W szkole mam 12- i 13-letnie dziewczynki, które zostały matkami. Mam dość maczyzmu i rządów powołujących się na Boga

Zacznijmy od podstaw. Opowiesz mi o Jocotenango?

– To miasto na południu Gwatemali. Punkcik na mapie, 9 kilometrów kwadratowych i około 40 tysięcy mieszkańców. Ma ciekawą historię: zostało stworzone 300 lat temu przez rdzennych niewolników, którzy budowali pobliskie miasto Antigua Guatemala, do dziś ważny ośrodek władzy. Dzisiaj Jocotenango to miasto sypialnia, większość mieszkańców pracuje poza jego granicami. Problem polega więc na tym, że dzieci i nastolatki są całymi dniami same.

W latach 80. i 90., w trakcie i po zakończeniu wojny [wojna domowa trwała w latach 1960-96, zginęło 200 tys. ludzi], zaczęły pojawiać się grupy przestępcze zajmujące się przemytem narkotyków, porwaniami, handlem ludźmi. Jako że wśród mieszkańców Antiguy jest wielu konsumentów narkotyków, nam, osobom mieszkającym wokół miasta, przypadła rola pośredników i dystrybutorów. Wobec braku innych perspektyw na rynku pracy zaczęliśmy oswajać tego typu zajęcia. Oswoiliśmy też przemoc jako nieodłączną część życia.

Jocotenango stało się antymodelem rozwoju, miastem, gdzie szerzy się przemoc domowa, narkotyki i alkohol i od dawna jest wielki problem z bezrobociem, który pogłębiła teraz pandemia. A w dodatku miasto gwałtownie się rozrastało kosztem natury. Dziś nie ma praktycznie w okolicy terenów zielonych, rzeki są zanieczyszczone.

Po studiach wróciłeś do Jocotenango i poraziło cię to, co zobaczyłeś: wielu szkolnych kolegów albo nie żyło, albo było w więzieniach.

– Jako nastolatek nie interesowałem się aż tak bardzo otoczeniem, zajmowała mnie przede wszystkim muzyka, bo pozwalała mi nie myśleć o tym, co mam dookoła. Ale kiedy zwróciłem wzrok w stronę domu, to, co zobaczyłem, w ogóle mi się nie spodobało. Zacząłem sobie przypominać wszystko, co widziałem jako dziecko i czego żadne dziecko nie powinno oglądać, a co wtedy – jako że było uznawane za normalne – nie wydało mi się niczym nadzwyczajnym. Zdałem też sobie sprawę, że instytucje, które powinny nas wspierać i chronić, w ogóle tego nie robią. Szkoła jest, ale nie działa. Policja istnieje, ale jest skorumpowana, podobnie jak rząd. Ameryka Łacińska to ziemia wielkich utopii i walk w ich imieniu, oddajemy kult osobom, które uznawane są niemal za bogów rewolucji i lewicy. Ale jeśli te wielkie punkty odniesienia wiążą się z przemocą i śmiercią, to coś z nimi jest nie tak.

Tak pojawił się pomysł, żeby stworzyć przestrzeń dla dzieci i młodzieży, w której moglibyśmy wspólnie pomyśleć o świecie. Nauczyć się rozumieć politykę, radykalizmy, wojny, dyskryminację, nierówności, czyli wszystkie tematy, o których wcześniej nie rozmawialiśmy. A przede wszystkim dać im godność i nadzieję.

Szukałem drogi, w której zbiegałyby się sztuka, działanie społeczne, dialog, szacunek i kreatywność, a także inkluzywność, która polega na tym, że każdy jest mile widziany, bez żadnych pytań i warunków wstępnych.

Zostawiłeś posadę nauczyciela w prywatnej szkole i otworzyłeś garaż rodzinnego domu dla dzieciaków z dzielnicy.

– Od małego miałem problemy z koncentracją. Byłem typowym dzieciakiem usuwanym z klasy za złe zachowanie, nadaktywnym, czasem agresywnym. Dosyć pogubionym. Najlepiej uczyłem się poprzez zabawę i działanie, a moim jedynym ocaleniem była muzyka. Także uniwersytet wydał mi się stratą czasu i ja byłem stratą czasu dla niego. System nie miał mi nic do zaoferowania. Chciałem więc stworzyć miejsce, gdzie dzieci podobne do mnie czułyby się u siebie i miały własną twórczą przestrzeń.

