Z Joanną Maliszewską-Mazek, ekspertką Kulczyk Foundation, rozmawia Margit Kossobudzka
Margit Kossobudzka: Będziemy rozmawiać o terminie, który bardzo byśmy chcieli, żeby się przebił do powszechnej świadomości, a potem... zniknął, czyli o ubóstwie menstruacyjnym.
Joanna Maliszewska-Mazek: - Ubóstwo menstruacyjne to termin, który jeszcze parę lat temu był całkowicie nieznany. W naszej fundacji zetknęliśmy się z nim realizując projekt pomocowy w Kenii w 2019 r.
Wówczas wspieraliśmy centrum taneczne w Kiberze, czyli w slamsach na przedmieściach Nairobi. Ku naszemu zdziwieniu na kilka dni w miesiącu dziewczynki zaczęły nam znikały z zajęć. Nie wiedzieliśmy dlaczego, ale dochodząc do sedna sprawy, okazało się, że po prostu nie mają dostępu do środków menstruacyjnych.
Na kilka dni w miesiącu są wyłączone z życia społecznego. Znikają nie tylko z naszych zajęć, ale przede wszystkim opuszczają szkołę.
Zrealizowaliśmy potem kilka projektów przeciwdziałających ubóstwu menstruacyjnemu za granicą. Były to przede wszystkim właśnie Kenia, ale też Nepal, Uganda, Indie, Kostaryka, Gwatemala. Wszędzie tam spotykaliśmy się z problemem ubóstwa menstruacyjnego. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak się zabrać do tych projektów tak, aby przeciwdziałać problemowi jak najbardziej efektywnie. Z tego powodu zrealizowaliśmy pierwszy międzynarodowy raport na temat. Po jego analizie mieliśmy pełne spektrum tego, czym jest ubóstwo menstruacyjne. Bo to nie jest tylko brak dostępu do środków menstruacyjnych.
A czego jeszcze?
- To jest również brak edukacji o tym, czym jest cykl menstruacyjny i w jaki sposób radzić sobie w trakcie miesiączki. To jest również dostęp do bezpiecznego miejsca, w którym możemy zutylizować i zmienić środki menstruacyjne. To również wspierające środowisko, czyli takie, w której temat miesiączki nie jest piętnowany.
W 2020 r., po publikacji raportu stworzyliśmy również pierwszą w Polsce analizę na temat postrzegania miesiączki.
Zakładaliście, że problem ubóstwa menstruacyjnego może istnieć także w Polsce?
- Wszystkim na początku się wydawało, że jest to problem globalnego południa, że Europy czy USA on nie dotyczy. Niestety, obraz, jaki się wyłonił z raportu, był zatrważający.
Jedna na pięć Polek boryka się z problemem ubóstwa menstruacyjnego, a problem ubóstwa menstruacyjnego jest uniwersalny.
Nie ma miejsca na ziemi, w którym on nie występuje. To samo jest w Wielkiej Brytanii, w Australii, w Stanach.
Czy to wynika z faktu, że dziewczęta, a później młode kobiety, nie mają środków finansowych na to, żeby kupić środki menstruacyjne?
- To tylko czubek góry lodowej. U jej podstawy leży szerszy termin, jakim jest ubóstwo menstruacyjne.
Tabu?
- Kody kulturowe, które przez lata utrwalały w nas, że jest to temat, o którym się nie mówi, babska sprawa. A kobiety nie chciały być stygmatyzowane z tego powodu, w związku z czym o swoich wyzwaniach nie mówiły. Z pokolenia na pokolenie przekazywaliśmy sobie przekaz, który mówił, że jest to temat, o którym nie wypada mówić głośno.
Sądziłam, że to się już zmieniło. Otoczenie mojej córki nie ma problemu z tematyką miesiączki.
- Patrzy pani na to ze swojej bańki wielkomiejskiej. Nasze badania pokazały, że temat jest wciąż traktowany bardzo po macoszemu w domu. 42 proc. kobiet przyznało, że o miesiączce w domu się nie mówi lub nie mówiło w ogóle.
Jedna na trzy dziewczynki jest nieprzygotowana na przyjście swojej pierwszej miesiączki.
Temat cyklu menstruacyjnego jest wprawdzie w pewnym zakresie omawiany w kontekście ciała kobiety, czy jego funkcjonowania na lekcjach biologii. Trochę więcej się o tym mówi na lekcjach wychowania do życia w rodzinie, ale lekcje WDŻ-u są nieobowiązkowe oraz dzielone pomiędzy chłopców i dziewczynki.
