Trening uległości

Napisała pani kiedyś, że pozytywna samoocena dziewcząt rośnie i osiąga szczyt około dziewiątego roku życia. Po dziesiątym zaczyna jednak gwałtownie spadać. Dlaczego?

To, niestety, zjawisko powszechne i międzykulturowe. Niezależnie od tego, na jakim poziomie rozwoju jest dane państwo i jaka dominuje w nim religia, obserwujemy, że około dziesiątego roku życia zmienia się samoocena dziewczynek. Dzieje się tak, ponieważ ludzie, którzy je otaczają, zaczynają postrzegać je jako kobiety. Zjawisko seksualizacji dzieci, czyli przypisywanie im seksualnych motywów czy zachowań, powszechnie oceniane jest negatywnie, uważa się je za naruszenie normy. Niestety, w przypadku stereotypów związanych z płcią jest inaczej. Kiedy zaczynamy traktować drugą osobę w sposób szczególny ze względu na przypisywane w kulturze cechy jej płci, to uważamy, że jest to normalne, oczywiste. Tymczasem badania pokazują, że stereotypowe myślenie o innych ludziach blokuje ich rozwój.

W jaki sposób dziewczynki są wtłaczane w te schematy?

Do dziesiątego roku życia traktujemy dziewczynkę jak dziecko, które ma większą swobodę wyrażania siebie, ubierania się, poruszania, sposobu jedzenia, zarządzania głosem, ustawiania relacji z innymi, eksponowania swojego zdania. Później zaczyna się regularny behawioralny trening. Polega on na aprobacie społecznej zachowań, które uchodzą za kobiece, i karaniu zachowań kulturowo przypisywanych mężczyznom. Nagrody są czasem subtelne: może to być uśmiech, pochwała, komplement: „Jaka ładna dziewczynka”. Kary to często krytyka, uciszanie, zawstydzanie, ignorowanie, ośmieszanie. Warto przy tym zauważyć, że dziesiąty rok życia jest przełomem, ale trening do posłuszeństwa zaczyna się o wiele wcześniej. Już przedszkolaki rozumieją, jak różne są oczekiwania wobec chłopców i dziewczynek.

Skąd się tego dowiadują?

Uczenie się tego, czego społeczeństwo od nas oczekuje ze względu na płeć, odbywa się w pięciu środowiskach. Pierwsze to najbliższa rodzina, drugie to rówieśnicy, trzecie – najbliższe otoczenie społeczne, czyli tzw. sąsiedzi, czwarte – instytucje, a piąte – media. Najwcześniej oddziaływać zaczyna na nas najbliższa rodzina. Duży wpływ na dzieci ma uczenie się przez obserwację. Patrząc na ludzi, zwłaszcza tych dla siebie ważnych, tworzą w głowach minimodele, które później przywołują w różnych sytuacjach, porównując się z tymi osobami.

Czyli jeśli mama sprząta sama w domu za wszystkich, dziewczynka uzna to za normalne i też tak będzie robić?

Właśnie tak. Wielu rzeczy dziecko uczy się także przez język. Nasze myślenie o sobie i osobach tej samej płci jest – zwłaszcza gdy jesteśmy młodsi – zbiorem komunikatów, które otrzymujemy z zewnątrz, szczególnie od znaczących dla nas osób. Zatem jeżeli tato opowiada dowcipy o głupich blondynkach i naśmiewa się z kobiet za kierownicą, a mama mówi o sobie źle albo wyraża się źle o innych kobietach – wrednej teściowej, podłej szefowej – to taki język staje się dla dziewczynek normalny. A to przekłada się na to, co dziewczynki myślą na swój temat i na temat innych kobiet. Proszę posłuchać tekstów piosenek polskich raperów. Co drugie słowo padają tam „kurwy”, „suki”, „zdziry”, „szmaty”. Tymczasem to bardzo popularny gatunek muzyki również wśród dziewczynek.

Nie rozumiem, dlaczego one tego słuchają.

