„Nasi uczniowie martwią się, że będą wakacje, cieszą się, kiedy rozpoczyna się rok szkolny”

Kim są pani podopieczni?

– Pracujemy z wyjątkową młodzieżą. Mamy dwie szkoły: branżową, w której uczymy czterech zawodów: pracownik pomocniczy gastronomii, pracownik pomocniczy obsługi hotelowej, operator procesów introligatorskich i ogrodnik. W przyszłym roku planujemy wprowadzić kierunki sprzedawca i fotograf. Staramy się zapewnić uczniom wykształcenie zgodne z ich zainteresowaniami i możliwościami. Do tej szkoły uczęszczają osoby z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Druga, przysposabiająca do pracy, jest dla osób z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym lub wyższym. Tu mamy dwa programy: handlowo-usługowy i hotelarsko-ogrodniczy.

Czyli wszyscy są niepełnosprawni intelektualnie?

– Tak. Czasami występują jeszcze sprzężenia, czyli dodatkowe niepełnosprawności, np. ruchowa wzrokowa, słuchowa, autyzm, niedostosowanie społeczne, czyli problemy w kontaktach, nieprzestrzeganie norm, zaburzenia zachowania, to dość pojemna kategoria. Mamy 142 uczniów w obu szkołach, w wieku od 15 do 24 lat.

Przychodzą do szkoły codziennie?

– Większość jest dowożona busami. Spędzają tu bardzo dużo czasu. Pierwsi pojawiają się przed godz. 7, niektórzy są do 17, czekając na transport do domu.

Czyli szkoła to duża część ich życia.

– Nasi uczniowie to chyba jedni z nielicznych, którzy nie czekają na wakacje. Zupełnie inaczej niż w masówce: martwią się, że będą wakacje, a cieszą się, kiedy rozpoczyna się rok szkolny.

Co ich martwi?

– Że będą siedzieć sami w domu, nie będą mieć atrakcji. Staramy się, by pobyt w szkole dla tych nastolatków i młodych dorosłych był rozwijający, ciekawy. Organizujemy wiele imprez i uroczystości we współpracy ze środowiskiem lokalnym. Przed pandemią chodziliśmy na praktyki na pocztę, do biblioteki, do sklepów, np. układać towar na półkach.

Pracowała pani w innych miejscach?

– W tej szkole jestem czwarty rok. Pracowałam w masowej podstawówce, w ośrodku dla dzieci niesłyszących, świetlicach socjoterapeutycznych. Z wykształcenia jestem psychologiem.

O czym marzą pani podopieczni?

– Zakochują się, często i mocno. Szczyt marzeń każdego chłopaka i każdej dziewczyny to mieć partnera. Ale ci partnerzy zmieniają się jak w kalejdoskopie, czasem nie nadążamy. Pytam: a od kiedy z nią jesteś? No jak to, od dzisiaj, odpowiadają. Ale dla nich to już jest związek. Mamy dużo afer o rozbijanie związków. Np. jak jest para, a chłopak zaczął spotykać się z inną, zawsze będzie winna ta druga dziewczyna, która „rozbiła związek”. Większość tych relacji jest krótkotrwała.

Dlaczego?

– Chyba dlatego, że czasem to uczucie jest trochę na siłę. Tak bardzo chcą być z kimś, że trochę nie ma znaczenia, kto to jest – byle ten ktoś był. Bardzo rzadko zdarzają się wieloletnie pary. Większość przeżywa miłość bardzo intensywnie od samego początku – nie ma faz: zauroczenie, staranie się. A jest tak: czy chcesz być moją dziewczyną? Tak, chcę. No to jesteśmy w związku. Ale prowadzi to czasem do ogromnych konfliktów. Nasi uczniowie kłócą się z rówieśnikami, potem godzą, jak wszyscy. Tak samo jak innych nastolatków dotyka ich problem cyberprzemocy i w ogóle radzenia sobie ze światem internetowym.

A jak wygląda ich relacja z ciałem?