Są też prowadzone często przez osoby, które nie są przygotowane do prowadzenia tego typu zajęć. Efekt jest taki, że zarówno w domu tematu się nie porusza, w szkole też go się nie porusza i dziewczynki, jeżeli nie dostały tej wiedzy od swojej mamy, to tak naprawdę wiedzą tylko to, co znajdą w internecie.
Nasze badania pokazały, że w naszym dorosłym w społeczeństwie wciąż jest masa mitów i stereotypów, które biorą się z braku tej edukacji.
Może pani podać kilka?
- Część z nich jest "niegroźna" i czasem wręcz zabawna, natomiast niektóre modelują niewłaściwe postawy. Na przykład, jedna na cztery kobiety uważa, że w czasie miesiączki nie można zajść w ciążę. Jest cała masa mitów pielęgnacyjnych: że w czasie miesiączki nie można farbować włosów, nie można chodzić do dentysty.
Mało tego, nie można się myć, żeby nie przenosić bakterii na ciało!
To mit wywodzący się przekonania, że krew menstruacyjna jest brudna i pełna zarazków. Oczywiście, nic absolutnie bardziej mylnego.
Są też mity, które mają swoje źródło w historii lub w religii. To przekonanie, że kobieta mająca miesiączkę jest "skażona". W niektórych krajach jest w tym czasie nawet wykluczana na kilka dni z życia społecznego, a nawet opuścić dom na czas miesiączki.
Ktoś w to jeszcze naprawdę wierzy?
- Co piąta Polka wciąż myśli, że w czasie miesiączki nie może piec ciast czy kisić ogórków. To może nie są bardzo groźne mity, ale pokazują, że coś z nami jest nie tak podczas tego okresu.
Nie rozumiem zupełnie tego tabu wokół miesiączki. Zapewne dlatego, że jestem biolożką, to w moim domu podchodziło się do tego "fizjologicznie". Moje dzieci - zarówno córka jak i synowie - byli uczeni, że to normalna część funkcjonowania ciała.
- Tu porusza pani bardzo ważny temat: co chłopcy wiedzą o miesiączce. Stary typ nauczania mówił, że o damskich sprawach w towarzystwie chłopców się nie rozmawia i do tej pory lekcje WDŻ-u są dzielone. Jeśli chłopiec dorasta w rodzinie, tak jak u pani, w której otwarcie się mówi o miesiączce i nie ma żadnego tabu, jest szczęśliwcem. Niestety, nasze badania i doświadczenia pokazują, że to bynajmniej nie jest normą.
Większość chłopców jest oddzielana od tej "magicznej" wiedzy o miesiączce, co jest między innymi powodem narastającego tabu, wstydu, niewybrednych żartów.
Skoro chłopcy nie wiedzą z czym mierzą się dziewczynki, a jeszcze do niedawna oglądali niebieski płyn w reklamach środków menstruacyjnych, to zostali wtłoczeni w mechanizm, który mówił im, żeby wyśmiać miesiączkę lub z niej żartować.
To jest mechanizm obronny, naturalny, którym posługują się młodzi ludzie, którzy są ciekawi, co się dzieje z naszym ciałem czy z ciałem koleżanki.
To dla mnie naprawdę zaskakujące, że nie potrafimy w XXI w. zaspokoić tej ciekawości w rozsądny sposób. Rozumiem, że Fundacja stara się wyjść naprzeciw temu problemowi. Czy oprócz zajęć edukacyjnych próbowaliście zaatakować od drugiej strony? Postawiliście w szkołach tzw. tamponetki. Czym one są?
- Po publikacji naszych badań zaczęliśmy realizować masę projektów, które były skierowane do różnych grup. Przede wszystkim miały one przeciwdziałać ubóstwu menstruacyjnemu, bo zwalczymy go, jeżeli nie będziemy również budować świadomości i dostarczać wiedzy na temat zdrowia menstruacyjnego.
W naszych działaniach zawsze obok doposażenia szkół czy innych miejsc środkami menstruacyjnymi - czyli wspomnianymi skrzyneczkami zwanymi tamponetkami - w parze idzie edukacja menstruacyjna. Od kilku lat staraliśmy się pozyskiwać różne środki menstruacyjne od różnych producentów tak, aby dostarczać do miejsc, w których kobiety czy osoby menstruujące dotknięte ubóstwem. To jest ciągle kropla w morzu potrzeb.
Niezależnie od tego, ile byśmy tych środków menstruacyjnych nie pozyskali, wciąż nie zapewnimy ich na skalę całej Polski.
