Nie wstydzę się mówić o miesiączce

Artykuły

Jest pan skrępowany?

W Polsce publiczna rozmowa o menstruacji jest rzadkością, a rozmowa o tym z mężczyzną tym bardziej. Ja się jednak nie wstydzę.

To już dużo, bo z raportu Kulczyk Foundation wynika, że miesiączka wciąż jest tematem tabu nawet wśród kobiet.

– To prawda. Myślę sobie, że Dominika Kulczyk, dla której temat menstruacji jest niezwykle ważny i poświęca mu wiele czasu i energii, zatrudniła mnie w Kulczyk Foundation również dlatego, by pokazać, że rozwiązywanie problemów kobiet nie musi być zajęciem tylko dla kobiet. Musimy wspólnie, kobiety i mężczyźni, odkłamywać różnego rodzaju stereotypy i tabu obecne w naszej kulturze, szczególnie te, które są związane ze sferą intymną. Wiele z nich opiera się na mitach i zabobonach, w wielu przypadkach mężczyźni mówią: „To są kobiece sprawy, nic mi do tego”. Mamy też zjawisko mansplainingu, wyższościowego traktowania spraw kobiet czy trywializowania ich. Weźmy na przykład tendencję do zrzucania różnych spraw na kobiece hormony czy stosunek do PMS. Jestem ciekaw, czy mężczyźni naprawdę rozumieją, czym jest PMS.

Coś pana uderzyło, gdy czytał pan fundacyjny raport o menstruacji?

– Tak, to, że 33 proc. kobiet wstydzi się faktu miesiączkowania i działa tak, żeby to ukryć przed otoczeniem.

Też zwróciłam na to uwagę. A potem zdałam sobie sprawę, że choć jestem feministką i mam 42 lata, to dopiero jakieś dwa lata temu przestałam wstydliwie ukrywać podpaski.

– 42 proc. kobiet też nie rozmawiało i nie rozmawia w domu o menstruacji. To zatrważające. Naszym celem jest nie tylko walka z ubóstwem menstruacyjnym, ale też o normalizowanie zjawiska, żeby kwestia miesiączki przestała być kwestią do roztrząsania.

Kiedy byłam nastolatką, na wuefie, gdy miało się miesiączkę, mówiło się: „Jestem niedysponowana”.

– Właśnie, na okrętkę, tak jakby słowo „miesiączka” było niewłaściwe, choć przecież nie jest. Tak dzieje się do dzisiaj – to stało się przyjętym sposobem komunikowania. Nie zastanawiamy się nad tym, że posługując się słowem „niedyspozycja”, zamiast akceptować fizjologię dziewczynki i jej potencjalny dyskomfort, bywa, że wpędzamy ją w poczucie wstydu. Jak dodamy do tego jeszcze potencjalne drwiny ze strony kolegów, to oprócz wstydu może też sprawiać przykrość i negatywnie wpływać na poczucie własnej wartości.

Jeśli przez wstyd nie mówi się o miesiączce, to tym bardziej wstydliwym tematem jest brak pieniędzy na podpaski czy tampony, bo sam brak pieniędzy powoduje wstyd.

– Kobiety w Polsce i na świecie, niestety, często muszą decydować, która z ich potrzeb jest ważniejsza.

Podpaski czy dwie parówki dla dziecka.

– Dokładnie tak. A pomyślmy o kobietach bezdomnych, osadzonych w więzieniach, gdzie, jak pokazuje nasz raport, często dostają niewystarczającą ilość środków higienicznych. A dziewczynki w domach dziecka? Tu już setki tysięcy osób, które mają ten problem. Ale my uważamy, że sam brak materiałów higienicznych to wierzchołek góry lodowej zbudowanej na tabuizacji i braku edukacji społeczeństwa. Menstruuje połowa społeczeństwa, więc jest to sprawa całego społeczeństwa.

W Polsce wystarczy zostać samotną matką, żeby wpaść w biedę.

