Mamy, babcie, lekarze – wszyscy jak mantrę powtarzają: „Masz miesiączkę, będzie boleć".
Faktycznie traktujemy to jako normę. Według badań nawet 60 proc. zdrowych kobiet (bo za bolesne miesiączki może być odpowiedzialna np. nieleczona endometrioza) doświadcza bólu podczas miesiączki. Tyle że miesiączka nie jest bolesna z natury, nie musimy cierpieć, bo taki już ten nasz kobiecy los.
To skąd takie silne przekonanie?
Z perspektywy antropolożki uważam, że w naszym kręgu kulturowym bardzo mocno zakorzenione jest przekonanie, że bycie kobietą w ogóle wiąże się z cierpieniem. I przekazujemy to przekonanie z pokolenia na pokolenie.
Spotykam takie kobiety na swoich warsztatach. Mamy przy pierwszej miesiączce wręczały im bez słowa paczkę podpasek, a babcie powtarzały: „Jesteś już kobietą, teraz to pocierpisz". I potem te kobiety latami się z tym swoim cierpieniem zmagają, choć często czują wewnętrzną niezgodę na to wdrukowane im krótkie zdanie. A ono często definiuje całą naszą kobiecą przyszłość.
I na tym zdaniu się kończy. Nikt z nami nie rozmawia o całym cyklu, o tym, jak duży ma wpływ nie tylko na nasze ciało, ale i psyche.
Jako kultura, społeczeństwo nie wiemy, jak wesprzeć dziewczynki, które dojrzewają. A tymczasem to cykl w naszym ciele wyznacza rytm. I można do tego rytmu przetańczyć życie albo go ignorować.
Nie uczymy, jak mocno stres kumuluje się ciele, jak nastawienie do miesiączki naprawdę na nas wpływa. Nie ma sensownych lekcji w szkołach. 10-, 11-latki dowiadują się jedynie, że „występuje okresowe krwawienie z dróg rodnych". Co one mają z tego zrozumieć?
A nasz cykl to jest taka wyspa skarbów, tylko często nie mamy do niej mapy. Nikt nam jej nie wręcza, więc snujemy się po tej wyspie i wpadamy na cierniste krzewy.
A jakbyśmy tę mapę jednak miały?
To wiedziałybyśmy na przykład, że faza przed miesiączką jest takim naszym trenerem emocji i uczuć. Wtedy wiemy, że pewnych spraw nie da się już zamieść pod dywan, uczucia wylewają się wręcz na powierzchnię. Tyle że znowu słyszymy z zewnątrz przekaz: wariujesz, bo masz okres. Znowu nasze odczucia są deprecjonowane. A tymczasem ta złość przed okresem może być bardzo funkcjonalna, bo emocje zawsze są ważnym komunikatem, tylko musimy umieć je odczytać.
W czasie przed miesiączką potrzebujemy też więcej odpoczynku. Wzrasta nasza wrażliwość na bodźce. I to, co w fazie owulacji było przyjemną muzyką, teraz staje się hałasem nie do zniesienia. Marzymy o tym, żeby się wyciszyć. A kiedy nam się to nie udaje – bo przecież otoczenie wymaga od nas nieustannej produktywności i aktywności – to się złościmy. Co z kolei sprawia, że inni się od nas odsuwają i tym samym spełniamy tę pierwotną potrzebę wyciszenia się.
Jak widać, jest sporo logiki w tym, jak nasze ciało i psyche współpracują, tylko jako społeczeństwo jesteśmy na początku drogi do zrozumienia, jak to działa.
Miesiączka może stać się traumą?
Znam przypadki, kiedy dziewczęta podczas pierwszej miesiączki myślały, że umierają, bo nikt im wcześniej nie wytłumaczył, co to oznacza. A nawet jeśli wiedziały, że to okres, to te pokątnie podsuwane podpaski budowały w nich poczucie, że to wstydliwy czas. I jeśli taka trauma w nas powstała, to potem z krwią co miesiąc powraca. Między innymi stąd te bolesne miesiączki. Macica jest bardzo wrażliwym narządem i reaguje nawet na nieuświadomioną autoagresję, dlatego co miesiąc nam mówi: „Coś mnie bardzo boli w naszej relacji". I tym czymś może być potępianie kobiecości, bo tak nam wdrukowano w młodości.
