Miesiączka zero waste

Artykuły

Dwóch Niemców miało ostatnio pomysł na biznes: wymyślili różowe lateksowe rękawiczki dla kobiet, żeby nie brudziły sobie rąk krwią podczas zmiany podpaski lub tamponu.

Jeszcze tylko brakuje, żeby miały nadruk manikiuru na końcówkach. Absolutnie przerażające i niewygodne. Co to za wymysł, żebym wkładała w łazience jeszcze rękawiczki? Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że krew jest czymś okropnym. Nawet w reklamach ciągle pokazuje się ją w kolorze niebieskim. Oczywiście w reklamach produktów menstruacyjnych w trakcie okresu można chodzić i w białych spodniach, czujemy się świeżo, pachnąco, a w powietrzu fruwają kwiatki. Mężczyźni widzą taki obraz i myślą potem, że najgorszą częścią okresu jest to, że sobie pobrudzimy palce. I wymyślają nam te różowe rękawiczki.

To pokazuje, jak wielkim tabu jest nasza menstruacja.

Tabu menstruacyjne robi nam krzywdę, jakiej ja sobie nie wyobrażałam. Kiedy robiłam na Instagramie akcję EkoOkres, zadałam dziewczynom pytanie, dlaczego używają wielorazowych środków higienicznych. Ten temat poruszam już od półtora roku, ale raz na jakiś czas zadaję to pytanie ponownie, bo na początku akcji poraziło mnie, że 90 proc. moich odbiorczyń nie korzysta w ogóle z ekologicznych produktów menstruacyjnych. Wśród tych, które odpowiadały, że stawiają na wielorazowe rozwiązania, większość podawała dwie przyczyny: kwestię ochrony środowiska i wygody. Bardzo mnie zdziwiło, że trzecią odpowiedzią, która padała najczęściej, była kwestia zdrowia. Dziewczyny pisały o odparzeniach, otarciach i o tym, że jednorazówki są dla nich niewygodne czy nawet im szkodzą. Rozmawiałam też z osobą, która prowadzi drogerię ekologiczną, i mówiła mi, że w maju i czerwcu mają największą sprzedaż wielorazowych produktów, bo zaczynają nam się robić odparzenia, kiedy wzrasta temperatura. Przeraziło mnie, że to jest tak powszechny problem, o którym się nie mówi.

Wokół produktów ekologicznych związanych z menstruacją jest jeszcze większe tabu niż wokół tych jednorazowych?

Tabu menstruacyjne jest barierą, jeśli chodzi o korzystanie np. z wielorazowych podpasek. Ta podpaska musi gdzieś leżeć, zanim się ją upierze. Dziewczyny boją się, że ktoś to może zobaczyć. Jeszcze zanim się dowiedziałam, czym jest zero waste, zaczęłam używać kubeczka. Pamiętam, że to mnie strasznie obrzydzało. Tutaj ma mi nalecieć krew i ja to potem mam sama wylać? Czy to się w ogóle zmieści? A potem kupiłam kubeczek, zakochałam się od razu i nie wiedziałam, dlaczego używa się czegokolwiek innego. Mimo to jeszcze długo myślałam, że wielorazowa podpaska to obrzydliwa sprawa. Zmieniło mi się po drugim porodzie, kiedy przestałam się dogadywać z moim pierwszym kubeczkiem. W pełni rozumiem dziewczyny, które boją się spróbować.

W ciągu ostatnich lat kubeczki pojawiły się w popularnych drogeriach i można je kupić na każdym rogu. Niestety, to jest trochę miecz obosieczny – dziewczyny zupełnie przestały zwracać uwagę na to, że kubeczek menstruacyjny trzeba dobrać. Nie ma złych kubeczków, tylko są źle dobrane. Musimy pamiętać, że są różne, i nie ma co liczyć na to, że każdy będzie dla nas odpowiedni.

Przekonywanie innych kobiet do kubeczka menstruacyjnego odbywa się metodą marketingu szeptanego.

Z jednej strony to super, a z drugiej – problem jest taki, że nie wiemy, że mamy różne pochwy, różne mięśnie i jesteśmy różnie zbudowane. Koleżanka poradzi: „Słuchaj, ten kubeczek jest świetny, idź i kup!”. Ona to zrobi, wyda 40 zł i się zrazi, bo kubeczek ciągle przecieka. Albo ktoś nam powie, że są rozmiary S, M i L – S jest dla dziewic, M dla nierodzących, a L dla kobiet, które rodziły. To niestety tak nie działa. Dlatego zrobiłam akcję EkoOkres. Staram się jak najwięcej mówić o dobieraniu kubeczków. Kiedy obserwatorki pytają mnie, jakiego kubeczka używałam, zawsze mówię, że to nie jest absolutnie żaden wyznacznik dla nich.

