Dzieci z PTSD żyją w ciągłym napięciu. W szkole uchodzą za głupich, a to kortyzol nie daje im się uczyć

Dzieci też?

Też.

Ale PTSD, czyli zespół stresu pourazowego, przypisywaliśmy zawsze dorosłym.

Zwykle kojarzy się to zaburzenie z żołnierzami wracającymi z misji poza granicami państwa. Rzadziej z cywilami. A już naprawdę mało kto myśli, że PTSD dotyka dziecko czy nastolatka. W związku z tym bagatelizujemy ich cierpienie. Myślimy: „Jak dziesięciolatek może być straumatyzowany?". Może. Co więcej, u wielu moich pacjentów to właśnie traumatyczne dzieciństwo jest przyczyną problemów ciągnących się za nimi aż do dorosłości.

Co wywołuje w nich traumę?

To samo co u dorosłych. Jej powodem jest zawsze zdarzenie związane z poczuciem zagrożenia zdrowia bądź życia. Można doświadczyć go bezpośrednio albo być jego świadkiem.

Zdarzenia traumatyczne dzielimy jednak na dwa typy. Pierwszy dotyczy sytuacji niewywołanych przez człowieka, m.in. pożarów, powodzi, katastrof naturalnych i budowlanych. Za typ drugi odpowiadają już ludzie. Mówimy tu o wszystkim, czego nikt w żadnym wieku nie powinien doświadczać z ręki drugiej osoby: przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej, aktach terroru, uprowadzeniach, niewoli, więzieniu. Statystyka jest bezlitosna. Traumę najczęściej wywołuje człowiek. Im dłużej trwa, tym większe szanse na jej poważne konsekwencje w przyszłości.

Dziś o nią łatwiej?

Jeszcze kilka tygodni temu bym tego nie powiedziała. Ale teraz trwa wojna w Ukrainie. Za naszą granicą dzieci i młodzież doświadczają zagrożenia zarówno zdrowia, jak i życia. W szkole, w której do niedawna pracowałam jako psycholog, spotykałam ukraińskich uczniów. Przychodzili do mojego gabinetu i pytali zmartwieni: „Mamy się czego bać?". Niektórzy z nich znali wojnę tylko z telewizji. Ale inni mieli rodziny, które zostały w Ukrainie. Na przykład bliscy jednej z uczennic zginęli w bombardowaniu. A bracia drugiej poszli na front. Tym dzieciom towarzyszy teraz ciągłe poczucie niepokoju.

A polskim?

Większość z nich widzi wojnę w telewizji. Od tego nie nabywa się traumy, chyba że przekazy dotyczyłyby ich bliskich. Poza tym jeszcze nie można mówić o jakimkolwiek zespole stresu pourazowego, bo objawy od traumatycznego zdarzenia muszą się utrzymywać przynajmniej przez miesiąc.

Jakie są więc pierwsze objawy PTSD?

Dzieci bądź nastolatki mają często poczucie niezrozumienia. Czują się inne, „uszkodzone" przez to, czego doświadczyły. Najpierw się wycofują, dystansują od rodziny i bliskich. Rodzice tłumaczą sobie ich zachowanie dorastaniem, buntem młodzieżowym. Rozważają też nieszczęśliwą miłość. Pierwsze symptomy PTSD traktują jak normę rozwojową. Przez to nie zwracają uwagi na pozostałe problemy. Jakie? Na przykład dziecko przestaje czerpać radość z życia. Albo rezygnuje z dotychczasowego hobby, sportu. Powolutku odsuwa się od świata i zamyka w swojej skorupce.

Brzmi jak depresja.

To samo mówią rodzice. Dlatego najpierw nie idą z dzieckiem do psychotraumatologów, tylko do psychiatrów albo do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Niestety, zaburzenie stresowe pourazowe jest rzadko diagnozowane u młodych ludzi. Czasami lekarze pracujący z dziećmi wolą rozmawiać z ich rodzicami. To dorosłych pytają, co się dzieje z dzieckiem. A przecież oni nie wiedzą, co siedzi w jego głowie. Opowiadają tylko o tym, co widzą. Czyli że syn albo córka ucieka ze szkoły, brakuje mu/jej sił do wstania z łóżka, nie rozmawia ze znajomymi. Niektórym psychiatrom tyle wystarcza. Diagnozują depresję, po czym przepisują leki.