Bo są znieczulone poprzez życie w naszej kulturze. Znaczenie ma też presja rówieśnicza: dziewczynki, które wchodzą w tę konwencję, są postrzegane jako wyluzowane superkoleżanki. Te, które się oburzają, to „sztywniary”. Ale zostawmy na razie rówieśników i wróćmy jeszcze do środowiska rodzinnego. Trzecim sposobem na uczenie się tego, czego wymaga od nas kultura, jest praktyka, czyli działanie. Spójrzmy na zabawki, które dorośli kupują dziewczynkom: bobasy, odkurzacze, kuchenki. Córki są uczone, jak prać, gotować i zajmować się osobą zależną. W wolnym czasie najlepiej, żeby dziewczynka siedziała cicho w kąciku i rysowała. Czy tak trudno zrozumieć, że dziewczynka, której dorosły nigdy nie zaprosi, by przyjrzała się, jak się wymienia żarówkę, gniazdko elektryczne, czy nie pozwoli jej spróbować wywiercić dziury w ścianie, nie ma jak się tego nauczyć? Podobnie jeśli nie zaprosimy chłopca do wspólnego prania, to on nigdy nie ogarnie trzech przycisków w pralce, mimo że radzi sobie z klawiaturą komputera.

Kiedy byłam mała, mój rówieśnik marzył o lalce Barbie. Jego mama za nic nie chciała mu jej kupić. W końcu dostał ją w prezencie od mojej mamy. Był przeszczęśliwy.

Podobną historię opisuje książka „Lalka Williama”. Tata nie chce kupić synowi lalki i pozytywną, najmniej stereotypowo myślącą postacią jest babcia. Bardzo często obserwuję w sklepach sytuacje, w których chłopiec podchodzi do „różowej strefy” i natychmiast jest zawracany przez rodziców, łapany za kaptur. Dostaje stanowczy komunikat: to nie jest miejsce dla ciebie. Potem już tam nie skręca. Z kolei dziewczynki rzadko dostają zabawki konstruktorskie, narzędzia, roboty. Dlaczego? Gdy zobaczymy, jakie przekonania dorosłych za tym stoją, widzimy ich blokującą rozwój moc. Czy nie dlatego, że dorośli są przekonani, że inżynierami i programistami zostają mężczyźni? Natomiast dziewczynkom bardziej przyda się umiejętność przewijania lali?

Wróćmy do rówieśników.

To środowisko zaczyna silnie oddziaływać na człowieka już w dzieciństwie, jego wpływ nasila się w wieku dojrzewania. Już przedszkolaki strofują kolegów, że chłopiec nie powinien nosić różowych ubrań. Dziewczynki w szkole doświadczają ze strony chłopców pogardliwego języka, oceniania ich wyglądu, naruszania granic fizycznych, molestowania. Wielu dorosłych to bagatelizuje, tłumacząc, że „chłopcy już tak mają”, że to „końskie zaloty”. To bardzo demoralizujące. Nie sprzeciwiając się temu, dajemy dziewczynkom sygnał, że to, co czują, jest nieważne, a sprawcy są bezkarni. Tak wygląda trening milczenia, zbieramy jego żniwo w sytuacjach molestowania seksualnego i gwałtów. Ignorowanie krzywdy i milczenie wzmacnia sprawców.

Kolejna wpływowa grupa to otoczenie społeczne.

Składa się z ludzi, którzy nie są naszymi bliskimi przyjaciółmi. Możemy ich nawet nie lubić, ale ze względu na częste kontakty mają szansę nas oceniać i wysyłać nam informacje zwrotne. Widać to np. w małej społeczności wiejskiej. Takim środowiskiem może być też kamienica, blok czy podwórko. Bywa, że dziecko wychowuje się w postępowej rodzinie, ale ograniczają je stereotypy przekazywane mu przez tzw. towarzystwo.

Czwarte środowisko to instytucje.

W wysoko cywilizowanych krajach instytucji, które włączają się w system socjalizacji i wychowania, jest bardzo dużo. Proszę zwrócić uwagę, ile do powiedzenia na temat kobiecości mają Kościół czy politycy. W dodatku dysponują istotnymi narzędziami wpływu na nasze życie. W Polsce odczuwamy ową ingerencję w naszą prywatność chociażby w sprawach takich jak prawa reprodukcyjne, ochrona przed przemocą, alimenty czy rozwody. Ważnym pasem transmisyjnym stereotypów jest szkoła. Czego młody człowiek nauczy się w szkole na temat historii emancypacji kobiet? Z moich badań wynika, że niewiele. Chodzi o to, by dziewczynkom nie przyszło przypadkiem do głowy, że obowiązujące w jakimś momencie historii zwyczaje czy normy nie są ustalone raz na zawsze, że można je zmieniać. Historia emancypacji pokazuje, że są na to konkretne metody, a głos kobiet i ich organizowanie się ma moc. To prawda bardzo niebezpieczna dla porządku zbudowanym na podległej pozycji społecznej kobiet. Gdy mówi się o Marii Skłodowskiej-Curie, czyli jednej z nielicznych kobiet, które pojawiają się z imienia i nazwiska na szkolnych lekcjach historii, nie wspomina się o tym, że to mężczyźni kierujący Uniwersytetem Jagiellońskim nie pozwolili Marii studiować i pracować na uczelni. I że kierowały nimi mentalne ograniczenia, stereotypy, seksizm i mizoginia. Zamiast tego uczniom i uczennicom przekazuje się po prostu, że Maria pojechała do Paryża, tam znalazła męża i już została. Ta historia opowiedziana uczciwie byłaby polem do dyskusji o nierównościach i władzy, prawda?

