Chciały umieścić w szkole skrzyneczkę z darmowymi podpaskami. Usłyszały: Proszę nie psuć miastu wizerunku

Jak to się zaczęło?

– Od dziewczyn z fundacji Różowa Skrzyneczka. To one walczą z ubóstwem menstruacyjnym i zabiegają, aby w miejscach publicznych pojawiały się różowe skrzyneczki z artykułami higieny menstruacyjnej. Dziewczyny na każdym kroku odkrywają, że wiedza na temat ubóstwa menstruacyjnego jest w naszym kraju niewielka. Chciały uzupełnić tę lukę, przygotowując bardziej systematyczne badania. Wspólnie wypracowałyśmy ich projekt.

Jaki jest jego główny cel?

– Przymierzałyśmy się nawet do reprezentacyjnego badania ilościowego – bo chciałyśmy sprawdzić, ile kobiet z konkretnych grup społecznych doświadcza ubóstwa menstruacyjnego. Uznałyśmy, że nie jesteśmy w stanie przeprowadzić badania w takim kształcie. Pamiętaj, że nasz budżet był zerowy. Uznałyśmy więc, że to będzie plan na przyszłość, a najpierw przeprowadzimy badanie jakościowe – dotrzemy do kobiet i spytamy o ich doświadczenia. Wybrałyśmy lokalizacje z różnych obszarów, jak najbardziej zróżnicowanych. Był i Sochaczew, i Zielona Góra. Były małe miasteczka i duże miasta. Najpierw chciałyśmy dotrzeć fizycznie do każdej z wybranych miejscowości, ale pandemia pokrzyżowała te plany i ostatecznie wszystkie rozmowy focusowe były realizowane za pomocą platformy komunikacyjnej w internecie. Rekrutowałyśmy uczestniczki lokalnie.

Z iloma kobietami rozmawiałyście?

– Zrealizowałyśmy osiem wywiadów focusowych (czyli grupowych wywiadów zogniskowanych), wzięło w nich udział 69 kobiet. Grupa nie była wielka, za to udało nam się sprawić, aby każdej z kobiet poświęcić sporo czasu, pozwolić jej wypowiadać się w wielu obszarach. Zależało nam, aby poznać temat z perspektywy bardzo różnych kobiet – o odmiennych dochodach, przekonaniach i doświadczeniach.

Bieda i ubóstwo materialne są w Polsce dość dobrze zmapowane. A ubóstwo menstruacyjne?

– Jakby nie istniało. Ono jest nienazwane. Albo raczej – nienazywalne. Kobiety, pytane o nie z marszu, zapewniają, że nie istnieje.

Dlaczego?

– Bo to stygmatyzujące podwójnie. Już sama menstruacja i dolegliwości z nią związane to sfery tabu i wstydu. Wstydliwa jest także bieda, ludzie nie chcą się do niej przyznawać, często ukrywają ją przed światem.

To cię zdziwiło?

– Dla mnie było totalnym szokiem, że miesiączka jest dla kobiet większym problemem niż kilka dekad temu. Że w 2022 roku kobiety wstydzą się mówić o podpaskach i że wciąż niektóre z nich mają lub miewają problem z dostępem do środków higienicznych. Ale choć na początku ta niechęć do nazywania problemu mnie zdziwiła, to w zasadzie łatwo ją zrozumieć. Nikt nie chce mówić o tym, co wstydliwe. Nasze uczestniczki nie chciały występować w roli nieszczęśliwej kobiety, która używa szmat lub gazety, bo nie stać jej na podpaski.

A może w tej grupie po prostu tak się nie zdarzało?

– Gdy udało nam się przełamać tę barierę wstydu, wyszło na jaw, że każda z badanych kobiet doświadczyła sytuacji braku odpowiednich środków higieny menstruacyjnej – z różnych powodów. Jak powiedziała jedna z uczestniczek badania: każda z nas mogła kiedyś doświadczyć periodycznej biedy i znaleźć się w sytuacji, gdy nie miała wystarczająco dużo pieniędzy, aby swobodnie kupić podpaski. Albo gdy musiała w jakiś sposób limitować wydatki, mierzyć się z decyzją, co kupić, a z czego zrezygnować. A chciałam ci powiedzieć, że nasze rozmówczynie reprezentowały przeciętną dochodowo polską kobietę. I z tych opowieści wyszło, że jeśli nie masz pieniędzy na wszystko, to wydatki na podpaski tnie się jako jedne z pierwszych.

Na przykład?