Co jeszcze mówią ci rodzice?

Najpierw: „Dziecko unika szkoły". A potem: „Proszę je zmienić". Rzadko kiedy podejrzewają zespół stresu pourazowego. Zdarzało się jednak, że niektórzy z nich doskonale wiedzieli, co się dzieje dziecku. Chcieli to jednak ukryć.

Dlaczego?

Bo sami byli przyczyną PTSD. Bili dziecko, znęcali się nad nim psychicznie, gwałcili je albo wykorzystywali seksualnie w inny sposób. Czasem pozwalali robić to też swoim znajomym, sąsiadom, nie stając w obronie syna czy córki. Gdy dowiadywali się w moim gabinecie, że przyczynili się do traumy dziecka, zarzucali mi nieprofesjonalizm. Oskarżali wszystkich dookoła, nigdy siebie. Oczywiście byli wśród nich i tacy, którzy bili się w pierś. Niekiedy też przepraszali dzieci. Ale to „przepraszam" traktowali jak rozgrzeszenie. Myśleli, że jedno słowo zrównoważy całe cierpienie młodego człowieka. Przepraszanie po 15 latach bicia nie działa jak czarodziejska różdżka.

Czasami rodzice starają się tłumaczyć swoje zachowanie własnymi doświadczeniami z dzieciństwa. Mówią, że też obrywali i jakoś wyrośli na ludzi. Nieważne, że na stosujących przemoc wobec dzieci… Niestety, ten rodzaj przemocy jest dziś wciąż bagatelizowany i uznawany za środek wychowawczy. Co ciekawe, nikt nie ma żadnych wątpliwości, że uderzenie, spoliczkowanie, szarpnięcie czy wyzwanie dorosłego to już przestępstwo.

Co dzieci z PTSD myślą o sobie?

Młodszym wydaje się, że coś jest z nimi nie tak. Mają poczucie winy, w które wtłoczyli je dorośli. Starsze z kolei szukają w internecie wyjaśnienia swojego stanu. Przez to czasem podejrzewają u siebie zaburzenie stresowe pourazowe. Pamiętam chłopaka ze szkoły średniej, który po usłyszeniu diagnozy, rzucił: „Kurwa, tak myślałem".

Niezależenie od wieku dzieci z PTSD odtwarzają w głowie przykre sytuacje. Mają niechciane myśli na temat tego, co przeżyły. Wydaje im się, że śnią na jawie albo czują wszystkie reakcje organizmu, które towarzyszyły im podczas traumatycznego zdarzenia. Często mają problemy ze snem, bo w obawie przed koszmarami boją się zamknąć oczy.

Młodsze dzieci często opowiadają o swoich uczuciach poprzez rysowanie. Kiedyś moja pacjentka narysowała rodzinę kaczuszek. Ot, stały sobie kaczuchy. Zapytałam, czy mogłaby mi o nich opowiedzieć. „One nie mają rodziców" – wyjaśniła. „A dlaczego?". „Bo tatuś zabił mamusię. Na szczęście w rodzinie była kaczuszka ciocia. Zaadoptowała resztę kaczuszek. Ta nazywa się Kasia, a ta Martusia". Pacjentka miała dopiero osiem lat. Imiona ptaków idealnie pasowały do jej rodzeństwa.

A starsze dzieci? Wolą pisać, niż rysować. W ich zeszytach czytam: „Jestem nikim", „Jestem śmieciem", „Jestem kurwą". Podobne rzeczy wypisują też na swojej skórze, samookaleczając się.

Czyli mamy odtwarzanie traumy. Coś jeszcze?

Pobudzenie. Wywołuje je trigger, czynnik spustowy związany z traumatycznym zdarzeniem. Wyobraźmy sobie, że dziewczynka widziała, jak ojciec bił matkę. Na kuchence grzała się wtedy pomidorowa. Jej zapach może się potem kojarzyć dziecku z tą sytuacją, powodować lęk czy bezradność, co otoczeniu wyda się kompletnie absurdalne.