Od czego powinno się zacząć wybieranie dla siebie kubeczka menstruacyjnego?

Od zmierzenia wysokości szyjki macicy w czasie okresu. Jeśli ktoś jest lekko przerażony samym kubeczkiem, to mierzenie szyjki prawdopodobnie przeraża jeszcze bardziej. Tymczasem to jest bardzo proste – przez pierwsze trzy dni okresu kucamy, wprowadzamy palec do pochwy i sprawdzamy, ile tego palca nam wejdzie do szyjki. I to jest informacja, która mówi, jak wysoki może być nasz kubeczek, a one potrafią znacznie różnić się wysokością. Kubeczek nie powinien wystawać z pochwy i musi zmieścić się w środku pod szyjką macicy. Czasami szyjka może trochę wchodzić do kubeczka, ale ważne, żeby nie wchodziła za bardzo, bo może nas to uwierać, boleć i być nieprzyjemne.

To też jest sposób na to, żeby sprawdzić, czy kubeczek w ogóle jest dla nas, ponieważ jedynym przeciwwskazaniem jest to, że mamy bardzo nisko szyjkę macicy, i jeżeli na ten kubek nie ma w środku miejsca, to może być trochę walka z wiatrakami. Jest niewiele dziewczyn, które mają szyjkę macicy aż tak nisko, ale zdarza się, że piszą do mnie te, które próbowały już wielu kubeczków, żaden się nie sprawdził, a tak naprawdę nigdy się nie zmierzyły. Jeśli kubeczek będzie za niski, to w ciągu dnia może się po prostu przemieszczać do góry. Nie jest to duży problem, ale potem dziewczyny są przerażone, jak mają wyjąć kubeczek, a nie mogą go dosięgnąć. Na to też są sposoby. Śpiewanie, tańczenie oraz ciepły prysznic bardzo pomagają.

Drugą rzeczą pomocną przy wyborze kubeczka jest ocenienie, jak mocne są nasze mięśnie. Na to wpływa kilka czynników. Po pierwsze, nasz tryb życia. Jeśli ktoś przez cały dzień siedzi, nie ćwiczy, to w grę wchodzą raczej tylko miękkie kubeczki. Natomiast są dziewczyny, które regularnie chodzą na pole dance, dużo jeżdżą na rowerze i mają tak mocne mięśnie dna miednicy, że są w stanie orzechy łupać. Mam koleżankę, która długo szukała kubeczka. Jest matką dwójki dzieci, ale mięśnie ma tak mocne, że potrzebuje twardego kubeczka. Przez to, że wszyscy dzielą kubeczki w zależności od tego, czy kobieta rodziła czy nie, dobranie odpowiedniego zajęło jej dużo czasu.

Poza dyskomfortem, który się może pojawić, jak poznać, że kubeczek jest źle dobrany i powinnyśmy go zmienić?

Kiedy przecieka, czyli nie spełnia swojej funkcji. Kubeczek nie powinien przeciekać. Koniec kropka. Dobrze dobrany kubeczek nie przecieka zupełnie i może być z nami nawet 12 godzin, w zależności od obfitości miesiączki. Jeśli kubeczek przecieka, należy się temu przyjrzeć i zastanowić, dlaczego tak się dzieje. W większości przypadków nie jest to oczywiste. Kubeczek może być za duży i do końca się nie rozkłada. Jest za mały, jeśli nie chce się dobrze zassać i jesteśmy w stanie, po prostu delikatnie pociągając kubeczek w dół, wyciągnąć go bez problemu. Kubeczek trzeba odessać, gdy się go wyjmuje – to też jest ważne i trzeba uważać na to odessanie.

Kubeczek może przeciekać też oczywiście w momencie, kiedy jest pełny. I wtedy również dobrze jest sprawdzić wysokość szyjki macicy, bo może się zdarzyć, że mamy kubeczek, który jest dla nas trochę za wysoki, i w momencie, gdy się ruszamy, szyjka macicy do niego wchodzi, wtedy zaczyna przeciekać. Może też być tak, że jeśli mamy za miękki kubeczek, to przy wysiłku, kiedy spinamy mięśnie, może się odgiąć i przestaje spełniać swoją funkcję.

Ten kontakt z krwią w przypadku produktów wielorazowych trochę przeraża, szczególnie że świat nie jest przystosowany do tego, że ludzie menstruują. Kobiety martwią się, jak to będzie, kiedy używając kubeczka, będą musiały opróżnić go i opłukać w toalecie publicznej, gdzie nie ma umywalki w kabinie.