W 2023 r. złożyliśmy projekt ustawy na temat darmowego dostępu do środków menstruacyjnych i edukacji o zdrowiu menstruacyjnym w szkołach i na uczelniach. Pokłosiem tej ustawy jest projekt, który obecnie realizujemy. Na szczęście, po zmianie partii rządzącej w naszym kraju, Ministerstwo Edukacji wreszcie dostrzegło problem ubóstwa menstruacyjnego i zaczęło zastanawiać się, w jaki sposób najlepiej mu przeciwdziałać.
Kulczyk Foundation wspólnie z partnerami, między innymi Różową Skrzyneczką czy Centrum Edukacyjnym Good Life, realizuje projekt, który mam nadzieję, jest krokiem do zmiany systemowej w Polsce.
Może pani podać więcej szczegółów tego projektu?
- Mamy pod opieką ponad 500 szkół podstawowych i ponadpodstawowych, do których dostarczamy darmowe środki menstruacyjne i prowadzimy zajęcia na temat zdrowia menstruacyjnego. Są to zarówno zajęcia otwarte, które mówią o mitach i stereotypach oraz przekazują podstawowe informacje dotyczące miesiączki wśród chłopców i dziewczynek oraz dodatkowe zajęcia warsztatowe prowadzone już w małych grupach.
Są one skierowane tylko dla dziewczynek. Dokładnie omawia się na nich cykl miesiączkowy, porusza się problem ubóstwa menstruacyjnego, środków menstruacyjnych dostępnych na rynku. Tylko w ten sposób mamy poczucie, że możemy przeciwdziałać ubóstwu menstruacyjnemu, ale to jest wciąż pilotaż, zobaczymy, co będzie po jego realizacji.
Rzeczywiście czeka nas zmiana systemowa w Polsce?
- Mam taką nadzieję. Jeżeli chodzi o dostęp do środków menstruacyjnych w szkołach, to na to składa wiele problemów. Z jednej strony mamy grupę dziewczyn, których rodzina rzeczywiście doświadcza ubóstwa i ma problem z przeznaczeniem pieniędzy na środki menstruacyjne, ale są też dziewczynki, których rodziców stać by było na taki zakup, ale temat jest na tyle tabu, że ciężko im poprosić mamę czy tatę o pieniądze na podpaski.
Są też dziewczynki, które wychowują się tylko z ojcami. Tam często, choć nie zawsze, bariera, żeby poinformować i poprosić o pieniądze na środki menstruacyjne jest jeszcze większe. Pamiętajmy też o dużej grupie dziewczynek, których cykle są nieregularne i, tak jak każdą dorosłą kobietę, okres może zaskoczyć.
Skoro w pandemii państwo z dnia na dzień znalazło pieniądze na środki do dezynfekcji, to dlaczego nie może ich znaleźć na darmowe środki menstruacyjne w szkołach?
Co byście chcieli tak naprawdę osiągnąć?
- Życzymy sobie, żeby żadna dziewczynka nie opuszczała szkoły tylko dlatego, że ma miesiączkę. W każdej szkole powinny być darmowe środki menstruacyjne, ale obok tego, aby dostęp do wiedzy o własnym ciele, wiedzy o cyklu menstruacyjnym i tym, jak sobie radzić w tej sytuacji. Chcemy też, aby wiedzę o zdrowiu menstruacyjnym mieli również chłopcy.
Kierujemy też swoje działania do firm. Tam nie mówimy o problemie ubóstwa menstruacyjnego, tylko mówimy o równym dostępie do podstawowych środków menstruacyjnych. Przyzwyczaiłyśmy się do tego, że papier toaletowy, mydło, ręczniki są w toalecie standardem. Są to rzeczy potrzebne.
Zapominamy jednak o tym, że kobiety od mężczyzn się różnią i potrzebują środków menstruacyjnych tak samo, jak papieru toaletowego.
Z jednej strony nasze działania obejmują przeciwdziałanie ubóstwu menstruacyjnemu, z drugiej strony dotyczą kwestii równości, praw człowieka i godności.
Mamy nadzieję, że wkrótce kobiety na tyle przyzwyczajają się do tego, że w pracy, w szkole, u fryzjera czy w innym miejscu środki menstruacyjne są dostępne, że same wymuszą taki standard.
Za kilka lat po prostu będzie obciachem, jeśli w pewnych miejscach tych środków menstruacyjnych nie będzie.
Za tym pójdzie zmiana wśród pracodawców, wśród urzędów czy szkół. Zmiana systemowa zostanie też wymuszone oddolnie.
Redagowała Katarzyna Pawłowska
Autorka: Margit Kossobudzka
Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 8 maja 2025 r.
(Fot. Shutterstock)