Przykład Japonii pokazuje, że nie wystarczy zmiana prawa

Cykl Kariery

Jak to jest być kobietą pracującą w Japonii? 

Po raz pierwszy przyjechałam do Japonii w 1997 r., pracowałam podczas wakacji studenckich w firmie należącej do bardzo dużej grupy - japońskich kolei. Uderzyło mnie to, że poza licznymi w biurze OL - office ladies, praktycznie nie było tam kobiet na stanowiskach merytorycznych. Było ich tak mało, że nawet żadnej osobiście nie spotkałam, choć widziałam je na liście płac. Później, już jako szefowa polskiej placówki dyplomatycznej w Tokio, sama miałam początkowo kłopot z uzyskaniem uznania ze strony mężczyzn z powodu mojej płci. Zmieniało się to z czasem. Nadal jednak tylko 15 proc. wyższych stanowisk w biznesie zajmują kobiety, choć cel rządu to 30 proc. Luka płacowa w Japonii wynosi 30 proc. Kobiety często są lepiej wykształcone, bardziej się starają, m.in. ze względu na większe wymagania wobec nich i konieczność tzw. wykazania się, a mimo to, traktowane są gorzej. 

A jednak to właśnie Japonia jest pierwszym krajem, który wprowadził - i to już w latach 40. ubiegłego wieku - urlop menstruacyjny. 

Prawo japońskie daje kobietom możliwości w tym zakresie, ale zawodzi praktyka i system korporacyjny. Geneza urlopu menstruacyjnego sięga lat 30. XX w., wówczas jednej z kobiet udało się wynegocjować z pracodawcą pięciodniowy płatny urlop menstruacyjny. Później wpisano go do kodeksu pracy, jako przysługujące kobietom prawo, ale bez precyzowania szczegółów. 

Z analiz dotyczących tego rozwiązania wynika, że chodziło o zachęcenie kobietdo podejmowania pracy, która miała im niewiele do zaoferowania, bo były potrzebna na niskopłatnych i nieprestiżowych stanowiskach. 

To zapewne był jeden z czynników. Japonia podnosiła się po wojnie japońsko-rosyjskiej, I wojnie światowej i II wojnie japońsko-chińskiej, a na horyzoncie już była kolejna. Kobiet aktywnych zawodowo było niewiele, a mężczyzn też brakowało. Tymczasem kraj potrzebował rąk do pracy. Teraz zresztą Japonia ma podobny problem. 

Jak w praktyce funkcjonuje urlop menstruacyjny? 

Kodeks pracy gwarantuje go wszystkim kobietom, które wykonują płatną pracę - niezależnie od rodzaju umowy, może to być umowa o pracę, jak i tzw. umowa śmieciowa, oraz niezależnie od wymiaru pracy - czy to jest pełny etat, pół, czy jedna trzecia. Przepisy nie przesądzają, ile tego urlopu ma być, ani czy jest on płatny. To regulują już we własnym zakresie poszczególne przedsiębiorstwa. Mogą wprowadzić nawet mieszany urlop, np. jeden dzień płatny, a drugi i trzeci - już nie. 

Przez 15 lat pracy w Japonii nigdy nie spotkałam się jednak z tym, by jakakolwiek ze znanych mi kobiet złożyła wniosek o taki urlop. Statystki pokazują, że tylko 0,9 proc. pracownic korzysta z dni wolnych z powodu dolegliwej miesiączki. 

Dlaczego tak się dzieje? 

Kobiety odczuwają duży wstyd, żeby mówić o sobie, o swojej kobiecości. Składając wniosek o urlop menstruacyjny, muszą tłumaczyć szefowi, najczęściej mężczyźnie, ile trwa ich okres i jak bardzo jest bolesny. Ale ten wstyd nie dotyczy tylko menstruacji, ale także np. związanych z rolą kobiety obowiązków opiekuńczych wobec dzieci czy osób starszych, które oznaczają, że trzeba wziąć wolne, by pójść do lekarza, albo wyjść wcześniej z pracy. Unikają uwypuklania swojej słabości i otwartego łączenia życia prywatnego z zawodowym. 

Kobiecość jest postrzegana jako słabość? 

Jako słabość, minus, jest postrzegane to wszystko, co wiąże się ograniczeniem zaangażowania w pracę na rzecz życia prywatnego, rodzinnego. Także utrata pracy jest postrzegana jako słabość. Kultura japońska jest kolektywna, bycie przydatnym społeczeństwu jest celem nadrzędnym, na pierwszym miejscu jest społeczeństwo, a nie rodzina, jak w Europie czy USA. Pracowanie jest wyrazem tej przydatności, a więc jeśli ktoś nie daje z siebie czegoś społeczeństwu, jest odbierany jako nieprzystosowany, niewiele wart. Istnieje presja ze strony otoczenia, by w ogóle nie brać wolnego, a zwłaszcza dłuższego urlopu jednorazowo. 

Coraz mniej przedsiębiorstw oferuje płatny urlop menstruacyjny, w trzech czwartych firm jest on bezpłatny. Jeśli nawet kobieta zdecyduje się go wziąć, to zapewne na tym straci - pod względem finansowym lub urlopowym, bo np. dni te zostaną potrącone z puli bieżącego lub kolejnego roku, a przecież i tak jej pensja jest w zasadzie niższa niż mężczyzny na tym samym stanowisku. 

