Twój okres to moja sprawa

Artykuły

Właśnie teraz, kiedy czytasz te słowa, 800 milionów kobiet menstruuje. Szacuje się, że co miesiąc okresu doświadcza niemal 2 miliardy dziewczyn i kobiet, z czego przynajmniej pół miliona nie ma dostępu do odpowiednich środków ani infrastruktury, która pozwoliłaby im przeżyć ten czas bezpiecznie i z godnością. We wszystkich krajach świata okres wciąż jest obarczony wstydem. Niemal połowa szkół w krajach o niskich dochodach nie ma dostępu do wody pitnej ani toalet z bieżącą wodą. Z powodu okresu dziewczynki nie chodzą do szkoły, opuszczają średnio 10 do 20 proc. dni (w niektórych krajach może to być 10, a w innych – 50). To przekłada się na niższe wyniki egzaminów, czasem całkowite porzucenie szkoły, słaby start i gorsze możliwości w życiu. Dziesięć lat temu Emily Wilson założyła organizację Irise International, która stara się przeciwdziałać nierównościom wynikającym z tego, że dziewczynki i kobiety menstruują.

Skąd wzięłaś się w Afryce Wschodniej?

– Jako nastolatka pojechałam do Ugandy i od tamtej pory marzyłam, by tam wrócić. Na studiach medycznych pojawiła się możliwość wyjazdu na research do Kenii, tuż przy granicy z Ugandą, po drugiej stronie Jeziora Wiktorii. Badałam, co powstrzymuje dzieci przed przychodzeniem do szkoły. Wszystkie dziewczyny odpowiadały: okres. Ze względu na brak dostępu do środków higienicznych albo sposób myślenia o nim. Wtedy uderzyło mnie, jak bardzo pomijany i zaniedbywany to temat. Musiałam porozmawiać z kenijskimi dziewczynkami, by zobaczyć, jak problematyczna jest menstruacja również w moim własnym kontekście. I wtedy mnie uderzyło: jak to możliwe, że coś, czego wszystkie doświadczamy, mogło być do tej pory tak systemowo pomijane? Uświadomiłam sobie, jacy jesteśmy ślepi na zdrowotne potrzeby kobiet jako lekarze. Globalnie przepaść między płciami (gender gap) pod względem tego, co wiemy o zdrowiu kobiet i jak wspieramy ich potrzeby w porównaniu z mężczyznami, jest uderzająca. I wynika z tego, jak w ogóle konstruujemy nasz świat.

To znaczy?

– Jeśli spojrzysz na badania, przez dekady domyślnym badanym ciałem było ciało męskie, a wiele badań przeprowadzono tylko na mężczyznach. Na przykład w Wielkiej Brytanii szerokie badania na temat ataków serca dotyczyły tylko mężczyzn, a mimo to na ich podstawie stworzono program leczenia dla obu płci, okazało się jednak, że śmiertelność z powodu ataku serca jest u kobiet o wiele wyższa, więc jest nieadekwatny. Od lat 80. mówi się, że nie można badań opartych tylko na mężczyznach tak po prostu przekładać na kobiety, a mimo to kobiety zgłaszające symptomy inne niż mężczyźni wciąż często otrzymują nietrafną diagnozę. W przypadku ataku serca może to dotyczyć nawet 50 proc. kobiet! Albo inny przykład: w Wielkiej Brytanii jedna na dziesięć kobiet cierpi na endometriozę. Na jej zdiagnozowanie potrzeba aż dziewięciu wizyt u lekarza ogólnego, choć to popularne zaburzenie. 90 proc. badanych kobiet deklarowało potrzebę psychicznego wsparcia, a nie otrzymała go żadna. Tu dokładnie widać, jak cały proces leczenia zawodzi, bo przytrafia się tylko kobietom. Obowiązujące przez lata podejście doprowadziło do potężnych zaniedbań w dziedzinie zdrowia kobiet i specyficznych dla kobiet przypadłości. Okres jest jedną z nich.

Jeszcze rok temu nie wiedziałam, czym jest bieda menstruacyjna. I że to wcale nie tylko brak kasy na podpaski. Opowiesz?