– Dziewczynki, które do nas przychodzą, osiągnęły już wcześniej dojrzałość cielesną, u chłopców dzieje się to trochę później. Osoby z niepełnosprawnością w stopniu lekkim są świadome swojego ciała i przeżywają wszystko tak jak zwykłe nastolatki. Jednak ci uczniowie ze stopniem umiarkowanym lub znacznym czasem nie rozumieją tego, co się dzieje z ich ciałami, bo ich rozwój intelektualny zatrzymał się na etapie wczesnoszkolnym. Mieliśmy kiedyś uczennicę, która co miesiąc, kiedy dostawała okres, nie wiedziała, co się dzieje, była przerażona. Mimo tłumaczenia nie mogła tego pojąć.

Jak i kiedy opowiada się o cielesności w pani szkołach?

– W szkole branżowej o tym, co dzieje się z ciałem człowieka i jako ono się zmienia, opowiadamy na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie. W szkole przysposabiającej do pracy takich zajęć już nie ma – tu wykazać się muszą wychowawcy, pedagog, psycholog i nasi pracownicy niepedagogiczni - pomoce nauczyciela, mamy troje takich nauczycieli, dwie kobiety i mężczyznę. Mają duży wpływ na cielesność dzieciaków, bo pomagają im w toalecie. Często uczniowie mają do nich największe zaufanie, bo towarzyszą im w intymnych czynnościach.

To im zadają pytania?

– Jeśli potrafią mówić. Nie wszyscy nasi podopieczni to umieją. Dziewczynki obsługują panie, podczas przebierania tłumaczą im fizjologię. To do nich trafiła znaczna część podpasek, które otrzymaliśmy w ramach akcji „Podpaski w szkole dla każdej dziewczyny” realizowanej przez Kulczyk Foundation wspólnie z siecią sklepów Rossmann. To one odkrywają też, jeśli jakaś dziewczynka nie chce mówić o okresie, a akurat go ma, i rozwiązują problem.

Jak pani wyjątkowe dziewczyny przeżywają okres? Podobno się nie wstydzą.

– Dziewczynki z branżówki są świadome swojego ciała, wiedzą, czym jest menstruacja, dlaczego ją mają, swobodnie o tym z nami rozmawiają. Myślę, że wpływ na to ma fakt, że jesteśmy niewielką placówką i dobrze się znamy. Potrafię wymienić każdego ucznia z imienia i nazwiska, wiem, gdzie mieszka, znam jego rodziców. Uczennice nie mają problemu, by poprosić o podpaskę, jeśli akurat im się skończą.

A w szkole przysposabiającej?

– Jest inaczej – nie wszystkie rozumieją, że mają okres. Niektóre pochodzą z domów, gdzie rodzice też są niepełnosprawni intelektualnie, wtedy zazwyczaj się o tym w ich domach nie rozmawia. Są takie nastolatki, z którymi to my rozmawialiśmy o menstruacji po raz pierwszy. Są też dziewczynki, które za nic się nie przyznają, że mają okres, ale panie wspomagające zawsze się orientują i im pomagają. Inne z kolei mówią wprost: boli mnie, mam okres. Osoby z niepełnosprawnością intelektualną są szczere – jeśli coś im nie leży, mówią o tym. Jeżeli się źle czuję, nie będę udawać, że jest mi dobrze. Nie ma u nas tematu tabu. Czasem zwalniamy do domu, jeśli ból jest zbyt dojmujący, czasem po prostu potrzebują się przytulić.

Mnie się wydaje, że ten brak wstydu jest piękny i może nas czegoś nauczyć. Jesteśmy obarczeni normami kultury, które każą się wstydzić plamy na spodniach, jakby to był największy dyshonor.

– Plamy na spodniach też się zdarzają. Zawsze mamy zapasowe i ratujemy.

A chłopaki jak reagują?

– Żarty się zdarzają, ale nie na taką skalę jak w masówce.

Dlaczego przystąpiliście do akcji?