Ważne jest, aby doświadczenie pierwszej miesiączki z siebie wyrzucić, porozmawiać z bliską osobą. Bo żeby nadać sens temu doświadczeniu, przełamać tabu, trzeba je najpierw wypowiedzieć i zrozumieć. A jeśli to było bardzo traumatyczne przeżycie, to czasem wymagane jest nawet wsparcie ze strony terapeuty.
Pierwsza miesiączka to też moment, kiedy dziewczęta odkrywają w sobie seksualność.
I kiedy krew wypływa im z waginy, słyszą: „Ukrywaj to". Albo: „Teraz to cię trzeba pilnować, bo jeszcze w ciążę zajdziesz". Znam kobiety, które jako nastolatki zupełnie nie rozumiały, dlaczego ojciec nagle zaczął się inaczej wobec nich zachowywać.
Dziewczęta często też słyszą, że ta krew jest brudna.
I chłopcy się w klasie śmieją. Bo nikt ich nie nauczył, jak mają reagować.
Ale nawet jeśli nie postrzegamy tego momentu w kontekście seksualności, to przecież każde zachowanie, którego doświadczamy, niesie ze sobą konsekwencje. I kiedy widzę, że wypływa ze mnie krew, a słyszę: „To brudne i nieważne", zaczynam wierzyć, że coś ze mną jest nie tak. A moment pierwszej miesiączki to właśnie ta chwila, kiedy dziewczęta dostają przekaz na temat roli kobiet w społeczeństwie. Narracja, że to, co się z nami dzieje, nie jest ważne, jest bardzo groźna. Buduje w nas poczucie nieważności. Tracimy pewność siebie, ale też własne wewnętrzne oparcie w sobie. Utwierdzamy się w przekonaniu, że jesteśmy zdane same na siebie. A jako dorosłe już kobiety nie potrafimy sobie odpuścić, nie dbamy o siebie. Nie jesteśmy dla siebie czułe.
Są jednak kultury, w których doświadczenie pierwszej miesiączki wygląda zupełnie inaczej. Kultywuje się ją, a nie tłumi jak w kulturze zachodniej.
Są w antropologii opisy ceremonii w rdzennych społecznościach z różnych miejsc na Ziemi, które traktowały pierwszą miesiączkę jako coś bardzo ważnego.
Lud Nawaho takie ceremonie praktykował co rok. Dziewczynki, które w danym roku miały pierwszą miesiączkę, były podczas tej ceremonii oficjalnie przyjmowane do społeczności dorosłych. Uważano, że to dzięki temu ich kultura trwa, bo przecież miesiączka oznaczała, że kobieta będzie przynosiła życie. Sam moment nadejścia miesiączki był bardzo intymny, dziewczęta spędzały go z bliskimi kobietami, ale już ceremonia była odświętna i z rozmachem. Dziewczynki biegły w kierunku wschodzącego słońca, przekazywano im tajemne mity plemienia, rozpalały ogień, piekły swój pierwszy chleb kukurydziany – otrzymywały więc informację, że i w nich ten ogień jest, że są twórcze i ważne. Szczególną funkcję w trakcie ceremonii pełniła tzw. Pani Zmiany (ang. Changing Woman), która była mityczną opiekunką tych dziewcząt.
Z kolei u Pigmejów te przygotowania zaczynały się już na kilka lat przed nadejściem miesiączki. Dziewczęta uczyły się medycyny, ale też samoobrony, aby potrafiły stawiać granice.
I teraz przełóżmy to na nasz świat. Wyobraźmy sobie, że stajemy przed swoją rodziną i wspólnie bez wstydu świętujemy ten moment. Jak inny to przekaz.
Ale współcześnie nie tylko kultura zachodnia tak traktuje miesiączkę. Są miejsca na świecie, gdzie miesiączkujące kobiety są wyrzucane poza wioskę, bo uważa się je za nieczyste.