– Poręczna i uniwersalna definicja mówi o toksycznym trio: brak dostępu do środków higienicznych, do informacji oraz stygmat, tabu i wstyd. Typowej ugandyjskiej czy kenijskiej dziewczynce trudno jest kupić środki higieniczne czy mieć w szkole dostęp do łazienki i wody. Często bardzo małe rzeczy robią ogromną różnicę: sprawny zamek w toalecie, jasne i respektowane zasady, np. że chłopcy nie mogą wchodzić do toalet dziewczynek, albo upewnienie się przy wprowadzaniu wielorazowych produktów, że dziewczynki czują się komfortowo z ich stosowaniem. Niezwykle istotna jest edukacja: wiele dziewczynek nie wie, co się dzieje, gdy dostają pierwszy okres, boją się, wstydzą, czują się brudne. To właśnie stygmat i wstyd napędzają całą sytuację – są barierą, która nie pozwala o tych sprawach rozmawiać.

A możesz opowiedzieć o jakiejś jednej dziewczynce?

– Pewnie. Opowiem o Janine, z którą poznałam się jako nastolatka, potem była wolontariuszką, dziś jest doradcą Irise w Ugandzie. Zanim dostała okres, straciła oboje rodziców. Kiedy poczuła pierwsze bolesne skurcze, jej siostra zaprowadziła ją do starszej sąsiadki, zielarki. Ta powiedziała jej: niebawem doświadczysz zmiany, ciało przygotowuje się do procesu, ale nie wyjawiła, co to będzie za proces. Zabroniła brać leków przeciwbólowych, bo ból jest naturalny, trzeba go unieść. Zabroniła mówić o tym komukolwiek. Janine posłuchała, bo się bała. Nie miała pieniędzy, zamiast podpasek używała starych koszulek, nie było ich jak prać, w szkole były tylko wykopane w ziemi latryny. Z duszą na ramieniu wracała ze zużytym pakunkiem w szkolnym plecaku. „Wstyd związany z krwią przeciekającą przez spódnicę, przezywający cię chłopcy, bóle i infekcje, i wiele innych rzeczy, sprawiają, że nienawidzisz być młodą, zdrową kobietą”, mówi. Nazywa okres comiesięcznym więzieniem. Wiele jej koleżanek nie chodziło w tych dniach do szkoły, tracąc jedyną szansę na wyrwanie się z cyklu biedy.

Zaskoczyło mnie, że bieda menstruacyjna może też przekładać się na małżeństwa nieletnich, których liczba w Ugandzie ostatnio wzrosła w związku z pandemią. Jak to wszystko się wiąże?

– W Ugandzie, jak wszędzie, spadek dochodów jak zwykle nieproporcjonalnie mocno dotknął kobiet. Brak ich zarobków przekłada się na edukację i zdrowie ich dzieci, ale także na wcześniejsze małżeństwa dziewczynek. Wraz z pierwszym okresem są uznane za gotowe do wydania, kiedy dochodów w rodzinie jest więcej, tę decyzję można opóźnić, a kiedy mniej, rodzina traktuje ożenek jako sposób na ograniczenie wydatków. Tym bardziej że dziewczynki kosztują więcej w związku z wydatkami na produkty menstruacyjne. Do tego w Ugandzie jest przyjęta kulturowa norma, że te produkty finansuje raczej partner seksualny niż rodzic. Więc pojawia się presja, by rozpocząć życie seksualne, co prowadzi do wczesnej ciąży, co z kolei powoduje trudności z kontynuacją szkoły, wczesne zamążpójście. A kiedy jeszcze teraz z powodu pandemii nie ma szkoły, która normalnie zapewnia im pod tym względem jakąś ochronę, te wszystkie czynniki naciskają ze zdwojoną siłą.

Dobrze rozumiem, że skoro jest presja na rozpoczęcie życia seksualnego, to w Ugandzie seks przed ślubem nie jest stygmatem?