Zaliczyłam dwa razy z kubeczkiem pole namiotowe i przyznam się szczerze, że faktycznie korzystanie z publicznej toalety w takiej sytuacji nie jest najbardziej komfortowe, ale możliwe. Radziłam sobie w ten sposób, że brałam butelkę z wodą ze sobą i opłukiwałam kubeczek nad sedesem. Ale tutaj już technologia trochę wychodzi nam naprzeciw i są sterylizatory do kubeczków. Idąc do łazienki, nalewamy do niego wody, zakręcamy. W toalecie brudny kubeczek umieszczamy w sterylizatorze, ściskamy go kilkukrotnie, żeby opłukać wodą w środku, i wylewamy brudną wodę specjalnym dodatkowym otworem, a potem wyjmujemy czysty kubeczek. To akurat opis sprzętu, który wymyśliła Polka. Co ciekawe, choć ten sterylizator można kupić w Polsce, to docelowym rynkiem jest Zachód, bo tam świadomość ekologiczna jest większa i użycie kubeczków też jest nieporównywalne do tego w Polsce. Taki sterylizator służy nam nie tylko wtedy, gdy jesteśmy na mieście, ale z jego pomocą możemy także sterylizować kubeczek w mikrofalówce albo piekarniku.

Jak dbać o wielorazowe produkty menstruacyjne?

Jeśli chodzi o kubeczek, to trzeba go wysterylizować przed okresem i po nim. I nieważne, że to zrobimy po okresie i on sobie trzy tygodnie leży w miejscu, gdzie nie ma z niczym kontaktu. To jest tak wrażliwe miejsce, że musimy go wygotować co najmniej przez pięć minut, tak żeby wysoka temperatura była utrzymana, a nie tylko zalać go wrzątkiem. Pomiędzy aplikacjami w czasie okresu po prostu myjemy go wodą. Najlepiej nie myć go detergentami, bo możemy nie wypłukać potem dokładnie kubeczka. Nawet jak zostanie trochę krwi, to nic się nie stanie, natomiast jak zostanie trochę mydła, to mamy gotowy przepis na infekcję intymną.

Jeśli chodzi o podpaski wielorazowe, to musimy je opłukać bieżącą wodą. Nie trzeba tego robić od razu po użyciu, możemy taką opaskę zostawić do wyschnięcia i na przykład wszystkie naraz namoczyć na godzinę przed praniem. Dobrze jest to zrobić, żeby wypłukać z nich większość krwi. Potem pierzemy w 40-60 stopniach. Nie należy używać żadnych płynów do płukania, żeby nie zapchać włókien podpasek.

Tak samo dbamy o bieliznę menstruacyjną. Możemy to wszystko prać z ubraniami, o co często wszyscy pytają. Niczego nam to nie zafarbuje. Wyprana podpaska jest dużo bardziej higieniczna i dużo bardziej czysta od jednorazowych rozwiązań, dlatego że jednorazowe paski, pomimo tego, jak chcą je przedstawiać producenci, nie są sterylne. To jest produkt pakowany w wielkiej fabryce i nie będzie nigdy sterylny, to nie te opakowania, nie ta technologia i nie te koszty.

À propos substancji, które są w podpaskach i tamponach, to dziewczyny często mówią, że gdy zaczynają korzystać z kubeczka, po kilku miesiącach ich okres się zmienia. Najczęściej na lepsze. I to nie jest kwestia kubeczka, tylko tego, że raz w miesiącu nie spędzamy kilku dni, atakując się w takim bardzo wrażliwym miejscu chemią, która bez wątpienia na nas działa. Większość konwencjonalnych produktów menstruacyjnych jest zrobiona z tworzywa sztucznego. Natomiast bawełna, która jest tam w niedużej ilości – ale producenci lubią podkreślać, że jest – to najczęściej konwencjonalna bawełna, która jest tak potraktowana pestycydami i chemią, że nam nie służy. W przypadku kubeczka mamy do czynienia albo z sylikonem medycznym, albo z tworzywem, które się nazywa TPE, albo z kauczukiem naturalnym – i to są materiały dla nas bezpieczne.

Mówimy o kwestiach związanych z wygodą, zdrowiem, bezpieczeństwem, ale rozmowa o wielorazowych produktach menstruacyjnych zaczęła się od zero waste i troski o planetę.

Podobno produkcja rocznego zapasu tamponów dla jednej kobiety wiąże się z emisją aż 5,26 kg dwutlenku węgla do atmosfery. W przypadku kubeczka to 0,04 kg. W 2019 roku Break Free from Plastic zrobiło badanie, które wykazało, że osoby menstruujące w Europie rocznie produkują 590 tys. ton odpadów. Według tego raportu, gdyby zaledwie 20 proc. tych osób przestawiło się na produkty wielorazowe, to można by ograniczyć liczbę odpadów o prawie 100 tys. ton rocznie.

To są szalone ilości, którym powinny się przyjrzeć samorządy. Marzy mi się, żeby powstał program wspierający kobiety w korzystaniu z wielorazowych alternatyw, bo każdemu miastu opłacałoby się, by mieszkańcy korzystali z takich środków, biorąc pod uwagę, jak to wpływa na koszt gospodarki odpadami.