Gdy młodzi ludzie doświadczają przemocy, bardzo często triggerem bywa ton głosu. „Wstawaj!’, „Natychmiast!", „Jak się zachowujesz?!" – denerwują się nieraz nauczyciele, wprowadzając tym samym autorytarną atmosferę. Nie rozumieją, że straumatyzowane dziecko odbiera ich zachowanie jako atak i zaczyna się bronić.

Zanim dzieci z PTSD zostaną zdiagnozowane, czeka je więc mnóstwo problemów.

Gdy do mnie trafiają, niekiedy mają już kuratora, postępowanie o demoralizację albo zaliczony pobyt w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Placówka jednak nie zawsze rozwiązuje ich problemy. Niektórzy wychowawcy dążą do podporządkowania sobie dzieci przez żelazną dyscyplinę, a i przemoc też się zdarza. Takie wymuszone posłuszeństwo kojarzy się młodym ludziom z PTSD z traumą. I koło się zamyka. Zaczynają protestować, co wiąże się z walką. Placówka nie radzi sobie z ich agresją. W konsekwencji interweniuje sąd. Młodzi dostają wtedy nakaz pójścia do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. A jeśli i to nie pomoże – do zakładu poprawczego. Dyscyplina, która ma leczyć, działa więc odwrotnie.

Odtwarzanie i pobudzenie to jednak nie koniec objawów. Dzieci cierpiące na PTSD starają się unikać wszystkiego, co związane z traumą. Ale w młodym wieku nie da się tak łatwo wywinąć od krzywdzących rodziców. Albo od szkoły, w której rówieśnicy znęcają się, poniżają, a kadra nie reaguje. Skoro uniknięcie traumy jest tak trudne, dzieci czy nastolatki uciekają często w najprostsze rozwiązanie – telefon.

Ważnymi symptomami są jeszcze problemy poznawcze. To m.in. kłopoty z koncentracją, pamięcią. Dzieci z PTSD żyją w ciągłym napięciu. W efekcie mają często podwyższony kortyzol. Ten hormon uszkadza im hipokamp, część mózgu odpowiadającą za uczenie się i przypominanie. Stąd biorą się u nich problemy w szkole. Nie mogą skupić się na lekcji, zapominają, co mówił nauczyciel. Niektórzy pedagodzy uważają takich uczniów za głupich, wulgarnych, leniwych. Próbują motywować ich, ale w nieodpowiedni sposób – grożą jedynkami i uwagami. Wtedy dzieci z PTSD blokują się. Nic sobie nie przypominają, mimo że nauczyły się wszystkiego. W konsekwencji trafiają do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Tam dostają diagnozę dysleksji rozwojowej albo ADHD.

Dlatego w szkole, w której do niedawna byłam psychologiem, starałam się informować nauczycieli o konkretnych nastolatkach cierpiących z powodu zaburzenia stresowego pourazowego. Bo ich wiedza powinna być sprawdzana w inny sposób.

Jaki?

Jeśli boją się podejść do tablicy, niech zostaną w ławce. Jeśli mają problemy z wypowiadaniem się, wystarczy im test wyboru. Dzięki temu obniżymy ich lęk. Problem w tym, że wszystko, co ci opowiedziałam, to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Jak to?

Trauma ma różne oblicza. Ta typu pierwszego jest najłagodniejszą postacią PTSD. Wiąże się z jednorazowym zdarzeniem, na przykład z wypadkiem komunikacyjnym, gwałtem, pobiciem. W typie drugim sprawy się komplikują. Tu zagrożenie zdrowia bądź życia trwa dłużej. Najtrudniej więc pracuje się z dziećmi, które rodzą się w traumatyzującym środowisku. One nie wiedzą, jak to jest żyć bez strachu, bólu, krzywdzenia. Można powiedzieć, że kształtuje je trauma. Przez nią inaczej rozwija się ich układ limbiczny, który w mózgu reguluje emocje. Świat wydaje im się potworny i zagrażający.

Czyjaś dobroć też?

Tak, jest niezrozumiała jak obcy język. Atmosfera spokoju paradoksalnie powoduje w nich niepokój. Kiedy bywa zbyt dobrze, spodziewają się najgorszego. Jeśli zło jednak nie przychodzi, czasem same je prowokują. Dlaczego? Bo dla dzieci z PTSD to znany świat. Wiedzą, co robić, gdy dorosły wrzeszczy albo rzuca się na nie z pięściami.

