Partnerzy traktowali mnie jak "kobietę", co w ich rozumieniu znaczyło: słabsza, podległa istota, która nic nie osiągnie i zawsze będzie gorsza. Zawsze walczyłam o swoje, musiałam sama sobie radzić i nie dać sobą manipulować. Ale czy zawsze trzeba mieć do kogo wracać?
Trzy podwarszawskie wsie i trzy sołtyski. Przez cztery miesiące robiły wszystko, by zintegrować lokalną społeczność. W niektórych przypadkach sprawić, by ludzie w ogóle się o sobie dowiedzieli i się poznali. W innych – by uwierzyli, że działanie ma sens. I żeby poczuli, że wieś to ich wspólne miejsce i że będzie im się dobrze żyło, jeśli sami się o to postarają.
Na warsztatach jakaś dziewczyna wcieliła się w moją chorobę. Stanęłyśmy naprzeciwko siebie. Spojrzała mi głęboko w oczy. A potem nagle uklękła. Zaczęła płakać. I powtarzać: "Nie zabiję cię! Nie zabiję! Przyszłam cię tylko czegoś nauczyć". Z Magdaleną Bator i Weroniką Szwejk, prowadzącymi fundację Stacja Czułość dla pacjentów onkologicznych i ich rodzin, rozmawia Łukasz Pilip
Jestem mu wdzięczna, że pokazuje mi brudne lustro, niewyrzucone śmieci i zapchany zlew - nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Ale czasem przypominam sobie, jak to było, gdy nikt mi nie mówił, że jest mi zimno, że to, co mam na talerzu, jest niedobre.
Przedmioty widzą niejeden cios czy gwałt, ale na zawsze pozostaną tylko ich milczącymi świadkami