– To skomplikowane. Oczywiście jest stygmatem. Jednocześnie ojcowie niechętnie płacą za dodatkowe koszty utrzymania córek, niech się ożeni albo sama zarobi. A jeśli nie ma jak zarobić, to zawsze znajdzie się młodszy lub starszy mężczyzna chętny, by zapłacić za produkty w zamian za usługi seksualne. Wiele dziewczyn czuje, że to jedyne dostępne rozwiązanie. I znów to klasyczna część bycia kobietą – dostawać sprzeczne komunikaty i oczekiwania. Jesteś pod presją, by zachować się w określony sposób, a jednocześnie jeśli to zrobisz, poniesiesz tego negatywne konsekwencje.

Mówisz, że aby zacząć zmianę w dziedzinie menstruacji, wystarczy stworzyć warunki do rozmów.

– Dlatego cała nasza praca w ramach Irise jest oparta na współpracy z lokalnymi liderami, społecznościami oraz liderami na szczeblu narodowym. Pokonanie bariery wstydu pozwala na zmianę. Zależy nam, by w pierwszej kolejności ją usunąć, bo kiedy już jej nie ma, dziewczynki są w stanie same domagać się spełnienia swoich potrzeb, a wtedy też cała społeczność, a nawet rząd stają się bardziej otwarci na te potrzeby. Wtedy mogą zmienić się normy społeczne.

Aż tak?

– Oczywiście! Zobacz, jeśli jakiś rząd mówi: zapewnimy wam darmowe podpaski, podejmiemy działania, by wasze doświadczenie menstruacji było lepsze, tak naprawdę mówi: dziewczynki są ważne. A to naprawdę transformująca i wzmacniająca wiadomość pod względem równości płciowej. Rząd mówi: twój okres nie jest brudny, nie jest twoim kłopotem, skoro uniemożliwia ci rozwój, to dla nas bardzo ważna sprawa.

Rząd Wielkiej Brytanii niedawno to powiedział. Jesteście częścią rządowej jednostki specjalnej Period Poverty TaskForce, która chce zniwelować biedę i stygmat związany z menstruacją.

– Tak, to wspaniałe. Jednak wszystko uległo zawieszeniu z powodu COVID-u. Kwestie, które powinny być uważane za kluczowe i ważne, są wciąż z łatwością przesuwane na dalszy plan.

Czytałam wypowiedzi ugandyjskich dziewczynek, które objął wasz program. O 50 proc. zmniejszyła się absencja z powodu menstruacji w szkołach objętych programem, polepszyły się też rezultaty dziewczynek w egzaminach. Czym jeszcze możecie się pochwalić?

– Bezpośrednio, poprzez zajęcia edukacyjne, wsparcie produktami, mentoring, wsparcie biznesowe albo kombinację tych wszystkich działań, wsparliśmy ok. 100 tysięcy dziewczynek i młodych kobiet. Wsparliśmy też 100 organizacji pozarządowych, którym pomogliśmy włączyć menstruację w ich działania. Naszym największym sukcesem jest otrzymanie nagrody Power Together Award od Global Women Political Leadres Forum w 2019 roku na Islandii, wtedy poczuliśmy, że nasza sprawa jest ważna. Od siedmiu lat doradzamy rządowi ugandyjskiemu i od niedawna zaczęliśmy pracować z rządem brytyjskim. Parlament zobowiązał się do zajęcia się menstruacją, wspólnie opracowaliśmy też standardy dotyczące wielorazowych produktów menstruacyjnych. Uganda w ogóle robi w tej dziedzinie więcej niż niejeden bardziej zasobny kraj.

Mity i tabu związane z menstruacją są powszechne. Na przykład w Polsce 21 proc. dorosłych kobiet wciąż wierzy, że nie powinno wtedy piec ciast. To niewielki kłopot, gorzej, jeśli uważają, że nie powinny opuszczać domu, pracować, dotykać kogokolwiek.