Czasem objawy traumy typu drugiego pojawiają się dopiero podczas dojrzewania albo w dorosłości. Przez to przypisuje się je innym problemom. Człowiek jest wówczas jak pitbull na mocnej smyczy – prędzej czy później i tak się z niej zerwie.

I co wtedy?

Pojawią się symptomy złożonego zespołu stresu pourazowego. To efekt traumy typu drugiego, tzw. PTSD complex, który obejmuje nieco inne objawy. Jedne z nich dotyczą zmian w regulacji uczuć. Dzieci wybuchają złością lub płaczem w najmniej oczekiwanym momencie. Nie kontrolują emocji. Atakują rówieśników, czasem też nauczycieli. Okaleczają się z poczucia winy, nacinając skórę, przypalając ją papierosami. Karzą się drakońską dietą i ćwiczeniami fizycznymi. W ten sposób próbują odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. One mają zniszczone poczucie własnej wartości, bo w domu są ciągle bite i poniżane, a szkoła często chce się ich pozbyć. Kto daje im powód do życia? Nikt. Mają więc myśli samobójcze, które czasem finalizują.

Kolejna grupa objawów – zmiany w zakresie uwagi i świadomości. Moi młodzi pacjenci, którzy ich doświadczają, czują się odcięci od emocji. Mówią: „To, co przeżywam, jest filmem", „Moje ciało nie jest moje". Czasem pojawia się u nich amnezja spowodowana traumą albo wręcz hipermnezja pozwalająca odtworzyć dowolny szczegół traumatycznego wydarzenia.

Trzecia grupa symptomów dotyczy zmian w relacjach z innymi. Dzieci z traumą typu drugiego raczej nie ufają nikomu. Jeśli jednak przełamują się, najczęściej wchodzą w relację z osobami przypominającymi ich oprawców. Wtedy przyjmują rolę ofiary. Przykład? Jeśli nastolatek był zmuszany do prostytucji, również potem może się na nią zdecydować. Jego głowa dąży do status quo. Szuka tego, co znane. Niektóre dzieci wybierają jeszcze inną ścieżkę – zostają sprawcami. Bili mnie? To i ja będę bić. Bo ten, kto używa przemocy – tłumaczą sobie – ma władzę i poczucie kontroli.

Objawy złożonego PTSD obejmują także dolegliwości somatyczne. Mówimy tu o nawracających zawrotach głowy, omdleniach, bólach brzucha, biegunkach, wymiotach, nudnościach, podwyższonym albo obniżonym ciśnieniu, bólach w klatce piersiowej, krwawieniach z nosa, problemach z oddychaniem, alergiach, zapaleniach skóry. Często nie potrafimy ustalić przyczyny tych dolegliwości. A one są i utrudniają dziecku życie. Jeszcze mocniej wbijają je w poczucie bycia innym niż wszyscy. Ostatnia grupa symptomów? Zmiany w systemie wartości. Przez nie młody człowiek ma poczucie beznadziei. Nie wierzy w siebie ani innych. Uważa, że otacza go czerń, pustka.

I wiesz, co jest zaskakujące? Mimo tak wielu wyraźnych objawów dzieci z PTSD często nie trafiają do specjalistów.

Powód?

Znów rodzice. Nie wyrażają zgody na leczenie niepełnoletnich dzieci, bo jeszcze wyjdzie, że je skrzywdzili. Dlatego wybielają się tak długo, jak mogą. Moim zawodowym obowiązkiem jest interweniować w takich sytuacjach. Czasem trzeba szybko postawić na nogi całą siatkę pomocową: kuratorów, sąd rodzinny, ośrodek pomocy społecznej i policję. Jeśli to konieczne, szukamy dziecku nowego opiekuna prawnego. Najlepiej dorosłego, któremu ufa. Oczywiście musimy je jeszcze otoczyć opieką i zadbać o jego podstawowe potrzeby: jedzenie, picie, higienę czy sen. Ten młody człowiek ma być pewny, że kolejnego dnia nie będzie bicia ani gwałtów.

Dziecko zrywa wtedy relację z rodzicem?

