Portrety kobiet z podpaską

Czułość i Wolność

Śliczna dziewczyna w żółtej sukience z twojego zdjęcia trzyma coś w wyciągniętych dłoniach. Co to jest?

– To jej podpaska.

Wygląda na ziemię.

– To jest ziemia. Ta dziewczyna to mieszkanka Ugandy. Wzięła udział w projekcie dotyczącym ubóstwa menstruacyjnego. Ziemia, którą trzyma, pełni funkcję produktu menstruacyjnego. W jej wiosce, gdy kobiety mają okres, idą w określone miejsce i siadają na ziemi. Siedzisz na ziemi, bo jesteś nieczysta. Krew wsiąka w piach jak w podpaskę. Bo podpasek w tej wiosce kobiety nie używają. To artykuł niedostępny. Jak się wtedy człowiek czuje? Co myśli?

– Mnie poruszyła niebieska skarpetka ze śladami krwi. Takie zabezpieczenie w czasie okresu pokazała inna mieszkanka Ugandy.

Mnie do wyobraźni przemawia zdjęcie bielizny z liściem w miejscu, gdzie spodziewalibyśmy się zobaczyć podpaskę. Te zdjęcia nie są na niby?

– Nie. To tylko nam z pozycji Europejczyka z klasy średniej może się wydawać niewiarygodne. Gdy zapraszaliśmy kobiety do udziału w tym przedsięwzięciu, prosiliśmy je, żeby pokazały, z czym kojarzy im się menstruacja, czym dla nich jest, jakie wyzwania niesie ze sobą. I one się otworzyły. Pokazały swój świat.

Po co?

– Pomysł narodził się w trakcie mojej współpracy z Kulczyk Foundation. Dużo rozmawialiśmy z Dominiką Kulczyk o jej projektach, także o tym, który dotyczy walki z ubóstwem menstruacyjnym. Dominika zaproponowała, żebym razem z jej ekipą pojechał do Ugandy, gdzie kręcony był odcinek jej programu „Efekt domina”, poświęcony właśnie temu tematowi. Podjąłem się próby pokazania ubóstwa menstruacyjnego na zdjęciach. Wiedziałem, że problem istnieje, ale nie zastanawiałem się nigdy wcześniej, jak jest poważny.

Jak przekonałeś kobiety, żeby tak się otworzyły?

– Od początku miałem świadomość, że proszę o wiele. Musiałem też poważnie się zastanowić nad tym, jak fotograficznie ugryźć ten temat. Menstruacja to trudny i drażliwy temat, krępujący. A na dodatek jestem mężczyzną. Nie bardzo widziałem się w roli fotografa, który wchodzi w ten delikatny świat ze swoim aparatem i robi dokumentację. Trzeba było się dobrze zastanowić, jak opowiedzieć tę historię, żeby nie zawstydzić bohaterek, nie powodować ich dyskomfortu. Zaproponowałem, że zrobię portrety kobiet z podpaskami. A później rozdamy im aparaty fotograficzne, żeby to ich oczy i ręce były przedłużeniem moich. Żeby udokumentowały część swojego życia, a ja zestawię je z moimi obrazami. Pomyślałem, że tak będzie im łatwiej.

Było?

– Myślę, że tak.

To jeszcze raz spytam: po co?

– Żeby uzmysłowić ludziom wagę problemu. Wielu nie ma pojęcia, czym jest ubóstwo menstruacyjne. Inni niby wiedzą, ale – tak jak ja wcześniej – nie wiedzą, jaka to potężna skala. Wydaje nam się, że to brak dostępu do środków higienicznych. „Co to za problem? Przecież podpaski nie są drogie” – mówią niektórzy. To proszę sobie wyobrazić, że są na świecie kobiety, które w czasie menstruacji wkładają do majtek deskę, w którą wsiąka krew. Albo korzystają z poszarpanych szmat. To zdjęcia, które zrobiły moje ugandyjskie modelki. Do jednego portretu pewna kobieta zapozowała z rozpostartą gazetą. Nie chodzi o czytanie newsów. Gazeta służyła za środek higieniczny. Zadziwiły mnie splątane włókna, które fotografowały kobiety. Włókna wyglądają trochę jak słoma, a kobiety opowiadały ich historię. Ścinają łodygę bananowca, a te drzewa rosną w Ugandzie na każdym kroku. Kobiety te włókna rozrywają, walą w nie młotkiem kilkanaście minut i tego, co powstaje, używają później jako podpaski.

Może to jakiś zwyczaj, tradycja?

– To też, ale po prostu artykułów menstruacyjnych tam nie ma albo są dla uboższych kobiet i dziewczyn zwyczajnie za drogie. Przecież to są świadome kobiety. One wiedzą, że piasek, stara skarpeta czy utłuczone włókna bananowca to nie jest rozwiązanie ani wygodne, ani higieniczne. Za to jest dostępne.

Jak to się stało, że facet, fotograf kojarzony z dużymi modowymi sesjami, zajął się tematem menstruacji?

– To, że mam na koncie duże sesje modowe, nie oznacza, że to jedyny obszar moich zainteresowań fotograficznych. Tak już jest, że kwestie społeczne mnie poruszają. Pracowałem przy programie związanym z niepełnosprawnością, który walczył ze stereotypami. Robiłem sporo sesji dla fundacji onkologicznych. Moja przyjaciółka Agnieszka Lasota chorowała na nowotwór. Robiłem zdjęcia jej i innym pacjentom chorym na raka. Niektórzy z nich niestety już nie żyją. Na zdjęciach nie widać śmierci. Bohaterowie się uśmiechają, chociaż mają w oczach łzy.