Kiedy otworzyłem drzwi do mojego domu, zaczęły się dziać niesamowite rzeczy, których do dziś nie umiem do końca zrozumieć. Ale dotarł też do mnie cały ból istniejący tam, na zewnątrz, z którego nie zdawałem sobie sprawy.

W twoim garażu narodził się ruch edukacyjny El Patojismo i szkoła, w której dziś uczy się około 400 dzieci.

– Przez pierwsze lata w domu mieszkali wciąż moi rodzice. Oboje dobiegają osiemdziesiątki i nie było im dane odpocząć na emeryturze. Ale to oni wpoili mi troskę o innych. Odkąd pamiętam, przez dom przewijały się tłumy ludzi. Ojciec był nauczycielem i działaczem związkowym, w 1989 roku trafił do więzienia. Matka, chociaż nie jest feministką, od dawna wspiera inne kobiety i broni ich praw. To prawdziwa wojowniczka, moje źródło wiary, że świat jest czuły. Trzy starsze siostry są nauczycielkami, brat jest pisarzem, mieszka w Hiszpanii. Rodzice wychowali nas w miłości i dyscyplinie, w duchu demokracji i wolności.

Ta miłość była głównym powodem, dla którego zdecydowałem się otworzyć dom. Żeby dać innym dzieciakom podobną szansę na rozwój i wzrost. Dziś to, co było ideą, stało się instytucją, w której pracują dziesiątki osób, ale esencja pozostaje ta sama.

„Los patojos” to w gwatemalskim slangu dzieciaki. Na czym polegają wasze metody?

– Po 15 latach pracy przychodzą mi do głowy najprostsze słowa. El Patojismo to po prostu coś, czego wszyscy w życiu szukamy: przestrzeń, w której można się poczuć dobrze i bezpiecznie. Wszystkim nam tego dzisiaj potrzeba.

Chodzi o bardzo proste rzeczy. Zaczęliśmy od zmiany warunków w toaletach. W wielu gwatemalskich szkołach woda była tylko w łazienkach dla nauczycieli, w tych dla dzieci już nie. Tylko w tych dorosłych były drzwi zamykane na klucz. A to są podstawy.

Dziś wiele szkół zaczęło robić to samo: dbają o czyste łazienki, sadzą kwiaty, malują na kolorowo ściany. To ostatnie to nasz znak rozpoznawczy: dbamy o to, żeby przestrzeń była jak najbardziej estetyczna. Bieda to też stan umysłu: poczucie, że jest się niewidzialnym, że nie zasługuje się na nic dobrego ani ładnego. Żeby to zmienić, trzeba stworzyć warunki, które pozwolą dzieciom uwierzyć, że mają prawa, że coś im się należy.

Kiedyś oceniałem gwatemalskie szkoły bardzo krytycznie. Krytykowałem nauczycieli, ale nigdy nie zapytałem, czego im potrzeba, w jakich warunkach pracują. Byłem typowym młodym rewolucjonistą, dla którego wszystko było nie tak.

Dzisiaj wolę koncentrować się na tworzeniu praktyk i konkretnych działań, które mogą posłużyć innym za inspirację.

Sztuka jest dla nas tak samo ważna jak matematyka – mówicie.

– To cytat z Kena Robinsona, ojca kreatywnej edukacji z Wielkiej Brytanii. Nie mówimy nic nowego, ale zaadaptowaliśmy ten pomysł do naszego kontekstu. Muzyka, taniec, literatura to kluczowe elementy, poprzez sztukę najpełniej wyrażamy siebie i emocje. Brzmi banalnie, ale rozwijanie artystycznej ekspresji jest naprawdę ważne z pedagogicznego i psychologicznego punktu widzenia.

Podobnie jak dobre odżywianie.

– Ludzie, zanim zaczną myśleć i działać, muszą jeść. To szczególnie ważne w takim kraju jak Gwatemala, gdzie wskaźniki niedożywienia są bardzo wysokie. Dlatego zaczęliśmy patrzeć na uczestników projektu holistycznie, dbając o ich wyżywienie, regularnie monitorując stan ich zdrowia. Przez kilkanaście lat prowadziliśmy niewielką klinikę. Dziś zastąpiło ją zintegrowane centrum zdrowia i żywienia, w którym wykorzystujemy także tradycyjne metody, ziołolecznictwo. W Gwatemali żyje 20 etni wywodzących się od Majów. Jesteśmy krajem rdzennej ludności, więc liczące tysiące lat procesy i tradycje to dla nas punkt odniesienia.

