Zmierzę wszechświat linijką

Jak się zdobywa (jako pierwsza Polka) nagrodę Lodewijka Woltjera przyznawaną przez Europejskie Towarzystwo Astronomiczne?

Po prostu próbuje się mierzyć wszechświat.

Linijką?

Problem polega na tym, że mierzenie wszechświata odbywa się za pomocą różnych linijek. A różne metody mierzenia dają trochę inne wyniki. Czyli stoimy przed zagadką: czy to oznacza, że któreś z tych metod nie są dokładne? Może się okazać, że model wszechświata z tzw. stałą kosmologiczną, którą jeszcze wprowadził Albert Einstein, nie zdaje egzaminu. Co by oznaczało, że musimy mieć nową fizykę. Bo fizyka, wbrew pozorom, wcale nie jest czymś stałym. Fizyka (w zasadzie nauka w ogóle) dzieli się na część dobrze ugruntowaną, zawartą w podręcznikach, i tę drugą – najciekawszą dla naukowców – która nie została jeszcze opracowana. Niektórzy pracują czysto teoretycznie, czyli siedzą i się zastanawiają. Ja testuję, obserwując. Stąd pomysł zmierzenia wszechświata. Na wszelki wypadek stosujemy do tych badań koncepcję ciemnej energii, ogólniejszą niż pojęcie stałej kosmologicznej. Ciemna energia może być stała lub może się zmieniać. Przyznaję, że to chwytliwa nazwa, natomiast nie wiadomo, czy ona na pewno się zmienia w czasie. Moje ostatnie prace koncentrują się na tym aspekcie – na jednej z metod, które pozwalają mierzyć tempo ekspansji wszechświata. Dążymy do tego, żeby opracować mapę, jak wszechświat się rozszerza. Musimy tylko znaleźć adekwatną nową linijkę do dokładnych pomiarów.

Czy jest fizyka męska i kobieca? Czy mężczyźni zajmują się siedzeniem i zastanawianiem się, a kobiety wybierają praktyczną obserwację i pomiary, tak jak pani?

Być może coś w tym jest. Ja jednak nie widzę większej różnicy. Wszystko w gruncie rzeczy opiera się na matematyce i równaniach. Natomiast mogą być różnice w stylu pracy. Statystycznie kobiety są mniej przebojowe, mniej się chwalą i dlatego ich pomysły są często cytowane przez mężczyzn, a nie przez nie same. Nie upominają się o to, żeby zaznaczać swoją obecność, pomysły i dorobek naukowy. Kobiety są skromniejsze, co działa na ich niekorzyść.

W ostatnich dyskusjach o kobietach w nauce podkreśla się, że nawet jeżeli jest dużo doktorantek na jakimś kierunku, do stopnia profesorskiego dochodzi ich już o wiele mniej. I tak jest właściwie od lat.

Wspieram młode kobiety nauki, ale cud się nie wydarzy. Sytuacja kobiety naukowca, jeżeli zdecyduje się na dziecko, jest całkiem inna niż mężczyzny. Ba, uważam, że teraz kobietom w nauce jest jeszcze trudniej niż kiedyś pod względem logistycznym. Robienie kariery w nauce polega m.in. na tym, że po ukończeniu studiów i zrobieniu doktoratu w Polsce wyjeżdża się na tzw. postdoc za granicę. Jeżeli kobieta jest w stałym związku, nie może raczej liczyć na to, że mężczyzna dotrzyma jej towarzystwa. Oczywiście, że się to zdarza, np. gdy mężczyzna jest freelancerem. W większości przypadków partner raczej powie: „Nie jadę z tobą. Co będę tam robił? Możesz wziąć dzieci i jechać". Znalezienie pracy dla siebie i dla męża przez trzy lata w jednym kraju, przez trzy lata w następnym jest bardzo wymagające. Nie każdy sobie z tym poradzi.

A jak wyglądała pani kariera?

Przez te wszystkie długie lata miałam dwóch pracodawców, nie jestem więc pracowym „skoczkiem". Zaczęłam jeszcze jako asystentka w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika w 1978 roku. Kiedy próbowałam robić doktorat, słyszałam: „Ale pani się do tego nie nadaje". Wierzył we mnie tylko profesor Bohdan Paczyński. Niestety, zmarł w 2007 roku i nie wie, że dostałam tę nagrodę. To on zauważył, że mam potencjał, i zaproponował mi posadę asystentki. To od niego nauczyłam się, jak się naprawdę robi naukę.

Jak się naprawdę robi naukę?