Problemem jest jednak dosyć duża ekonomiczna bariera wejścia. Mało osób bez problemu i lekką ręką jest w stanie wydać 100 zł, żeby spróbować czegoś nowego. Bezpieczniej jest wydać 5 zł miesięcznie, bo po prostu się boimy. Faktycznie, kubeczek może nam starczyć na 10 lat i w perspektywie czasu jest to najtańsze rozwiązanie. Natomiast ubóstwo menstruacyjne w Polsce niestety istnieje i są kobiety, których nie stać na takie rozwiązania. To kobiety, dla których wydać 100 zł ot tak po prostu, jest niemożliwe.

Jeśli chodzi o ubóstwo menstruacyjne, to też trzeba zdać sobie sprawę, że wielorazowe produkty nie rozwiążą w stu procentach problemu, bo to jest rozwiązanie dla osób, które mają dom, dostęp do pralki i warunki, żeby kubeczek wysterylizować.

Gdyby miał istnieć system gwarantujący każdej dziewczynce darmowy kubeczek menstruacyjny, problemem byłby też dobór kubeczków, bo nie wszystkie będą dobre. Akcja Menstruacja zapewnia kubeczki, jeśli ktoś chce spróbować, ale można by do tego podejść też zajęciami w ramach edukacji seksualnej, po której samorząd zapewniałby każdej dziewczynce bon na 100 zł, i to, czy sobie kupi wielorazowe podpaski czy kubeczek, to jej sprawa.

W mediach społecznościowych pisze pani o oporze, jaki budzi ten temat, nawet ze strony mediów.

Sam fakt, że rozmawiamy teraz, pokazuje, że sytuacja bardzo mocno się zmienia. EkoOkres wziął się stąd, że jestem współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste i jedną z moich akcji jest HelloWielo, która promuje pieluchowanie wielorazowe wśród rodziców. Zaczęliśmy od 2018 roku i podczas pierwszej edycji zrobiliśmy prawie 30 warsztatów na terenie całego kraju. Uznałam, że skoro połowa tych rodziców będzie miała córki, to warto poruszyć także temat menstruacji. Grupa ekorodziców to jest grupa, która już zna kwestie zdrowotne, a także wie, dlaczego jednorazówek nie stosujemy, absolutnie nie boi się prania, bo jak ktoś już jest przeszkolony praniem pieluch, to przy praniu podpasek nawet nie mrugnie. Zresztą często matki stosujące pieluchowanie wielorazowe po jakimś czasie same przechodzą na wielorazowe podpaski.

Dlatego przy drugiej edycji poszerzyłyśmy akcję o temat menstruacji. Okazało się, że tak jak akcją HelloWielo były zainteresowane media, kontaktowały się ze mną trzy stacje telewizyjne, było mnóstwo publikacji, tak przy menstruacji była cisza. Nikt nie chciał o tym mówić. Poraziło mnie to.

Była też taka sytuacja, że zorganizowaliśmy warsztaty o menstruacji. Mieliśmy cupfitterkę, na miejscu były wszelkie możliwe kubeczki, które można było sobie pooglądać. Była z nami pielęgniarka, która specjalizuje się w wielorazowych rozwiązaniach, więc była mowa też o kwestiach zdrowotnych. Myślałam, że ludzie będą walić drzwiami i oknami, bo w internecie ten temat generował szalone zasięgi. A na spotkanie przyszło kilkanaście osób. Były nawet dziewczyny, które pisały, że chciały się wybrać, ale koleżanka się rozmyśliła, a same się wstydzą.

Łatwiej w internecie zadać pytanie o menstruację niż rozmawiać o okresie na żywo?

Jak najbardziej. Przestałam łączyć te tematy – zrozumiałam, że o pieluchach chcą mówić wszyscy, o okresie już nie bardzo. To tabu bardzo nam przeszkadza, bo jak nie mówimy o okresie, to nie mówimy o żadnych problemach związanych z okresem. Nie mówimy o kwestiach zdrowotnych, o tym, że są osoby, których nie stać na podpaski. Czasami rodzice w ogóle nie chcą rozmawiać z dziewczynkami o okresie albo jest tata, który sam wychowuje dziecko i boi się tej rozmowy jak ognia. Ta dziewczynka nie ma gdzie pójść, nie wie, co zrobić, jest pozostawiona sama sobie. Każda rozmowa o okresie jest dobra i trzeba rozmawiać o menstruacji właśnie dla tych dziewczynek.

Sylwia Sikorska, autorka bloga „W drodze do zero waste”, współzałożycielka Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste 

Rozmawia: Katarzyna Seiler

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej 15 maja 2021 r.