Badaczki kultur zauważyły pewną prawidłowość. Jeśli społeczność jest bardziej nastawiona na współpracę niż konflikt, to lepiej traktuje miesiączkujące kobiety. Jeśli nastawia się na wojnę i podboje, to kobiety są uznawane za nieczyste. Jak uzasadniamy podboje? Tym, że inne narody, plemiona są gorsze, więc mamy prawo je podporządkować i ulepszyć. Tak samo jest z podejściem do kobiet. Męską dominację nad kobietami uzasadnia się tym, że są nieczyste, gorsze.
Kultura nie tylko wtłacza nas w ramy wstydu, nieważności, ale też wiele od nas wymaga. Zarówno nieustannej produktywności, jak i idealnego wyglądu. Która z nas od małego nie jest uczona, by prostować plecy i wciągać brzuch?
Problem w tym, że ludzki brzuch jest z natury lekko wypukły. Więc posiadanie płaskiego brzucha to pragnienie, którego nie da się zrealizować, może poza okresem wczesnonastoletnim, kiedy metabolizm jest szybszy. Zresztą popatrzmy na średniowieczne obrazy. Nawet wtedy, mimo że również ciała szczupłe były postrzegane jako atrakcyjniejsze, na obrazach brzuch zawsze przedstawiano jako wypukły, bo tak nas stworzyła natura.
Jeśli cały czas brzuch wciągamy, to jest notorycznie napięty. Wiele fizjoterapeutek ginekologicznych zwraca uwagę na ten problem. Mięśnie dna miednicy mamy często słabo wykształcone, za to zewnętrzne ciągle napięte. Co zresztą generuje nie tylko bolesne miesiączki, ale też problemy natury seksualnej.
Zadajmy więc sobie pytanie: czy muszę tak bardzo nienawidzić swojego brzucha, czy mogę go choć trochę polubić?
Ja miałam też wtłaczane do głowy, że najlepiej będę wyglądać w trakcie owulacji, a potem to już w zasadzie trzeba założyć na siebie worek.
Jedna z uczestniczek moich warsztatów w Lublinie przyznała podczas zajęć, że mama powtarzała jej zawsze, że to podczas miesiączki wygląda się najlepiej. I ona się potem faktycznie przez te dni taka kobieca czuła. Proszę sobie wyobrazić zdziwienie w oczach pozostałych zgromadzonych: ale jak to?! A kłopoty z cerą, napuchnięty brzuch? To niemożliwe! A przecież podczas miesiączki rozluźniają się mięśnie, w tym mięśnie głębokie szczęki. Twarz staje się gładka, wypoczęta. Nie ma napięcia, które wyostrza rysy.
I tu znowu wracamy do punktu wyjścia naszej rozmowy. Że uwarunkowanie kulturowe i nastawienie do swojego ciała ma bezpośrednie przełożenie na to, jak się czujemy.
Wspominałyśmy o pędzie, pogoni za produktywnością. W pracy zawodowej też cyklu zupełnie nie bierzemy pod uwagę. A przecież ten etap życia, kiedy jesteśmy od niego uzależnione, to w sporej części czas aktywności zawodowej.
Pojawiają się powoli firmy, w których szefowe rozumieją, że miesiączka to taki czas, kiedy kobieta musi się bardziej skupić na sobie. W niektórych firmach przysługuje wtedy dzień wolny.
Sytuacja na polu zawodowym pokazuje nam, jak bardzo rytm pracy jest dostosowany do rytmu pracy ciała męskiego. Ono działa bardziej w rytmie dobowym, rano następuje wyrzut testosteronu i mężczyźni rzucają się w pracę. Ciało kobiety funkcjonuje w trybie miesięcznym.
Jak wyglądałaby praca idealnie skrojona pod nasz cykl?
Optymalnym rozwiązaniem byłoby na przykład ustawianie spotkań i trudniejszych do wykonania obowiązków po miesiączce i w okolicach owulacji. Z kolei tuż przed miesiączką najefektywniejsza byłaby praca analityczna. W trakcie miesiączki powinnyśmy po prostu odpoczywać. Dobrze by było, gdyby można było w biurze chociaż na chwilę wyprostować ciało. Przecież podczas okresu siedzenie non stop w zgięciu i z napiętym brzuchem to kolejny sposób na nabawienie się bólu.