– Ubóstwo menstruacyjne między innymi oznacza stan, w którym nie można pozwolić sobie na zakup środków higieny menstruacyjnej. Nie musi to być stan trwały. Z naszych badań wynika, że część kobiet doświadcza go przez jakiś czas w wyniku różnych okoliczności życiowych. Może to być na przykład rozwód albo strata pracy. Problem dotyczy też kobiet ze związków, w których występuje przemoc ekonomiczna, gdzie mąż czy partner mówi: „Nie dam ci pieniędzy”. Nasze dane pokazują, że co piąta Polka miewa problem z kupieniem odpowiednich artykułów higienicznych.

Wie pani, jaka jest moja mała prywatna misja tu, w fundacji? Sprawienie, żeby ojcowie byli prawdziwymi towarzyszami nie tylko swoich żon i partnerek, ale też swoich córek. Żeby przeszli tę drogę od ojca nieobecnego, przez ojca niezręcznego, po wspierającego.

Pan taki jest wobec trzech swoich córek?

– Staram się. Pierwsze miesiączki dwóch z nich były u nas małym rodzinnym świętem – uroczystą rodzinną kolacją. A ostatnio jednej z córek kupowałem tampony, a drugiej kubeczek menstruacyjny. Najpierw spytałem ją, co to jest. Wyjaśniła mi dokładnie, dodając również, że wybór kubeczka menstruacyjnego jest dla niej istotny z powodów ekologicznych. Wrzuciłem go w drogerii do koszyka i nie miałem z tym problemu. Sądzę, że to kwestia tego, w jaki sposób z żoną od lat rozmawiamy i wychowujemy nasze córki.

Jak to się stało, że fundacja zajęła się tym tematem?

– Misją fundacji jest wspieranie kobiet i dzieci w zwiększaniu potencjału i budowie niezależności. Działamy na całym świecie, przeprowadziliśmy projekty pomocowe w ponad 60 krajach. Podczas pracy z jedną z organizacji w Kenii, która zajmuje się wspieraniem dziewczynek mieszkających w największym w Afryce slumsie, okazało się, że część z nich co jakiś czas nie chodzi na zajęcia baletu z powodu braku podpasek. Ten może banalny brak podpaski może negatywnie wpływać na przyszłość tych dziewczynek. Bo nie pójdą na zajęcia, opuszczą dzień w szkole, a potem kolejny. Stopniowo będą wykluczane ze społeczeństwa. Na to nie chcemy dłużej pozwalać. Dominika Kulczyk postanowiła, że zajmie się kwestią zmniejszenia ubóstwa menstruacyjnego zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Jak chcecie to zrobić?

– W tej chwili za pomocą naszego programu grantowego wspieramy małe organizacje, które na niewielką, lokalną skalę zajmują się dostarczaniem podpasek i tamponów do szkół i na uniwersytety. Patrzymy, gdzie są największe problemy, i tam staramy się działać sami albo za pośrednictwem innych organizacji, które mają swoje własne pomysły na rozwiązania. Naszym marzeniem jest, żeby doprowadzić do sytuacji, jaka niedawno wydarzyła się w Szkocji, gdzie zdecydowano, że środki higieniczne będą powszechnie dostępne we wszystkich miejscach publicznych.

Chcemy być organizacją, która w tej sprawie sama dużo robi, ale też wchodzi w różnego rodzaju partnerstwa: z instytucjami, mediami, producentami, bo tylko tego rodzaju postępowanie pozwoli nam na działanie na dużą skalę. Już zwróciliśmy się do szkockiej posłanki Partii Pracy Moniki Lennon, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób oni doszli do obecnego stanu.

Myśli pan, że w obecnym świecie tak pełnym kłopotów w związku z pandemią będzie przestrzeń na temat ubóstwa menstruacyjnego?

– Myślę, że paradoksalnie teraz łatwiej będzie się nam tym zająć, bo pandemia skonfrontowała nas z tak trudnymi wyzwaniami, że ten temat nie będzie się już ludziom wydawał tak dziwny i niezwykły jak dotąd.

Natalia Waloch rozmawia z Przemysławem Pohrybieniukiem

Zdjęcie: Karolina Jaunzems

Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 23 grudnia 2020 r.