Ostatnia grupa, która kształtuje człowieka, to środki masowego przekazu.

Dawniej to była rzeczywiście osobna grupa wpływów. Jednak odkąd pojawiły się media społecznościowe, mówiąc o wpływie środków masowego przekazu, mamy na myśli nie tylko wpływ mediów, ale również innych grup: instytucji, rówieśników czy najbliższego otoczenia społecznego. Nasi znajomi z Facebooka, których często nie widzieliśmy od lat albo nawet nigdy nie spotkaliśmy na żywo, czują się zazwyczaj upoważnieni, by oceniać nasze zdjęcia i wpisy. Dziewczynki są cały czas narażone na slut shaming czy body shaming. Dzieci liczą się także ze zdaniem youtuberów, piosenkarek. Media zaczynają wpływać na współczesne dzieci, zanim te nauczą się mówić i chodzić. Z tych wszystkich środowisk płyną często sprzeczne komunikaty. Np. ideał rozwoju seksualności według Kościoła jest zupełnie inny niż ten promowany w popkulturze. Dorastanie i budowanie własnej tożsamości polega na dokonywaniu wyborów pod presją. Istnieje tak wiele obsesji wokół kobiecości, że życie dziewczynki jest jak kroczenie po polu minowym. Tymczasem im wyraźniejszy w danej kulturze jest podział na to, co kobiece, i to, co męskie, tym więcej jest mechanizmów kontroli. Gdy kobiecość staje się kwestią religijną, polityczną, ideologiczną, trudniej być sobą.

Jakie cechy, według myślącego stereotypowo otoczenia, powinna mieć dziewczynka?

Stereotyp to schemat, który opisuje, jacy ludzie należący do danej grupy lub kategorii w większości przypadków są i jacy powinni być. Gdy mówimy o stereotypach opartych na płci, mówimy o czterech komponentach i grupach oczekiwań: pierwszy komponent to wszystkie oczekiwania związane z osobowością i cechami charakteru, drugi dotyczy cech fizycznych, trzeci określa role społeczne i zachowania, zaś czwarty związany jest z zawodem i pracą. Zawartość owych wyidealizowanych modeli kobiecości i męskości różni się w zależności od kultury i czasów, w których żyjemy, ale z drugiej strony – wskutek odtwarzania stereotypów – niepokojąco opornie się zmienia.

Jakie cechy zawierają te komponenty?

Pierwszy komponent określa, że kobieta, a więc także dziewczynka, powinna być delikatna, uległa, opiekuńcza, skłonna do poświęceń, skupiona na potrzebach innych osób, ale również skupiona na ciele i wyglądzie oraz na estetyce otoczenia, lubić czystość i porządek. Drugi komponent zawiera szczegółowe wytyczne dotyczące ciała. To niekończący się katalog zakazów, nakazów i formatek określających jakość skóry, długość włosów, wagę i proporcję ciała, wygląd piersi czy rzęs – każdy skrawek ciała podlega normalizacji i idealizacji. W różnych kulturach różne części ciała kobiet podlegają ścisłej kontroli i treningowi. W trzecim komponencie pojawiają się przypisane im role – matki, żony, córki, synowej, opiekunki. Jest np. nakaz społeczny, że dobra matka powinna rezygnować z bardzo wielu aspektów własnego rozwoju: ze swoich zainteresowań, z czasu dla siebie, przyjaźni, życia zawodowego. Rola matki jest bowiem usytuowana wyżej w hierarchii niż każda inna. W różnych kulturach są różne klisze. U nas to matka Polka, postać, która w rzeczywistości niemal nie występuje, ale funkcjonuje jako pewna matryca, wobec której dokonujemy porównań, oceniając, czy ktoś jest dobrą matką. W ideale matki i żony bardzo silny jest czynnik poświęcania się dla innych. Drugim ważnym elementem ról społecznych kobiet jest ich nieodpłatna praca na rzecz członków rodziny. Trochę jest tak, że to matkowanie rozciąga się na wszystkich domowników. Gotowanie, pranie, układanie w szafkach to czynności, które kobiety często świadczą nie tylko na rzecz osób zależnych – dzieci czy osób z niepełnosprawnościami – ale także męża i innych samodzielnych bliskich. Stają się służącymi dla wszystkich w rodzinie. Społeczeństwo oczekuje, że kobiety wszystko to, co mają w sobie najlepszego: talenty, wiedzę, kompetencje, będą inwestować w rodzinę. Natomiast zakłada się, że wszystkie te same zasoby mężczyzn powinny być inwestowane w sferę publiczną. Problem w tym, że te dwie sfery nie są równe w sensie prestiżu, pieniędzy, uznania i sprawczości. Lokowanie kobiet w sferze prywatnej stawia je pod każdym względem w gorszej sytuacji niż mężczyzn, zatem wychowywanie dziewczynek na dobre matki to, niestety, smycz społeczna.

