, rozbroić go.
Ale wstyd to nie tylko obawa przed rozebraniem się, wstydzimy się też artykułować swoje potrzeby, werbalizować sprzeciw.
Bardzo istotne jest dla mnie wspieranie kobiet w odzyskiwaniu własnego ciała, w nauce sygnalizowania potrzeb oraz w nauce stawiania granic. Masaż wulwy może wspomóc kobiety w procesie uczenia się artykułowania zarówno swoich pragnień, jak i niewygody, a przede wszystkim zdolności do wypowiedzenia słowa „nie".
Jako edukatorka seksualna miałam niedawno przyjemność prowadzić warsztaty dla kobiet w ramach projektu „Moc i przemoc seksualna". Dużo rozmawiałyśmy o ich poczuciu, że ciało poniżej pasa nie należy do nich, odkąd zostało siłą przymuszone do jakichś czynności seksualnych. Koordynatorki tego projektu chcą w przyszłym roku zawalczyć o dotację, dzięki której masaż wulwy byłby sfinansowany dla wszystkich uczestniczących w nim kobiet, bo dzięki niemu mają szansę odzyskać ten wzięty siłą, intymny, delikatny obszar ciała.
Nie tylko osoby, które doświadczyły przemocy, mają wrażenie, że ciało nie do końca jest ich własnością.
Mam taką refleksję, że nasze miejsca intymne są wiecznie dotykane zadaniowo – czy to u lekarza, czy podczas porodu, czy w końcu w celu doprowadzenia nas do orgazmu. Ten obszar prawie nigdy nie jest dotykany tak po prostu. Dlaczego głaszczemy się czule po całym ciele, a nasza wagina czy wulwa nigdy nie są w ten sposób dotykane? Albo smarujemy całe ciało balsamem lub olejkiem, ale intymny obszar omijamy? Oglądamy się całe w lustrze, czasem nawet powiększającym, ale wulwy nie oglądamy prawie nigdy. Przecież to taka sama część ciała jak każda inna. Wulwa też zasługuje na uwagę, pielęgnację oraz czuły, nieerotyczny dotyk.
Masaż wulwy ma m.in. na celu przekonanie kobiet, że nie ma w naszym ciele gorszych ani lepszych miejsc.
Czy taki masaż możemy potem wykonywać same w domu?
Bardzo na to stawiam. Nie lubię paternalistycznego podejścia „jestem uzdrawiaczem/ką, tylko ja zdejmę z ciebie ten ból", bo to wciąż jest dla mnie narracja podkreślająca, że ktoś coś zrobi z naszym ciałem bez naszego świadomego udziału, przeprowadza cały ten proces obok nas. Ja chcę oddać sprawczość osobie, która do mnie przychodzi, cieszę się więc, kiedy klientki mówią: „Dziękuję! Już nie potrzebuję masażu!", bo to znaczy, że wzięły sprawy w swoje ręce.
Dlatego też podczas seansów mówię im dokładnie, co robię. Czasem wspomagam się też lusterkiem, klientka może więc patrzeć, jak pracuję palcami, żeby potem mogła te same ruchy odtworzyć w domu. Zalecam też często automasaż i sesje samomiłości (opcjonalnie przed lustrem) w domu.
Jest szansa na popularyzację tej metody? Skoro masażysta kieruje do lekarza, to dlaczego lekarz nie może wspomóc leczenia nie tylko fizjoterapią, ale też masażem?
Jest coraz więcej lekarzy, którzy dostrzegają inne metody. Na masaż może jeszcze nie odsyłają, ale już zdarza się, że kierują do fizjoterapeutów urologinekologicznych, więc jestem dobrej myśli. Choć wciąż są ginekolodzy, którzy na pytanie o zalety masażu krocza przed porodem potrafią odpowiedzieć: „Szkoda na to pieniędzy, natną panią na porodówce i pójdzie raz-dwa".
Coraz więcej lekarzy rozumie, bo i coraz więcej się o tym mówi, że ciało w odpowiedzi na trudne doświadczenia się napina i jeśli nie rozluźnimy go świadomie, to powstaną powodujące ból, chroniczne napięcia w danym obszarze. Ale co gorsza – napięty mięsień jest gorzej ukrwiony, więc gorzej odżywiony, a w rezultacie nieczuły na dotyk, za to bardziej podatny na urazy (np. podczas porodu właśnie). To nasza fizjologia, nie ma w tym żadnej magii.