Naszym marzeniem jest stworzenie modelu, który mógłby być powielany w różnych miejscach nie tylko w Gwatemali, podobnie jak Montessori i szkoła waldorfska. Dobre wyżywienie, troska o zdrowie psychiczne i fizyczne, inkluzywność i różnorodność, jeśli chodzi o tożsamość płciową i seksualną, wolność ekspresji, także cielesnej, kreatywność, ale też dyscyplina – to nasze filary. El Patojismo nie jest organizacją charytatywną, jesteśmy przeciwni budowaniu toksycznych zależności. Stawiamy na pytania, krytyczne myślenie, dyskusje, słuchanie siebie nawzajem. Dzięki temu zniknął problem przemocy szkolnej, dyskryminacji, braku szacunku.

Pytanie, nad którym się głowimy, to jak sprawić, żeby nasze projekty były samowystarczalne finansowo.

To możliwe?

– Próbujemy stworzyć model biznesowy oparty na restauracji i innych usługach związanych z uprawą ziemi i produkcją żywności. Udało nam się nawiązać strategiczną współpracę z urzędem miasta i zagranicznymi partnerami, którzy inwestują – nie sponsorują, ale właśnie inwestują – w nasze działania, bo wierzą, że doprowadzą one do zmian w całej społeczności, także tych o charakterze ekonomicznym. Budujemy kampus, w którym znajdzie się między innymi centrum zatrudnienia dla młodzieży i dorosłych. Będziemy tam rozwijać projekty biznesowe oferujące stabilne zatrudnienie uczestnikom naszych projektów.

W zeszłym roku w samym środku pandemii doczekaliśmy się pierwszego rocznika absolwentów [szkoła działa oficjalnie od 2015 r.]. Udało nam się doprowadzić do tego, że większość z nich znalazła od razu godną pracę, i to w samym środku ciężkiego kryzysu.

No właśnie, jak udaje wam się działać w pandemii?

– Nikt nie wie, jak stawić jej czoło, więc wyobraź sobie, co musi się dziać w tak chaotycznym i zdesperowanym kraju jak Gwatemala. Awangardowe projekty takie jak nasz muszą być dziesięć razy bardziej twórcze niż zwykle, żeby w ogóle przetrwać. Od roku tworzymy więc coraz to nowe strategie na miesiąc, semestr, cały rok szkolny, wspieramy rodziny, dostarczamy im produkty żywnościowe i leki. Kiedy restrykcje zostają poluzowane, zaprzestajemy pomocy humanitarnej, bo to nie nasza rola. Jesteśmy jednak zmuszeni także do takich działań, bo mamy do czynienia z kryzysem humanitarnym i nie możemy tego zignorować.

Co dwa tygodnie rozdajemy drukowane pakiety edukacyjne dla tych, którzy nie mają internetu, a pozostałe dzieci uczymy na odległość. Zdarza się, że nauczyciele prowadzą lekcje bezpośrednio w domach. I wyobraź sobie, że w porównaniu z 2020 rokiem mamy w tym roku więcej uczniów. Nikt nie porzucił szkoły. Kryzys okazał się dla nas szansą.

Jednym z waszych najnowszych i najważniejszych projektów jest stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla dziewczynek i kobiet.

Dlaczego właśnie teraz?

– To miejsce, na którego czele stoi moja wspaniała współpracowniczka Melissa Miranda, powstaje, bo w ostatnich latach mieliśmy w szkole 12-, 13- i 14-letnie dziewczynki, które zostały matkami. Trzy urodziły w tym roku, a więc molestowania doświadczyły już w pandemii. Izolacja i kryzys doprowadziły do wzrostu wielu niepokojących zjawisk, w tym przemocy wobec kobiet i dzieci.

Ma to być dom wyłącznie dla dziewczynek i kobiet, w którym będą mogły poczuć się bezpiecznie, gdzie otrzymają wsparcie psycholożek, pracownic socjalnych, edukatorek, a także pomoc prawną i, jeśli to konieczne, dostęp do bezpiecznej aborcji. Będzie to też przestrzeń do rozmów o maczyzmie i feminizmie, otwarta na seksualną różnorodność i bezpieczna dla osób ze społeczności LGBT. El Patojismo to jedyne miejsce w Jocotenango, które akceptuje osoby w całej ich różnorodności.

W planach jest powołanie do życia kooperatywy kobiet, która pozwoliłaby uczestnikom projektu uzyskać ekonomiczną niezależność.

Gwatemala podobnie jak wiele innych krajów Ameryki Łacińskiej znajduje się w światowej czołówce feminicidios, czyli zabójstw kobiet.