Co znajduje się w czwartym obszarze?

Dotyczy on wykonywanej pracy i zawodu. Już w szkole przekazuje się dziewczynkom, że pewne zawody są kobiece, więc lepiej się w nich odnajdą. Z drugiej strony płyną komunikaty o zawodach, które zdecydowanie nie są dla kobiet. Genialnymi matematykami, inżynierami, architektami, budowniczymi wymienianymi w podręcznikach i filmach są prawie zawsze mężczyźni. Nauczyciele i nauczycielki nie mówią wprost: te zawody nie są dla was. Ale do dziewczynek dociera, że są branże, w których mężczyźni pracują tylko z mężczyznami. Jeśli dziewczynka nie ma innych wzorców dookoła siebie, np. ciotki informatyczki albo babci architektki, wyrasta w przekonaniu, że taki jest porządek świata. Kobiety rezygnują z wchodzenia w pewne środowiska, bo boją się, że będą w nich rodzynkami, wszystkie oczy będą skupione na nich, będą w szczególny sposób oceniane i będą musiały wciąż udowadniać, że nie są gorsze.

A jakie cechy się tępi u dziewczynek?

Wszystkie przypisywane mężczyznom. Np. takie, które umożliwiłyby im bycie aktywną obywatelką. Nie chcemy, by dziewczynki były asertywne, by zabierały głos, domagały się swoich praw, używały różnych narzędzi wpływu, żeby dostać to, na czym im zależy. Nie lubimy, gdy używają zasobów, które mają w ciele, takich jak sprawność, prędkość, silny, pewny siebie głos, krzyk, po to, żeby zaznaczyć swoją obecność, obronić swoje granice. Dziewczynki mają być miłe i grzeczne. Wszystkie cechy, które budują sprawczość i pewność siebie oraz pomagają przebić się w grupie, zdobyć respekt i pozycję, są u dziewczynek tępione.

Te same cechy u chłopców i dziewczynek są inaczej komentowane przez dorosłych. Np. o chłopcu mówi się, że jest liderem, a o dziewczynce – że się rządzi.

Dorośli wkładają mnóstwo energii nie tylko w to, żeby oduczyć dziewczynki zachowań uznawanych za chłopięce, ale jeszcze więcej w to, żeby zniechęcić chłopców do zachowań uznawanych za dziewczęce. Mówią np.: „Nie zachowuj się jak baba”, „Nie płacz”, „Rzucasz jak dziewczyna”. Podkreśla się w ten sposób, że kobiety i mężczyźni diametralnie się różnią, i to, co kobiece, jest uznawane za gorsze, uwłaczające. W rzeczywistości kobiety i mężczyźni różnią się co do rozkładu natężenia rozmaitych cech psychicznych i fizycznych. Co więcej, większe różnice występują w obrębie jednej płci niż pomiędzy dwiema. Nie ma ani jednej cechy psychologicznej, na którą monopol miałaby dana płeć.

Dodatkowo w przypadku rozpatrywania osobowości kobiet i mężczyzn popełnia się błąd polegający na założeniu, że kobiety i mężczyźni reprezentują przez całe życie pewien niezmienny zbiór cech. Psychologia podważyła ujmowanie osobowości jako zbioru stałych cech, gdyż ci sami ludzie w zależności od zmieniającej się sytuacji mogą zachowywać się w skrajnie różny sposób. Ale mimo ogromnej wiedzy, jaką zgromadziliśmy przez ostatnich sto lat badań na temat płci, ciągle tkwimy w mitach i zabobonach. Gdy pytamy rodziców, dlaczego tępią u swoich córek przebojowość czy chłopięcy styl ubierania się, zawsze odpowiadają tak samo – kieruje nimi strach, że córka będzie negatywnie postrzegana przez innych ludzi, a potem przez chłopaków i mężczyzn.