– Pewna kobieta, mama dwóch córek w wieku nastoletnim, zwróciła naszą uwagę, jak trudno jest, gdy co miesiąc wydatki na artykuły menstruacyjne trzeba mnożyć przez trzy. Ta kobieta jest samodzielną matką i z jej pensji musi wystarczyć na wszystko. I bywa – jak mówi – że czasem rezygnuje ze swojego komfortu, żeby wystarczyło na podpaski dla córek. W tych opowieściach pojawia się dużo tak zwanej miękkiej biedy. To wtedy, gdy możesz kupić podpaski albo tampony, ale nie takie, jakich potrzebujesz, tylko najtańsze. Albo stać cię na jedną paczkę w miesiącu, a potrzebujesz więcej produktów. To przecież oczywiste dla każdej kobiety, że inaczej krwawi się na początku okresu i w nocy, gdy potrzebne są produkty o najwyższej absorpcji, a inaczej w kolejnych dniach, gdy chłonność podpaski może być niższa. Za to pod koniec okresu wielu z nas wystarczyłaby higieniczna wkładka. Ale kupno trzech różnych paczek w miesiącu to luksus, na który stanowczo nie każda kobieta w Polsce może sobie pozwolić. Albo jeszcze inna kwestia, która nie musi wynikać z biedy, ale powoduje dyskomfort i utrudnia dostępność do środków higienicznych – to ceny pojedynczych podpasek. Która z nas nie miała sytuacji, gdy nagle potrzebuje podpaski – dosłownie jednej, ale koniecznie zaraz? Okazuje się, że w miejscach komercyjnych, gdzie są automaty z podpaskami, taka pojedyncza sztuka kosztuje nawet pięć złotych.

I znów wychodzi na to, że ubóstwo menstruacyjne ma wiele wymiarów.

– To wykluczenie o wymiarze fizjologicznym i jeszcze uderza w emocje. Kobiety dużo mówiły o tym, że brak zaspokojenia czysto fizjologicznej potrzeby jest straszliwie upokarzający. To, co ważne dla mnie, to fakt, że nawet jeśli nie wszystkie regularnie doświadczamy ubóstwa menstruacyjnego z powodów ekonomicznych, to już doświadczenie braku jest absolutnie uniwersalne i dotyka nas wszystkie. Uczestniczki badania mówiły, że zaskoczenie z powodu niespodziewanego okresu i związanych z tym problemów – np. braku podpaski – jest doświadczeniem wszystkich.

A jak jest z przygotowaniem dziewczynek do pierwszego okresu?

– Tu znów zaskoczenie, bo przecież tacy jesteśmy nowocześni, i w domu, i w szkole. A temat nieprzygotowania bardzo młodych dziewczyn, ich niewiedza dotycząca fizjologii, powracał. Dodatkowym problemem dziewczynek jest brak środków na zakup artykułów menstruacyjnych, który wynika z lekceważenia ich potrzeb przez opiekunów. Rodzice nie dają pieniędzy na podpaski, dziewczynki – zawstydzone – stawiane są w sytuacji, że muszą o nie prosić. Z przerażeniem słuchałam historii o uczennicach, które były ukarane za to, że wyszły ze szkoły, żeby kupić podpaski.

To chyba oznacza, jak ważne są różowe skrzyneczki.

– Stanowczo powinny być we wszystkich szkołach i miejscach publicznych. Ta kwestia braków była szczególnie wyraźna w czasie pandemii, gdy zdarzało się, że sklepy były pozamykane i z tego powodu dostęp do artykułów higienicznych był utrudniony. Pewne problemy dotyczą głównie kobiet z małych miasteczek i miejscowości. To one mają najwięcej takich doświadczeń, że są miejsca, w których sklepy nie są dobrze zaopatrzone w te materiały, nie ma ich – jak w dużym mieście – na wyciągnięcie ręki, zatem – jak opowiadały badane – „jak sobie nie kupiłaś, to nie masz”. Słyszałam też historie o ubóstwie menstruacyjnym, które polega na tym, że dziewczyna szuka sklepu, gdzie podpaski są tańsze, bo jeśli kupi te droższe, to jej nie wystarczy na obiad. A wiesz, że ubóstwo menstruacyjne jest związane z wykluczeniem komunikacyjnym?

W jaki sposób?

– Na przykład w taki, że kobiety podróżujące z małej miejscowości do miasta są pozbawione możliwości zakupu podpaski, bo po drodze nie ma sklepów. Albo, nawet jeśli podpaskę mają, nie ma toalety, w której mogłyby ją zmienić. Bo kwestia publicznych toalet w naszym kraju to jest jakiś dramat. Znam to z własnego doświadczenia. Jeździłam z Łodzi do podłódzkiej miejscowości Wiśniowa Góra i korzystałam z MPK. Z przesiadkami. Na trasie nie ma już krzaków, bo zrobiono piękne i nowoczesne ścieżki rowerowe, więc krzaki i chaszcze zostały wycięte. Nikt nie pomyślał natomiast, że pieszym, pasażerkom autobusu albo rowerzystom przydałaby się toaleta, więc ich nie ma. Zdarzyło mi się prosić dyspozytora MPK, żeby mnie wpuścił do służbowej.