– Zaczynamy od pracy z naszą szkolną społecznością: uczennicami i członkiniami ich rodzin. W pierwszej kolejności otoczyliśmy opieką dziewczynki, które zostały wykorzystane seksualnie, bo to najpilniejsza sprawa. Mamy nadzieję, że nasz dom pomoże im się podnieść, poczuć, że nie są same. Stopniowo będziemy rozszerzać nasze działania na wszystkie uczennice, zajmować się prawami reprodukcyjnymi, przeciwdziałać ubóstwu menstruacyjnemu. Docelowo chcielibyśmy stworzyć klinikę dla kobiet.

Ale to wszystko plany. Nie możemy od razu wziąć na siebie odpowiedzialności, która nas przerasta. Ten projekt – w związku z istniejącym w Gwatemali patriarchatem i maczyzmem – niesie ryzyko. Przeżyłem już trzy próby zamachu. Musiałem się wyprowadzić z Jocotenango.

Dlaczego ktoś chciał zabić dyrektora szkoły?

– Staliśmy się zagrożeniem dla tej pozostającej w ukryciu władzy, o której do końca nie wiadomo, kim jest: czy to narcos, politycy, wielki biznes, czy jeszcze ktoś inny. W każdym razie są to przedstawiciele systemu, któremu zależy na tym, żeby takie kraje jak Gwatemala pozostawały w stanie wiecznego zacofania i podporządkowania. Na poziomie lokalnych społeczności musimy więc tworzyć rozwiązania, które pozwolą krok po kroku budować inną, demokratyczną drogę dla społeczeństwa.

To nie może być łatwe ani bezpieczne w kraju skrajnie religijnym, konserwatywnym, pełnym przesądów i nierówności. Ale w El Patojismo jesteśmy gotowi.

Mam powyżej uszu maczyzmu. My, latynoscy mężczyźni, jesteśmy produktem patriarchalnego systemu. Nieodpowiedzialne byłoby, gdybym teraz zadeklarował, że jestem feministą albo sojusznikiem kobiet, bo to walka, którą wciąż uczę się rozumieć i szanować. Moim zadaniem jest słuchać, współpracować i oduczać się tego, czego zostałem nauczony.

Czy takie myślenie ma szansę przebić się do mainstreamu jak w Argentynie czy Meksyku?

– Naszym nieszczęściem są rządy, które wierzą w Boga, i to w Boga w konstytucji. Potrzebne są zupełnie nowe polityczne figury. A te trzeba zacząć budować na najbardziej lokalnym poziomie.

Jeszcze kilka lat temu byłem wściekły i uważałem, że gniew to najlepsze paliwo dla walki. Jedyne, co mi się udało, to zrujnować zdrowie. Dziś chcę wierzyć, że z naszej bezpiecznej przestrzeni wyłonią się przyszłe liderki, radne, posłanki, ministry, które będą umiały zbudować w Gwatemali prawdziwą demokrację. Tylko tak, wspólnym wysiłkiem i krok po kroku, uda nam się odnaleźć

Z Juanem Pablem Romeremfuentesem, założycielem El Patojismo,

rozmawia Aleksandra Lipczak

Na zdjęciu: Juan Pablo Romeremfuentes
Fot. Tatiana Jachyra

 

Tekst ukazał się w magazynie „Wolna Sobota” „Gazety Wyborczej” 17 kwietnia 2021 r.

 

 

 

 

Kulczyk Foundation wspiera gwatemalską organizację El Patojismo, która walczy z kulturą przemocy i machismo, prowadząc placówkę edukacyjną na rzecz dzieci i nastolatków zagrożonych wykluczeniem. Organizacja zapewnia im jednocześnie dostęp do posiłków, opieki medycznej, zajęć sportowych i artystycznych oraz praktyk zawodowych. Fundacja Dominiki Kulczyk dofinansowała stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla dziewczynek i kobiet, w której otrzymują wsparcie zdrowotne i psychologiczne, jak również edukację menstruacyjną wraz ze środkami higienicznymi i antykoncepcyjnymi oraz szkolenie z przedsiębiorczości.

Więcej o tych działaniach już 18 kwietnia na antenie TVN i na Player.pl w ramach ósmego sezonu „Efektu Domina”.

  • Strona główna
  • Baza wiedzy
  • W szkole mam 12- i 13-letnie dziewczynki, które zostały matkami. Mam dość maczyzmu i rządów powołujących się na Boga