– Środki higieniczne: pieluchy do przewijania dzieci czy podpaski, muszą uczniom zapewnić rodzice. Nie zawsze mogliśmy na nich liczyć, często użyczaliśmy własnych. Do naszej szkoły chodzą dzieci o różnych zasobach finansowych, nie zawsze byliśmy w stanie sprostać ich potrzebom. Ta pomoc ma dla nas ogromne znaczenie.

A to nie rola państwa zapewnić produkty menstruacyjne jak papier toaletowy?

– Nie wiem, jak powinno być. Nie wiem, czy od państwa powinniśmy wymagać, by szkołom kupowało podpaski. Za moich czasów nie było nawet mydła i papieru toaletowego. Teraz już powoli dążymy do normalności, mydło i papier są. W toaletach w restauracjach pojawiają się produkty menstruacyjne. Może kiedyś będzie tak również w szkołach. Jeżeli częściej będzie się o tym mówiło, to może szybciej nastąpi taka normalność.

Jak wygląda realizacja programu w pani szkołach?

– Wyznaczyliśmy wśród naszych uczennic dwie wolontariuszki. Na początku jedna przybiegła przerażona: proszę pani, oni zaraz to wszystko zabiorą!

Na zapas?

– Tak, do domu. I była oburzona: tak nie wolno, trzeba brać po jednej. Wytłumaczyłam jej, że uczennice muszą się nauczyć, że podpasek nie zabraknie, że zawsze będą, kiedy będą ich potrzebować. Poprosiłam, by codziennie dokładała je bez względu na to, ile ich znika. Najważniejsze, że podpaski są w szkole. Że dziewczyna, która nie poprosi wprost, będzie mogła po nie sięgnąć.

Na pierwszym piętrze jest toaleta dla niepełnosprawnych z paniami, które pomagają. Dyspenser powiesiliśmy więc na drugim piętrze, tam jest najwięcej dziewczyn ze szkoły branżowej, które korzystają z toalety samodzielnie. Powiedzieliśmy o nim wszystkim uczennicom, wolontariuszki codziennie go uzupełniają, wszyscy w szkole je znają, więc mogą też im bezpośrednio zgłosić brak.

Czy widzi pani jakąś zmianę?

– Już nie przychodzą do nas, nie muszą się tłumaczyć. Ale swoboda rozmowy u nas zawsze była, więc tu się nic nie zmieniło.

W innych szkołach, w których pani pracowała, też był to taki otwarty temat?

– W masowej szkole w klasie jest ponad 20 uczniów, nie ma szans, by być w bliskiej relacji z taką liczbą osób. My mamy w klasach po pięć osób. W tamtych szkołach dziewczyny wszelkie menstruacyjne problemy rozwiązywały między sobą, u nas to my jesteśmy pierwszym kontaktem. Podpaski są też dostępne u psychologa i pedagoga, jeśli akurat zabraknie ich w łazience.

Czego nam potrzeba w edukacji w związku z menstruacją?

– Brakuje zajęć seksualnych. Wychowanie do życia w rodzinie jest nieobowiązkowe, wiele uczennic na nie nie uczęszcza. Ten pomysł nie działa. Może to kwestia niechwytliwej nazwy? A może osób, które te lekcje prowadzą? Zdaje mi się, że nie zawsze zostały dobrze wybrane. W moich szkolnych czasach zdarzało się, że nauczyciel religii prowadził takie zajęcia – ciężko rozmawiać o ciele i seksualności z osobą, która z definicji ma inne spojrzenie na świat.

Sama się zastanawiam, jak zachęcić dziewczynki i chłopców do udziału w tych lekcjach. Dobrze by było, gdyby o seksualności mówili w szkole specjaliści, a nie wychowawcy czy psychologowie szkolni, których i tak w polskich szkołach jest za mało. Myślę, że ministerstwo powinno przemyśleć, gdzie w programie umieścić te zajęcia, tak by odbywały się dla wszystkich uczniów.

Edukacja seksualna osób z niepełnosprawnością to wrażliwy temat. W rodzinie znajomej jest młoda dorosła z niepełnosprawnością, zakochała się w chłopaku, którego poznała w szkole specjalnej. I taka scena: jadą z rodziną w góry. Zestresowani rodzice na zmianę czatują pod ich namiotem, by ich upilnować. Sytuacja upokarzająca i młodą parę, i rodzica. Rozmowa nie wystarczy?