Powiem pani: na studiach przyswaja się pewną wiedzę, ale przed doktoratem człowiek czuje się zdezorientowany, bo nie wie, co właściwie ma zrobić. Profesor Paczyński pokazał mi: „Jeżeli coś panią zaskakuje, musi się pani dowiedzieć, co się pod tym kryje. Musi pani to najpierw narysować". Siedzieliśmy i rysowaliśmy. Czarne dziury, dyski, pierścienie Saturna… Rysując, myślimy o konsekwencjach obserwacyjnych i czy faktycznie coś, co rysujemy, może istnieć. Jeżeli uznamy, że obrazek wygląda obiecująco, zaczynamy tworzyć równania, które potrafią to opisać. Liczymy dokładnie, co powinno być widać podczas obserwacji obiektu. Jeżeli obliczenia nie pasują – wracamy do obrazka i go modyfikujemy. Często trzeba zrobić bardzo skomplikowane obliczenia numeryczne, aby wyniki były dokładne.

Gdyby nie było profesora Paczyńskiego, jak zdołałaby pani przekonać świat, że za kilka dekad będzie pani wynajdywała nowe narzędzia do mierzenia wszechświata?

Myślę, że nie udałoby mi się to. Poszłabym pracować do wydawnictwa naukowego. I może tam pracowałabym do emerytury. Ja właśnie po tym braku wsparcia na uczelni zaczęłam pracować w wydawnictwie Wiedza Powszechna. Myślałam, że tak już zostanie, że w świecie naukowym nie mam żadnych szans. Ale chodziłam wciąż na wykłady z astrofizyki, które prowadził profesor Paczyński. Dostrzegł, że robię notatki. Poprosił, żebym je spisała – w ten sposób będziemy mieli artykuł prawie naukowy. Spisałam notatki, ale po swojemu i właściwie przyniosłam mu swoją koncepcję wykładu. Powiedział: „To nie jest mój wykład, niech pani to podpisze swoim nazwiskiem i wyśle do »Postępów Astronomii«. Ale w takim razie – może pani wróci na uczelnię?". Gdyby nie ten gest z jego strony, nie walczyłabym o siebie, ponieważ nie miałabym motywacji. Trudno ją znaleźć, jak się ma 25 lat, nie umie się jeszcze samodzielnie pracować naukowo, a dokoła mówią ci, że się nie nadajesz.

Widzi pani w swoich doktorantkach 25-letnie Bożenki sprzed lat?

Na pewno nikomu nie mówię, że się do niczego nie nadaje. Zwracam uwagę, że nie każdy ma talent w tym samym kierunku. Astronomia jest wspaniałą dziedziną, w której przydają się różne talenty. Ktoś może mieć zdolności w kierunku pracy z dużymi bazami danych. Są ludzie z predyspozycjami do pracy teoretycznej, którzy mogą pracować nad interesującym ich tematem. Niektóre osoby uwielbiają pracować w dużych grupach i takie właśnie grupy także działają w astronomicznym świecie – liczą sto czy nawet tysiąc osób. W astronomii zawsze trzeba zwracać uwagę na swoje predyspozycje i wykorzystać je najlepiej. Obecnie w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN szukamy młodych badaczek i badaczy do zespołów naukowych, zachęcam do aplikowania.

Czy jako nastolatka wiedziała pani, że fizyka będzie pani przyszłością?

Czy uwierzy pani, że moi nauczyciele fizyki robili wszystko, żeby mnie do niej zniechęcić? Przez czysty przypadek w szkole średniej wpadła mi w ręce popularnonaukowa książka „Mister Tompkins w krainie czarów". Absolutnie fascynująca. Pokazała mi, że fizyka naprawdę dotyka rzeczy ważnych. Zainteresowałam się wtedy pojęciem czasu i przestrzeni. Zafrapowało mnie, że czas płynie do przodu, a w przestrzeni można sobie pójść w lewo, w prawo, do przodu, do tyłu. W ogólnej teorii względności właściwie te rzeczy się mieszają i czasami jest tak, że w czasie można iść do tyłu, a w przestrzeni tylko do przodu. Myślałam: pójdę na fizykę, to na studiach się dowiem, jak to jest naprawdę z tym czasem i przestrzenią. Potem się okazało, że moi profesorowie odpowiadają na to tylko równaniami, bo sami nie wiedzą, jak to z tym czasem i przestrzenią jest. W końcu poświęciłam się astrofizyce.

Patrzy pani w niebo czasami bez świadomości równań, astrofizyki? Ot tak po prostu, romantycznie?