Prawo nie wzmacnia pozycji kobiet? Nie myślą: skoro stoi za mną kodeks pracy, to jednak skorzystam z tego? 

Próbę zmiany sytuacji kobiet na rynku pracy podjął premier Shinzō Abe (stał na czele rządu Japonii do września 2020 r. - red.). Jego rozbudowana polityka gospodarcza, którą nazywano abenomiką, zakładała również aktywizację kobiet, w tym także zwiększenie obecności kobiet w rządzie. Abe widział, że społeczeństwo się kurczy, starzeje - pamiętajmy, że Japończycy długo żyją, a już teraz przeciętny wiek to 50 lat - i że potrzebne są ręce do pracy. Pojawiły się rozwiązania dla imigrantów, przede wszystkim z południowo-wschodniej Azji, a także adresowane właśnie do kobiet, tym bardziej że drugim wyzwaniem dla państwa jest ujemny przyrost naturalny. 

Rząd zachęcał wtedy np. do zakładania przyzakładowych żłobków, do brania urlopów tacierzyńskich, do czterodniowego dnia pracy, pojawiła się możliwość bardziej elastycznej pracy dla samotnych matek czy opiekunów osób niesamodzielnych. Największe przedsiębiorstwa japońskie zaczęły wprowadzać tego rodzaju rozwiązania, żeby pokazać, że nadążają za światowymi trendami związanymi z tzw. społeczną odpowiedzialnością biznesu. Polityka zatem z jednej strony miała zachęcać do powrotu do pracy po urodzeniu dziecka (obecnie robi to niewiele kobiet), a z drugiej - ułatwić decyzję o dziecku. Władze lokalne zaczęły wprowadzać np. dodatki dla kobiet w ciąży i połogu, bez tego pobyt w szpitalu na czas porodu jest bardzo drogi. 

Jak teraz wygląda dyskusja o sytuacji kobiet? O ich potrzebach wynikających z różnic między płciami? 

Według World Economic Forum w 2019 r. Japonia zajmowała 121. miejsce na 153 kraje pod względem równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Ta dyskusja utknęła obecnie w martwym punkcie. W pandemii są inne priorytety, rząd koncentruje się przede wszystkim na tym, jak zabezpieczyć społeczeństwo przed wirusem, a gospodarkę przed skutkami kryzysu. To zresztą wpycha Japonię ponownie w izolacjonizm, co z kolei sprzyja konserwatyzmowi. 

Czym byłoby równouprawnienie kobiet i mężczyzn na japońskim rynku pracy? 

To trudne pytanie. Byłaby to rewolucja wykraczająca poza ramy zawodowe, dotknęłaby obyczajowości i systemu wartości. Same Japonki są w tej sprawie bardzo podzielone. Są kobiety, którym udało się przebić szklany sufit i teraz angażują się na rzecz przecierania szlaków innym. Organizują szkolenia, pogadanki, przekonują, że kobiety powinny się odważyć być sobą. Ale są i takie, które uważają, że wybijają się jedynie wybitne jednostki, a większość Japonek powinna siedzieć w domu. 

Sam system awansu w Japonii jest tradycyjnie inny: nie ma pięcia się po szczeblach kariery jak na Zachodzie, jest rotacja na równorzędnych stanowiskach, żeby dogłębnie poznać przedsiębiorstwo. Jeśli ktoś zaczyna w dziale HR, to może zostać przesunięty do działu współpracy międzynarodowej, później do działu płac, a także na halę fabryczną. Dopiero, gdy pozna firmę od podszewki, może iść wyżej. W dużych i konserwatywnych przedsiębiorstwach nie ma młodych prezesów. Kobietom, które ze względu na macierzyństwo nie unikną przerw w pracy, ten system nie sprzyja. Sektory, w których to się najszybciej zmienia, to IT, fintech czy w ogóle finanse. 

A co z japońskich rozwiązań sprzyja kobietom? Może warto coś naśladować? 

Zdecydowanie kolektywność wypracowywania rozwiązań. Jest ona wpisana w japońską koncepcję kaizen - doskonalenia. Każda dobra rzecz może być lepsza, tylko miejmy pomysły. I faktycznie, w japońskich firmach działają koła kaizen, gdzie każdy głos - kobiety i mężczyzny, osoby na niskim stanowisku i na wysokim - jest tak samo słyszalny i tak samo brany pod uwagę oraz nagradzany. Stanowi to doskonałą motywację do angażowania się w działalność firmy oraz daje poczucie współuczestniczenia w jej rozwoju i sukcesie. U nas nie korzysta się z tego, co mają do powiedzenia osoby, które wykonują daną pracę, a w Japonii tak. Przy czym to udoskonalenie może polegać na prozaicznych zmianach, np. dostosowaniu maszyny do wzrostu pracowników. Korzystają na tym i pracownicy, i firma. I wzrasta jakość oraz bezpieczeństwo, na które stawia każda japoński przedsiębiorca.

Rozmawiała Anna Zaleska

Więcej o programie: www.cyklkariery.pl
 
Tekst został opublikowany na biznes.gazetaprawna.pl  5 maja 2022 r.