– W Wielkiej Brytanii takim wielkim słoniem w pokoju, o którym nikt nie gada, jest seks menstruacyjny: można w ogóle go uprawiać? Wciąż słyszy się też: nie używaj tamponów, bo pozbawią cię dziewictwa. Tych mitów jest mnóstwo. Trudno stwierdzić, czy ludzie naprawdę w nie jeszcze wierzą, czy to tylko część dyskursu wzmacniającego wstyd, stygmat i kontrolowanie kobiecego ciała. Czy w Ugandzie rzeczywiście wierzą w przesądy, czy może chodzi o to, by wzmocnić kulturowy przekaz, że miejsce kobiety jest w domu? Wszystkie te najróżniejsze wierzenia są zakorzenione we wzmacnianiu tradycyjnej roli: jak zaczniesz menstruować, stajesz się kobietą, twoją rolą jest wychowanie dzieci. Choć nie wiem, jak akurat do tego ma się pieczenie ciasta, tu mnie masz.

Wspomniałaś, że małe rzeczy robią wielką różnicę. Zajmujecie się zmianami na poziomie politycznym, a jednocześnie dbacie o to, by kobiety miały możliwość wyboru artykułu menstruacyjnego. Dlaczego to jest ważne?

– Zawsze mówimy, że w równości menstruacyjnej chodzi o władzę, nie tylko podpaski. Jeśli w przestrzeni, w której podejmowane są decyzje, nie ma głosów kobiet, dochodzi do sytuacji kuriozalnych. Czytałam o projekcie w obozie dla uchodźców, w ramach którego postawiono toaletę z myślą o menstruujących dziewczynkach. Tylko że ta toaleta była jedynym oświetlonym miejscem w obozie, w efekcie stała się miejscem wieczornych spotkań mężczyzn, a dziewczyny nie miały do niej żadnego dostępu. Wszystko sprowadza się do zmiany norm społecznych i większej reprezentacji kobiet i dziewczyn. Ich głos musi być usłyszany. Jeśli o to zadbasz, wszystko staje się prostsze. Musimy mieć wybór w czasie okresu, by mieć poczucie godności.

Powiedziałaś, że wiele rzeczy dostrzegasz dzięki spojrzeniu w poprzek kultur.

– Wtedy wyraźnie widać praprzyczynę problemu, jego korzeń. Zrobiliśmy taki eksperyment: cytowaliśmy wypowiedzi dziewczynek z Wielkiej Brytanii, które miały trudności z dostępem do podpasek, i dziewczynek w Ugandzie. Ich doświadczenia były dla publiczności nie do odróżnienia. Chodzi o to, by wyposażyć kobiety w umiejętności i wiedzę, by stały się adwokatkami i liderkami zmiany. Na przykład pomagamy kobietom w Ugandzie zakładać biznesy związane z produkcją i sprzedażą wielorazowych artykułów menstruacyjnych, do tej pory powstało ich ponad sto. To wzmacnia ich możliwość uczestniczenia w podejmowaniu decyzji na lokalnym poziomie, a jednocześnie usuwa podstawową barierę, która uniemożliwia dziewczynkom chodzenie do szkoły.

Czym różnią się wasze działania w Wielkiej Brytanii i w Ugandzie?

– Dążymy do świata, w którym fakt, że urodzisz się kobietą, nie powstrzymuje cię od zrealizowania w pełni twojego potencjału. Kwiat naszych działań ma wiele płatków: np. materiały i zaplecze menstruacyjne, dostęp do opieki związanej ze zdrowiem reprodukcyjnym, edukacja, wzmocnienie finansowe, bezpieczeństwo – wiele badań pokazuje, że bieda menstruacyjna jest jednocześnie formą i przyczyną przemocy na tle płciowym. Jest też płatek o słyszeniu głosu kobiet i dawaniu mu znaczenia. W Afryce Wschodniej najważniejsze jest wzmocnienie ekonomiczne. W Kenii badanie wykazało, że jedna na dziesięć 15-letnich uczennic szkolnych uprawiała seks transakcyjny w zamian za podpaski. W tym kontekście wzmocnienie finansowe staje się krytycznie istotne. Fundusze pozwalają ci też dojechać na spotkanie lokalnej społeczności i w ogóle przeznaczyć na nie czas kosztem twoich codziennych aktywności i obowiązków. Z kolei w Wielkiej Brytanii mamy wielką sieć młodych aktywistek, które wspieramy w przywództwie, bo czują, że ich priorytety nie są reprezentowane w polityce. Większość z nich nie może jeszcze głosować, ale nawet te, które mogą, czują się pozbawione praw obywatelskich, bo nikt ich nie reprezentuje. Pracują nad tym, byśmy nie musieli czekać dekad, aby coś tak prostego jak okres znalazło się w Westminsterze.