Doświadczamy tego, ale rzeczywiście nieczęsto o tym mówimy.

– Za mało mówimy też o zawstydzaniu kobiet i dziewczynek. A ja wysłuchałam dramatycznych opowieści, jak okrutnie można być potraktowaną. W pewnej bursie chłopcy odkryli zużyte podpaski w koszu na śmieci w toalecie. No i przyklejali te zakrwawione podpaski do drzwi pokoju dziewczynek. Wyobrażasz sobie? A przecież od 30 lat mamy w mediach reklamy środków higieny menstruacyjnej i wydawałoby się, że pokolenia dziewczynek nie będą zawstydzane z powodu swojej kobiecości.

Która przecież jest naturalna i oczywista.

– A okazuje się, że wciąż za mało. Pytałyśmy uczestniczki naszego badania, czego doświadczyły i jak się z tym czują, ale bardzo zależało nam też na tym, aby poczuły swoją sprawczość. Dlatego przy opracowywaniu wniosków z raportu nie korzystałyśmy ze swoich obserwacji, tylko właśnie pytałyśmy kobiety, co powinno być zrobione i co się powinno zmienić, żeby było lepiej. W ten sposób powstała lista rozwiązań – od poziomu lokalnej społeczności do rządu i parlamentu, które po prostu wystarczy wdrożyć. Kobiety podkreślały w nich między innymi, że konieczna jest edukacja – młodych i dorosłych. Ale bardzo mocny nacisk kładły na to, aby młodych chłopców włączać do rozmów o menstruacji.

Wtedy takich sytuacji jak w bursie żadna dziewczynka by nie doświadczyła.

– Ale to nie tylko młodzi chłopcy są problemem. Dorośli, poważni ludzie obu płci także. Wśród badanych były także lokalne aktywistki współpracujące z fundacją Różowa Skrzyneczka. I w pewnej miejscowości – nazwę znam, ale nie powiem, bo to mała miejscowość i wszystko byłoby od razu jasne – zetknęły się z niechęcią wobec umieszczania różowej skrzyneczki w przestrzeni publicznej.

Z jakich powodów?

– Wizerunkowych. Była sytuacja, gdy dziewczyny chciały powiesić taką skrzyneczkę z podpaskami w szkole, a dyrektorka szkoły zaprotestowała: „Po pierwsze, proszę tego nie robić małej szkole, a po drugie, proszę nie psuć miastu wizerunku”, a spytana dlaczego odpowiedziała: bo „Słowo ubóstwo źle się kojarzy, ono przykleja nam łatkę”. Zaczęłyśmy się w trakcie badania zastanawiać, czy nie lepiej by było wyrzucić z przekazu określenie „ubóstwo menstruacyjne”, skoro niektórym tak się nie podoba.

A co na to uczestniczki badania?

– Też się zastanawiały. Ale doszły do wniosku, że nie powinniśmy nic wyrzucać. Bo to właśnie niewidoczność zjawiska, omijanie go i unikanie sprawia, że się ukrywamy i się wstydzimy. Kobiety wciąż opowiadają o tym, że chowają podpaskę, udając się do toalety w miejscu pracy, bo bardzo się starają, żeby nikt się nie zorientował, że mają okres. Wiele uczestniczek wywiadów stwierdziło, że tabuizowanie tematu to nasza sprawa – to my chowamy tampon w rękawie. Uczestniczki badania mówiły, że stygmatyzacja jest, bo milczymy. Dlatego musimy zacząć głośno mówić o ubóstwie menstruacyjnym, żeby wszyscy wiedzieli, że istnieje. Wtedy możemy pracować, żeby je zminimalizować, a później – żeby zniknęło.

Jak może zniknąć?

– Różowa skrzyneczka powinna być w każdej szkole i urzędzie. Ale to kropla w morzu potrzeb. Mamy tabelkę z rekomendacjami dla polityk społecznych, lokalnych, dla polityki państwa. Sprawa dla parlamentu i rządu: kwestia ceny, czyli konieczność zmniejszenia podatku od środków menstruacyjnych. A w szkołach, ośrodkach zdrowia, urzędach i innych miejscach publicznych środki higieny menstruacyjnej powinny być dostępne za darmo. We wszystkich toaletach publicznych powinny być dostępne tak jak papier toaletowy. Administratorzy i zarządcy tych miejsc powinni o to zadbać. Koniec i kropka.

 

Raport „Ubóstwo menstruacyjne w opiniach i doświadczeniu kobiet” przygotowały aktywistki z fundacji Różowa Skrzyneczka razem z dr Izabelą Desperak z Katedry Socjologii Polityki i Moralności na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego

Autorka: Agnieszka Urazińska

Ilustracja: Marta Frej

Tekst ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” 23 kwietnia 2022 r.