Ubóstwo menstruacyjne to też jest sprawa społeczna. Kiedy zacząłem bliżej poznawać ten temat, zdałem sobie sprawę, że w tej materii też trzeba działać. I że ja mogę to, jako fotograf, zrobić. Mimo że w moim domu nikt nie udawał, że menstruacja nie istnieje, mimo że uważam się za człowieka otwartego, to jednak miałem w sobie skrępowanie, żeby mówić o miesiączce. Albo tym bardziej, żeby kogoś namawiać do zwierzeń w tej materii. Byłem jednak głęboko przekonany, że ubóstwo menstruacyjne to nie jest sprawa jedynie tych, którzy go doświadczają. Tylko trzeba uświadomić tę resztę, że można i trzeba z tym zjawiskiem walczyć. Zależy mi, żeby pokazać problem kulturowy – bo to właśnie kultura w ugandyjskiej wiosce sprawia, że kobieta krwawi na piasku.

Zastanawiam się, jak się udało przekonać kobiety, żeby chciały pokazywać tak intymne kwestie i opowiadać o nich.

– Gdy jechałem do Ugandy, miałem wiele wątpliwości. Nie chciałem być odebrany jak intruz, który chce wkroczyć do czyjegoś świata. Nie wyobrażałem sobie, że podejdę i powiem: „Dzień dobry, tu robimy taki projekt. Czy pani da się sfotografować z podpaską?”. Moja płeć, różnice kulturowe i sam fakt, że miałem rozmawiać o fizjologii, sprawiał, że czułem się niekomfortowo. Byłem skrępowany – to dobre słowo. Stąd ten pomysł z aparatami, które wręczę kobietom. Liczyłem, że to trochę pomoże. Ale przyznaję, nie spodziewałem się takiej otwartości ze strony kobiet. Były oczywiście takie, które odmawiały udziału w projekcie. Ale zdarzało się, że gdy rozmawialiśmy z jedną kobietą, jej krewna czy koleżanka mówiła, że też się chce przyłączyć. W tych skromnych domach, w niełatwych warunkach spotkaliśmy odważne i silne kobiety.

Jak myślisz, co sprawiło, że chcą mówić o menstruacji tak otwarcie?

– Bo ten problem mocno ich dotyczy, boli, złości i utrudnia życie. Mają dość i chcą swoją złość pokazać światu. Przecież one nie są zamknięte w szklanej kuli. Mają internet. Wiedzą, że można żyć inaczej. Miesiączka nie musi oznaczać tak dużego dyskomfortu, zawstydzenia, nie musi być czasem przerwy w chodzeniu do szkoły czy powodem do traktowania człowieka jak istoty nieczystej. Wydaje mi się, że ten projekt to jest okrzyk: „Zobaczcie nas i pomóżcie!”.

Te zdjęcia mają mocny przekaz. Uderzają między oczy.

– Bardzo dobrze. Tak miało być. Chodzi o to, żeby ludzi obudzić. Mnie też bardzo to doświadczenie poruszyło. Już wiem, że warto przełamać niezręczność, bo tylko tak można pokazać światu, że w XXI wieku kobiety co miesiąc mierzą się z takim dyskomfortem. A przecież nie muszą. Moje zdjęcia, a także zdjęcia dwóch innych fotografów – Łukasza Bąka i Tomasza Lazara – którzy również weszli we współpracę z Kulczyk Foundation, można oglądać na wystawach fotografii „Otwórz oczy i zobacz” w różnych polskich miastach. I myślę sobie, a właściwie mam nadzieję, że zdjęcia staną się powodem do rozmów o miesiączce. Może jakiś mały chłopiec usłyszy przy tej okazji, że nie wolno sobie żartować, jeśli koleżanka ma okres. Może fotografie skłonią kogoś do refleksji, uświadomią, że problem jest.

I to wcale nie tak daleko. W Polsce wiele kobiet przyznaje, że zdarzało im się wybierać, czy kupić podpaski, czy coś do jedzenia.

– Też o tym myślałem. Jedna z kobiet z Ugandy opowiadała o traumie, którą przeszła, gdy w szkole dostała okresu i nie miała się jak zabezpieczyć. Ile takich sytuacji zdarza się u nas! Nawet jeśli polskie kobiety nie siedzą w czasie miesiączki na piasku i nie korzystają z liści bananowca, to też doświadczają braku dostępu do toalet, środków higienicznych, są ofiarami niewybrednych komentarzy, są zawstydzane i poniżane. Nie mam wątpliwości, że to jest problem uniwersalny. Jestem pewien, że kobiety z polskiej wsi, z biednych domów mają do opowiedzenia historie nie mniej przejmujące niż te, które usłyszałem w Afryce. I że w dużych miastach, wśród dostatku, też żyją kobiety, które muszą wybierać, czy kupić podpaskę, czy jedzenie.

 

Marek Straszewski - zaczął robić zdjęcia, gdy mieszkał i pracował we Francji dokąd wyemigrował w 1988 roku. Po powrocie do kraju w latach 90. rozpoczął współpracę z magazynem „Elle”, z którym był związany przez ponad 20 lat. Z czasem oprócz fotografii modowej zaczęły go interesować także działania artystyczne i społeczne. To w takich najbardziej się teraz realizuje. Jednocześnie poszerzył swoją działalność o obszar wideo i muzykę. W ubiegłym roku razem z Kulczyk Foundation pracował przy projekcie dotyczącym ubóstwa menstruacyjnego w Ugandzie.

Autorka: Agnieszka Urazińska

Tekst ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” 4 września 2021 r.