Zanim rząd wprowadził środki higieniczne dla wszystkich, jedną na dziesięć młodych Brytyjek nie było na nie stać i 50 proc. z nich opuszczało szkołę z powodu okresu przez jeden dzień w miesiącu. Bieda menstruacyjna jest wszędzie. Wszędzie istnieją też krzywdzące i nieuświadomione wzorce kultury. Mnie kazały się na przykład nie zdradzać tacie, że mam okres. A tobie?

– Pierwszy okres to moment w twoim życiu, kiedy społeczeństwo bardzo wyraźnie ci mówi, co to znaczy być kobietą. Oczywiście to zaczyna się o wiele wcześniej – dziewczynki w wieku sześciu lat czują się mniej kompetentne niż chłopcy, a socjalizacja skrzywiona płciowo zaczyna się w momencie urodzenia. Jednak okres to moment, w którym te wszystkie normy społeczne nagle w ciebie uderzają. Ulegasz transformacji i wszyscy oczekują, byś wpasowała się w obowiązującą foremkę kobiecości. Obserwuję, że w tym momencie horyzont dziewczyn się kurczy. Nagle uświadamiają sobie, o ile trudniej będzie osiągnąć marzenia, czują, jak trudności zaczynają się piętrzyć z powodu ich kobiecej tożsamości. Też podzielam to doświadczenie. Byłam bardzo aktywnym dzieckiem, uwielbiałam biegać, pływać, byłam pewna siebie. Gdy dostałam okres, stałam się bardziej wrażliwa na to, jak wyglądam, przestałam tak wszędzie hasać, przestałam pływać, bo kostium kąpielowy nagle wydał mi się zawstydzający. Ból menstruacyjny był potworny i budził mój strach. Bałam się zakładać białe szorty, więc wycofałam się ze sportów zespołowych. Nie nosiłam ich chyba do trzydziestki! Dopiero od niedawna czuję, że to moje ciało, mogę nosić, co chcę, a jak poplamię się okresem, to nie koniec świata. Okres oznacza nadejście ciężaru bycia kobietą – to doświadczenie dzielimy niezależnie od kontynentu. I my chcemy ten ciężar zdjąć – owszem, to może być niedogodne krwawić raz w miesiącu, ale to nie powinno być coś, co powstrzymuje cię od realizowania w pełni twojego potencjału. Oczywiście bieda też odgrywa tu swoją rolę, ale to normy kulturowe i społeczne dociskają nas najbardziej.

To, co mówisz, przepełnia mnie jakąś nadzieją, że możemy zbudować takie ludzkie, prawdziwe połączenie pomiędzy kulturami, nawet teraz, w dobie skrajnych podziałów.

– Myślę, że musimy budować globalne społeczności wokół naszych wartości, które idą w poprzek tradycyjnych podziałów. Sądzę, że wszystkie młode kobiety na planecie podzielają pragnienie życia w świecie, w którym mogą w pełni się realizować. Bardzo mnie ekscytuje, że temat menstruacji pozwala się takim społecznościom wytworzyć i że jestem tego częścią, czuję się bliżej moich afrykańskich współpracowników niż ludzi w moim tradycyjnym otoczeniu. Takie społeczności burzą odziedziczone bariery, są bardziej innowacyjne, mogą stworzyć nowe rozwiązania.

Emily Wilson – założycielka organizacji Irise International, która działa na rzecz menstruacyjnej równości i rozwiązania ubóstwa menstruacyjnego na świecie. Z wykształcenia medyczka. Brytyjska inicjatywa charytatywna Founders Pledge uznaje Irise za jedną z najskuteczniejszych organizacji na świecie w tej dziedzinie. Działa w Wielkiej Brytanii i Ugandzie, szczególnie w rejonach Soroti i Jinja, przede wszystkim dla dziewczynek z terenów wiejskich i slumsów

Rozmawia: Maja Hawranek

Fot. Tatiana Jachyra

 

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 

15 kwietnia 2021 r.