Często nie.

Dlaczego?

Bo go kocha. Przez PTSD jest doskonałym obserwatorem emocji i zawsze podporządkowuje się nastrojom rodzica. Zastępuje mu partnera albo partnerkę. Wszystko po to, żeby być tylko kochanym. Dlatego nawet jeśli ucierpi przez matkę czy ojca, będzie obwiniać wyłącznie siebie.

Czyli dziecko z PTSD jest jak sejsmograf emocji?

Zdecydowanie. Z powodu wysokiego kortyzolu żyje w trybie czuwania. Jakiekolwiek reakcje ze strony dorosłego, sygnały z jego ciała mogą wywołać w nim poczucie zagrożenia. A ono wyczuwa je najlepiej na świecie. Podobnie wyczuwa też bodźce społeczne. Dziecko bądź nastolatek z PTSD boi się oczekiwań otoczenia. Jest dla siebie najsurowszym sędzią. Całe życie słyszy: „Wszyscy mają normalne dzieci, tylko nie ja!", „Żałuję, że cię urodziłam!". Co się dziwić, że potem nienawidzi siebie? Nienawidzi, bo mówi mu to rodzic, najważniejszy człowiek świata. Wiesz, z jaką siłą niosą jego słowa? Miałam kiedyś pacjenta, którego matka i ojciec nazywali debilem. Do trzeciego roku życia myślał, że to jego imię.

Pewnie jesteś pierwszą osobą, której dzieci z PTSD zwierzają się ze swoich uczuć.

Zdarza się. Ale w gabinecie najpierw płaczą. Są jak przebity balonik, z którego wylewają się emocje. Zawsze mówię im wtedy, że łzy są w porządku. Chociaż często trafia mnie szlag i miałabym ochotę odpowiednio potraktować sprawców ich krzywdy, muszę reagować ze stoickim spokojem. A to dlatego, że gdy dzieci z PTSD widzą u dorosłego pobudzenie, panikę, smutek, zaczynają się bać.

Po łzach następuje etap złości. Najpierw na siebie, potem na rodziców. Na koniec pojawia się wkurzenie na wszystkich dookoła – kolegów, którzy wyśmiewali; sąsiadów, którzy nigdy nie przyszli z pomocą. Tu też powtarzam im, że złość jest w porządku. Nie wszyscy w to wierzą. Nadal uważają: „To nie ze światem jest coś nie tak, tylko ze mną".

Trzeba jednak pamiętać, że zaburzenie zaburzeniu nierówne. Dlatego gdy dziecko z PTSD trafia na psychoterapię indywidualną, należy starannie dobrać do niego leczenie. Czasem bywa i tak, że nie potrzebuje żadnej złożonej terapii. Wystarcza mu interwencja kryzysowa, kilka spotkań w gabinecie, na których dowiaduje się, co się z nim dzieje, skąd wzięło się PTSD i że trauma nie jest jego winą. Szczególnie pomaga to nastolatkom, którzy z racji wieku mają głębszy wgląd w siebie. Niektórzy z nich przychodzą do mnie na kolejną wizytę i ogłaszają: „Bardzo dziękuję za wsparcie. Ale już wszystko rozumiem i ogarniam. Jeśli coś się będzie działo, słowo daję, że przyjdę".

Choć żyję z psychoterapii, muszę powiedzieć jedno: nie ma lepszego zdania, które mogłabym usłyszeć. Bo w traumie chodzi właśnie o to, aby odzyskać nad nią sprawczość.

POMOC PSYCHOLOGICZNA DLA DZIECI PO UKRAIŃSKU I PO POLSKU:
800 12 12 12 – linia pomocowa dla dzieci rzecznika praw dziecka
116 111 – Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży

 

Anna Jastrzębska – psychotraumatolożka, interwentka kryzysowa, psycholożka, pedagożka, ratowniczka. Pracuje z dziećmi, młodzieżą i mężczyznami cierpiącymi na zaburzenia potraumatyczne. Założycielka FORTIOR – Fundacji dla Wielu, w której m.in. koordynuje projekt „Medycy na ulicy". Przez jej członków i podopiecznych nazywana „Matką"

Autor: Łukasz Pilip

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej" 26 marca 2022 r.