– Rozmawiamy z naszymi uczniami, ale nie zawsze przynosi to skutki, bo czasem za chwilę o tym nie pamiętają. Rodzice mają ogromną rolę do odegrania. Dziewczynki intelektualnie może nie są dorosłe, ale ich ciała rozwijają się prawidłowo, jak u każdego człowieka, mają więc pragnienia i potrzeby. Dlatego niektóre mamy zapewniają naszym uczennicom antykoncepcję hormonalną. Nie da się zawsze dzieciaka mieć na oku.

O antykoncepcji też trzeba dużo mówić i tłumaczyć. U osób niepełnosprawnych intelektualnie hamulce są mniejsze. My, osoby pełnosprawne, potrafimy częściej powstrzymać się od seksu czy zjedzenia cukierka, u nich często jest tak: chcę, teraz, bo sprawia mi to przyjemność. Refleksja pojawia się często za późno.

Tak myślę, że kolejnym krokiem po podpaskach w każdej szkole powinno być udostępnienie młodym dorosłym antykoncepcji.

– Oj, to daleka droga przed nami.

Ale logiczna, prawda? Antykoncepcja jest jeszcze bardziej kosztowana niż artykuły higieny menstruacyjnej.

– Tak, choć to zdecydowanie trudniejsza działka – różne są rodzaje antykoncepcji, bardziej indywidualnie trzeba je dopasować. Ale pomysł wydaje mi się dobry, szczególnie wśród osób z niepełnosprawnością intelektualną, którym trudno jest powstrzymać potrzeby fizjologiczne. Oni często chcą teraz, już. Dlaczego ja dzisiaj nie występuję? Bo dzisiaj kolej innych. Ale ja chcę, i koniec! Staramy się ich uczyć, że nie wszystko mogą od razu. Mieliśmy dziewczynkę z zespołem Downa, która potrafiła rozebrać się do naga i tańczyć w szkolnej łazience, bo akurat miała na to ochotę.

Wybrała do tego najlepsze miejsce w szkole. A czy ma pani podopieczne w ciąży?

– Jedną, ale nie z naszym uczniem, nie mieliśmy na to wpływu. Trzech naszych uczniów jest ojcami.

Niepełnosprawność i rodzicielstwo wielu osobom nie mieszczą się w głowie.

– Uczniowie z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim czasem świetnie sobie radzą w życiu – zdobywają zawód, zakładają normalne rodziny, żyją jak każdy. Prawda jest taka, że kilkadziesiąt lat temu osoby z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim chodziły do szkół razem z nami, to byli po prostu ci słabsi, co mieli 3 z dwoma minusami. Nie różnią się od nas wcale. Potrafią się utrzymywać i dbać o swoje rodziny, często wiodą kompletne życie. Odwiedziłam ostatnio jedną z naszych dziewczyn – pracuje w kuchni w hotelu, ma dwoje dzieci i męża. U nas jest tak jak w normalnym społeczeństwie – niektórzy sobie radzą, inni nie, niezależnie od możliwości intelektualnych. Niektórzy wymagają pomocy rodziców. Nie wszyscy decydują się zostawić dziecko i je wychować.

Czego się pani od swoich podopiecznych nauczyła?

– Uczniowie uczą mnie radości z niedużych rzeczy. Początek COVID-u, wszyscy mówią: trzymamy dystans. Od razu wiedzieliśmy, że nam się to nie uda. Wchodzę do szkoły i tam już w drzwiach wieszają się na mnie dwie, trzy osoby, bo chcą się przytulić. W ten sposób okazują, że się cieszą na mój widok. Nie każdy potrafi to powiedzieć, więc wyrażają w ten sposób. Podziwiam ich spontaniczność czy szczerość.

 

 

Autorka: Maria Hawranek

Ilustracja: Marta Frej

Tekst ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” 22 stycznia 2022 r.