Źródłem wszystkich zachowań kontrolujących i dyscyplinujących kobiety jest patriarchat. W interesie mężczyzn jest zachować nierówność, bo wielu z nich czerpie korzyści z tego, że kobiety np. nieodpłatnie wykonują prace domowe, opiekują się dziećmi, zarabiają mniej, a także z tego, że są w stanie pociąć się skalpelem i wstrzyknąć sobie jad żmii, żeby przypodobać się mężczyznom. Cały trening dziewczynek ma zatem jeden cel: zrobić przyjemność innym i podtrzymać nierówność.

Jak możemy pomóc dziewczynkom wyrwać się z błędnego koła?

Wszystko, co mówią rodzice, rówieśnicy, nauczycielki i nauczyciele, Kościół, ludzie polityki, youtuberzy, influencerki, raperzy i gwiazdy pop, składa się na Matrix, z którego dziecku trudno się samemu wydostać. To duża, skomplikowana maszyna społeczna. Pomóc może dorosły, który z dziewczynką rozmawia, słucha jej, traktuje poważnie to, co ona mówi, demaskuje system, uczy krytycznego myślenia, podważania ukrytych w zasadach i oczywistościach krzywdzących i niesprawiedliwych mechanizmów. Niestety, gotowość do tego mają tylko dorośli, którzy sami myślą krytycznie. Nie jesteśmy w stanie wyemancypować kogoś, samemu będąc w opresji czy będąc strażniczką patriarchatu. Dlatego ważna jest praca nad świadomością dorosłych, którzy wychowują dzieci: rodziców, nauczycieli i nauczycielek, liderów i liderek organizacji i grup.

Szansą na zmianę są także spotkania z osobami, które łamią schematy. Nawet dziewczynka wychowana w bardzo tradycyjnej rodzinie może przeciwstawić się stereotypom, jeśli ma za wzór wyemancypowaną ciotkę. Jeśli nawet ciotka jest uważana za czarną owcę w rodzinie, to dziewczynka, owszem, dostaje komunikat, że trochę niebezpiecznie jest wychodzić z przypisanej społecznie roli, ale widzi też korzyści i alternatywy. Wzorcem może być nauczycielka, drużynowa, trenerka, siostra zakonna – jakakolwiek osoba, która ma otwartą głowę i potrafi docenić w tej dziewczynce to wszystko, co inni próbują w niej stłamsić. Przypominam sobie pewną facebookową dyskusję, w której ktoś zapytał internautki o to, kiedy zostały feministkami. Wysypał się worek opowieści, które zawsze wiązały się z jakąś osobą. Czasem to była konkretna osoba z bliskiego otoczenia, czasem autorka książki, bohaterka filmu, czasem realna postać historyczna. Ale zawsze to był jakiś model, konkretny przykład na łamanie schematów. Więc jeśli same jesteśmy wyemancypowane, ale żyjemy w konserwatywnym środowisku, to najlepsze, co możemy zrobić dla córki, ale również dla syna – bo zmiana świadomości mężczyzn jest równie ważna – to być sobą i pokazywać im alternatywy. Podsuwać wartościowe filmy, książki, spotykać się z żyjącymi wbrew stereotypom ludźmi. Tylko uświadamiając dzieciom obu płci, że świat jest różnorodny, a nasze role nie są nam z góry narzucone, możemy wychować wolnych ludzi o otwartych umysłach, którzy szanują inne sposoby życia i sami mają odwagę realizować pełnię swojego ludzkiego potencjału – niezależnie od płci, którą wylosowali w genetycznej ruletce.

 

 Z Dr hab. Iwoną Chmurą-Rutkowską – pedagożką i socjolożką z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, naukowo zajmującą się m.in. kwestiami przeciwdziałania przemocy motywowanej stereotypami, edukacją antydyskryminacyjną oraz studiami nad historią edukacji dziewcząt i kobiet. Szefową rady fundacji Ja, Nauczyciel’ka

rozmawiała Magdalena Warchala-Kopeć

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach" „Gazety Wyborczej"10 kwietnia 2021 r.