A tymczasem wiele z nas zaciska zęby, łyka pigułki przeciwbólowe i udaje, że żadnego okresu nie ma.
Skoro dostałyśmy w dzieciństwie przekaz, że jesteśmy nieważne, to ciągle będziemy szukać potwierdzenia swojej wartości, także w pracy. Będziemy non stop aktywne, bo wmawiamy sobie, że tylko wtedy nas docenią.
Jestem przekonana, że gdyby to mężczyźni mieli miesiączkę, mielibyśmy szereg rytuałów społecznych, które by to dostrzegały i celebrowały. Już widzę tych facetów biadolących: „Stary, ile ja dziś krwawię, ledwo żyję!". A ponieważ dotyczy to kobiet, staje się niewypowiadalne.
Zdaję sobie jednak sprawę, że to w nas, kobietach, musi zajść zmiana myślenia w priorytetyzowaniu siebie. To wielka praca, którą kobiety mają do wykonania.
Także w domu. Proponuje pani zbudowanie sobie „czerwonego namiotu", miejsca, gdzie się wyciszymy, zaopiekujemy sobą. Tylko jak mam to zrobić, jeśli zaraz do tego namiotu wejdzie mi czterolatek?
Z czterolatkiem nie wygramy, to na pewno. Ale ważna w kontekście dzieci jest też otwartość. Nieukrywanie przed nimi swojej miesiączki. To kolejne tabu do przełamania, ale jest to możliwe. Znam kobiety, którym dzieci w te dni przynoszą czekoladę i pytają: „Mamo, poleżymy sobie razem?". To bardzo ważne szczególnie dla dziewczynek, aby od małego rozumiały, że miesiączka to coś zupełnie naturalnego, ale też czas, kiedy to kobieta jest najważniejsza. Uczmy nasze córki, że muszą się troszczyć także o siebie, nie tylko o dzieci, partnerów, rodziców.
Możemy zacząć małymi kroczkami. Kiedyś wymyśliłam zasadę jednego popołudnia. Skoro mężczyzna może sobie wygospodarować czas tylko dla siebie, to dlaczego my mamy sobie tego odmawiać? Wyjdźmy na spacer, pobądźmy same ze sobą. Nie bójmy się, że jak nic się nie dzieje, to świat się zawali.
Ale zaraz usłyszymy, że jak tak leżymy, to tylko tracimy czas.
No tak, bo jak kobieta nie jest produktywna, to traci czas. Nie ma miejsca na przyjemność dla samej przyjemności.
Rozmawiałyśmy o traumie, stresie, napięciu, rozumieniu cyklu. Jak jeszcze możemy sobie pomóc podczas miesiączki?
Bardzo może nas wspomóc odpowiednia dieta. Za ból macicy odpowiada prostaglandyna, która jest produkowana, gdy gwałtownie podnosi się poziom cukru we krwi, czyli gdy spożywamy wysoko przetworzone, mocno słodzone produkty i nabiał. Unikanie tych produktów i spożywanie ciepłych posiłków może comiesięczny ból usunąć.
Ważny jest także ruch, ale nie wysiłkowy, lecz taki, który rozluźnia. Tylko ćwiczyć musimy przez cały miesiąc – praktykujmy jogę, tańczmy, zróbmy sobie masaż – bo tylko długotrwały ruch przełoży się na brak bólu podczas okresu.
Jak to wszystko, o czym rozmawiamy, weźmiemy pod uwagę, to nagle się okaże, że miesiączka jest przyjemna i że z różnych faz cyklu można korzystać na różne sposoby, że całe nasze życie robi się prostsze i przyjemniejsze. A wystarczy tylko co jakiś czas zapytać samą siebie: jak się dziś czuję?
Natalia Miłuńska – edukatorka, ekspertka, twórczyni strony miesiaczka.com i firmy Naya produkującej ekologiczne podpaski. Autorka książki „7 skutecznych sposobów na bolesne miesiączki, czyli jak zamienić ból w przyjemność"
Autorka: Magdalena Keler
Ilustracja: Marta Frej
Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 13 listopada 2021 r.