Rzadko. Wtedy na niebie rozpoznaję tylko świetnie Oriona, Wielki Wóz i parę innych obiektów.

Zawodowo od ponad 10 lat regularnie prowadzę obserwacje w Południowej Afryce za pomocą teleskopu SAT. Obserwuję kwazary, czyli jedne z najjaśniejszych obiektów we wszechświecie. Właściwie nawet nie widzę tego teleskopu, zlecam obserwację, trwają one trzy kwadranse każda.

Dlaczego kwazary są dla pani takie ważne?

W jakimś sensie kwazary są ważne dla nas wszystkich. Każda galaktyka musi przechodzić przez etap młodzieńczy i jej aktywność obserwujemy w formie kwazara. To jest dosyć krótki etap, ale zarazem niezwykle ważny dla jej całego życia. Wtedy tworzy się najwięcej gwiazd. Niepotrzebna materia spływa wtedy do centrum, jednocześnie czarna dziura rośnie. Jeżeli urośnie za dużo, tempo spływania materii będzie bardzo duże – w takim momencie gwiazdy przestają się rodzić. Galaktyka później zastyga. W tej chwili nie mamy kwazara w najbliższej okolicy.

Wierzy pani w życie w innych galaktykach?

Trudno mi to jednoznacznie orzec. Z jednej strony wszechświat jest ogromny: sto miliardów galaktyk, a w każdej sto miliardów gwiazd. Wydaje się, że możliwości rozwoju tego życia jest dużo. A z drugiej strony wszechświat, kiedy się go obserwuje, jest niesłychanie pusty. Oczywiście, odległości między gwiazdami są dużo większe niż sama gwiazda. Odległości między galaktykami także są spore. Atomy też są jakby puste – tylko maleńkie jądra atomowe i wokół elektrony. Miliardy gwiazd i miliardy możliwości powstawania życia, miliardy wszechświatów i ten nasz, prywatny, tylko dla nas – też tak mogło się zdarzyć. Możliwe, że jest więcej wszechświatów, nie wiemy. Trzeba się rozglądać. Ciągle jestem optymistką – przecież jeszcze 200 lat temu nawet nie wiedzieliśmy, że są inne galaktyki. Teraz widzimy nasz wszechświat dokładnie do końca. Mamy świadomość, że siedzimy w bąblu mikrofalowego promieniowania tła. To, co teraz mamy do zrobienia, to przyjrzeć się dokładnie, czy ten bąbel jest równy. Może się gdzieś zakrzywia? Może jest nierówny? Mam wrażenie, że jako Ziemianie robimy swoistą inwentaryzację naszego wszechświata. Jeszcze niekompletną, jeszcze to trochę potrwa. Ale za pomocą fal grawitacyjnych można będzie zajrzeć głębiej niż dotychczas. Nie wykluczam, że okaże się: bąbel, w którym mieszkamy, nie jest taki równy. Ba, może zobaczymy ślady interakcji tego bąbla z innym bąblem. Wtedy to będzie znaczyło, że może otwierają się całkiem nowe możliwości.

Co jest pani olśnieniem w fizyce ostatnich lat?

Najważniejsza jest nierozwiązana zagadka, czyli ciemna energia. To jest nowe. Dla mnie najbardziej pasjonujący jest model kwazara, który opracowałam 11 lat temu. To stosunkowo nowa propozycja, jeszcze nie wszyscy są do niej przekonani. Ten model – upraszczając – polega na tym, że kwazar, mający w środku czarną dziurę, wytwarza na otaczającej ją dyskowej materii coś w rodzaju burzy piaskowej. To mój autorski pomysł. Wygląda to bardzo spektakularnie, bo materia świeci bardzo charakterystycznym światłem powstającym właśnie w wyniku podświetlania burzy piaskowej. Liczę na to, że przekonam więcej osób do słuszności tego modelu. Chociaż część ludzi, którzy pracują w tej tematyce dużo dłużej, powtarza: „To nie może być takie proste". Wiadomo, że są to mężczyźni, w związku z tym część z nich po prostu mnie nie cytuje.

Zazdroszczą?

Może. Pocieszam się tym, że im młodsi mężczyźni, tym częściej mnie cytują, dlatego wierzę, że idzie zmiana pokoleniowa w nauce – bardziej prokobieca.

 

Autorka: Krystyna Romanowska

Ilustracja: Marta Frej

Tekst opublikowany na wysokieobcasy.pl 14 maja 2022 r.